RAP AROUND THE WORLD

Ta strona poświęcona jest rapowi z całego świata. W hip hopie siedzę ponad 25 lat, zbieram płyty i nie ściągam ich z netu - chyba, że są to nielegale. Moja kolekcja płyt sięga ponad 15.000 sztuk - muszę chyba kupić większe mieszkanie, aby jeden pokój przeznaczyć TYLKO na płyty CD :) Nie spodziewaj się linków z downloadem - na pewno gdzieś sobie daną płytę znajdziesz - nie tu. I nie spodziewaj się też wielu nowości - ostatnio hip hop śmierdzi. Spodziewaj się za to recenzji rapu z ponad 100 krajów, albumów takich bardziej znanych i takich, o których słyszysz po raz pierwszy - może po taką płytę sięgniesz? Zapraszam na podróż po świecie hip hopu.
## Na dole dodałem flagi, żeby łatwiej było znaleźć coś z odpowiedniego kraju :)

niedziela, 30 grudnia 2012

EVERY NEGATIVE ENVIROMENT MANIPULATES YOUR MIND - E.N.E.M.Y. MINDZ

Lyons Gate 1997

1. Lyons Gate Intro
2. Speedy’s Speaks
3. Roll My Sleeves Up
4. Boriquia Girls
5. Emcee Of The Year
6. Speedy
7. Mind On My Money   feat. BUDDHA MONK
8. Speedy
9. Shoot Tha Gift
10. Fuckin’ With Those Skinz
11. Hip-Hop R.I.P. 1997?
12. Speedy
13. Make Money
14. Speedy
15. Mind Of A Enemy (Enemy Mindz)
16. On And On
17. 98.6 And Rising
18. Speedy
19. Fuckin’ Wit Those Skinz (Remix)
20. Speedy & Ezd Outro

    Jeśli będziesz szukać informacji o tym zespole, to wiele nie znajdziesz. Kalifornijska grupa, częściowo związana z obocznościami Wu Tang (ale bez przesady), w 1997 wydała swój debiutancki album, który... przeszedł praktycznie bez echa. Następna była epka i crew zeszło już zupełnie do podziemia.
    Jay Dixon i DJ Black stawiają, jak się łatwo domyśleć, raczej na hardkor, niż cukierkowe granie. Mocne, bumbapowe perkusje, oszczędne sample, dość standardowo pocięte: wiadomo: pianinka i trąbki, trochę cutów i mamy obraz podziemnego grania z lat '90. W zasadzie każdy podkład można podciągnąć pod ten sam schemat, bo producenci nie są bynajmniej osobami odkrywczymi Pomimo, że grupa jest z Kaliforni, brzmi jak żywcem wyjęta z bloków Bronx'u. Na pewno znajdzie się wielu fanów rapu, którym ten styl: surowy i twardy - będzie się podobał.
     Dwóch młodych emce: jeden o głosie szczawika, trochę kojarzy się z Shyheim'em, drugi zaś to jeden z licznych przedstawicieli latynoamerykańskiej emigracji w Słonecznym Stanie. Żadnemu z nich wiele nie można zarzucić, bo płyną po bicie całkiem nieźle, a ich teksty do płytkich również nie należą. Oprócz ulicznego życia, tematyką jest również bragga i wściekłe pancze - zresztą obie kwestie bardzo się tu przenikają i w zasadzie jedno z drugim jest bez mała tożsame. Członkowie odwołują się tym samym do korzeni, krzycząc, że hip hop umiera (już w 1997 roku!) i że wszystko to pedalstwo. Prorocy normalnie. Poza tym, płyta poprzetykana jest mnóstwem króciutkich skitów, więc z 20 traków, robi nam się zaledwie 11 pełnoprawnych kawałków. Jedynym gościem na płycie jest Buddha Monk, który nie odmawia featuringów chyba nikomu, nawet za darmo, więc może to był jedyny członek Wu (drugiej ligi), który się zgodził... Nie wiem, zresztą, nie ważne.
    Płyta jest bardzo równa, ciężko pokazać jakieś szczególnie świetne kawałki, ciężko wskazać również te słabiutkie - wszystko w granicach, które określiłbym jako 'średnia podziemna' - czyli całkiem porządny album, bez fajerwerków. Na pewno spodoba się fanom brzmienia Złotej Ery, brzmienia spod znaku Wu i okoliczności oraz fanom hardkoru.

OCENA: 4-\6


piątek, 21 grudnia 2012

FLO'OLOGY - FLOETRY

Geffen 2005

1. Blessed 2 Have
2. Supastar    feat. COMMON
3. Closer
4. My Apology
5. Let Me In
6. Lay Down
7. Feelings
8. Sometimes You Make Me Smile
9. I'll Die
10. Imagination
11. I Want You

     Marsha Ambrosius 'the Songstress' i Natalie Stewart 'the Floacist' narobiły tyle szumu swoją pierwszą płytą w Stanach i Europie, że oczekiwania po trzecim krążku (wcześniej wyszedł jeszcze jeden, 'na żywo') były ogromne. Floetry nie prezentują typowego hip hopu, tworzyły raczej muzykę, którą ochrzczono neosoul. Śpiewają, rymują - coś jak unowocześniony New Jack Swing sprzed 10 lat.
    Produkcją zajęły się same - w końcu to absolwentki wyższej szkoły muzycznej, ale miały pomoc od wielu mniej lub bardziej znanych producentów i muzyków na żywo. W nagraniu płyty brali udział Scott Storch, Raphael Saadiq, Bobby Ozuna, Keith Pelzer, Darren Henson i wielu, wielu innych. Dzięki czemu otzymujemy bardzo soulową muzykę z wieloma hip hopowymi wstawkami, chociaż, jeśli miałbym wskazać, ile jest rapu w Floetry, to byłoby to może 35%. Dziewczyny stawiały bardziej na duszę (soul), niż ciało, zatem przede wszystkim będzie to płyta dla kobiet.
    Ale nie tylko, bo przecież są tu traki, gdzie występuje np. Common na traku od Scott'a Storch'a i jest to czystej wody hip hop. Fakt, że takich piosenek jest tu niewiele, ale jeśli już są, to dobre. Poza tym dziewczyny mają naprawdę piękne głosy i nic dziwnego, że Marsha wylądowała u Dr. Dre w wytwórni i ma featuringi z dziesiątkami znanych osób. Jednak nie oszukujmy się - to płyta bardziej do łóżka, niż słuchania na słuchawkach, kiedy idziesz po mieście. Tematyka również  bardziej nastraja na akcje pościelowe we dwoje, niż na szwendanie się po ulicy.
    Jakkolwiek nie jestem fanem rozlazłego grania i soulowych przyśpiewek, to muszę oddać honor dziewczynom, bo są uzdolnione potężnie. A płyta? Jest... ciekawa. Grzechem byłoby napisać, że jest słaba - po prostu nie musi wszystkim fanom hip hopu przypaść do gustu.  

OCENA: 4-\6


środa, 19 grudnia 2012

FROM DA ROOTA TO DA TOOTA - FIELD MOB

MCA 2002

1. K A N   
2. Nothing 2 Lose   feat. SLEEPY BROWN, SLIMM CALHOUN
3. Don't Want No Problems 
4. Bitter Broads (Interlude) 
5. Sick of Being Lonely   feat. TORICA
6. Where R U Going   feat. JOI
7. It's Hell    feat. OLE-E
8. Converhation (Skit)
9. Haters    feat. TRICK DADDY
10. Hit it for Free    feat. MR. KANE
11. Kuntry Cooking (Skit) 
12. Betty Rocker 
13. Cut Loose 
14. All I Know    feat. CEE-LO GREEN
15. Sick of Being Lonely (Dirty South Mix)   feat. TRINA, TORICA

    Jestem średnim fanem rapu południowego, ale są zespoły, które rozkładają mnie swoim stylem i uwielbiam ich płyty. Shawn Jay i Smoke z Field Mob robią taki korzenny, wsiowy rap. 'From Da Roota To Da Toota' wyszło dwa lata po ich debiucie '613: Ashy To Classy', który narobił sporo szumu, nie tylko na południu, ale w ogóle oczy amerykańskiej (i nie tylko) społeczności rapowej zwróciły się w kierunku wsiowych klimatów stanu Georgia.
    Niekoniecznie trzeba znać producentów płyty: to JD. Lakes, Jazze Pha, Marques Darling, E-Bo, Guy Wes - ale i tak chuj one komukolwiek powiedzą - no, poza Jazze Pha, który zrobił tyle hitów, że byłbyś w szoku, ile z nich znasz... Jaką muzykę mogą pompować chłopaki z południowych wsi Stanów? Naturalnie, że typowo południową. Nie mówię tu naturalnie o plastikowych klawiszach rodem z No Limit, ale prawdziwie południowym rapie: głębokich basach, ciężkim funku i chórkach. Domyślam się, że większość ludzi nie odróżnia crunk od bass music, czy southern raps albo nie widzi różnicy między No Limit, Cash Money Millionaires, a 9th Ward, ale... Różnica jest i tu mamy właśnie południowe granie. Dodam, że bardzo przyjemne.
    Obaj emce mają dość specyficzne podejście do majka. Ich flow i styl są przez to bardzo łatwo rozpoznawalne i wyraźnie słychać, że to Field Mob jadą (czy raczej płyną) po bitach. A płyną na różne tematy, najczęściej społeczne, odnoszące się do sytuacji Czarnych w USA - nie tylko teraz, ale i za czasów niewolnictwa. 'Nothing 2 lose' to swego rodzaju rozprawa z 'czarną' (jakie to dwuznaczne!) historią afrykańskiej ludności na amerykańskim gruncie. Ale nie tylko to: narkotyki, bieda, , tzw. 'black on black crime' to standardowe tematy, poruszane przez chłopaków. I wprawdzie największym hitem z płyty był 'Sick of being lonely' (prod. właśnie Jazze Pha!), to są tu dużo lepsze kawałki, niż singlowa komercja. Niezłe, bujające podkłady i dowcipne i inteligentne teksty: np. 'Hit it for free, 'Haters'.
    Grupa Field Mob jest w Polsce nieco przespana, chociaż drugiej strony zdaję sobie sprawę, że mało tu fanów południowego grania. Nie szkodzi, płytę warto sprawdzić tak, czy siak. Nie jest szczególnym majstersztykiem, jest po prostu dość porządną płyta z południa - choć ja wolę ich inne wydawnictwa.        

