RAP AROUND THE WORLD

Ta strona poświęcona jest rapowi z całego świata. W hip hopie siedzę ponad 25 lat, zbieram płyty i nie ściągam ich z netu - chyba, że są to nielegale. Moja kolekcja płyt sięga ponad 15.000 sztuk - muszę chyba kupić większe mieszkanie, aby jeden pokój przeznaczyć TYLKO na płyty CD :) Nie spodziewaj się linków z downloadem - na pewno gdzieś sobie daną płytę znajdziesz - nie tu. I nie spodziewaj się też wielu nowości - ostatnio hip hop śmierdzi. Spodziewaj się za to recenzji rapu z ponad 100 krajów, albumów takich bardziej znanych i takich, o których słyszysz po raz pierwszy - może po taką płytę sięgniesz? Zapraszam na podróż po świecie hip hopu.
## Na dole dodałem flagi, żeby łatwiej było znaleźć coś z odpowiedniego kraju :)

niedziela, 30 grudnia 2012

EVERY NEGATIVE ENVIROMENT MANIPULATES YOUR MIND - E.N.E.M.Y. MINDZ

Lyons Gate 1997

1. Lyons Gate Intro
2. Speedy’s Speaks
3. Roll My Sleeves Up
4. Boriquia Girls
5. Emcee Of The Year
6. Speedy
7. Mind On My Money   feat. BUDDHA MONK
8. Speedy
9. Shoot Tha Gift
10. Fuckin’ With Those Skinz
11. Hip-Hop R.I.P. 1997?
12. Speedy
13. Make Money
14. Speedy
15. Mind Of A Enemy (Enemy Mindz)
16. On And On
17. 98.6 And Rising
18. Speedy
19. Fuckin’ Wit Those Skinz (Remix)
20. Speedy & Ezd Outro

    Jeśli będziesz szukać informacji o tym zespole, to wiele nie znajdziesz. Kalifornijska grupa, częściowo związana z obocznościami Wu Tang (ale bez przesady), w 1997 wydała swój debiutancki album, który... przeszedł praktycznie bez echa. Następna była epka i crew zeszło już zupełnie do podziemia.
    Jay Dixon i DJ Black stawiają, jak się łatwo domyśleć, raczej na hardkor, niż cukierkowe granie. Mocne, bumbapowe perkusje, oszczędne sample, dość standardowo pocięte: wiadomo: pianinka i trąbki, trochę cutów i mamy obraz podziemnego grania z lat '90. W zasadzie każdy podkład można podciągnąć pod ten sam schemat, bo producenci nie są bynajmniej osobami odkrywczymi Pomimo, że grupa jest z Kaliforni, brzmi jak żywcem wyjęta z bloków Bronx'u. Na pewno znajdzie się wielu fanów rapu, którym ten styl: surowy i twardy - będzie się podobał.
     Dwóch młodych emce: jeden o głosie szczawika, trochę kojarzy się z Shyheim'em, drugi zaś to jeden z licznych przedstawicieli latynoamerykańskiej emigracji w Słonecznym Stanie. Żadnemu z nich wiele nie można zarzucić, bo płyną po bicie całkiem nieźle, a ich teksty do płytkich również nie należą. Oprócz ulicznego życia, tematyką jest również bragga i wściekłe pancze - zresztą obie kwestie bardzo się tu przenikają i w zasadzie jedno z drugim jest bez mała tożsame. Członkowie odwołują się tym samym do korzeni, krzycząc, że hip hop umiera (już w 1997 roku!) i że wszystko to pedalstwo. Prorocy normalnie. Poza tym, płyta poprzetykana jest mnóstwem króciutkich skitów, więc z 20 traków, robi nam się zaledwie 11 pełnoprawnych kawałków. Jedynym gościem na płycie jest Buddha Monk, który nie odmawia featuringów chyba nikomu, nawet za darmo, więc może to był jedyny członek Wu (drugiej ligi), który się zgodził... Nie wiem, zresztą, nie ważne.
    Płyta jest bardzo równa, ciężko pokazać jakieś szczególnie świetne kawałki, ciężko wskazać również te słabiutkie - wszystko w granicach, które określiłbym jako 'średnia podziemna' - czyli całkiem porządny album, bez fajerwerków. Na pewno spodoba się fanom brzmienia Złotej Ery, brzmienia spod znaku Wu i okoliczności oraz fanom hardkoru.

