RAP AROUND THE WORLD

Ta strona poświęcona jest rapowi z całego świata. W hip hopie siedzę ponad 25 lat, zbieram płyty i nie ściągam ich z netu - chyba, że są to nielegale. Moja kolekcja płyt sięga ponad 15.000 sztuk - muszę chyba kupić większe mieszkanie, aby jeden pokój przeznaczyć TYLKO na płyty CD :) Nie spodziewaj się linków z downloadem - na pewno gdzieś sobie daną płytę znajdziesz - nie tu. I nie spodziewaj się też wielu nowości - ostatnio hip hop śmierdzi. Spodziewaj się za to recenzji rapu z ponad 100 krajów, albumów takich bardziej znanych i takich, o których słyszysz po raz pierwszy - może po taką płytę sięgniesz? Zapraszam na podróż po świecie hip hopu.
## Na dole dodałem flagi, żeby łatwiej było znaleźć coś z odpowiedniego kraju :)

niedziela, 31 marca 2013

RASSASSINATION - RAS KAS


Priority 1998

1. Endtro 
2. Rasassination 
3. Ghetto Fabulous    feat. DR. DRE, MACK 10 
4. Lapdance   feat. RC 
5. Skit #1
6. Conceited Bastard 
7. Ice Age     feat. KURUPT, EL DREX 
8. ...In A Coogi Sweatsuit [Skit]
9. H20Proof    feat. SAAFIR 
10. It Is What It Is    feat. JAZZE PHA 
11. Interview With A Vampire    feat. GOD & SATAN 
12. Wild Pitch    feat. XZIBIT, JAH SKILLZ 
13. OohWee
14. All Or Nuthin'    feat. TWISTA
15. Grindin'    feat. BAD AZZ
16. I Ain't Fuckin' With You
17. Get At Me 
18. The End    feat. RZA

    Pierwszy album Ras Kassa nieco mnie rozczarował. Potężna dawka liryki w stylu, który bardzo mi odpowiadał, ale wszystko położyła marna muzyka. Miałem sporą nadzieję, że drugi album Ras Kassa będzie choć trochę lepszy, zwłaszcza po singlowym 'Ghetto fabulous'...
    Moje błagania zostały wysłuchane i nowy album Rasa zrównał mnie z ziemią. Rapper odrzucił nołnejmowych producentów, a ich miejsce zajęli Easy Moe Bee, Big Jaz od Saafira, Stu-B-Doo ze stajni Dr. Dre Aftermath, Klev, związany z Twistą Toxic i niejaki Twelve oraz Flip. Mamy dzięki temu klasyczne bity, podkręcone nieco typowym dla zachodniego podziemia klimatem. Oprócz tego, znajdzie się tu kilka skitów, w których Ras np. nabija się z południowej maniery rymowania i ich image'u. Zresztą, rapper na potrzeby tego albumu zacisnął nieco więzi z wytwórnią Dr. Dre i nim samym, czego wynikiem może być niejaka przebojowość i chwytliwość co poniektórych podkładów - choć nie znaczy to, że są one tandetne, wręcz przeciwnie.
    Sam Ras Kass jest wybitnym emce, rymującym lekko poza bitem, ale bez sadzenia klopsów na werblach. Ma fantastyczną umiejętność lawirowania tekstami tak, aby nie wypaść z rytmu. Poza tym jego teksty... Koleś ma takie pancze, że mnie zwala z nóg: 'stick your dick in your eardrum and fuck what you heard' albo 'my ex-bitch called me a dog, so I piss with my leg up' albo 'Shit on your intellect, and fertilize your mind \ Pull out the guage and we can face off like Nicolas Cage \ Battle for the second coming of Christ and see whose soul gets saved'... Nie ma co, Ras jest jednym z najlepszych tekściarzy w Stanach, choć trzeba mieć dość sporą wiedzę o amerykańskiej kulturze i niezłą znajomość angielszczyzny. Ale warto się wysilić. Do tego Ras zaprosił samą creme de la creme Zachodniego Wybrzeża - jest tu Dr. Dre, jest Mack 10, Kurupt, Saafir, Twista, Bad Azz, Xzibit... Nawet Jazze Pha, zamiast produkować, chwycił za mikrofon. W przypadku kawałka 'Interview with vampire' próżno szukać w internecie czegokolwiek na temat duetu God & Satan - to po prostu dialog Kassa z samym Bogiem i Szatanem, sześciominutowa dywagacja na tematy filozoficzne. Moje ulubione traki to 'Conceited bastard', 'Wild pitch', 'OohWee', 'All or nuthin' ze świetnym wejściem Twisty i końcowy 'The end' z RZA o końcu świata. Płyta pełna rozkminek, inteligentnych żonglerek słowno-tematycznych i panczy prosto w Twój nos.
    Genialna płyta, choć wydaje się mocno niedoceniona. Na pewno najlepsza od Ras Kassa, pozostaje od 15 lat w sferze moich osobistych klasyków, znam ją prawie w całości na pamięć. Oczywiście inne jego płyty też są dobre lub świetne, ale... To jest jedna z tych płyt, które zabrałbym na bezludną wyspę.

OCENA: 6-\6  


piątek, 29 marca 2013

THE RESIDENT PATIENT - INSPECTAH DECK

Urban Icon 2006

1. Sound of the Slums    feat. MASTA KILLA 
2. C.R.E.E.P.S. 
3. What They Want
4. Get Ya Weight Up 
5. Interlude I
6. It's Not A Game   feat. HOUSEGANG & SUGABANG
7. Interlude II
8. My Style
9. All I Want Is Mine 
10. A Lil Story 
11. Get Down Wit Me
12. I.O.U.
13. No Love    feat. CARLTON FISK, CHICO DEBANGO
14. Grits- freestyle 
15. Do My Thang 
16. Handle That     feat. U-GOD, HUGH HEF
17. Animal Rights - House Gang
18. H.G. Is My Life 