OCENA: 4-\6


wtorek, 18 grudnia 2012

LO DOWN & DIRTY - THIRSTIN HOWL III & RACK LO

Class A 2006

1. Lo Life Founders
2. 2 L's Up
3. Popo Comin
4. Lo Down & Dirty
5. City Slicking feat. JUICY
6. Thirsty, Thirsty
7. Story To Tell
8. Jump   feat. FI LO
9. Connect   feat. RICHIE BALANCE
10. Too Hot
11. The Meeahh   feat. LO WIFE
12. 5 Finger Discount   feat. CLINIC

    Wprawdzie Thirstin Howl III w momencie płyty był już całkiem znany - wszak wydał 7 solowych płyt i wygrał miesiąc w Unsigned Hype w The Source - tak jak Eminem, czy Notoriuos B.I.G., jednak to jest jego debiut - tym razem w duecie wraz z członkiem swojego Skillionaire Ent. Rack-Lo.
    Owo Skillionaire zrzesza całe mnóstwo osób, zgromadzonych wokół Howl'a i Skilligan Island. Zresztą, tu wszystko kręci się wokół skillsów. Producenci też mają skills. Stricknine, Datsun, Sammsonite i Anger Bangers robią same bangery, ale zawsze nie wychodząc poza ramy klasycznego brzmienia. Po prostu dają mocarne perkusje i agresywne, hałaśliwe sample, które atakują Twoje uszy kaskadą dźwięków. To taki brud, zeskrobany prosto z chodnika na Brooklynie i pierdolnięty na podkład. Trąby rzężą, wokale wyją na uptempo, gitary brzęczą - pozorny chaos. Ale przyznać trzeba, że to brzmi.
    Thirstin ma flow, który sieka Cię jak siekierą i swoim nosowym głosem potrafi opowiadać takie absurdalne historie w temacie jakiejkolwiek kradzieży, obcowania z pannami albo rymów bitewnych - w których jest mistrzem, że czasem nie wiadomo, czy on się wydurnia, czy on tak na poważnie. Sprawdźcie 'Story to tell'... albo którykolwiek inny trak. Trochę z tyłu zostaje Rack-Lo, który choć nie należy do słabych emce, zostaje nieco z tyłu, bo nie ma takiej umiejętności miażdżenia tekstami, jak TH III. Do tego goście, w większości, należą również do obozu Thirstina. Spoza crew znaleźli się tu Juice z Holandii i Clinic z Australii - w sumie płyta została wydana właśnie w Australii. Pierwsza amerykańska płyta, nakładem wytwórni z Down Under!
    Jak zwykle, Thirstin pokazał to, czego po nim się oczekuje - szalony dowcip, styl i konkretna muza. Płyta na pewno spodoba się fanom nowojorskiego klasyku i tym, którzy lubią zgryźliwe i obrazoburcze porównania, a także abstrakcyjne poczucie humoru. Świetne.

OCENA: 5\6


poniedziałek, 17 grudnia 2012

THE REAL DON - LORD KOSSITY

Naive 2001

1. Pum pum
2. Pas dans ça 
3. J'fais mes valises   feat.  SUPA JOHN, SUNKOM
4. A who dat
5. Hornet
6. Good body gal (remix)
7. Lordko megamix
8. Ruff and tuff    feat. DADDY MORY
9. Dancehall queen
10. Joue pas    feat. SUPA JOHN
11. J'kiffe ton bumpa
12. Bling bling        feat.SUPA JOHN
13. L'heure est grave    feat. SOUNDKAIL
14. Hello      feat. MATINDA, KULU GANJA
15. Téléphone
16. Je fly
17. Corps et âme

    Lord Kossity ma podobną estymę we francuskim świecie reggae, co Sean Paul albo wręcz Shabba Ranks. Świat poznał go, kiedy występował w kultowej grupie Supreme NTM, natomiast od 2000 roku Kossity atakuje solo i każdy album to bomba. 'The Real Don' to jego druga solówka (w zasadzie trzecia, ale debiut jest co najmniej słabo osiągalny), przyjęta z dużym entuzjazmem na całym świecie.
    Vincent Stora, C. Fuentes, Cell Block, Dannie Brownie, Tuff Gong, Black Door, Mercredi9, M7 Music - jeśli ktoś interesuje się ragga, to będzie wiedział, że ta parysko-jamajska mieszanka producentów zapewni doskonały wajb. Jeśli ich nie znasz, włącz po prostu płytę, wszystko stanie się jasne. Energetyczne riddimy, głębokie basy brzmią jak żywcem wyjęte z Karaibów, a nie z serca Europy. Zresztą, słychać tu również wyraźnie korzenie Kossity'ego, bo te szybkie tempo podkładów przywodzi na myśl (jeśli ktoś kiedyś to słyszał, oczywiście)imprezową muzykę zouk, rodem z Martyniki, skąd właśnie pochodzi Lord. Muzyka to zatem bomba, przy której ciężko usiedzieć w miejscu.
    Lord to bezsprzecznie karaibskie dziecko - miesza francuski, jamajską odmianę angielskiego i wrzuca jakieś kreolskie słowa, których normalni ludzie kompletnie nie rozumieją... Nie szkodzi. Chropowaty głos, wspaniała technika - Kossity skacze po werblach jak na sprężynach, przy czym nie zamula, jak niektórzy jamajscy gwiazdorzy, tylko płynie po bitach bardzo luźno i z różnym natężeniem. Goście, którzy zostali zaproszeni do nagrania albumu, to przede wszystkim również mieszanka raggowa z Francji rodem z Karaibów - no, może z wyjątkiem białej połowy zespołu Soundkail :) Co może być tematyką raggowych kawałków? Panienki, boasting i bragga oraz drogi sprzęt i biżuteria. Nie szkodzi, brzmi to świetnie!
    Najlepiej o tej płycie świadczy, że nawet na Antylach zdobyła sobie popularność, a w Europie otrzymała kilka nagród - nie tych komercyjnych, tylko muzycznych przez wielkie M. Świetna płyta, choć nie najlepsza od Lorda.

OCENA: 5-\6


piątek, 14 grudnia 2012

NORMAL MAGIC - SKILL MEGA

Flash Fry \ Asfalt 2007

1. Normal Magic
2. Throw Your Hands Up   feat. RUP THE CNUT
3. Don't Look Down
4. Skill Mega Disco   feat. AMANDA STEVENS
5. Let Me Down
6. Rod Mega
7. Breathe In (No Boundaries)
8. Lateshift
9. My Spot   feat. AMANDA STEVENS
10. Giving Up the World
11. Gardening (remix)

    Dan Fresh, Reps i DJ Rod Dixon z Londynu znaleźli sobie producenta w... Polsce. W dzisiejszych czasach to już nic dziwnego, widziałem kolaboracje słoweńsko-brytyjskie, amerykańsko-serbskie, włosko-niemieckie, to czemu nie polsko-angielskie?
    No właśnie, czemu brytyjska płyta nie miałaby być wyprodukowana w całości przez Ostrego? Tym bardziej, że jest on bardzo dobrym producentem i zrobił dla Londyńczyków bardzo smaczne bity. Typowo klasyczne, bujające podkłady z mnogością funkowych sampli, które doskonale pasują do klimatu płyty. Do tego łeb urywają wściekłe skrecze DJ Roda Dixona i generalnie mamy tutaj fantastyczny klimat prawdziwego, szczerego hip hopu. Płyta jest spójna, Ostry nie eksperymentuje i nie ma odjazdów w stronę żadnych nuschooli, tylko jedzie ze stricte klasycznymi klimatami, co ogólnej produkcji robi bardzo dobrze.
    Dan i Reps również nie silą się na wynalezienie nowej metody rymu. Mówią o zwykłej codzienności, która ich otacza, o magii normalności. A że robią to w niezwykle przyjemny sposób, bo mają skillsy i bardzo pasują im podkłady Ostrego - dzięki czemu my również mamy sporą frajdę ze słuchania ich historii z życia codziennego. Czasem opowiastki wzbogacane są słowiczym śpiewem Amadny Stevens, w jednym kawałku atakuje mikrofon Rup, chłopak swego czasu okrzyknięty nadzieją brytyjskiej sceny rap (a nie grajm), który jednak nieco przepadł w ciągu ostatnich kilku lat.
    Całość robi niezwykle pozytywne wrażenie - od ciepłych, funkujących bitów, do umiejętności emce i samej zawartości lirycznej. To pigułka dla ludzi zmęczonych typowo garazowym, brytyjskim graniem i woleliby posłuchać czegoś klasycznego w angielskim wydaniu. A że z polską nutą... Tym lepiej!