OCENA: 4-\6


piątek, 21 grudnia 2012

FLO'OLOGY - FLOETRY

Geffen 2005

1. Blessed 2 Have
2. Supastar    feat. COMMON
3. Closer
4. My Apology
5. Let Me In
6. Lay Down
7. Feelings
8. Sometimes You Make Me Smile
9. I'll Die
10. Imagination
11. I Want You

     Marsha Ambrosius 'the Songstress' i Natalie Stewart 'the Floacist' narobiły tyle szumu swoją pierwszą płytą w Stanach i Europie, że oczekiwania po trzecim krążku (wcześniej wyszedł jeszcze jeden, 'na żywo') były ogromne. Floetry nie prezentują typowego hip hopu, tworzyły raczej muzykę, którą ochrzczono neosoul. Śpiewają, rymują - coś jak unowocześniony New Jack Swing sprzed 10 lat.
    Produkcją zajęły się same - w końcu to absolwentki wyższej szkoły muzycznej, ale miały pomoc od wielu mniej lub bardziej znanych producentów i muzyków na żywo. W nagraniu płyty brali udział Scott Storch, Raphael Saadiq, Bobby Ozuna, Keith Pelzer, Darren Henson i wielu, wielu innych. Dzięki czemu otzymujemy bardzo soulową muzykę z wieloma hip hopowymi wstawkami, chociaż, jeśli miałbym wskazać, ile jest rapu w Floetry, to byłoby to może 35%. Dziewczyny stawiały bardziej na duszę (soul), niż ciało, zatem przede wszystkim będzie to płyta dla kobiet.
    Ale nie tylko, bo przecież są tu traki, gdzie występuje np. Common na traku od Scott'a Storch'a i jest to czystej wody hip hop. Fakt, że takich piosenek jest tu niewiele, ale jeśli już są, to dobre. Poza tym dziewczyny mają naprawdę piękne głosy i nic dziwnego, że Marsha wylądowała u Dr. Dre w wytwórni i ma featuringi z dziesiątkami znanych osób. Jednak nie oszukujmy się - to płyta bardziej do łóżka, niż słuchania na słuchawkach, kiedy idziesz po mieście. Tematyka również  bardziej nastraja na akcje pościelowe we dwoje, niż na szwendanie się po ulicy.
    Jakkolwiek nie jestem fanem rozlazłego grania i soulowych przyśpiewek, to muszę oddać honor dziewczynom, bo są uzdolnione potężnie. A płyta? Jest... ciekawa. Grzechem byłoby napisać, że jest słaba - po prostu nie musi wszystkim fanom hip hopu przypaść do gustu.  

OCENA: 4-\6


środa, 19 grudnia 2012

FROM DA ROOTA TO DA TOOTA - FIELD MOB

MCA 2002

1. K A N   
2. Nothing 2 Lose   feat. SLEEPY BROWN, SLIMM CALHOUN
3. Don't Want No Problems 
4. Bitter Broads (Interlude) 
5. Sick of Being Lonely   feat. TORICA
6. Where R U Going   feat. JOI
7. It's Hell    feat. OLE-E
8. Converhation (Skit)
9. Haters    feat. TRICK DADDY
10. Hit it for Free    feat. MR. KANE
11. Kuntry Cooking (Skit) 
12. Betty Rocker 
13. Cut Loose 
14. All I Know    feat. CEE-LO GREEN
15. Sick of Being Lonely (Dirty South Mix)   feat. TRINA, TORICA

