RAP AROUND THE WORLD

Ta strona poświęcona jest rapowi z całego świata. W hip hopie siedzę ponad 25 lat, zbieram płyty i nie ściągam ich z netu - chyba, że są to nielegale. Moja kolekcja płyt sięga ponad 15.000 sztuk - muszę chyba kupić większe mieszkanie, aby jeden pokój przeznaczyć TYLKO na płyty CD :) Nie spodziewaj się linków z downloadem - na pewno gdzieś sobie daną płytę znajdziesz - nie tu. I nie spodziewaj się też wielu nowości - ostatnio hip hop śmierdzi. Spodziewaj się za to recenzji rapu z ponad 100 krajów, albumów takich bardziej znanych i takich, o których słyszysz po raz pierwszy - może po taką płytę sięgniesz? Zapraszam na podróż po świecie hip hopu.
## Na dole dodałem flagi, żeby łatwiej było znaleźć coś z odpowiedniego kraju :)

czwartek, 30 stycznia 2014

ANGEL DUST - INDO G

Relativity 1998

1. Da Calendar
2. Ain't No Bitch In My Blood
3. Throw Them Thangs    feat. LORD INFAMOUS, GANGSTA BOO
4. Ashes To Ashes    feat. KOOPSTA KNICCA, K-ROCK, NICK SCARFO
5. Remember Me Ballin'    feat. GANGSTA BOO
6. Break The Law '98    feat. DJ PAUL, NICK SCARFO, JUICY J, K-ROCK
7. Dead Me Don't Talk   feat. PROJECT PAT
8. Fall Up Off Me Ho    feat. NICK SCARFO
9. Will A Nigga Make It  feat. JUICY J
10. Big Boy Shit
11. Prophet Hataz   feat. GANGSTA BOO, K-ROCK
12. Ghetto Party
13. My Nigga's Crazy    feat. DJ PAUL, JUICY J
14. Fly Straight   feat. THREE 6 MAFIA, KILLA KLAN KAZE, DREWPY DREW DOG, NIGGA CREEP
15. Cleopatra
16. Can You Feel Me?
17. Tear Da Club Up Thugs
18. Fuck What Ya Heard    feat. TEAR DA CLUB UP THUGS