OCENA: 5-\6 


środa, 12 grudnia 2012

LET THE RHYTHM HIT'EM - ERIC B & RAKIM

MCA 1990

1. Let the Rhythm Hit ‘Em
2. No Omega
3. In the Ghetto
4. Step Back
5. Eric B. Made My Day
6. Run For Cover
7. Untouchables
8. Mahogany
9. Keep ‘Em Eager to Listen
10. Set ‘Em Straight
11. Let The Rhythm Hit ‘Em (Mark 45's Remix)

    Potrzebujesz klasyki w zalewie dzisiejszej tandety od chłopców w fioletowych rurkach? Bang! Oto bóg mikrofonu Rakim, wraz ze swoim wieloletnim towarzyszem Eric'iem B wydają swój trzeci album. Odniósł on najmniejszy w sumie sukces komercyjny, ale nadal był to jeden z pierwszych albumów, które dostały 5 mikrofonów od magazynu The Source, a, wierzcie mi, to był wówczas czyn nie lada i powód do chwały.
    Album nie odniósł sukcesu, ponieważ produkcja na płycie była przestarzała i zbyt minimalistyczna. Odpowiedzialni są za nią oczywiście Eric B, ale także Large Professor oraz jego, nieżyjący już w momencie wydania płyty, protegowany Paul C. No i mamy tu remix od DJ Mark 45 King. Dziś nikt nie zauważy różnicy i powie, że muza i tak jest przestarzała, ale pamiętajmy, że album wyszedł po (lub w okolicy wydania) takich kamieniach milowych, jak 'De La Soul Is Dead', 'Business As Usual' EPMD, 'One For All' Brand Nubian, 'Mama Said Knock You Out' LL COool J, czy chociażby 'Taste Of The Chocolate' Big Daddy Kane'a i przy nich rzeczywiście mógł brzmieć 'oszczędnie'. Ale surowość brzmienia wcale nie musi oznaczać, że to słaby album! Mocarne perkusje wraz z funkowymi loopami wraz z lawiną skreczy Eric'a B (sprawdź 'Eric B made my day') to klasyka najczystszej wody.
    Krytykowano rónież Rakima (Boga? Jak można?), że trochę pogubił się w tym wszystkim i zbytnio uwierzył w swoją boskość: ale wersy np. 'I'm untouchable \ You see me in 3-D \ When I let the rhythm hit another M.C. \ Lyrics made of lead \ Enters your head \ Then eruptions of a mass production \ Will spread when \ Music is louder \ Full of gunpower' pokazują duże umiejętności w bitewnych rymach. Zresztą, cała płyta jest o czystej hip hopowej zajawce, jak to się u nas mawiało. Same bitewne wersy i tylko jeden trak społecznie zaangażowany 'In the ghetto' pewnie miały jednak wpływ na to, że Rakim wyszedł nieco pyszałkowato, ale, nie oszukujmy się, miał powody.
       Co by nie mówić, jest to album wybitnie klasyczny, bardzo spójny, kipiący wręcz pasją rymowania. Czas pokazał, że 'Let The Rhythm Hit'Em' wcale nie jest najgorszą płytą Rakima, a równie doskonałą, co pozostałe. Przy tym płytą, która przetrwała próbę czasu, bo do dziś dnia brzmi bardzo dobrze. Klasyk. Mistrz.

OCENA: 5+\6


wtorek, 11 grudnia 2012

RISE UP - ZEPH & AZEEM

Om 2007

1. Rise Up    feat. LUV FYAH
2. Ten Steps Ahead
3. Come One Come All
4. That Type Of Music
5. Ay Mami
6. Here Comes The Judge
7. Bonus Beats
8. Kush In The Bush (Interlude)
9. Time To Wake Up    feat. JOYO VELARDE, TONY MOSES
10. Alpha Zeta
11. Play The Drum
12. Everything’s Different feat. TUT, DJ TEEKO
13. Make Your Brain Swing
14. Last Call (Interlude)
15. One Moor Time

    San Francisco raczej nie kojarzy się z klasyczną hip hopową muzyką, raczej g-funkiem i brzmieniami bardziej funkowymi, ale ten duet, nagrywającej dla, w sumie już kultowej, wytwórni Om Records, to jak powiew świeżej bryzy (zefiru?) znad oceanu, prosto w skostniałe płuca SF. 
    DJ Zeph ma patent na świeżutkie podkłady, w których niezwykle umiejętnie wiąże oldskulowe breakbeaty, jazzowe sample, jamajskie riddimy i eksperymentalny rap. To nie jest Twoja pierwsza lepsza płyta, ten Białas zna się na rzeczy. Pulsujące rytmy rodem z Karaibów na staroszkolnych perkusjach to zdecydowanie uczta dla uszu fanów rapu. Warto sprawdzić genialny trak 'Play the drum', ale to nie jest jedyny świetny kawałek. Do tego Zeph jest również DJ za kołami i ozdabia swoje bity niezłą dawką skreczy. Uczta, powiadam.
     Azeem nie odstaje wcale od produkcji, doskonale pasuje do wizji Zeph'a. Ma wystarczające skillsy do zniszczenia majka w każdym kawałku, a do tego teksty, które potrafią przykuć do głośnika tak, że 50 minut z 'Rise Up' mija bardzo szybko. Do tego goście uzupełniający wizję muzycznego misz-maszu: przede wszystkim toastujący Luv Fyah i wyborny Tut (sprawdź ten styl!). Uffff!
    Tak niewiele osób kojarzy tę płytę, a to pieprzony majstersztyk, bez dwóch zdań. Geniusz muzyczny Zeph'a i umiejętności Azeem'a tworzą niezapomniany klimat, obcy w sumie nie tylko dla San Francisco, ale i dla innych części świata. Może tylko nie jest to obce dla... Om Recordings, bo z tym labelem zazwyczaj udasz się w wyborną podróż po świecie muzyki. Bo to coś więcej niż zwyczajny hip hop z podwórka. To 'makes your brain swing'.

OCENA: 6-\6


poniedziałek, 10 grudnia 2012

A L'OMBRE DU SHOW BUSINESS - KERY JAMES

Up Music 2008

1. Le Combat Continue III  
2. En Sang Ble
3. L'Impasse    feat. BENE
4. Ghetto      feat. J-MI SISSOKO
5. Pleure En Silence
6. Foolek   feat. BLACK VNER
8. Encore     feat. CHAUNCEY BLACK
7. Banlieusards  
9. Laisse Nous Croire    feat. KANYA SAMET
10. Egotripes (Intro)
11. Egotripes     feat.  DRY
12. Je M'Écris   feat. GRAND CORPS MALADE, ZAHO
13. Vrai Peura
14. Après La Pluie   feat. ZAP MAMA
15. X & Y  
16. Thug love     feat. VITAA
17. A L'Ombre Du Show Business    feat. CHARLES AZNAVOUR


           Chociaż francuski rap cieszy się u nas w kraju zasłużoną popularnością, Kery James nie należy do najpopularniejszych wykonawców z tego kraju. Ten pochodzący z Gwadelupy rapper, tancerz, producent i Bóg sam wie, kto jeszcze, jakiś czas temu występował w grupach Ideal J i Mafia K'1, ale od 10 już lat występuje sam. 'A L'Ombre Du Show Business' jest jego czwartym albumem solowym, którym podbił publiczność francuską.
           Kery sam jest producentem, więc chyba najlepiej wie, jakie podkłady powinien zrobić dla siebie. Nie da się ukryć, że jest to produkcja nowoczesna, ale grajmów nie należy się spodziewać. Jest trochę elektroniki, ale i nieco brzmienia klasycznego, taki nuskool w bardzo porządnym wydaniu. niemniej jednak zdarzają się takie ambitno-rozlazłe wpadki, które ma się ochotę skipnąć.
           Kery James ma ustaloną pozycję na scenie francuskiej, nie tylko w społeczności hip hopowej, ale i w całym biznesie muzycznym. Złośliwi mogą twierdzić, że wywalczył to sobie duetem z jednym z najsłynniejszych szansonistów francuskich, Charlesem Aznavour'em - to coś, jak zaprosić na płytę Jerzego Połomskiego - niezwykle karkołomne połączenie, które może Cię wynieść albo pogrzebać. James'owi się udało. Zwrócono na niego uwagę również ze względu na jego zaangażowane politycznie i społecznie teksty. Kery jest muzułmaninem, ale nie z tych, którzy będą wysadzać Twoje przedszkole i palić Biblię, ale takim, który będzie z dużą dozą rozsądku promować własne przekonania i nawoływać do pokoju. Do tego dobrał sobie świetnych gości, zarówno śpiewających, rapujących, jak i toastujących i cała płyta to prawie nieustający banger z mieszanką stylów.
           Tak, pod koniec trafiają się zamuły, ale nadal  jest to świetna płyta, na pewno jedna z najciekawszych z szuflady Francja '08. Dla fanów rapu francuskiego smaczny (choć pewnie znany) kąsek, dla innych - doskonała porcja francusczyzny w karaibskim sosie. 

OCENA: 4+\6


wtorek, 4 grudnia 2012

IMMORTAL - TIM DOG

white label 2003

1. Intro
2. Dog Shit
3. You Don't Know Me
4. Hustluz  feat. MO BLINE, MAX-LUX, RHYMESTEIN
5. The Professional
6. Bring It
7. It Ain't Funny    feat. MAX-LUX, MO BLINE
8. Makin' Love   feat. TAH
9. Make It Last   feat. MO BLINE, MAX-LUX 
10. Can I Live
11. Get Out Da' Life    feat. RIKA
12. Sun Don't Shine   feat. MO BLINE
13. Pop Life
14. We Can Grow    feat. MAX-LUX, KHALILA
15. Immortal    feat. TAH

    Najsłynniejszy rapper wśród Świadków Jehowa, pies, który chodził od drzwi do drzwi i naszczekał na rapperów z zachodu, zamiast rozmawiać o wierze. Po swoich dwóch 'przebojowych' albumach zniknął na jakiś czas ze sceny, bo okazało się, że każdy ma w dupie jego dissy.
    Dziesięć lat później Tim Dog powraca, aby przekonać nas, że jest 'nieśmiertelny'.  Nie mam absolutnie żadnych informacji, kto stoi za produkcją tego albumu, ale widać wyraźnie, że Dog próbował wpasować się w kanony, obowiązujące na początku XXI w., ale nie miał sensownych producentów, którzy zrobiliby mu porządne podkłady. No i mamy tu taką mieszankę bitów ostrzejszych, romantycznych i beznadziejności (zwłaszcza 'Can I live' lub 'Pop life'). Trochę wściekłych skreczy i mroczny klimat miały unowocześnić starsze brzmienie płyt Tima, ale... pogrzebały sprawę.
    Zresztą, sam Tim nigdy dobrym rapperem nie był. Jego atuty to świetny głos i bezkompromisowość, ale na tym kończą się jego zalety. Jeszcze na kawałkach produkowanych przez kolesi z Ultramagnetic MCs mogło to brzmieć, ale na nowoczesnych bitach i, co gorsza, z taką samą manierą rymowania, która, nie oszukujmy się, jest prymitywna, jak dinozaury - nie brzmi to dobrze. Nie pomagają nołnejmowi goście i wyjące panny, trzeci album Tim Doga to papka. I tak nie sądzę, żeby na niej zarobił, bo nie wydał tego w żadnym labelu i dostanie tej płyty obecnie graniczy z cudem...
    Nawet bym się specjalnie nie starał jej zdobyć. O ile dwa pierwsze albumy można uznać za swego rodzaju klasykę, to trzecia płyta to zwyczajnie nieudany powrót po latach. Jasne, że są lepsze i gorsze traki, ale te lepsze nie wychodzą ponad poprzeczkę z napisem 'w miarę'. Marna próba, Timmy.