    Trzeci album znanego z Wu Tang Clan, stojącego zawsze nieco z boku, ale zaznaczającego swoją obecność celnymi panczami, Inspectah Deck, zabiera fanów z powrotem na ulice 'Shaolin Staten Island'. Początkowo był to jedynie mikstejp, ale Inspectah zdecydował się wypuścić krążek oficjalnie, choć według podziemnych schematów.
    W związku z nieporozumieniami z RZA na tle nowego brzmienia Wu, nie znajdziemy tu wielu bitów od legendarnego producenta. W zasadzie jest tylko jeden - za to ze świetnym, wutangowym klimatem ('A lil story'). Większość klasycznych podkładów zrobił młodziutki DJ Mondee, związany z podziemnym Yak Ballz, ale także Concrete Beats, Cilvaringz, Flowers Prod., The Marksmen, Live son, Psycho Les z The Beatnuts i sam Deck. Mamy tu brudne brzmienie, które może cofnąć nas klimatem całe 10 lat, do Złotej Ery, chociaż słychać, że jest to muzyka nieco nowocześniejsza. Deck chciał się odwołać do korzeni i klasyki, do swoich własnych początków, wbrew zmieniającej się manii na elektronizację hip hopu. W założeniu miał to być tradycyjny, podziemny album, który uderzy ulice - i dokładnie taki jest.
    Inspectah zawsze był jednym z wyróżniających się mieczy Wu - w sumie ciężko tam znaleźć niewyróżniających się - ale jak wchodził Deck, to zamiatał. No i mamy tu typowe dla Decka przechwałki, ale i jego storytellingi i opowieści uliczne. 'I kick the raw shit, get chips from grippin' the cordless\ My broads flip, wicked like Halle in Swordfish \ With long fifths, long dicks smacking the back side \ Willie Dynamite style, mashing the black five \ Attract fly dimes, do I, come and see me'. Ciekawym zabiegiem było stworzenie zwrotki w 'A lil story', opartej na tytułach filmów i nazwiskach aktorów. Pomimo obecności kilku gości, Rebel INS świeci własnym światłem i zdecydowanie rządzi na trakach, bez dwóch zdań.
    Fantastyczny klimat albumu, powrót INS na ulicę i do klasyki. Może nie przypomina to za bardzo dokonań Wu, ale da się odczuć ten flejwor, typowy dla chłopaków ze Staten Island. Pomimo praktycznie zerowej promocji, wydaje mi się, że jest to bodaj najlepszy album od Inspektora, który zadowoli i fanów Wu, tak samo jak fanów podziemnego grania.

OCENA: 5\6


środa, 27 marca 2013

HANDS ON - DJ NU-MARK

Sequence 2004

1. Intro
2. Down Home - Eddy Senay
3. Rubber Bumpers - Tony Luisi
4. Laying Eggs - Paz
5. Hot Track - Rex Brown Company and Wersi Electric Strings Orchestra
6. Fudge Funk - Organised Konfusion
7. Intro (Life) - Jeru The Damaja
8. Perverted Monks In Tha House (Skit) - Jeru The Damaja
9. Intro - Group Home
10. Skit - Beatnuts
11. Melody - Blendcrafters
12. Chali 2na Comin Thru - DJ Nu-Mark feat. Chali 2na
13. No Good - Vitamin D
14. True Urban Grit - Prophetix
15. Saliva - Viktor Vaughn
16. Samurai - Shurik'n
17. Crew Song - Schlechta Umgang
18. Hands On - DJ Nu-Mark feat. Key Kool
19. Good Thing - Brad Strut feat. Bias B & LAzy Grey
20. 68 And I Owe You One - All Time High
21. Raw Chille - Beathoven
22. Impulsion - Ray Cooper & Barry Morgan
23. Brand Nu Live - Nu-Mark feat J-Live

    Chcesz mi powiedzieć, że nie wiesz, kim jest Nu-Mark? Niga pliz, nie słuchałeś nigdy Jurassic 5? Człowiek odpowiedzialny w tym zespole za skrecze i produkcję wydał swój własny album, jednak nie jest to płyta producencka, ani turntablistyczna,  ale jest to coś w rodzaju składanki, czerpiącej z przebogatych zbiorów winyli Nu-Marka, liczących kilkadziesiąt tysięcy sztuk.
    Dlatego na tym... mikstejpie? Ciężko to jakoś określić. Dlatego na 'Hands On' mamy zupełny misz masz muzyczny, jednak wszystko zamyka się w granicach przeznaczonych dla hip hopu. Zatem Mark umieścił tu zarówno kawałki rapowe (Chali 2Na, Key Kool, J-Live), bawi się znanymi bitami hiphopowych klasyków (Jeru, Group Home, Organized Konfusion), i pokazuje kilka znakomitych sampli przy okazji kawałków mniej znanych wykonawców spoza kręgu rapowego: soulowych, jazzowych i innych. Do tego nie zamyka się li tylko w swoim światku, związanym z J5, a nawet wykracza poza granice Stanów, co zdarza się raczej rzadko. Zazwyczaj to rapperzy ze świata zapraszają amerykańskich kolegów, a nie odwrotnie, bo ci nie interesują się raczej tym, co dzieje się na świecie. Dlatego mamy tu kawałki z Francji (Shurik'n), Niemiec (Schlechta Umgang) i z Australii (Bias B, Lazy Grey i Brad Strut). Aha, no i Key Kool z Visionaries, rymuje po japońsku.
    Dobór kawałków i sposób ich prezentacji powoduje nieustanne kiwanie głową, bo są to numery niby energetyczne, a jednak lekko wyczilautowane. Słucha się tego bardzo dobrze, zwłaszcza jako podkład do robienia czegoś, bo nie ma tu zbyt wiele tekstów, na których można by się skupiać. To świetnie zrobiony (chyba jednak) mixtape, łączący bardzo wiele ciekawych kawałków i stylów, które mają jednak sporo wspólnego. Widać, że Nu-Mark trzyma 'ręce na' pulsie i potrafi zrobić świetną płytę, która będzie jednocześnie samodzielną składanką dobrych brzmień, jak i ciągle pozostanie w klimacie nagrań Jurassic 5.
    Fani klasycznych brzmień i pracy DJ będą bardzo zadowoleni - zresztą, ciężko mi sobie wyobrazić kogoś, kto psioczyłby na ten krążek. Jednak, musimy pamiętać, że żadnych premier tu nie będzie, tylko składankę, pozbieraną z kolekcji winyli Marka. Ale i tak jest to super krążek!