    Jestem średnim fanem rapu południowego, ale są zespoły, które rozkładają mnie swoim stylem i uwielbiam ich płyty. Shawn Jay i Smoke z Field Mob robią taki korzenny, wsiowy rap. 'From Da Roota To Da Toota' wyszło dwa lata po ich debiucie '613: Ashy To Classy', który narobił sporo szumu, nie tylko na południu, ale w ogóle oczy amerykańskiej (i nie tylko) społeczności rapowej zwróciły się w kierunku wsiowych klimatów stanu Georgia.
    Niekoniecznie trzeba znać producentów płyty: to JD. Lakes, Jazze Pha, Marques Darling, E-Bo, Guy Wes - ale i tak chuj one komukolwiek powiedzą - no, poza Jazze Pha, który zrobił tyle hitów, że byłbyś w szoku, ile z nich znasz... Jaką muzykę mogą pompować chłopaki z południowych wsi Stanów? Naturalnie, że typowo południową. Nie mówię tu naturalnie o plastikowych klawiszach rodem z No Limit, ale prawdziwie południowym rapie: głębokich basach, ciężkim funku i chórkach. Domyślam się, że większość ludzi nie odróżnia crunk od bass music, czy southern raps albo nie widzi różnicy między No Limit, Cash Money Millionaires, a 9th Ward, ale... Różnica jest i tu mamy właśnie południowe granie. Dodam, że bardzo przyjemne.
    Obaj emce mają dość specyficzne podejście do majka. Ich flow i styl są przez to bardzo łatwo rozpoznawalne i wyraźnie słychać, że to Field Mob jadą (czy raczej płyną) po bitach. A płyną na różne tematy, najczęściej społeczne, odnoszące się do sytuacji Czarnych w USA - nie tylko teraz, ale i za czasów niewolnictwa. 'Nothing 2 lose' to swego rodzaju rozprawa z 'czarną' (jakie to dwuznaczne!) historią afrykańskiej ludności na amerykańskim gruncie. Ale nie tylko to: narkotyki, bieda, , tzw. 'black on black crime' to standardowe tematy, poruszane przez chłopaków. I wprawdzie największym hitem z płyty był 'Sick of being lonely' (prod. właśnie Jazze Pha!), to są tu dużo lepsze kawałki, niż singlowa komercja. Niezłe, bujające podkłady i dowcipne i inteligentne teksty: np. 'Hit it for free, 'Haters'.
    Grupa Field Mob jest w Polsce nieco przespana, chociaż drugiej strony zdaję sobie sprawę, że mało tu fanów południowego grania. Nie szkodzi, płytę warto sprawdzić tak, czy siak. Nie jest szczególnym majstersztykiem, jest po prostu dość porządną płyta z południa - choć ja wolę ich inne wydawnictwa.        

OCENA: 4-\6


wtorek, 18 grudnia 2012

LO DOWN & DIRTY - THIRSTIN HOWL III & RACK LO

Class A 2006

1. Lo Life Founders
2. 2 L's Up
3. Popo Comin
4. Lo Down & Dirty
5. City Slicking feat. JUICY
6. Thirsty, Thirsty
7. Story To Tell
8. Jump   feat. FI LO
9. Connect   feat. RICHIE BALANCE
10. Too Hot
11. The Meeahh   feat. LO WIFE
12. 5 Finger Discount   feat. CLINIC

    Wprawdzie Thirstin Howl III w momencie płyty był już całkiem znany - wszak wydał 7 solowych płyt i wygrał miesiąc w Unsigned Hype w The Source - tak jak Eminem, czy Notoriuos B.I.G., jednak to jest jego debiut - tym razem w duecie wraz z członkiem swojego Skillionaire Ent. Rack-Lo.
    Owo Skillionaire zrzesza całe mnóstwo osób, zgromadzonych wokół Howl'a i Skilligan Island. Zresztą, tu wszystko kręci się wokół skillsów. Producenci też mają skills. Stricknine, Datsun, Sammsonite i Anger Bangers robią same bangery, ale zawsze nie wychodząc poza ramy klasycznego brzmienia. Po prostu dają mocarne perkusje i agresywne, hałaśliwe sample, które atakują Twoje uszy kaskadą dźwięków. To taki brud, zeskrobany prosto z chodnika na Brooklynie i pierdolnięty na podkład. Trąby rzężą, wokale wyją na uptempo, gitary brzęczą - pozorny chaos. Ale przyznać trzeba, że to brzmi.
    Thirstin ma flow, który sieka Cię jak siekierą i swoim nosowym głosem potrafi opowiadać takie absurdalne historie w temacie jakiejkolwiek kradzieży, obcowania z pannami albo rymów bitewnych - w których jest mistrzem, że czasem nie wiadomo, czy on się wydurnia, czy on tak na poważnie. Sprawdźcie 'Story to tell'... albo którykolwiek inny trak. Trochę z tyłu zostaje Rack-Lo, który choć nie należy do słabych emce, zostaje nieco z tyłu, bo nie ma takiej umiejętności miażdżenia tekstami, jak TH III. Do tego goście, w większości, należą również do obozu Thirstina. Spoza crew znaleźli się tu Juice z Holandii i Clinic z Australii - w sumie płyta została wydana właśnie w Australii. Pierwsza amerykańska płyta, nakładem wytwórni z Down Under!
    Jak zwykle, Thirstin pokazał to, czego po nim się oczekuje - szalony dowcip, styl i konkretna muza. Płyta na pewno spodoba się fanom nowojorskiego klasyku i tym, którzy lubią zgryźliwe i obrazoburcze porównania, a także abstrakcyjne poczucie humoru. Świetne.