OCENA: 2+\6


poniedziałek, 3 grudnia 2012

HELL ON EARTH - MOBB DEEP

Loud 1996

1.Animal Instinct   feat. TWIN GAMBINO, TY NITTY
2.Drop a Gem on 'Em
3.Bloodsport
4.Extortion   feat. METHOD MAN
5.More Trife Life
6.Man Down   feat. BIG NOYD
7.Can't Get Enough of It   feat. GENERAL G
8.Nighttime Vultures    feat. RAEKWON
9.G.O.D., Pt. III
10.Get Dealt With
11.Hell on Earth (Front Lines)
12.Give It Up Fast    feat. NAS, BIG NOYD
13.Still Shinin'
14.Apostle's Warning

    Nie mogę się oprzeć wrzucaniu tutaj klasyków, nic nie poradzę :) Trzeci album duetu Mobb Deep miał rozpieprzyć system, kiedy wyszedł rok po absolutnie hitowym 'The Infamous Mobb Deep'. Miał pozamiatać ulice i zrobić 'piekło na ziemi'.
    Pierwszym krokiem do piekła nie jest ciekawość w tym wypadku, tylko bity. Charakterystyczne, pudełkowate perkusje Havoc'a, sample i dźwięki potęgujące uczucie zagrożenia, szum starego winylu... Nie oszukujmy się, ten polski, uliczny styl skądś się wziął i o ile pierwsza Molesta czerpała wiadrami z poprzedniej płyty Mobb Deep, to obecni ulicznicy brzmią jak popłuczyny po 'Hell On Earth' (oczywiście nie wszyscy, ale generalizuję). Tak, niewiele tu skreczy, mało jest tego korzennego hip hopu - ale to ścieżka dźwiękowa do nowej ery filmów blaxplotation. Prodigy i Havoc genialnie wykorzystują sample z muzyki poważnej, ale i z The Jackson 5, rockowego King Crimson, czy wręcz Giorgio Morodera. 
    Drugim stopniem są sami rapperzy. I Havoc i Prodigy obdarzeni są głosami i flow, który pozwala ich rozpoznać pośród milionów innych rapperów. Mają swój unikalny styl, dzięki któremu zawsze będziesz wiedzieć, że to ONI. Wersy pełne są przemocy, latających nad głowami kul i broczących krwią czarnuchów. Do tego kryminalnego klimatu dostosowują się członkowie kliki z QB: Twin Gambino, Ty Nitty, General G i bardziej znany Big Noyd, nie wspominając o najsłynniejszym przedstawicielu Queensbridge, Nas'ie. No i dwóch członków Wu: Meth i Rae, którzy i tak dość często wplatali w tamtych czasach historie z getta. Oprócz singlowych 'G.O.D.' i 'Hell on Earth', mamy tu jeszcze... 12 świetnych kawałków, chociaż wyróżniłbym tutaj przede wszystkim 'Animal instinct', 'Drop a gem on'em' (dissujący zachodnich rapperów), 'Nightime vultures' i absolutny 'Apostle's warning'. Choć tak na dobrą sprawę nie ma tu kawałka nawet TYLKO dobrego, wszystkie są ponad poprzeczką.
    Rzadko się zdarza, aby jakiś sequel był lepszy od poprzednika, ale... w mojej opinii jest. 'The Infamous...' rozwaliło głośniki fanów rapu na całym świecie, ale to 'Hell On Earth' pozamiatało zupełnie i nie pozostawiło złudzeń. Totalna płyta.

OCENA: 6\6



piątek, 30 listopada 2012

B-BOY UNIVERSAL - ORBITRON

Beacon Skillz 2007

1. Seattle Intro        
2. Spirit Run        
3. All Day All Night        
4. Orbitron        
5. Soul Swimmin'        
6. Dedicated        
7. Battletight        
8. Manifesto
9. Freedom Song  feat. CARLITOS, GEOLOGIC
10. Restless        
11. Foreign Policy        
12. Gettin' Up Mornin'        
13. Gatha' Round        
14. Remedy        
15. Milk And Honey        
16. Have Faith        
17. Manifesto Instrumental

    Orbitron wydał swój debiutancki album kilka lat temu, ale nijak nie zbliżyło go to do bycia znanym chociaż trochę. Ten breakdancer udowadnia, że na majku jest równie sprawny, co na macie. Północny rap amerykański nie jest zbyt popularny, bo iluż rapperów z Seattle potrafisz wymienić na poczekaniu? Ok, Sir Mix-A-Lot i Prose & Concepts. Nie pamiętam więcej aktualnie. Ale są to wykonawcy, których i tak nowsze pokolenie fanów (czy raczej 'fanów') zupełnie nie będzie kojarzyło. Tak jak Orbitrona.
    A szkoda, bo muzyka wyprodukowana przez założyciela Beacon Skillz, Big Zo, to kwintesencja prawdziwego hip hopu. Adapterami opiekuje się zasłużony dla sceny w Seattle DJ Tecumseh, czasem wspomagany przez DJ Scene i DJ WD4D i trzeba przyznać, że miejscami skrecze urywają głowę. Big Zo wydobywa genialne sample, nie ograniczając się do soulu i funka, ale mamy tu i klasyczny rock, blues i bóg wie, co jeszcze. I brzmi to wybornie!
    Jeśli Orb popsułby takie bity, trzeba by było go dobić. Ale na szczęście nie, Orbitron ma skillsy, ma teksty i zaprasza nas do swojego świata hip hopu, gdzie życie i muzyka splatają się w jedno. W zasadzie nie ma tu żadnych gości, poza jednym trakiem 'Freedom song', gdzie dają głos Carlito z Beacon Hill Justice League i Geologic z szanowanego składu Blue Scholars. Na szczęście są to na tyle zdolni emce, że nie tylko nie przeszkadzają, ale ubarwiają. Dobry styl, dobre flow, dobre teksty.
    Szkoda, że Orb jest tak mało znanym emce, bo jego debiut i, jak do tej pory, jedyna płyta, śą jak najbardziej godne polecenia. Dla wszystkich osób, które są zmęczone gównem, płynącym ostatnimi czasy z głośników. Świeżo, ale klasycznie. Wybornie.


 OCENA:5\6

czwartek, 29 listopada 2012

BIJ NACHT & ONTIJ - WHITE WOLF

Djax 1996

1. Voorwoord 
2. Auw!
3. Vrijspraak 
4. Lichtgewicht 
5. Een Kogel 
6. Roken 
7. Stop Niet 
8. Lekkerbek 
9. Kies voor de Kinderen 
10. Meestercomplot 
11. Beeld Na Beeld 
12. Indianenverhalen 
13. Los 
14. Het Zwarte Schaap 
15. Wat Ik Effe Zeggen Wou! 
16. Liefde voor een Nacht 
17. De Brouwerij 
18. Rondvraag

    Kto u nas słucha Nederhopu? Kto w ogóle wie, co to jest za zwierzę? Nederhop to nurt powstały w latach '90 w Holandii, był (czy może nadal jest) klasycznym stylem, produkowanym z holenderską mentalnością. 'Bij Nacht & Ontij' to już drugi album kolesi Spenker, Camel, PwB i Chrizack'a, którzy przygodę z rapem zaczęli jeszcze pod koniec lat '80.
    Produkcją całkowicie zajął się Chrizack. Z jednej strony jest to totalna klasyka początku lat '90, ale... po pierwsze, mamy już '96 i hip hop trochę się zmienił - nie w Holandii. Po drugie, mamy tu cały ogrom sampli soulowych, jazzowych i wszelkiej innej maści, ale... jest to poskładane dość dziwacznie. Jasne, mamy i bitboksy i skrecze od PwB i niby wszystko jest tak, jak powinno, ale... wyraźnie słychać, że nie jest to amerykańska produkcja, bo jest dziwna. Są nawet wściekłe gitary w jednym traku. Wyraźnie słychać, że Nederhop to twór wyjątkowy.
    Ciężko jest oceniać mi lirykę tych trzech emce, bo ich holenderskie rymy brzmią, jakby się krztusili. Jedyne, co można stwierdzić, że nie są to najgorsi raperzy i mają niejakie pojęcie o tym, co robią. Zresztą, wydali te kilka płyt i byli całkiem popularni na holenderskiej scenie rapowej. Fakt, że skończyli karierę wraz z końcem XX wieku, ale nadal są dość znani i fani hip hopu w Holandii o nich pamiętają.  
    Wytwórnia Djax, założona przez... dziewczynę, to był 15 lat temu label podobny do No Limit Mastera P: wydawali prawie wszystko w Holandii, co było Nederhopem. Ustalili standardy, wypromowali wykonawców i w sumie wytwórnia działa do tej pory, bo w 2010 przypomniała o sobie kolejną płytą artysty nederhopowego. Póki co, zapoznaliśmy się z jednym z, można powiedzieć, typowych albumów holenderskich tamtego okresu. Jeśli kogoś to zainteresowało, zapraszam do szukania innych wykonawców tego nurtu - a w tej małej Holandii było ich mnóstwo.