OCENA: 5-\6 


poniedziałek, 25 marca 2013

BLACK SANDS OV ETERNIA - MYSTIK JOURNEYMEN

Legendary Music 1999

1. Oran
2. Sand Storm
3. Trek
4. Araingus
5. Life
6. Reflections   feat. ACEYALONE
7. Silly Wappers
8. The Piano Lesson
9. Grapes Ov Wrath
10. Hymns
11. Victom to the Rain
12. Escape
13. Mercury Rising    feat. THE GROUCH
14. John Henry and the Legend of the Silver Spike
15. Odyssey   feat. NASSARI
16. Firefly Rebellion
17. Rage     feat. THE LIVING LEGENDS
18. Silly Wappers Pt. II
19. Poor Mans Woes   feat. EMPEROR OF THE SUN
20. Niggas Wanna Rap
21. Grouchifer
22. Liquid Cement     featuring THE GROUCH
23. Final Stretch Home (Outro)

    Mystik Journeymen to legenda, można by rzec, że Żywa Legenda podziemnego rapu z Zachodniego Wybrzeża. Z niej wyszli tacy zawodnicy, jak Living Legends, The Grouch, 3 Melancholic Gypsys (czyli Murs, Eligh i Scarub), Bicasso, czy Aesop Rock. Przed sobą mamy ich piąty album (choć drugi wydany z większą promocją) z okresu, w którym znani byli w zasadzie na całym świecie, a przede wszystkim w... Japonii. Do Polski dotarli trochę później.
    Sunspot Jonz to osbą, której powyżej nie wymieniłem, ale to on stoi za wszystkimi podkładami na płycie. Są to luźne, wyczilautowane klasyczne podkłady, oparte o sprytnie zaprogramowaną bitmaszynę i kołyszące, spokojne sample, najczęściej z jazzu albo innej czarnej muzyki. Płytę często przerywają krótkie wstawki, interludy, czy skity, a także inne wynalazki. To muzyka powolna, ale niekoniecznie spokojna, często niosąca ze sobą jakiś niepokój i stanowiąca doskonałe tło dla niecodziennych rapperów.  
    Lucky.I.Am aka PSC i Sunspot Jonz mają dość specyficzny styl rymowania i pisania tekstów. Ich wizja świata jest mocno oparta o różnorakie filozofie, które mieszają się w jednym tyglu myśli i wychodzi z tego zakręcony, acz inteligentny obraz. Z tekstów przebija miłość od muzyki, tak samo jak niechęć do konsumpcjonizmu i mainstreamu. Czasem to wszystko wydaje się nieposkładane i nie do końca wiadomo o co chodzi, ale nie brak tu celnych metafor, czy odważnych porównań. Dodatkowo, emce wyginają swój flow, podśpiewują, czasem wręcz niepokojąco wyją. Naturalnie, nie będzie tu mowy o obcych na płycie - aby nie wprowadzić zbędnego fermentu, swoje zwrotki dograli tylko ludzie z rodziny.
    To nie jest płyta dla pierwszego lepszego fana hip hopu. Tego typu brzmienia trzeba lubic i być otwartym na eklektyczne wajby i skomplikowane, niecodzienne wersy, w których można się łatwo zgubić. To ciężka, ale ambitna płyta, więc warto się w nią wsłuchać. Pozycja obowiązkowa dla rapowych purystów i fanów podziemia WestCoast.  

OCENA: 4\6


sobota, 23 marca 2013

MAKE ROOM 4 DADDY - DANGEROUS DAME

Snake Pit 1994

1. Nigga What?
2. Sabotage  feat. MC MEL
3. Gat's & Dope
4. Struggle In The Rap Game
5. I Know Ya Background
6. Can You Feel Me?     feat. REV. DR. MADMAN, B-HIDE
7. My Patna's Mama
8. Royal Flush    feat. SKI & THE MAFIA
9. Make Room 4 Daddy
10. Don't Drink That Gin
11. The Funk Is On     feat. JET
12. He's Comin' Back
13. The Homies In The Hood Got Love

    Dangerous Dame to jedna z legend Bay Area. Pogódź się z tym, nawet jeśli o nim w życiu nie słyszałeś. Przed sobą mamy jego czwarty album, album, który zanim jeszcze wyszedł, miał już status kultowego. Dame w połowie lat '90 miał już swój fejm przede wszystkim na Zachodzie i był na tyle szanowany, że sam Master P chciał wciągnąć go do swojej gry w No Limits, co częściowo mu się udało. Przypominam, że wówczas Master P był kimś!
    Na omawianej płycie, Dame, kiedy miał już ustaloną pozycję, postanowił odejść od ustalonego, g-funkowego brzmienia, aby zwrócić się bardziej w stronę old schoolu. Nadal jest to funk: żywe basy, funkowe wajby, oszczędne dźwięki. Ten oldskulowy funk popełniony został przez takie osoby, jak Venom Rhythm, Dizzy Prad i E. Blacknell - może mało znani, ale przynajmniej wiedzą, jak zrobić 'starożytny' funk. Wszystko brzęczy od basu i kląska od syntezatorów - taka uczta dla lubiących wczesne, zachodnie granie.
    Dame nie został ikoną g-funku na darmo. Ma laidbackowe flow i styl, który może kojarzyć się ze słoneczną, gangsterską Kalifornią. Dodatkowo to wrażenie podsycają teksty - niby wyluzowane, ale z drugiej strony pełne kryminalnych opowieści z tych ulic Oakland, na które nie pada ciepłe słońce Kalifornii. Pojebane czarnuchy, tanie dziwki, koks i broń pojawiają się w zasadzie w każdym kawałku. Nieliczni goście pozostają w klimacie, choć nie wnoszą nic wielkiego.
    'Make Room 4 Daddy' to płyta przede wszystkim dla fanów zachodniego grania, g-funku i starych, nieskomplikowanych brzmień. Dame jest niezłym rapperem, ma swój styl, chociaż podobnym może się poszczycić co najmniej kilku na zachodzie. Porządna, gangsterska płyta, choć straciła na świeżości przez lata.    

OCENA: 3\6



czwartek, 21 marca 2013

MAC OF THE ROUND TABLE - FM

Avenue 1992

1. Gotta Be a Player        
2. The Gift        
3. Game        
4. Do It (Til Your Satisfied)        
5. Black Man's Thang        
6. Out of Control        
7. Another Nigga Dead        
8. Click of My Nine        
9. Gimmie Whatcha Got        
10. Mac From Memphis     
11. Pimpin Ain't Dead