OCENA: 5\6


poniedziałek, 17 grudnia 2012

THE REAL DON - LORD KOSSITY

Naive 2001

1. Pum pum
2. Pas dans ça 
3. J'fais mes valises   feat.  SUPA JOHN, SUNKOM
4. A who dat
5. Hornet
6. Good body gal (remix)
7. Lordko megamix
8. Ruff and tuff    feat. DADDY MORY
9. Dancehall queen
10. Joue pas    feat. SUPA JOHN
11. J'kiffe ton bumpa
12. Bling bling        feat.SUPA JOHN
13. L'heure est grave    feat. SOUNDKAIL
14. Hello      feat. MATINDA, KULU GANJA
15. Téléphone
16. Je fly
17. Corps et âme

    Lord Kossity ma podobną estymę we francuskim świecie reggae, co Sean Paul albo wręcz Shabba Ranks. Świat poznał go, kiedy występował w kultowej grupie Supreme NTM, natomiast od 2000 roku Kossity atakuje solo i każdy album to bomba. 'The Real Don' to jego druga solówka (w zasadzie trzecia, ale debiut jest co najmniej słabo osiągalny), przyjęta z dużym entuzjazmem na całym świecie.
    Vincent Stora, C. Fuentes, Cell Block, Dannie Brownie, Tuff Gong, Black Door, Mercredi9, M7 Music - jeśli ktoś interesuje się ragga, to będzie wiedział, że ta parysko-jamajska mieszanka producentów zapewni doskonały wajb. Jeśli ich nie znasz, włącz po prostu płytę, wszystko stanie się jasne. Energetyczne riddimy, głębokie basy brzmią jak żywcem wyjęte z Karaibów, a nie z serca Europy. Zresztą, słychać tu również wyraźnie korzenie Kossity'ego, bo te szybkie tempo podkładów przywodzi na myśl (jeśli ktoś kiedyś to słyszał, oczywiście)imprezową muzykę zouk, rodem z Martyniki, skąd właśnie pochodzi Lord. Muzyka to zatem bomba, przy której ciężko usiedzieć w miejscu.
    Lord to bezsprzecznie karaibskie dziecko - miesza francuski, jamajską odmianę angielskiego i wrzuca jakieś kreolskie słowa, których normalni ludzie kompletnie nie rozumieją... Nie szkodzi. Chropowaty głos, wspaniała technika - Kossity skacze po werblach jak na sprężynach, przy czym nie zamula, jak niektórzy jamajscy gwiazdorzy, tylko płynie po bitach bardzo luźno i z różnym natężeniem. Goście, którzy zostali zaproszeni do nagrania albumu, to przede wszystkim również mieszanka raggowa z Francji rodem z Karaibów - no, może z wyjątkiem białej połowy zespołu Soundkail :) Co może być tematyką raggowych kawałków? Panienki, boasting i bragga oraz drogi sprzęt i biżuteria. Nie szkodzi, brzmi to świetnie!
    Najlepiej o tej płycie świadczy, że nawet na Antylach zdobyła sobie popularność, a w Europie otrzymała kilka nagród - nie tych komercyjnych, tylko muzycznych przez wielkie M. Świetna płyta, choć nie najlepsza od Lorda.

OCENA: 5-\6


piątek, 14 grudnia 2012

NORMAL MAGIC - SKILL MEGA

Flash Fry \ Asfalt 2007

1. Normal Magic
2. Throw Your Hands Up   feat. RUP THE CNUT
3. Don't Look Down
4. Skill Mega Disco   feat. AMANDA STEVENS
5. Let Me Down
6. Rod Mega
7. Breathe In (No Boundaries)
8. Lateshift
9. My Spot   feat. AMANDA STEVENS
10. Giving Up the World
11. Gardening (remix)