OCENA: 3-\6


środa, 28 listopada 2012

BOXCAR SESSIONS - SAAFIR

Qwest 1994

1. Grab the Train 
2. Swig of the Stew
3. Poke Martian   feat. POKE MARTIAN
4. Playa Hayta 
5. Pee Wee 
6. Battle Drill
7. Westside   feat. KING SAAN
8. Worship The D 
9. Light Sleeper 
10. Rashinel   feat. RASHINEL
11. Can-U-Feel-Me?
12. No Return (Goin' Crazy)
13. Big Nose   feat. BIG NOSE
14. Just Riden' 
15. Hype Shit
16. Real Circus 
17. Bent 
18. The Instructor 
19. Joint Custody

    Pierwsza płyta zachodniego rappera zwanego Saafir zniszczyła system totalnie. Nowatorskie podejście do produkcji, pomysł na album oraz niecodzienny sposób rymowania podbił serca fanów mniej komercyjnego rapu, nie tylko w Stanach, ale i na całym świecie.
    No bo przyznajcie sami, czy wprowadzenie patentu, że cała płyta ma mieć rytm, jaki wystukują koła pociągu jest zwyczajny? Wsłuchajcie się, każdy bit to pociąg, który zapieprza, wprawdzie nie tak szybko, jak TGV, ale miażdży jeszcze bardziej, bo toczy się powoli, żeby wszyscy członkowie Hobo Junktion (hobo to włóczęga, poruszający się zazwyczaj pociągiem) zdążyli wsiąść i zapodać swoją historię. Bo płyta Saafira to nie tylko rymy, ale i zabawne skity, opowiadane przepitymi głosami włóczęgów. Nie dość, że bity są nieprawdopodobne, to jeszcze zrobione przez kolesi, o których nikt wcześniej nie słyszał! Jay-Z wprawdzie ksywkę ma jakby znaną, ale to zupełnie NIE ten Jay-Z, którego możesz znać. Do tego Big Nose, J Groove, Rashinel i sam Saafir. Korzenna, zawiesista i kolejowa muza z mnóstwem jazzowych cytatów, świetna na podróż.
    Saafir jest emce, który potrafi pojechać do wszystkiego, bo jego styl to ułatwia. Jedzie zazwyczaj lekko poza bitem, ale wcale z niego nie wychodzi, co jest dużą sztuką. W Polsce mówi się, że nie umie rymować, ale wbrew pozorom offbeat to też sztuka, a Saafir jest jej błyskotliwym przedstawicielem. Większość płyty zajmuje tzw. bragga i mieszanie wack'ów z błotem, ale też nie omieszkuje dać upust swoim chuciom i opowiada o tym, co dziewczęta mogą zrobić dla niego... Często i gęsto pojawiają się kumple z Hobo Junktion, wrzucający słowo lub dwa albo wręcz całe skity. Serwowane dissy i pancze głębokim i spokojnym głosem Saafira robią podwójne wrażenie i zapadają w pamięć. Najlepsze kawałki to 'Battle drill', 'No return', 'Just riden', 'Swing of the stew', ale na dobrą sprawę nie ma tu słabego kawałka. Nie ma nawet zaledwie dobrego...
    Genialna płyta. Genialny emce. Absolutna klasyka, nie tylko na rok 1994, ale w ogóle w całym hip hopie. Szkoda, że Saafir nie poszedł potem wyznaczonym przez siebie torem, tylko zboczył w innym kierunku, ale... i tak uwielbiam każdą z jego płyt. A tę w szczególności. Brylant! A nie, sory, szafir!    

OCENA: 6\6


wtorek, 27 listopada 2012

AMERICA HAS A PROBLEM: KOKAINE - KILO

Arvis 1990

1. Cocaine Street Mix       
2. Hey Little Niger Boy     
3. Georgia     
4. Kilo Don't Take No Mess     
5. Keep On Rolling     
6. And The Beat Goes On     
7. Lay Your Head On My Pillow  
8. My Ding-A-Ling     
9. America Has A Problem 'Cocaine'

    Jeśli powiem, że duet Kilo to jedna z legend bass music i Atlanty, to większość z czytelników stuknie się w głowę i spyta 'a kto kurwa o nich słyszał?' No cóż, w momencie wydania ich debiutanckiego albumu jeszcze nikt, ale w sumie wyszło 5 płyt i z każdą Kilo Ali i Red Money zdobywali większy fejm, zwłaszcza w stanie Georgia i na Florydzie, gdzie bass music królowało.
    Połową duetu, która była odpowiedzialna za brzmienie płyt, był Red Money, choć producent schowany był raczej za plecami rapującego kolegi. Na tej płycie to muzyka typowa dla południowego basu. Bity z pudełka, znaczy z beat machine, dźwięki generowane zazwyczaj z syntezatora i głębokie basy - to wyznacznik jakości bass music. Nie ma tu niestety jeszcze jednego ważnego wyznacznika Miami Bass - obłędnych skreczy - to znaczy występują w paru trakach, ale nie obezwładniają, tak jak powinny (choć sprawdźcie 'My ding-a-ling'!). Debiutancki album to jeszcze nie jest to, czym podbili serca fanów elektronicznego hip hopu w latach '90.
      Tak samo, jak muzyka jest dość typowa dla tamtego stylu w tamtym okresie, Kilo Ali nie ma jeszcze jakiegoś specjalnego przepisu na swój styl. Rymuje poprawnie teksty ma poprawne, rzekłbym, typowe - trochę opowieści o problemach czarnej Ameryki (America has a problem, Niger Boy), trochę bragga (And the beat goes on, Kilo don't take no mess) i trochę... lovers rap, choć tematyka podjęta jest raczej przez pryzmat porno (My ding-a-ling). Kilo na pierwszej płycie nie specjalnie wydostaje się poza ramy schematu, ale... potem zacznie się to zmieniać. Na razie mamy typowy produkt bass music.
    No cóż, jeśli ktoś przetrwał ponad 20 lat w grze i nadal nagrywa płyty, to znaczy, że musi mieć w sobie to coś - choćby determinację. Ale przecież trzy z płyt Kilo dostały się do TOP 100 US Rap Albums, co jak na osobę w gruncie rzeczy mało znaną (przynajmniej w Polsce), to coś znaczy. 'America Has A Problem' zwrócił uwagę na Kilo opinii publicznej i obecnie jego (ich, bo nie zapominajmy o Red Money) płyty uważane są za jedne z ważniejszych dla rozwoju rapu w Atlancie.

OCENA: 3\6


poniedziałek, 26 listopada 2012

THE BIG BANG - BUSTA RHYMES

Aftermath 2006

1. Get You Some  feat. Q-TIP, MARSHA of FLOWETRY
2. Touch It   feat. SWIZZ BEATZ 
3. How We Do It Over Here   feat. MISSY ELLIOTT
4. New York Shit    feat. SWIZZ BEATZ
5. Been Through The Storm  feat. STEVIE WONDER
6. In The Ghetto   feat. RICK JAMES
7. Cocaina    feat. MARSHA of FLOWETRY
8. You Can't Hold A Torch   feat. Q-TIP, CHAUNCEY BLACK
9. Goldmine   feat. RAEKWON       
10. I Love My Bitch    feat. KELIS, WILL.I.AM
11. Don't Get Carried Away   feat. NAS
12. They're Out To Get Me  feat. MR. PORTER
13. Get Down                    
14. I'll Do It All   feat. LA TOYA JACKSON
15. Legend Of The Fall Offs

    Busta przeszedł dość długą drogę od rozczochranego, wrzaskliwego wariata z czasów Leaders Of The New School, do szanowanego, już nie tylko rappera, ale i muzyka w ogóle. Jego siódmym albumem zajęła się wytwórnia Dr. Dre, więc złoto i pierwsze miejsca na listach sprzedaży nadciągnęły w ciągu bodaj dwóch miesięcy.
    Oczywiście, w większości kawałków maczał swoje platynowe paluszki Dr. Dre, ale nie tylko. Jeśli płyta ma być przebojem, to musi się tu znaleźć także Timbaland, Swizz Beatz, czy will.i.am, ale znajdują się tu też bity od takich osób, jak Erick Sermon, J Dilla, DJ Scratch, DJ Green Lantern, Sha Money XL, Jelly Roll i Mr. Porter. Dzięki temu płyta jest niezwykle zróżnicowana, od nowoczesnych bangerów Dre'a i Timba, do klasycznych podkładów Scratch'a i J Dilla. Dlatego, pomimo, iż Busta z każdą kolejną płytą staje się coraz bardziej nowoczesny i czasem wręcz awangardowy, każdy będzie mógł znaleźć tu coś dla siebie. Największe wrażenie robi bodaj ostatni bit - perkusja oparta jest o dźwięk... kopiącej łopaty. Genialny pomysł.
    Tym bardziej, że Busta, porzuciwszy swój wściekły styl, przestał drzeć japę, tylko rymuje raczej spokojnie, choć to nie znaczy, że zgubił technikę. Nadal imponuje przyspieszeniami i idealnie wypełnia sobą ścieżki. Do tego zaprasza gości, ale nie po to, żeby pisali zwrotki i zajmowali miejsce, bo gospodarz stracił wenę, ale wszyscy mają swoje wejścia jedynie dla ubarwienia albumu. Nie zabierają Buście show, nawet jeśli są to Nas, Ricky James, Missy, czy Stevie Wonder, ale wzbogacają płytę swoimi głosami. Dzięki takiemu połączeniu, uzyskujemy tak dobre traki, jak 'Get you some'', 'How we do it over here', 'Been through the storm' i... całą resztę, bo ciężko znaleźć tu słaby kawałek. Naturalnie, nie musi się wszystkim podobać, zwłaszcza fanom brzmienia ciężkiego i podziemnego, ale te umysły, które są bardziej otwarte na nowości, przyjmą płytę z dużym zadowoleniem.
    Bo Busta Rhymes to pieprzony geniusz. Znaczna większość jego płyt to albumy błyskotliwe, część przeszła do absolutnej klasyki rapu. 'The Big Bang' również wpieprza Ci się w uszy z siłą 'wielkiego bang' i tam zostaje. Świetna płyta, tak właśnie powinien wyglądać nowoczesny rap.