    Czy Memphis musi się kojarzyć z plastikami, rypaniem wściekłych rymów i generalnie z okolicznościami Three 6 Mafia? Nie, nie musi, nawet jeśli FM aka FreakMaster jest sprzed tej ery. Debiut FM może nikogo nie zaskoczył, ale to płyta nieco inna niż reszta z Memphis.
    Z drugiej strony nie oznacza to, że płyta FM jest inna od wszystkiego, nie. To dość typowy zachodni funk, jakiego było pełno w tamtym czasie. FM wraz z pomocą muzyków sesyjnych, wyprodukował 11 przyjemnie bujających funkowych podkładów. Mamy tu więc muzę na żywo, z basami, perkusją, klawiszami i dęciakami - wszystko zagrane osobiście i tym przyjemniej. Osobiście, znaczy, że przynajmniej część z instrumentów obsługiwana była przez samego FM, tylko gitary i perkusja musiała znaleźć własną obsadę. 
    Tematyka też nie jest olśniewająca: wszystko na temat życia gracza z zachodu. Strzelaniny, nielegalne przeszukania, życie w getcie, bycie graczem i pimpowanie dziwków... W sumie, nic odkrywczego, a wręcz teksty są zwyczajne, choć z pewną dozą ironii i dowcipu. Poza FM na majku pokazuje się parę osób, ale są to rapperzy z doskoku, nawet nie wymienieni w kredytach (Chilly D i Lil Pat), robiący trochę szumu na traku. Pierwsze skrzypce gra tu i tak FM - czy to w produkcji, czy na majku. 
    Pierwsza płyta FM (z trzech, jak do tej pory) przynosi nam całkiem porządny debiut, typowy dla zachodu, trochę w stylu Too $hort'a, czy wczesnego Spice 1. Całkiem przyjemny klimat g-funku i takich typowych westcoastowych jazd. Sympatyczna płyta - jeśli można użyć tego słowa odnośnie albumu, na którym zginęło kilka osób...

OCENA: 4-\6


wtorek, 19 marca 2013

EVIL SIDE GANGSTAS - SNOOPY & VILLAIN

2002

1. Intro (805 Live) 
2. Evil Side Assasins
3. Welcome
4. We're Back 
5. Around Here    feat. MADOGG, HAVIK
6. This Is How We Do It 
7. When A Soldier Dies (That's Life) 
8. Born and Raised
9. I want to go home 
10. Chronic Break
11. Always Gettin' High 
12. Mission 
13. Evil Side 
14. We're The Ones 
15. So Much Pain

    Chicano rap, czyli rap latynoski w USA, to doprawdy ewenement. Oczywiście, mamy tu i Cypress Hill, czy Delinquent Habits, ale z drugiej strony wydało płyt tyle beztalencia i bezguścia, że wypada tylko złapać się za głowę. Snoopy i Villain to dwóch ogromnych Latynosów prosto z ulic Santa Barbara, którzy jakimś sposobem dostali się do gry i wydali ten album...
    Ok, muzycznie nie ma się zupełnie do czego przyczepić. Prawdziwy hardkorowy g-funk: mocne perkusje, ciężki bas przy samej ziemi, funkowe sample, vocodery i moogi na wokalach - takie ciężkie pierdolnięcie pomiędzy rozwiane palmy plaż St. Barbara. W zasadzie muzyka jest tutaj najlepszą rzeczą, jaką znajdziemy na albumie - sprawdź bit do np. 'Around here', 'We're the ones' czy 'Mission'.
    Za to wrażenie psują Snoopy i Villain. Kurważ mać, jak do tego stopnia można nie umieć rymować? I jakim cudem ktoś to wydał? Grozili wydawcy pistoletami, czy jak? O ile jeszcze rymują po hiszpańsku, da radę jako tako, ale kiedy wkracza angielski... Madre Mio! Języki się plączą, nie trafiają w werble, ciężko zrozumieć w ogóle, o czym seplenią... Zresztą, po chuj tu coś rozumieć, kiedy jebią takie pierdoły, że przedszkolak byłby zażenowany poziomem poezji ulicznej. Szkoda się tym zajmować.
    Żeby na tych bitach zarymował ktoś, kto umie i nie zawiązuje mu się język na angielszczyźnie, to byłby porządny album westcoastowy. A tak, w ogóle ciężko to przebrnąć do końca, bo kolesie się tak męczą na majkach, że masz ochotę skrócić ich cierpienia i wyłączyć jak najszybciej. Osobiście nie znajduję usprawiedliwienia dla wydania takiego albumu. Najlepszą reklamą jest to, że duet nie wydał już nic więcej - niestety, wyszło parę solówek... Choć nie powinni wydać nawet tego jednego... No dobra, te następne albumy są nieco lepsze...

OCENA: 1\6

niedziela, 17 marca 2013

DANCE BEFORE THE POLICE COME - SHUT UP & DANCE


Shut Up And Dance 1991

1. On A Street Level
2. This Town Needs A Sheriff
3. Lamborghini (Remix)
4. White White World
5. Derek Went Mad
6. The Movie Soundtrack
7. Rest In Peace (Rap Will Never)
8. A Change Soon Come
9. Dance Before The Police Come
10. Because Of My Vocals

    Popatrz na okładkę. Siedzę na koniu... No, prawie jak reklama Old Spice - nawet fakt, że to naprawdę 'stare przyprawy', pasuje do sytuacji. Gdybym nie wiedział, co to za zespół, widząc w sklepie okładkę, prawdopodobnie padłbym ze śmiechu (i tak padłem)- zresztą, brytyjski magazyn The FW uznał ją za najgorszą w historii fonografii brytyjskiej...
    Ale chwila, nie oceniajmy płyty po okładce, tak? Muzyka londyńskiego duetu to istna, wybuchowa mieszanka hardcore hip hopu, house i rave - czyli w zasadzie coś bez precedensu. Ale tutaj o to chodziło. Na początku lat '90 w Anglii bardzo popularne były nielegalne potańcówki, urządzane w opuszczanych magazynach i fabrykach, które kończyły się najazdem policji i aresztowaniami. Stąd również tytuł płyty: 'Tańcz Zanim Przybędzie Policja'. Shut Up & Dance opanowali do perfekcji coś, co można nazwać hardcore house - ostre, szybkie i taneczne bity z agresywnymi samplami, m.in. z Eurythmix, czy Suzan Vega. Zresztą, ich kawałki przeszły na tyle do legendy, że przerabiał je Scooter, czy inne tuzy muzyki tanecznej.
     Teksty PJ i Smiley'a też są hardkorowo taneczne i w większości odnoszą się do właśnie takiej podziemnej aury nielegalnych potańcówek. Nawet jeśli chłopcy starają się odnosić do sytuacji społecznej, czy innych tematów, wszystko zahacza o taniec w takiej, czy innej postaci. Nie wszystkie traki są rymowane - są 3-4 w ogóle bez wokali, tylko wkręcające house'owe tempo na agresywnych bitach. Wbrew pozorom (okładka, styl), jest to płyta na wskroś rapowa, dość oczywista dla roku swojego wydania i fani brzmienia hardcore-house'owego mogą poczuć się zadowoleni.
    Shut up & Dance, pomimo, że ich wytwórnia zbankrutowała, działają dalej, choć posunęli się nieco bardziej w stronę muzyki tanecznej. Jednak ich debiut to kwintesencja hip hopu tamtych czasów, tym ciekawsza, że zrobiona w Wielkiej Brytanii. Ciekawostka.