    Dan Fresh, Reps i DJ Rod Dixon z Londynu znaleźli sobie producenta w... Polsce. W dzisiejszych czasach to już nic dziwnego, widziałem kolaboracje słoweńsko-brytyjskie, amerykańsko-serbskie, włosko-niemieckie, to czemu nie polsko-angielskie?
    No właśnie, czemu brytyjska płyta nie miałaby być wyprodukowana w całości przez Ostrego? Tym bardziej, że jest on bardzo dobrym producentem i zrobił dla Londyńczyków bardzo smaczne bity. Typowo klasyczne, bujające podkłady z mnogością funkowych sampli, które doskonale pasują do klimatu płyty. Do tego łeb urywają wściekłe skrecze DJ Roda Dixona i generalnie mamy tutaj fantastyczny klimat prawdziwego, szczerego hip hopu. Płyta jest spójna, Ostry nie eksperymentuje i nie ma odjazdów w stronę żadnych nuschooli, tylko jedzie ze stricte klasycznymi klimatami, co ogólnej produkcji robi bardzo dobrze.
    Dan i Reps również nie silą się na wynalezienie nowej metody rymu. Mówią o zwykłej codzienności, która ich otacza, o magii normalności. A że robią to w niezwykle przyjemny sposób, bo mają skillsy i bardzo pasują im podkłady Ostrego - dzięki czemu my również mamy sporą frajdę ze słuchania ich historii z życia codziennego. Czasem opowiastki wzbogacane są słowiczym śpiewem Amadny Stevens, w jednym kawałku atakuje mikrofon Rup, chłopak swego czasu okrzyknięty nadzieją brytyjskiej sceny rap (a nie grajm), który jednak nieco przepadł w ciągu ostatnich kilku lat.
    Całość robi niezwykle pozytywne wrażenie - od ciepłych, funkujących bitów, do umiejętności emce i samej zawartości lirycznej. To pigułka dla ludzi zmęczonych typowo garazowym, brytyjskim graniem i woleliby posłuchać czegoś klasycznego w angielskim wydaniu. A że z polską nutą... Tym lepiej!

OCENA: 5-\6 


środa, 12 grudnia 2012

LET THE RHYTHM HIT'EM - ERIC B & RAKIM

MCA 1990

1. Let the Rhythm Hit ‘Em
2. No Omega
3. In the Ghetto
4. Step Back
5. Eric B. Made My Day
6. Run For Cover
7. Untouchables
8. Mahogany
9. Keep ‘Em Eager to Listen
10. Set ‘Em Straight
11. Let The Rhythm Hit ‘Em (Mark 45's Remix)

    Potrzebujesz klasyki w zalewie dzisiejszej tandety od chłopców w fioletowych rurkach? Bang! Oto bóg mikrofonu Rakim, wraz ze swoim wieloletnim towarzyszem Eric'iem B wydają swój trzeci album. Odniósł on najmniejszy w sumie sukces komercyjny, ale nadal był to jeden z pierwszych albumów, które dostały 5 mikrofonów od magazynu The Source, a, wierzcie mi, to był wówczas czyn nie lada i powód do chwały.
    Album nie odniósł sukcesu, ponieważ produkcja na płycie była przestarzała i zbyt minimalistyczna. Odpowiedzialni są za nią oczywiście Eric B, ale także Large Professor oraz jego, nieżyjący już w momencie wydania płyty, protegowany Paul C. No i mamy tu remix od DJ Mark 45 King. Dziś nikt nie zauważy różnicy i powie, że muza i tak jest przestarzała, ale pamiętajmy, że album wyszedł po (lub w okolicy wydania) takich kamieniach milowych, jak 'De La Soul Is Dead', 'Business As Usual' EPMD, 'One For All' Brand Nubian, 'Mama Said Knock You Out' LL COool J, czy chociażby 'Taste Of The Chocolate' Big Daddy Kane'a i przy nich rzeczywiście mógł brzmieć 'oszczędnie'. Ale surowość brzmienia wcale nie musi oznaczać, że to słaby album! Mocarne perkusje wraz z funkowymi loopami wraz z lawiną skreczy Eric'a B (sprawdź 'Eric B made my day') to klasyka najczystszej wody.
    Krytykowano rónież Rakima (Boga? Jak można?), że trochę pogubił się w tym wszystkim i zbytnio uwierzył w swoją boskość: ale wersy np. 'I'm untouchable \ You see me in 3-D \ When I let the rhythm hit another M.C. \ Lyrics made of lead \ Enters your head \ Then eruptions of a mass production \ Will spread when \ Music is louder \ Full of gunpower' pokazują duże umiejętności w bitewnych rymach. Zresztą, cała płyta jest o czystej hip hopowej zajawce, jak to się u nas mawiało. Same bitewne wersy i tylko jeden trak społecznie zaangażowany 'In the ghetto' pewnie miały jednak wpływ na to, że Rakim wyszedł nieco pyszałkowato, ale, nie oszukujmy się, miał powody.
       Co by nie mówić, jest to album wybitnie klasyczny, bardzo spójny, kipiący wręcz pasją rymowania. Czas pokazał, że 'Let The Rhythm Hit'Em' wcale nie jest najgorszą płytą Rakima, a równie doskonałą, co pozostałe. Przy tym płytą, która przetrwała próbę czasu, bo do dziś dnia brzmi bardzo dobrze. Klasyk. Mistrz.