OCENA: 5-\6


poniedziałek, 19 listopada 2012

PLAN 58 - MAIN CONCEPT

Deck8 2000

1. Intro Session
2. Session   feat. SPAX, MAZE, BENNO
3. Live aus Erlangen
4. DJ Fuati
5. DJ Explizit
6. 58 Analysis Pt.1
7. Live aus München
8. Session    feat. HOLUNDERMANN, MICSPECHT
9. DJ Mixwell
10. Live aus Leipzig
11. Session feat. Kungschu
12. Live aus Tübingen   feat. SAMY DELUXE
13. Session     feat. RAPTILE, KAMILLION
14. DJ I-Roc
15. DJ Roger Rekless
16. Live aus Dortmund
17. 58 Analysis Pt.2
18. Live aus Landau
19. Session    feat. FLOWIN' IMMO
20. DJ Hr. Minute
21. Session    feat. SPAX
22. Live aus München

    David P, Markus Klammer aka Glammericiuos i Moris Cafaro, czyli Main concept, to jedna z legend niemieckiego rapu. 'Plan 58' to ich czwarty album w karierze i jest to płyta zrobiona wg okreslonego planu: powrót do korzeni hip hopu i 4 elementów.
    Ciężko tu mówić o jakiejś konkretnej produkcji, chociaż za wszelkie podkłady odpowiedzialny jest Glammericious i DJe, którzy brali udział w setach. Nie ma tu żadnych konkretnych traków, singlowych wersji, teledyskowych przebojów. Ta płyta to po prostu zbiór luźnych sesji nagraniowych i setów DJskich, które wprawdzie powstały specjalnie na ten krążek, ale stanowią raczej jedną, nierozerwalną całość. Fristajlowe wrzuty mieszają się z występami na żywo i popisami zaproszonych djów. Wszystko to na oszczędnych, klasycznych podkładach, zazwyczaj prosto z samplera lub płyt. W sumie to smakowity kąsek.
    Jak już wspomniałem, większość produkcji powstała albo na wolnym albo na spontanie, na zasadzie 'ej chłopaki, wpadamy do studia, coś porzeźbimy na majku!'. Jednak wbrew pozorom, całość trzyma się kupy i nie masz wrażenia, że wszystko jest bez sensu. Rzec by można, że wręcz przeciwnie, słucha się tego wyśmienicie! Nie da się tu poszczególnych części rozerwać, ponieważ traci się wtedy poczucie spójności - tego trzeba słuchać w całości - ma to zaledwie ok. 50 minut.
    Taki koncept album spotkać można rzadko, ale pomysł był przedni. Main Concept pokazuje, jak wygląda prawdziwy hip hop, przenosi nas do korzeni i powinien wyznaczać kierunek, w którym prawdziwi hiphopowcy winni zdążać. Fantastyczna lekcja szczerego hip hopu.    

OCENA: 5\6


niedziela, 18 listopada 2012

ATTITUDE ADJUSTER - PASTOR TROY

Real Talk 2008

1. It's On (Intro)
2. I'm Hot (I Got That Lava)
3. Street Law
4. Dread & Alive
5. For My Soldiers
6. My Box Chevy
7. Do You Wanna Dance?
8. Strap Up (Skit)
9. 15 Blocks
10. Down to Ride
11. Attitude Adjuster (Skit)
12. License to Kill
13. Put Him on the Scope
14. PT Cruiser (Outro)

    Fani południowego rapu na pewno będą wiedzieć, kim jest Pastor Troy. Legenda południowego rapu z miasta Augusta, wydaje w 2008 swój 12 (!!) album, tym razem dla Real Talk Entertainment, labelu znanego z wydania m.in. płyt Spice 1, Bone Thugsów, Sheek Louch, AZ, 8Ball & MJG, MC Eiht i wielu, wielu innych. Pastor jest wprawdzie legendą, zwłaszcza w stanie Georgia, ale poza Stanami znany jest słabiej.
     Produkcją płyty zajęli się Vince V, Big Hollis & Preach i Real Talk Ent., ludzie, którzy obrabiają, że tak powiem, większość szeroko pojętej sceny w i wokół Atlanty. Nie może zatem zdziwić, że podkłady są kwintesencją stylu crunk i wpierdalają Ci w uszy miliony hajhetów na sekundę, a werble są pudełkowate. Nie brakuje tu jednak sampli - choć są one często bardzo oczywiste - cóż może być mniej tajemniczego, niż wokal Stinga w refrenie 'For My Soldiers'? Niemniej jednak, nie możemy się oszukiwać, że album trafi w gusta wszystkich słuchaczy hip hopu. Polubią ją tylko fani durrty souf.
    Troy aka PT Cruiser posiada bardzo agresywny styl rymowania, a jego teksty nie są bynajmniej kontrastem dla flow - wręcz przeciwnie - są pełne przemocy i seksu: 'In Da black SS, Dat 96 \ With dat Teflon vest, ready 2 hit \ A nIgga up 4 da work, I know he got it \ N Ain't Bout 2 be A whole Lotta talk About it \ Smoke a fat blunt, just 2 get my mind right \ Put some bullets in my clip, so my nine tight \ Ready to ride, You thank I Give a fuck! \ Walk Up In da studio N hit dey ass up \ 1st nigga buck, 1st nigga gettin fired' - czyli, jak widać, takie mordercze bragga z pistoletem. Pastor lubi odnosić się do stylistyki militarnej, kończyć rymy na to samo słowo (np. nigga doskonale rymuje się z nigga), ale to zabieg dość częsty w południowym rapie. Nie ma tu prawie gości, więc PT wypełnia sobą cały album i nie ma przerwy od tego żołniersko-ulicznego, nie oszukujmy się, bełkotu. Pastor nie otwiera żadnych nowych drzwi swoją lyriką, wręcz wyważa już dawno otwarte, nie tylko kretyńskimi refrenami, ale i tekstami w ogóle...
    Podsumowując, nie powiem, żeby to był najbardziej udany album PT Cruisera. Słyszałem lepsze, choć on sam jest średni. W sumie, kiedy nie rozumiesz, co on pierdoli, może się podobać, bo ma niezły flow i potrafi pojechać różnorodnie. Jednak nawet jego fani nie przyjęli albumu z zachwytem, choć nie jest to taka słaba płyta. Południowy średniak.

OCENA: 3\6


niedziela, 11 listopada 2012

THE BEST OF SHAQUILLE O'NEAL - SHAQUILLE O'NEAL

Jive 1996

1. I'm Outstanding 
2. Shoot Pass Slam 
3. What's Up Doc? (Can We Rock?)   feat. FU-SCHNICKENS
4. Biological Didn't Bother   (G-Funk Version)
5. Mic Check 1-2    feat. ILL AL SCRATCH
6. Where Ya At?     feat. PHIFE DAWG
7. (I Know I Got) Skillz   feat. DEF JEF
8. No Hook    feat. RZA, METHOD MAN
9. My Silly Llama 
10. Newark to C.I.   feat. KEITH MURRAY
11. My Style, My Stelo   feat. ERICK SERMON, REDMAN
12. Biological Didn't Bother (Original Flow)

    Trzeba mieć o sobie nie lada pojęcie, żeby wydawać składankę 'best of' po wydaniu zaledwie dwóch albumów... Ale to nie dlatego, że Shaq ma o sobie ogromne mniemanie - po prostu po dwóch albumach zmienił wytwórnię, a ta, żeby jeszcze trochę na nim zarobić, chcilę przed wydaniem trzeciej płyty Shaq'a, wypuściła składaka z najlepszymi kawałkami z 'Shaq Diesel' i 'Shaq Fu: Da Return'. 
    Trudno nie narobić 'hitów', kiedy produkują Ci kawałki takie osoby, jak Erick Sermon, Redman, Def Jef, RZA czy Warren G. Kawałki [1-3] i [6-7] pochodzą z pierwszej płyty i są bardzo klasyczne - typowa złota era hip hopu - wiele sampli, skreczy, mnogość stylów. Numery [4-5] i [8,10-11] to już druga płyta, znacznie bardziej wysublimowana i wypieszczona, w końcu produkcją zajął się Def Squad (Sermon, Redman), wspomagany przez RZA z Wu, co doskonale podniosło sprzedaż albumu. Kawałek [12] jest remiksem, a [9] jest jedynym 'nowym' kawałkiem w zestawieniu. Brzmienie jest niezłe, typowe dla wspaniałych lat '90, ale patrząc na producentów, czego można oczekiwać, poza klasyką?
    Muzyka jest świetna, to prawda. Za to Shaq też jest świetnym... koszykarzem. Bo rapperem już mniej... Obdarzony głębokim głosem, wypada jednak dość blado, szczególnie wtedy, kiedy wchodzą inni rapperzy. No bo jak może brzmieć koszykarz przy szalonych stylach Fu-Schnickens, przy mistrzach z Wu Tang Clan, przy dowcipnym Redmanie, czy słusznie płynącym po bicie Sermonie? O ile teksty są często dość poprawne ('My biological didn't bother' o ojcu, którego Shaq nie znał, wzruszył wiele osób), to styl może czasem wywoływać uśmiech politowania na twarzy. To nie znaczy, że płyta jest zła - słucham jej z przyjemnością! Pełna klasycznych brzmień, świetnych gości, a i Shaq daje się słuchać. Jednak teksty  w stylu 'nothing's gonna stop me from being outstanding' albo 'you know I got skills' to lekka przesada w jego przypadku...
    Na pewno warto sprawdzić ten album - jak się spodoba, to wtedy należy zabrać się za poszczególne solowe płyty Shaqa - wydał ich 5. Jeśli zaś uznacie, że to wack, to w żadnym wypadku nie grzebcie dalej - to jest przecież best of! Jak dla mnie sympatyczna podróż w czasie.