OCENA: 3+\6  


piątek, 15 marca 2013

40 DAYZ & 40 NIGHTZ - XZIBIT

Loud 1998

1. Intro (The Last Night)
2. Chamber Music
3. 3 Card Molly   feat. RAS KASS, SAAFIR
4. What U See Is What U Get 
5. Handle Your Business  feat. DEFARI 
6. Nobody Sound Like Me feat. MONTAGE ONE
7. Pussy Pop   feat. JAYO FELONY, METHOD MAN
8. Chronic Keeping 101 (Interlude) 
9. Shroomz 
10. Focus 
11. Jason (48 Months Interlude) 
12. Deeper 
13. Los Angeles Times
14. Inside Job 
15. Let It Rain    feat. THA ALKAHOLIKS, KING T
16. Recycled Assassins  feat. MONTAGE ONE
17. Outro 

    Po ogromnym sukcesie piosenki 'Papparazzi' i całego pierwszego albumu, każdy na świecie wiedział, kim jest Xzibit. Jego drugi album nie sprzedał się aż w takim nakładzie, jak pierwszy, ale wiele osób uważa go za najlepszy w karierze Xzibita.
    Mnie początkowo to wcale nie chciało przekonać. Brzmienie drugiej płyty różni się dość znacznie od debiutu i wówczas nie stanowiło to atutu. Ale jeśli popatrzymy na producentów, to w większości jest to sam szczyt śmietanki i każdy chyba chciałby mieć od nich bity w tamtym czasie - a pewnie i teraz niewielu by pogardziło. Jesse West (legenda z Bronxu, robił bity dla PMD, Heavy D, KRS1, Mary J. Blige...), E-Swift z Tha Alkaholiks, Sir Jinx (z kolei legenda zachodu, z bitami na płytach Ice Cube, Too $hort, YoYo, Kool G Rap...), Bud'da (z wytwórni Dre'a - Aftermath), DJ Pen One & Thayod Ausar, A Kid Called Roots (zdolny wówczas młodzieniec aspirujący), Soopafly (legenda gangsta rapu!), The Glove, Mel-Man (również producent ze stajni Dr Dre), Montage One. Ale nie jest to muzyka g-funkowa, tylko raczej podkłady klasyczne, oparte na samplach, brzmiące zadziwiająco świeżo do dnia dzisiejszego. Jest tu kilka bomb ('3 Card Molly od Bud'da, 'What u see is what u get' od Jesse West, 'LA Times' od Mel-Man), znajdzie się parę gorszych utworów ('Nobody sounds like me' od A Kid Called Roots) - ale generalnie trzeba uznać, że płyta brzmi bardzo dobrze aż do dziś. A może nawet dzisiaj brzmi lepiej, niż kiedyś, bo podoba mi się znacznie bardziej, niż 15 lat temu...
    Xzibita rozpoznasz zawsze i wszędzie, dzięki zachrypłemu głosowi i charakterystycznemu stylowi rymowania. X nie ginie w tłumie, nawet jeśli zaprosił równie znakomitych gości: Golden State Warriors (X, Saafir i Ras - genialne trio!), świetnego Defari, Method Man'a, legendę g-funku Jayo Felony oraz Liks'ów wraz ze swym odkrywcą - King Tee. Tematycznie, bragga miesza się tu z opowieściami iście kryminalnymi z sąsiedztwa, a także o dziewojkach - czyli zachodni standard. Na szczęście, teksty Xzibita wychodzą nieco ponad standard i można ich bez bólu posłuchać.
    Zawsze druga płyta artysty, który osiągną sukces debiutem, to wielka niewiadoma: da radę podnieść poprzeczkę, czy utonie? Xzibit, nawet jeśli poprzeczki nie podniósł swoim drugim albumem, to przynajmniej wyrównał poziom. Bardzo dobra, klasyczna płyta, którą trzeba sprawdzić. Nie będzie wg mnie aspirowała do klasycznej, ale jest wystarczająco dobra, żeby z dumą mogła stać na półce.

OCENA: 5-\6


środa, 13 marca 2013

WHAT IS RUMPLETILSKIN? - RUMPLETILSKINZ

RCA 1993

1. What Is A Rumpletilskin
2. Attitudes
3. Hudz
4. Mad M.F.'s
5. I-N-I
6. Sweet Therapy
7. Snikslitelpmur
8. Earthquake
9. Mushroom Talk
10. Is It Alright?
11. Theramixx
12. Dacumin
13. Hi Volume

    Co to do cholery jest Rumpletilskinz? I jak to w ogóle przeczytać? Takie myśli zaprzątały mnie te prawie 20 lat temu, kiedy nabyłem tę płytę. Starzy kumple Busta Rhymes, którzy debiutowali u niego na płycie Leaders Of The New School, wypuścili niebawem swoją własną płytę, która nie odbiła się szerokim echem, ale wspominana jest do dziś przez fanów klasycznego brzmienia.
    Chłopcy potrafili zrobić sobie muzykę sami, z małym wsparciem Chyskillz'a (znanego ze współpracy z Onyx, Public Enemy, Mic Geronimo, czy LL Cool j) i kolesia o pseudonimie E. Oczywiście, w tamtych czasach, poważna grupa rapowa nie mogła obyć się bez DJa, którym w zespole był R.P.M. Dlatego muzyka to ciężkie, ortodoksyjne wręcz perkusje, jebiące w czachę mocą spychacza na wysypisku. Do tego sample z jazzowych sekcji dętych, oszczędne dźwięki, dzięki czemu dostaliśmy prawdziwy nowojorski hardkor. Delikatne sample na morderczych bitach.
    Każdy z trzech emce miał inny styl, dzięki czemu łatwo ich rozpoznać i nie zamulają takim samym flow. RemedyMan ma szczególny rodzaj zaśpiewu, lekko zaciąga głosem w górę. The Capital L.S., o surowym głosie i Jeranimo, ze swoim szalonym stylem. Chłopcy zajmują się przede wszystkim bragga i zabawą językiem (świetne 'Mushroom talk') i nie należałoby spodziewać się żadnych przemyśleń, ani głębszych filozofii. Nawet nie ma ulicznych opowieści - czysta, prawdziwa hiphopowa jazda. Niecały rok po wydaniu płyty grupa się rozpadła i chyba tylko RemedyMan wydał coś jeszcze, ale generalnie chłopcy zajęli się swoim życiem i porzucili nagrywanie. Dziś, ich pierwsza i jedyna płyta, uznawana jest za klasyk nowojorskiego rapu.
    Szkoda tylko, że tak niewiele osób kojarzy ten zespół, bo jeśli ktoś lubi brzmienie Złotej Ery z NY, to będzie zachwycony tą płytą. Jest naprawdę dobra i przywołuje na myśl stare, dobre czasy.