OCENA: 5+\6


wtorek, 11 grudnia 2012

RISE UP - ZEPH & AZEEM

Om 2007

1. Rise Up    feat. LUV FYAH
2. Ten Steps Ahead
3. Come One Come All
4. That Type Of Music
5. Ay Mami
6. Here Comes The Judge
7. Bonus Beats
8. Kush In The Bush (Interlude)
9. Time To Wake Up    feat. JOYO VELARDE, TONY MOSES
10. Alpha Zeta
11. Play The Drum
12. Everything’s Different feat. TUT, DJ TEEKO
13. Make Your Brain Swing
14. Last Call (Interlude)
15. One Moor Time

    San Francisco raczej nie kojarzy się z klasyczną hip hopową muzyką, raczej g-funkiem i brzmieniami bardziej funkowymi, ale ten duet, nagrywającej dla, w sumie już kultowej, wytwórni Om Records, to jak powiew świeżej bryzy (zefiru?) znad oceanu, prosto w skostniałe płuca SF. 
    DJ Zeph ma patent na świeżutkie podkłady, w których niezwykle umiejętnie wiąże oldskulowe breakbeaty, jazzowe sample, jamajskie riddimy i eksperymentalny rap. To nie jest Twoja pierwsza lepsza płyta, ten Białas zna się na rzeczy. Pulsujące rytmy rodem z Karaibów na staroszkolnych perkusjach to zdecydowanie uczta dla uszu fanów rapu. Warto sprawdzić genialny trak 'Play the drum', ale to nie jest jedyny świetny kawałek. Do tego Zeph jest również DJ za kołami i ozdabia swoje bity niezłą dawką skreczy. Uczta, powiadam.
     Azeem nie odstaje wcale od produkcji, doskonale pasuje do wizji Zeph'a. Ma wystarczające skillsy do zniszczenia majka w każdym kawałku, a do tego teksty, które potrafią przykuć do głośnika tak, że 50 minut z 'Rise Up' mija bardzo szybko. Do tego goście uzupełniający wizję muzycznego misz-maszu: przede wszystkim toastujący Luv Fyah i wyborny Tut (sprawdź ten styl!). Uffff!
    Tak niewiele osób kojarzy tę płytę, a to pieprzony majstersztyk, bez dwóch zdań. Geniusz muzyczny Zeph'a i umiejętności Azeem'a tworzą niezapomniany klimat, obcy w sumie nie tylko dla San Francisco, ale i dla innych części świata. Może tylko nie jest to obce dla... Om Recordings, bo z tym labelem zazwyczaj udasz się w wyborną podróż po świecie muzyki. Bo to coś więcej niż zwyczajny hip hop z podwórka. To 'makes your brain swing'.

OCENA: 6-\6


poniedziałek, 10 grudnia 2012

A L'OMBRE DU SHOW BUSINESS - KERY JAMES

Up Music 2008

1. Le Combat Continue III  
2. En Sang Ble
3. L'Impasse    feat. BENE
4. Ghetto      feat. J-MI SISSOKO
5. Pleure En Silence
6. Foolek   feat. BLACK VNER
8. Encore     feat. CHAUNCEY BLACK
7. Banlieusards  
9. Laisse Nous Croire    feat. KANYA SAMET
10. Egotripes (Intro)
11. Egotripes     feat.  DRY
12. Je M'Écris   feat. GRAND CORPS MALADE, ZAHO
13. Vrai Peura
14. Après La Pluie   feat. ZAP MAMA
15. X & Y  
16. Thug love     feat. VITAA
17. A L'Ombre Du Show Business    feat. CHARLES AZNAVOUR