OCENA: 4\6 


sobota, 10 listopada 2012

ESCAPE FROM MONSTA ISLAND - MONSTA ISLAND CZARS

Rhymesayers 2002

1. What's The Name Of This Place?
2. M.N.Y.A.
3. Fuck Y'all Niggas
4. Witchcraft
5. 1,2 . . .1,2
6. Scientific Civilization Skit
7. Mic Line
8. Poizon Windz
9. Under Pressure
10. Became A Monsta
11. There's A Legend Skit
12. Out My Mind
13. Warning
14. Make It Squash!
15. Gunz N Swordz
16. Sumthin' To Prove
17. Live Son of A Bitch Skit
18. Comin' At You
19. Take Control
20. Escape From Monsta Isle

    Nie ma nic takiego jak Wyspa Potworów! Nie? Ależ jest - to jedna z nowojorskich wysepek i to zasiedlona nie przez byle kogo! Na wyspie mieszka MF Doom aka King Ghidra, Kwite Def aka Kamackeris, Kong, Tommy Gunn aka Megalon, Rodan aka Dr. Moreau, King Ceasar aka X-Ray, Spiega i Gigan - przynajmniej trzech z nich powinno być doskonale znane fanom podziemnego rapu z NY.
    A podziemny rap z NY oznacza zazwyczaj klasykę, zwłaszcza, jeśli MF Doom zabiera się za produkcję. Tu wspomaga go jeszcze X-Ray. Daje nam to świetnie wycięte sample, oldskólowe perkusje - wszystko to daje niezwykle zacne brzmienie, które może stanowić świetną odtrutkę na wszelkie drejki i inne popłuczyny. Konkret, zwłaszcza, jeśli sprawdzimy bit do chociażby 'Warning'. Bomba! 
    Największą osobowością, bo nie powiem gwiazdą, jest tu zdecydowanie MF Doom, który ma pomysły, świetny flow i teksty, które trzeba przetrawić. Niektórzy z pozostałych rapperów są lepsi, niektórzy średni, ale wszyscy trzymają poziom. Rodan jedzie po bicie zupełnie nie zwracając uwagi na werble czy taktowniki. Megalon ma fajny głos i niezły skill. Kwite Def jest ostry i ma dość agresywny styl. Inni pojawiają się rzadziej - w góra trzech kawałkach. Przy takiej ilości emce wiadomo, że poziom będzie zróżnicowany  i niektórzy pojadą lepiej, niektórzy mogą wypaść gorzej, ale M.I.C. postarali się raczej o trzymanie poziomu - czy raczej pionu. 
    To jest płyta, której fani prawdziwego rapu, tego podziemnego i niekomercyjnego, nie powinni sobie odpuszczać.  Trochę brakuje jej do klasyka, ale zdecydowanie zbyt wiele osób przespało ten krążek i warto do niego wrócić. Nic nie stracił ze świeżości, a wręcz przeciwnie - jest takim kołem ratunkowym w tych plastikowych czasach.

OCENA: 5\6



czwartek, 8 listopada 2012

LIFE IS A GAMBLE - KACINO

Brutal \ Priority 1999

1. Intro...Sermon
2. Who Is Kacino?
3. War Wit Us   feat. HAYSTAK, ILL DOSE, KILLA C, KOOL DADDY FRESH
4. Legs Go Up
5. Lay Your Chips Down
6. Close Call
7. Trapped N This Game    feat. HAYSTAK
8. 211    feta. HAYSTAK, ILL DOSE
9. Life Is A Gamble
10. Don't Give A Fuck   feat. KOOL DADDY FRESH
11. Next 2 Me
12. Shady   feat. HAYSTAK
13. Who's Playin Who?    feat. KILLA C
14. Outro...(Kacinos Theme)


    Pewnie niewiele osób kojarzy tego gościa z totalnie chujową okładką od Manor Graphix, bo raz, że pochodzi z raczej kowbojskiego terenu Stanów, a dwa, że wydał tylko ten jeden album i nie sprzedał go w oszałamiającej ilości egzemplarzy. Okładka okładką (widziałem gorsze :P), ale co z zawartoscią?
    Za podkłady odpowiedzialni są DJ Dev (robił również muzę na płyty takich osobników, jak Pistol, Haystak, Kool Daddy Fresh) i Megadon - czyli wszystko w rodzinie. W zasadzie patrząc na tego typu okładki, nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać, ale tandetna stylistyka kojarzy się raczej z pewnymi discopolowymi proweniencjami. No cóż, niektórzy mogą się nie pozbyć tego wrażenia nawet po wysłuchaniu płyty, bo muza jest czymś, co nazwałbym plastikowym funkiem. Głębokie bassy, sporo hi-hatów i dzwoneczków, a mimo wszystko bity nie są połamane, ani przyspieszone. No i te dźwięki z syntezatorów, włącznie z przeszkadzajkami. Jednak pamiętać należy, że jest to dość typowy klimat dla tej kowbojsko-pustynnej części USA. Jak już się człowiek przekona, to okazuje się to nie takie złe...
    Bo Kacino nie jest wcale kiepskim emce, ma sporo ciekawych opowieści, podanych z dystansem i czasem wręcz dowcipem. Najczęściej są to historie o życiu i jego ciemniejszych aspektach: 'He arises from his sleep unaware of the gal layin next to him\ All that bumpin last night got his mind ruined \ Still persuing the ultimate dream of getting his money right \ At anyone's expense on any given day or night \ Checks his pager to see what's popping on his block \ Just some pennies but his boy informs him of a plot...' I wcale tandetna okładka nie musi oznaczać słabego i tandetnego rappera, nawet jeśli pławi się w syntezatorowych dźwiękach. Kacino wspomagany jest tu przez lokalnych kolesi, tych bardziej znanych, jak wielki jak góra Białas Haystak, czy tych mniej znanych: Kool Daddy Fresh, Ill Dose i panna Killa C. W zasadzie to gospodarz wypada tu chyba najlepiej (grunt to dobrze dobrać gości, co?), choć i Kool Daddy Fresh i Haystak nie rymują źle. Jeśli już przekonamy się do brzmienia, te lepsze traki to 'Lay your chips down' albo 'Shady', czy 'Who's playin who?'.
    Można by rzec, nie osądzaj płyty po okładce i tak trzeba robić z większością południowych albumów, bo te wszystkie pochodne Pen'N'Pixel (firma, która robiła okładki dla No Limit Records i rozpropagowała ten tandetny styl 'kopiuj-wklej-wszystko-co-błyszczy-i-jest-luksusowe') zrobiły karierę w tym rejonie USA. Jednakowoż, nie jest to zła płyta, fani g-funk i południa będą raczej usatysfakcjonowani ty, co tu usłyszą. Taki trochę funk dla ubogich z całkiem porządnym rapperem.

OCENA: 3+\6


wtorek, 6 listopada 2012

AND YOU ARE? - JAKE LEFCO

Karma Response Unit 2006

1 And You Are?
2 Be A Man
3 Nasty N Nice
4 Wake Up Call    feat. REEF THE LOST CAUZE, SCANDAL
5 Landslide
6 Get Pleasant
7 Wonder Years
8 Rush Hour
9 Everybody Breathin
10 Classic Material     feat. REEF THE LOST CAUZE
11 System Down
12 Keep An Eye Out remix
13 Headphone
14 Let It Ride

    Kto do cholery słyszał o Jake Lefco? Broooklyn!!! Wprawdzie taki Brooklyn z Filadelfii, ale nie o to chodzi. Jak popatrzysz na kolesia, to nie ma w nim nic rapowego: białas z romantycznym nieogoleniem, owłosiony na czarno - no, ciuszki ma takie bardziej w stylu. Ale na swoim debiutanckim albumie pokazał, że ma więcej hip hopu w sobie niż niejeden gracz.
    Płytę wyprodukowali Happ G, Snuff i Greg Smith ze skreczami DJ Kwestion i Panka. Masz dość syntetycznego brzęczenia? Njuskólowego napierdalania? Drejkowego wycia? Sięgnij po klasykę od tego pieprzonego, zwyczajnego Białasa. Rytmiczne perkusje, oparte na lekkim basie i klawiszach, choć oczywiście producenci nie omijają innych dźwięków i sampli.
    Jake Lefco ma bardzo dużą łatwość do poruszania się po bitach, do tego pisze niezwykle trafne teksty. Objawia swój dowcip i elokwencję praktycznie w każdym kawałku, jak choćby w 'Rush hour', kiedy opowiada o swojej bitwie z budzikiem, bo zaspał po raz kolejny, czy w kawałku poświęconym kobietom - 'Headphones', gdzie dziĘkuje za wymyślenie słuchawek, bo to jest jedyne, co odetnie Cię od wkurwiajacej baby... Do tego niezłe wrzuty od Reef The Lost Cauze i Scandala (ten nawinął świetną zwrotkę) i mamy... 'Classic material'. Jedynym słabszym kawałkiem jest 'System down', który opowiada o chaosie i głupocie systemu - i wraz z dobrze dobranym bitem mógłby byĆ niezły, ale... do mnie nie trafia zupełnie. Na szczęście to wyjątek. Cała reszta jest po prostu świetna.
    Płyta Jake'a Lefco jest czymś w rodzaju świeżego oddechu, pełnym humoru wrzutem w codzienność. A wszystko na klasycznych podkładach. Lefco ma skillsy, Happ G ma świetne, soczyste bity, wszystko razem czyni jedną z ciekawszych podziemnych płyt '06, która do dziś nie straciła na świeżości.