OCENA: 4\6


poniedziałek, 11 marca 2013

THE I.N.G.A. SESSIONS - FOXY BROWN

darmowy mixtape 2008

1. Introduction (foxy brown & dj trasha) 
2. Open book 
3. We're on fire   feat. MAVADO 
4. Magnetic    feat. PHARELL 
5. Lady saw interlude 
6. The quan   feat. LADY SAW
7. What's good with you   feat. BEYONCE
8. Cham interlude   with freestyle by FOXY BROWN, CHAM
9. Mr. DJ   feat. BARRINGTON LEVY
10. Hennessey & bacardi 
11. Whatcha gonna do 
12. Tony Matterhorn interlude
13. In the trap   feat. T.I.
14. The gang    feat. SHYNE
15. We hustlaz (freestyle)
16. Got to get it   feat. THA DOGG POUND
17. Story to tell [part 2]  feat. NAS
18. Mr. Vegas interlude
19. Come fly with me   feat. SIZZLA
20. I need a man (remix) 
21. Ice 
22. Another story (freestyle)   feat. CORMEGA
23. Feedback (remix)   JANET JACKSON feat. FOXY BROWN, CIARA
24. Ya wanna dance   feat. CORMEGA, PRETTY BOY
25. Why you hatin' (freestyle) 
26. Got it locked   feat. PITCH BLACK
27. Wayne wonder interlude
28. Black girl lost
29. My life [part 2] (cradle to the grave) 
30. Fan love 
31. Final words from inga

    Co stało się z gwiazdą kobiecego rapu? Gdzie jest Foxxxy Brown? Wielka Ill Na Na? Ta, która na jednej scenie grała z Nas'em i Jay Z? Dumna Lisica, próbująca za wszelką cenę udowodnić swoją wyższość nad Lil Kim? Co się stało? Nic wielkiego, tylko Foxy trochę się pogubiła i część czasu przesiedziała w areszcie i na sali sądowej, trochę na treningach pozwalających kontrolować wybuchy wściekłości...
    Po wydaniu niezależnie 'Brooklyn's Don Diva', którym Foxy chciała wrócić na scenę, rok później rapperka uderzyła darmowym mikstejpem. Jak to z mikstejpami, muzyka pochodzi z różnych źródeł - czasem kawałki wyprodukowano specjalnie dla  niej (Neptunes), czasem podkłady wzięły się z różnych stron. Całością zajęli się DJ Trasha i producent Marvin Rashad. Mamy tu więc muzyczną bombę, bardzo energiczne i szybkie podkłady w różnej stylistyce hip hopowej - od ragga, przez klasykę, do nowoczesnych bangerów. Foxy ma tu szerokie pole do popisów i udowadniania, że jeszcze nie należy jej skreślać...
    No bo nie należy. Nawet, jeśli pamiętasz, jak nabijano się z niej bezlitośnie za przekręcanie znanych europejskich marek luksusowych ubrań, perfum i dodatków, które lubiła wrzucać do tekstów. Taki luksus na pokaz. Nieee, Fox nie zrezygnowała w żonglowania firmami - może tylko przez tyle lat nauczyła się poprawnie wymawiać wszystkie Wjutą, czy inne Gucie. Do tego na majkach cała rzesza kumpli NaNy: Nas, Shyne i Cormega, przyjaciele z LA: Dogg Pound, funfle od ragga i kilka innych osób. Płyta jest więc na tyle zróżnicowana, że słucha się jej całkiem przyjemnie i bez bólu, a Foxy faktycznie daje radę usadzić Cię przed głośnikiem i mocno stara się udowodnić, że nadal ma wiele do powiedzenia.
    Tak, to znowu ta stara, dobra (za starą otrzymałbym cios w pysk :P) Foxy, ta której wszyscy słuchali jeszcze 10 lat wcześniej, a o której świat zdawał się zapomnieć po wydaniu trzech płyt... No, ale sama była sobie winna - jej problemy z prawem nie wynikły z niczego innego, jak tylko z jej własnej głupoty... Niemniej jednak, Foxy wróciła - oby na dobre...

OCENA: 4\6


sobota, 9 marca 2013

A LOVE SUPREME - U-N-I

U-N-I 2009

1 My Life
2 Windows
3 Supreme
4 Hollywood Hiatus
5 Lately
6 Pulp Fiction Part 1 feat. FASHAWN
7 The Grudge
8 Voltron
9 Stylin
10 Hammertime
11 Calendar Girls
12 Lauren London
13 Black Sky
14 Halftime
15 A Love Supreme

    U-N-I To The Verse to duet z Inglewood pod LA: Y-O i Thurzday. Chłopcy poznali się w szkole i, zachwyceni twórczością The Roots, postanowili zacząć robić swój własny, korzenny hip hop.
    Muzycznie, całość przyprawił Ro Blvd i, jak wynika z zainteresowań członków zespołu, jest to muzyka inspirowana dokonaniami The Roots, ale przesunięta w nieco inną stronę, niż podążają ich idole. To ambitne podkłady, wykorzystujące mniej sampli, a więcej instrumentów - nie powiem, że żywych, ale przynajmniej klawiszowych - organy i inne syntezatory, które tworzą unikalny styl Ro Blvd. Potrafi on zrobić klasyczny, hip hopowy podkład, ale również stworzyć wyszukany bit pod coś ciekawszego w formie, jak np. w 'Hammertime'. Jest to zdecydowanie jeden z bardziej intrygujących producentów, nie tylko w Kalifornii, ale i w ogóle na świecie, chociaż nie wszystkie podkłady przypadły mi do gustu.
    Gdyby na bitach Ro występowali kiepscy emce, może wrażenie byłoby słabe, ale na szczęście Y-O i Thurzday są wystarczająco dobrzy, żeby dźwignąć ten album. I dźwigają całkiem lekko, bo obaj mają ten flow i skillsy. Czasem może nie do końca zgrywają się z mocniej posuniętymi produkcjami Ro (np. w 'Black Sky', który jest trochę zbyt dziwaczny) i nie dla wszystkich cała płyta będzie do przyjęcia, bo im bliżej końca, tym 'ambitniejsze' stają się kawałki i tym mniej klasycznie hip hopowe: syntezatory wibrują w uszach, panowie rymują bez perkusji, robi się... soulowo. Do bólu nawet.
    Pierwsze 10 traków to jest stricte hip hopowa jazda, wyraźnie inspirowana The Roots, ale potem nie wszyscy będą zachwyceni. 'A Love Supreme' to płyta bardzo ambitna i naprawdę soulowa - jeśli ktoś to lubi, będzie wniebowzięty. Jednak ten klasyczny, organiczny hip hop rozwadnia się i rozmywa z biegiem minut i pod koniec ciężko wyłapać ten rapowy pierwiastek. Płyta warta jest na pewno sprawdzenia, choć nie wszyscy polubią.