           Chociaż francuski rap cieszy się u nas w kraju zasłużoną popularnością, Kery James nie należy do najpopularniejszych wykonawców z tego kraju. Ten pochodzący z Gwadelupy rapper, tancerz, producent i Bóg sam wie, kto jeszcze, jakiś czas temu występował w grupach Ideal J i Mafia K'1, ale od 10 już lat występuje sam. 'A L'Ombre Du Show Business' jest jego czwartym albumem solowym, którym podbił publiczność francuską.
           Kery sam jest producentem, więc chyba najlepiej wie, jakie podkłady powinien zrobić dla siebie. Nie da się ukryć, że jest to produkcja nowoczesna, ale grajmów nie należy się spodziewać. Jest trochę elektroniki, ale i nieco brzmienia klasycznego, taki nuskool w bardzo porządnym wydaniu. niemniej jednak zdarzają się takie ambitno-rozlazłe wpadki, które ma się ochotę skipnąć.
           Kery James ma ustaloną pozycję na scenie francuskiej, nie tylko w społeczności hip hopowej, ale i w całym biznesie muzycznym. Złośliwi mogą twierdzić, że wywalczył to sobie duetem z jednym z najsłynniejszych szansonistów francuskich, Charlesem Aznavour'em - to coś, jak zaprosić na płytę Jerzego Połomskiego - niezwykle karkołomne połączenie, które może Cię wynieść albo pogrzebać. James'owi się udało. Zwrócono na niego uwagę również ze względu na jego zaangażowane politycznie i społecznie teksty. Kery jest muzułmaninem, ale nie z tych, którzy będą wysadzać Twoje przedszkole i palić Biblię, ale takim, który będzie z dużą dozą rozsądku promować własne przekonania i nawoływać do pokoju. Do tego dobrał sobie świetnych gości, zarówno śpiewających, rapujących, jak i toastujących i cała płyta to prawie nieustający banger z mieszanką stylów.
           Tak, pod koniec trafiają się zamuły, ale nadal  jest to świetna płyta, na pewno jedna z najciekawszych z szuflady Francja '08. Dla fanów rapu francuskiego smaczny (choć pewnie znany) kąsek, dla innych - doskonała porcja francusczyzny w karaibskim sosie. 

OCENA: 4+\6


wtorek, 4 grudnia 2012

IMMORTAL - TIM DOG

white label 2003

1. Intro
2. Dog Shit
3. You Don't Know Me
4. Hustluz  feat. MO BLINE, MAX-LUX, RHYMESTEIN
5. The Professional
6. Bring It
7. It Ain't Funny    feat. MAX-LUX, MO BLINE
8. Makin' Love   feat. TAH
9. Make It Last   feat. MO BLINE, MAX-LUX 
10. Can I Live
11. Get Out Da' Life    feat. RIKA
12. Sun Don't Shine   feat. MO BLINE
13. Pop Life
14. We Can Grow    feat. MAX-LUX, KHALILA
15. Immortal    feat. TAH

    Najsłynniejszy rapper wśród Świadków Jehowa, pies, który chodził od drzwi do drzwi i naszczekał na rapperów z zachodu, zamiast rozmawiać o wierze. Po swoich dwóch 'przebojowych' albumach zniknął na jakiś czas ze sceny, bo okazało się, że każdy ma w dupie jego dissy.
    Dziesięć lat później Tim Dog powraca, aby przekonać nas, że jest 'nieśmiertelny'.  Nie mam absolutnie żadnych informacji, kto stoi za produkcją tego albumu, ale widać wyraźnie, że Dog próbował wpasować się w kanony, obowiązujące na początku XXI w., ale nie miał sensownych producentów, którzy zrobiliby mu porządne podkłady. No i mamy tu taką mieszankę bitów ostrzejszych, romantycznych i beznadziejności (zwłaszcza 'Can I live' lub 'Pop life'). Trochę wściekłych skreczy i mroczny klimat miały unowocześnić starsze brzmienie płyt Tima, ale... pogrzebały sprawę.
    Zresztą, sam Tim nigdy dobrym rapperem nie był. Jego atuty to świetny głos i bezkompromisowość, ale na tym kończą się jego zalety. Jeszcze na kawałkach produkowanych przez kolesi z Ultramagnetic MCs mogło to brzmieć, ale na nowoczesnych bitach i, co gorsza, z taką samą manierą rymowania, która, nie oszukujmy się, jest prymitywna, jak dinozaury - nie brzmi to dobrze. Nie pomagają nołnejmowi goście i wyjące panny, trzeci album Tim Doga to papka. I tak nie sądzę, żeby na niej zarobił, bo nie wydał tego w żadnym labelu i dostanie tej płyty obecnie graniczy z cudem...
    Nawet bym się specjalnie nie starał jej zdobyć. O ile dwa pierwsze albumy można uznać za swego rodzaju klasykę, to trzecia płyta to zwyczajnie nieudany powrót po latach. Jasne, że są lepsze i gorsze traki, ale te lepsze nie wychodzą ponad poprzeczkę z napisem 'w miarę'. Marna próba, Timmy.