OCENA: 5-\6


poniedziałek, 5 listopada 2012

TALKIN' HONKY BLUES - BUCK65

Warner 2003

1. Leftfielder
2. Wicked and Weird
3. Riverbed 1
4. Sore
5. Protest
6. Riverbed 2
7. Exes
8. Roses and Bluejays
9. Riverbed 3
10. 50 Gallon Drum
11. Riverbed 4
12. 463
13. Riverbed 5
14. Killed by a Horse
15. Riverbed 6
16. Tired Out
17. Craftsmanship
18. Riverbed 7

    Kim do cholery jest Buck 65? Wstydź się, jeśli nie wiesz. To jeden z najzdolniejszych poetów rapu, multistylista, rapper, producent, DJ i co-sobie-chcesz. Jak popatrzysz na jego zdjęcie, wygląda jak typowy kanadyjski kierowca ciężarówki. Ale pozory mylą.
    Po pierwsze, Buck rozpieprza produkcję, choć tu wspomagany jest przez kanadyjskiego Portugalczyka, Joruna. Muza to powolne bity, pełne bluesowego feelingu, na zwolnionych obrotach przejeżdżające od ucha do ucha i kiwające z wolna Twoją głową. Te rapowo-bluesowe granie okraszone jest drapaniem płyt i typowo hiphopowym klimatem, ale jakże odmiennym od tego, co serwują np. amerykańscy rapperzy. Gówno, od tego, co serwują wszyscy inni rapperzy. Gitarki żywcem podjęte z country, wspomniany bluesowy bass, trochę folkowych wtrętów - tego w zasadzie nie da się opisać - to jeden wielki tygiel stylowy. Wszystko w hiphopowym sosie.
    Po drugie, Buck ma takie teksty, że ci wszyscy super emce mogą zlizywać mu pot ze stóp. Niektóre wersy są wprost nie do wiary, kiedy np. rymuje o tym, że chciał skontaktować się z Bogiem, ale ten akurat był na zebraniu zarządu albo że w piękne dni nawet psie gówno pachnie truskawkami... To teksty o życiu, o rzeczywistości, ale bardzo kwaśne i napisane z perspektywy outsidera i włóczęgi. Do tego opowiadane niskim, charakterystycznym głosem, gdzie Buck65 wzoruje się na starym stylu, zwanym 'talkin blues', czyli mówione opowieści o smętnym życiu. I snuje on swoje historie sam, nie potrzebując nikogo - i słusznie, bo wszelkie gościnne występy mogłyby zrujnować wrażenie.
    Buck65 pokazuje swoim 10-tym albumem, że nie jest Twoim pierwszym lepszym rapperem. Do miłośników ulicy to nie trafi, to płyta bardzo ambitna, dla spragnionych świeżości i głębi spojrzenia na świat. Warto się wsłuchać, warto śledzić teksty, warto dać się ponieść temu dziwacznemu (wicked and weird) Kanadyjczykowi.

OCENA: 5\6


niedziela, 4 listopada 2012

DARK RITUALS - DJ FIRE & J.BLAQUE

Infamous 6 2010

1. Enchantment (Intro)
2. Demonic Entity   feat. LORD INFAMOUS
3. They Will Repent 2
4. Killer Call (Skit)
5. Aint Killin ‘Shit
6. Reckless    feat. LA CHAT
7. Lurking In The Shadows
8. Alcohol Poisoning
9. Interlude
10. Stick Em Up Buck Em Down    feat. KOOPSTA KNICCA
11. Make You Wish 2
12. 16 Shots   feat. MC MACK
13. Crazie In The Club
14. Learn Or Burn
15. Show Me
16. Aint A Thang    feat. K-ROCK
17. Deadly Sins
18. Ritual Sacrifice
19. Holocaust  feat. MC MACK, PRIME EVILZ FAMILY, DA EVILLIST, LADY MURDA, CAPPITAL

    Waszyngtoński duet DJ Fire i J.Blaque mało ma wspólnego z muzyką zachodniego wybrzeża. Chłopaki zdecydowanie kolaborują z Memphis i Three 6 Mafia, prezentując tamtejszą odmianę horror core'u. Wprawdzie koledzy nie są już kolegami i nagrywają na siebie dissy o długości 10 minut, ale co tam, póki co, wydali swój pierwszy album w wytwórni u Lorda Infamous z Three 6.
    Jaka może być muzyka robiona przez obóz z Memphis? Miliardy hi-hatów na sekundę, pudełkowate i plastikowe werble, nawała niepokojących dźwięków z syntezatorów - wszystko to ma Cię wpędzić w nastrój zdenerwowania i zagrożenia jak stado cykających demonów. Nie kłócę się, ma to swój klimat, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że dociera to do całkiem wąskiego grona wielbicieli, zwłaszcza w Polsce. Bo ręka do góry, komu podobają się demoniczne opowieści na cykających bitach?
    Jeszcze, żeby to było naprawdę przerażające, ale teksty kolegów zazwyczaj wywołują uśmiech politowania na twarzy: 'zatrucie alkoholowe, ojej, co ja piłem, już nie bedę pił takich wynalazków, demony, łaaaa'. Kurwa litości. Całe szczęście, że zaprosili na płytę starych wyjadaczy z Memphis, bo ci przynajmniej wiedzą, co się robi z majkiem i jak wywołać napięcie (nie przedmiesiączkowe bynajmniej). Lord Infamous łupie wyraźnie dzielonymi wersami po głowie, La Chat ubarwia kawałek swoim wysokim głosem, Koopsta Knicca (pomimo idiotycznego po polsku nazwania) to mistrz klimatu i horroru, a cała brygada w ostatnim kawałku to... całkiem ciekawa rosyjska diaspora w amerykańskim rapie, robiąca horrorcory po swojemu.
    Płyta waszyngtońskich raperów to kąsek smakowity dla fanów horrorcore z Memphis. spodoba się każdemu miłośnikowi Three 6 Mafia i okoliczności. Gorzej, że takich fanów u nas nie ma wielu - powiedziałbym, że wręcz znikoma ilość... Dla normalnych ludzi rzecz mało zjadliwa...

OCENA: 3-\6


sobota, 3 listopada 2012

CHAPTER II: THE FAMILY REUNION - MO THUGS

Mo Thugs 1998 

1. Mo' Thug Intro - KRAYZIE BONE feat. FELECIA
2. Mighty Mighty Warrior - WISH BONE, THUG QUEEN, SOULJAH BOY, KRAYZIE BONE, FELECIA
3. Mighty Mo Thug - SOULJAH BOY feat. LAYZIE BONE
4. Heart Of It - SKANT BONE feat. LAYZIE BONE & FELECIA
5. The Queen - THUG QUEEN feat. KRAYZIE BONE
6. Riot - FLESH'N'BONE
7. All Good - FELECIA feat. KRAYZIE BONE
8. Ghetto Cowboy - KRAYZIE BONE, THUG QUEEN, LAYZIE BONE, POWDER, FELECIA
9. Believe - MT5 feat. KRAYZIE BONE, LAYZIE BONE
10. Urban Souljah - GRAVEYARD SHIFT
11. Ain't Said No Names - KRAYZIE BONE feat. TOMBSTONE, CAT CODY
12. Mo' Thuggin' - POETIC HUSTLA'Z
13. U Don't Own Me - POTION feat. KRAYZIE BONE
14. Ride With A Playa - KEN DAWG feat. KRAYZIE BONE
15. Pimpin' Ain't Easy - II TRU feat. MT5, 4-U-2-KNOW
16. Otherside / "Outro - LAYZIE BONE, THUG QUEEN, SKANT BONE, SIN, KEN DAWG, FLESH-N-BONE, MO!HART, KRAYZIE BONE, FELECIA

    Na fali zainteresowania płytami Bone Thugs & Harmony, chłopcy założyli sobie wytwórnię i organizację Mo Thugs. Aby promować nowych wokalistów i rapperów, BNT&H rozpoczęli wydawanie składanek pod szyldem właśnie Mo Thugs, które miały zaprezentować młodzież, wspomaganą, naturalnie, starą gwardią Kości Zbójów i Harmonii.
    O ile płyty BNTH produkuje w większości DJ U-Neek, to tutaj chłopaki dali mu odpoczynek. Albo sami zajęli się robieniem bitów (Krayzie i Layzie) albo oddali konsolę w ręce młodych gniewnych. Souljah Boy, Scant, Damon Elliott, Disco Rick, MT5, Tombstone, Michael Seifert, Romeo Antonio i Archie Blaine (czterej ostatni producenci dla Ruthless Records, gdzie BTNH wydają płyty. Tombstone zresztą już nie żyje - nomen omen). Wielu producentów, ale nie oznacza to wielkiej różnorodności, wszak wszyscy, poza Disco Rick'iem, wywodzą się z jednego korzenia, że tak powiem. Wszystko w klimacie Bone Thugs, z tą różnicą, że niektóre są szybkie, niektóre wolne, a czasem wręcz r&b, bo przecież tacy wykonawcy tez znajdują się w wytwórni.
    Wadą tej płyty jest to, że wszyscy w chuj rymują tak samo. Mo Thugs style, bitches. Obojętne, czy to Thug Queen, Wish Bone, czy Poetic Hustla'z - wszyscy mają ten sam zaśpiew, nieco inaczej tylko modulują i akcentują. Bo nawet śpiewająca Felecia ma coś z tej samej maniery. Jednak jest kilka silnych punków ('Mighty Mo thug', 'Ain't Said No Names '), ale jest i kilka rozmymłanych momentów: 'Believe', czy 'Ghetto cowboy' - hitowy singiel, który wywindował płycie złoto, ale jest tandetny, jak Krupówki w czasie ferii zimowych. Tak, czy inaczej, każdy znajdzie tu coś dla siebie, bo bywa ostro, rzewnie, tandetnie i delikatnie - kto co sobie uważa.
    Druga część nie osiągnęła takiego sukcesu, jak pierwsza, ani takiego, jak inne płyty BNTH, ale i tak była sukcesem. Ja wiem, że u nas różnie bywa z fanami tego brzmienia, ale ten album został przyjęty bardzo ciepło i nie jest jakiś fatalny, dlatego jeśli ktoś jest fanem Thugsów, to dla niego obowiązek posiadać tę płytę. Kto nie zna, może sprawdzić, aby się zorientować. Kto nie trawi tego specyficznego stylu, lepiej niech odłoży.

OCENA: 3+\6