OCENA: 4-\6


czwartek, 7 marca 2013

GAS CHAMBER - C-BO

AWOL 1993

1. Black 64
2. Gas Chamber
3. Realer Than Real
4. Danked Out
5. Marked For Death
6. Liquor Sto
7. Scratch From
8. Bald Head Nut
9. Play 4G
10. Survival In The Garden
11. Chronic Conference
12. 4-Deep
13. Shots Out

    Może i C-Bo jest legendą sceny w Sacramento, ale ilu z Was o nim słyszało? A tymczasem on potrafił sprzedać kilka milionów płyt niezależnie - to jest podziemie! C-Bo aka Cowboy prezentuje rzadko u nas lubiany styl, określany jako horrorcore i 'Komora Gazowa' jest jego pierwszym albumem, który sprowadził na niego oczy fanów ciemnej strony mocy.
    Muzyka może nie niesie jakiś mrocznych dźwięków - to czysty funk, wyprodukowany przez tandem zdolnych muzyków i legend Bay Area: Mike Mosley'a i Sam Bostic'a. Sporo tu mocnych basów i piszczał różnego rodzaju, żywych gitar i funkowych swingów. Muzycznie płyta niespecjalnie różni się od typowych produkcji tego tandemu - są kawałki lżejsze i te zgniatające klimatem, ale wszystko to nie kojarzy się ze śmiertelnymi dźwiękami innych horrorcore'owych potępieńców. To normalny, nieźle zagrany g-funk.
    To, co wyróżnia 'Gas Chamber' od innych płyt z Bay Area, to klimat. Może tu jeszcze C-Bo nie jest do końca ukształtowanym rapperem i jego styl wymaga poprawek, ale jego teksty były czymś nowym. Sprawdź wersy z tytułowego kawałka: 'Release Slugs from my strap, until they gone \ And talking shit won't last \ Get your ass blast \ As I let the mac-10 tap that ass \ Bo-Loc is what they call me \ For the reason I stay strapped and smoke ducks all through the season'. Może nic szczególnego, ale C-Bo nadszedł z nową jakością agresji i przemocy. To już nie jest zwyczajne 'I shoot you nigga', tylko zabójstwa zostały wyniesione na wyższy poziom, z większą dawką cierpienia ofiar. I, co ciekawe, to chwyciło i C-Bo znalazł naśladowców i poczęły być wydawane kolejne płyty w tym stylu. Narodził się nowy trend.
    Ta płyta to coś w rodzaju kamienia milowego w rapie. Takiego niedużego, bo zauważalnego wyłącznie dla wtajemniczonych, ale po tym albumie stan rzeczy nieco się zmienił. Do tej pory C-Bo wydał 13 albumów i ma się doskonale ze swoim statusem legendy podziemia Sacramento. To chyba ideał - tkwić w podziemiu i sprzedawać setki tysięcy płyt...      

OCENA: 4-\6



wtorek, 5 marca 2013

DO YOU KNOW THE WAY - 10 BASS T

The San Jose Sound 1996

1. Beat Generation
2. Hip Hop Culture
3. Good Times
4. 10 Bass Hit
5. Scratch 'N' Sniff   feat. CHARIZMA
6. What's the Definition of a 10basst
7. Good Times [Remix]
8. Open Your Eyes
9. Third World/First Person
10. People Gettin' Down
11. Some Say We're Spanish Some Say We're Black
12. Beat Generation [#2]

    Rap nie zna granic i tak było od zawsze. 10 Bass T jest znakomitym przykładem tej tezy, bo w swoim składzie ma kolesi o korzeniach na Filipinach, Karaibach i w Meksyku. Jest to jedyna płyta tria z San Jose (pomijam zupełnie niedostępną kasetę 'Of Human Balance and Steamed Rice'), choć podobno nagrali sporo materiału na kolejne płyty - wszystko utknęło na półkach wytwórni.
    DJ Selector G, pochodzący z Meksyku, jest odpowiedzialny za muzykę i, oczywiste to jest, za skrecze. Bity, faktycznie, posiadają sporą dozę basu, ale nie wykracza on poza normy na tyle, żeby przeszkadzało. W większości są to podkłady oparte na świeżych samplach jazzowych i soulowych, typowy bumbap, który klasycznie będzie kiwał Twoją głową. To nie brzmi jak Zachodnie Wybrzeże, tylko jak czystej wody nowojorskie podziemie.
    Mikrofony w tym zespole ogarniali Slim Daddy Milo (ten z Filipin), jadący ze swoistą raggamuffinową manierą oraz Solrac (portorykańsko-dominikański), brzmiący, jakby urodził się na Brooklynie (zaraz zaraz, on się tam naprawdę urodził!). Dlatego ciągle wydaje się, że San Jose jest na Wschodzie :) Panowie mieszają jamajski styl z językiem hiszpańskim i angielskim, otrzymując wybuchową miksturę. Fakt, że nie mówią o czymś konkretnym - w większości kawałków jest to po prostu bragga, czasem zahaczając o tematykę życiowo-społeczną. 'Third world \ First person' za to jest rozliczeniem z własną przynależnością narodową, czy raczej jej poszukiwaniem. W jednym z kawałków możemy poznać Charizma'ę, legendarnego i utalentowanego przyjaciela Peanut Butter Wolf'a, który zginął tragicznie jeszcze przed wydaniem tego krążka. 
    To płyta, którą na pewno chętnie przyswoją miłośnicy Złotej Ery. Choć nie jest to popularny krążek i pewnie większość nawet nigdy nie słyszała nazwy 10BassT, to warto go obadać, bo pełen jest świeżych bitów i fajnych stylów na majkach. Szkoda, że zespół nic więcej nie wydał, poza Solrac'iem, który pod swoim własnym nazwiskiem wypuścił kilka lat temu album. Dobre, stare nagrania.