OCENA: 2+\6


poniedziałek, 3 grudnia 2012

HELL ON EARTH - MOBB DEEP

Loud 1996

1.Animal Instinct   feat. TWIN GAMBINO, TY NITTY
2.Drop a Gem on 'Em
3.Bloodsport
4.Extortion   feat. METHOD MAN
5.More Trife Life
6.Man Down   feat. BIG NOYD
7.Can't Get Enough of It   feat. GENERAL G
8.Nighttime Vultures    feat. RAEKWON
9.G.O.D., Pt. III
10.Get Dealt With
11.Hell on Earth (Front Lines)
12.Give It Up Fast    feat. NAS, BIG NOYD
13.Still Shinin'
14.Apostle's Warning

    Nie mogę się oprzeć wrzucaniu tutaj klasyków, nic nie poradzę :) Trzeci album duetu Mobb Deep miał rozpieprzyć system, kiedy wyszedł rok po absolutnie hitowym 'The Infamous Mobb Deep'. Miał pozamiatać ulice i zrobić 'piekło na ziemi'.
    Pierwszym krokiem do piekła nie jest ciekawość w tym wypadku, tylko bity. Charakterystyczne, pudełkowate perkusje Havoc'a, sample i dźwięki potęgujące uczucie zagrożenia, szum starego winylu... Nie oszukujmy się, ten polski, uliczny styl skądś się wziął i o ile pierwsza Molesta czerpała wiadrami z poprzedniej płyty Mobb Deep, to obecni ulicznicy brzmią jak popłuczyny po 'Hell On Earth' (oczywiście nie wszyscy, ale generalizuję). Tak, niewiele tu skreczy, mało jest tego korzennego hip hopu - ale to ścieżka dźwiękowa do nowej ery filmów blaxplotation. Prodigy i Havoc genialnie wykorzystują sample z muzyki poważnej, ale i z The Jackson 5, rockowego King Crimson, czy wręcz Giorgio Morodera. 
    Drugim stopniem są sami rapperzy. I Havoc i Prodigy obdarzeni są głosami i flow, który pozwala ich rozpoznać pośród milionów innych rapperów. Mają swój unikalny styl, dzięki któremu zawsze będziesz wiedzieć, że to ONI. Wersy pełne są przemocy, latających nad głowami kul i broczących krwią czarnuchów. Do tego kryminalnego klimatu dostosowują się członkowie kliki z QB: Twin Gambino, Ty Nitty, General G i bardziej znany Big Noyd, nie wspominając o najsłynniejszym przedstawicielu Queensbridge, Nas'ie. No i dwóch członków Wu: Meth i Rae, którzy i tak dość często wplatali w tamtych czasach historie z getta. Oprócz singlowych 'G.O.D.' i 'Hell on Earth', mamy tu jeszcze... 12 świetnych kawałków, chociaż wyróżniłbym tutaj przede wszystkim 'Animal instinct', 'Drop a gem on'em' (dissujący zachodnich rapperów), 'Nightime vultures' i absolutny 'Apostle's warning'. Choć tak na dobrą sprawę nie ma tu kawałka nawet TYLKO dobrego, wszystkie są ponad poprzeczką.
    Rzadko się zdarza, aby jakiś sequel był lepszy od poprzednika, ale... w mojej opinii jest. 'The Infamous...' rozwaliło głośniki fanów rapu na całym świecie, ale to 'Hell On Earth' pozamiatało zupełnie i nie pozostawiło złudzeń. Totalna płyta.

OCENA: 6\6