OCENA: 4\6


niedziela, 3 marca 2013

ENTRE DEUX MONDES - ROCCA

Arsenal 1997

1. Garcon
2. La Bonne Connexion
3. Entre Deux Mondes
4. Les Jeunes De L'univers
5. El Consejo
6. L'original
7. Mot Pour Mot...  feat. KOHNDO
8. Aux Frontieres Du Reel
9. En Dehors Des Lois    feat. DADDY LORD C
10. La Morale
11. Sous Un Grand Ciel Gris...
12. Rap Contact 2
13. Artifices
14. La Fama
15. Le Hip Hop Mon Royaume

    Rocca zaczynał w połowie lat '90 w zespole La Cliqua, z którym trzyma do dziś, jednak po sukcesie pierwszej płyty grupy, zapragnął wydać płytę solową, ponieważ po świetnych recenzjach poczuł się na tyle silny, że podoła dźwignięciu całości. Tytuł 'Pomiędzy Dwoma Światami' oznacza jego rozdarcie wewnętrzne między Francją, która stała się jego drugą ojczyzną, a Kolumbią, z której pochodzi.
    Płytę produkowali Lumumba i Jelahee, i, o ile te ksywy pewnie nikomu nic nie mówią, to wystarczy wspomnieć, że album montowano w legendarnym D&D Studios w Nowym Jorku, co od razu nadaje płycie splendoru. Zresztą, i tak płyta brzmi, jakby była produkowana gdzieś w NY, odwołując się do najlepszych wartości ze wschodniego wybrzeża czasów Złotej Ery. Mocne, bumbapowe perkusje, głębokie basy, sample i klimat ciemnych dzielnic - może już niekoniecznie nowojorskich, ale na pewno paryskich. Prawdziwy, klasyczny, francuski hip hop, dzięki któremu ta scena ma u nas tak wielu fanów.
    Rocca dał się poznać jako zaangażowany politycznie i społecznie rapper i, idąc dalej tym tropem, porusza on na płycie wiele problemów, z którymi borykają się emigranci we Francji. Rocca wspomagany jest przez kolegów z La Cliqua, dlatego usłyszymy tu również wersy od Daddy Lord C i Kohndo - można powiedzieć, że wszystko zostaje w rodzinie. Jak większość rapperów francuskich, Rocca płynie po bitach - zresztą, wydaje się, że język francuski jest stworzony do rapowania i ciężko popsuć cokolwiek w tym języku :) Zgodnie ze swoimi korzeniami, gospodarz zadbał również o hiszpańskie wkręty i często wspomina o Kolumbii, jako ojczyźnie.
    Bardzo dobry, klasyczny już album francuski, lubiany nie tylko we Francji, ale i u nas. Dzięki temu albumowi Rocca stał się znany i rozpoznawalny jako rapper o światłych poglądach i tekstach, z którym liczą się zarówno fani, jak i dziennikarze oraz koledzy ze sceny.  

OCENA: 5-\6


piątek, 1 marca 2013

BURN BABY BURN - 2 BLACK 2 STRONG MMG

Relativity 1990

1. Joey Johnson Prelude
2. Burn Baby Burn (Club Mixx)
3. Burn Baby Burn (Radio Tosh Mix)
4. Strike A Match (TV Track)
5. Sinead's Dub
6. Imperialist Inferno (Club Mixx)
7. Could We Really Win?
8. Yes! Yes! Revolution To Rass!
9. Listers Marxist Mixx
10. Rass Vocals

    Kiedyś, kiedy rap był manifestem, a nie maszynką do zarabiania pieniędzy, rapperzy byli często bardzo zaangażowani nie tylko w politykę, ale i sprawy społeczne i sytuację Czarnych w Ameryce. Do jednego z radykałów należał 2 Black 2 Strong wraz ze swoją brygadą MMG - Mad Motherfucking Gangsters. Epka 'Burn Baby Burn' poprzedziła album długogrający i od razu wzbudziła spore kontrowersje.
    Kontrowersje oczywiście nie muzycznie, bo tu mamy dość typowe nowojorskie granie z rodziny Public Enemy - zresztą Chuck D brał udział w nagraniu płyty. Bity na nią robił niejaki Lister Hewan-Lowe - człowiek odpowiedzialny za sukces takich reggowych legend, jak Black Uhuru, czy Burning Spear. Od 1980 roku prowadził wytwórnię Clappers Records, która zajmowała się wydawaniem rapu i reggae. Ale to, co gra 2 Black 2 Strong i koledzy, to nie jest reggae, zdecydowanie w większości nie. To są głośne kawałki, oparte na hałaśliwych samplach i mocnych perkusjach, trochę w stylu Public Enemy właśnie. Część ma klimat dubowo-regałowy i stanowi przeciwwagę dla tych ciężkich traków z początku - ale to wszystko to zasługa Lister'a. Te podkłady mają stanowić tło dla rewolucyjnych haseł, głoszonych przez rapperów.
    I tworzą. W dodatku te hasła są mocno rewolucyjne i nie dziwota, że płyta wzbudziła tyle zamieszania, bo jeśli pierwszym wersem jest 'Fuck red, blue and white' (kolory flagi amerykańskiej - gdyby ktoś nie skojarzył) i namawia do spalenia flagi narodowej, to odzew musi być gruby. Teksty są bezkompromisowe, wymierzone nie tylko w naród USA, ale także i w sam kraj, czego dumni Amerykanie nie potrafili przełknąć tak łatwo. W zasadzie wszystkie kawałki nawiązują do głównego przesłania: 'spalcie te pieprzone flagi'. I oto był cały ten hałas.
    Dziś nikt już nie pamięta o dawnych rewolucjonistach, ba niewielu uznaje (czy w ogóle zna) legendę Public Enemy, nie wspominając o pomniejszych skandalistach, takich jak 2 Black 2 Strong, którzy po wydaniu płyty lub dwóch przepadli w nicości. Ale uważam, że warto o nich pamiętać, bo w nich tkwi kwintesencja rapu - bunt, przekaz, szok, podejmowanie trudnych tematów. Taka jest płytka 2B2S MMG.

OCENA: 3\6