    To już druga solowa płyta tego rappera z Memphis, ale nie pierwsza w ogóle. Wcześniej nagrał 4 albumy z kolesiem Lil Blunt. Jednak to dopiero 'Angel Dust' utorowało mu drogę na szczyty, bo jest to album, który odniósł największy sukces - zapewne dzięki dostaniu się pod skrzydła Three 6 Mafii.
    DJ Paul i Juicy J to już klasyczny duet producencki z Memphis. Swoimi bitami obsługują nie tylko swoje grupy, swoje solówki, ale całe zaplecze Three 6 Mafii i oboczności wszelakie. To ten zalążek trap muzik, którą niejako wynaleźli, jednak pod koniec lat '90tych nie brzmi to jeszcze tak syntetycznie i obco. Zdarzają się tu kawałki wręcz prawie klasyczne, oparte na funkowych samplach, brzmiące nieco bliżej klimatów West Coast (jak np. 'Remember me ballin'), są również loopy z ostrych gitarowych riffów w 'My nigga's crazy'. Jednak jest tu też trochę tego syntetycznego, plastikowego dźwięku, jaki już możemy spotkać na klasycznej płycie Three 6 Mafii, 'When The Smoke Clears'. Zresztą, taki 'Ashes to ashes' to po prostu inna wersja bitu 'Fuck ya'll hoes' z tego albumu. Zatem mamy tu zaczątki trapu, ale producenci zdecydowanie siedzą jeszcze gdzieś między korzeniami rapu - choć próbują wychylać głowy ponad ziemię i ruszyć w swoim kierunku. Jednak muza z tych płyt, sygnowanych imionami Juicy i Paul'a z lat 96-02 to najlepszy okres i bardzo lubię ich słuchać. Późniejsze płyty są już zdecydowanie za techniczne.  
    Indo G jest dość specyficzny na majku. Ma lekko zdarty, chropowaty wokal, dość typowe dla Memphis zawodzenie w czasie zwalniania flow, ale również potrafi przyspieszyć, kiedy trzeba, ładując w wersy sporo językowych połamańców i wchodząc na wyższe rejestry głosu. Lirycznie jednak płyta nie leży na jednej z wyższych półek. To czysta gangsterka, pełna krwi, strzelających czarnuchów, machających dupą dziwek, brudnych dolarów i nosów ciągnących białko po lustrze. 'See ain't no bitch in my blood, nigga nuthin but thug \ Remember being intoxicated nigga liquor and drug \ It take a whole lotta shit to make me mad ho \ Tryin to see, wanna peep, muthaphukka? What you lookin for? \ I snap crackle and pop yo ass to the fuckin block \ Bleedin everywhere, got popped by my 9-Glock' - to jakby kwintesencja albumu. Do pary z Indo mamy cały przekrój przez stajnię Prophet Posse: cały Three 6 Mafia, rymującą gangsterkę-poetkę Gangsta Boo, wężowatego i przerażającego Koopsta Knicca, sepleniący nieco K-Rock, który szykowany był na hitmana wytwórni, ale nie wyszło, sylabizujący Project Pat i kilku graczy bardzo niskiego szczebla.     
    Dostajemy tu dość porządną, naturalnie w ramach gatunku i szufladki, płytę z Memphis, z obozu Triple 6. Jeśli ktoś lubi ten klimat, płytę przyjmie bez problemu i spodoba mu się. Owszem, choć Indo G nie jest rewelacyjnym tekściarzem, to jeśli potraktujemy album jak film sensacyjny, okaże się, że to naprawdę całkiem fajny krążek. Trzeba nam jednak podejść do niego z przymrużonym okiem, zwłaszcza patrząc na okładkę...

OCENA: 4-\6


wtorek, 28 stycznia 2014

THE LATIN LOVE STORY - FUNKY DL

Washington Classics 2006

1. Hit Me (Latin Remix)
2. Queen Of Diamonds (Latin Remix)
3. The Individual (Latin Remix)
4. Glistening (Latin Remix)
5. Billie Holiday (Latin Remix)
6. About The Things (Latin Remix)
7. Return Of The Funk Phenomenon (Latin Remix)
8. Love Is The Only (Latin Remix)
9. & Ask For DL (Latin Remix)
10. Eye Remember (Latin Remix)
11. Laundry (Latin Remix)
12. Love 15 To Advantage (Bonus Track)
13. Action Replay (Bonus Track)
14. Special (Bonus Track)
15. Train Girl (Bonus Track)
16. Loud Noise Of Silence (Bonus Track)
17. Soul Silhouette (Bonus Track)

    Funky DL to niezwykle płodny rapper i producent - wydaje co najmniej jedną płytę rocznie, i, jak mówi, sam nie jest pewien, ile albumów ma na koncie - będzie tego zapewne ponad 20. To jeden z albumów z remiksami - DL wziął na warsztat swoje wcześniejsze, znane i lubiane kawałki i zrobił z nich wersje oparte o rytmy latynoskie. Kto zna Funky DL, ten wie, że ten brytyjski rapper robi bardzo przyjemną, hip hopową muzę i jest w zasadzie legendą w Anglii.
    Funky DL zebrał sobie swoje ulubione kawałki z poprzednich albumów i postanowił przerobić je na latynowską modłę. Mamy tu klimaty wręcz zewsząd, jeśli chodzi o świat południowców: samba i bossa nova, gitarki i perkusje, trąbeczki - wszystko tylko czeka, kiedy zaczniesz tupać nóżką, a pośladki pójdą w tan, że tak to poetycko ujmę. DL ujął nowe wersje między kastaniety, a piersi śniadolicych tancerek rumby i choć są do delikatne i pełne soulu traki, ruszają głową, zmuszając ją do kiwania. DL ma bardzo dużą łatwość konstruowania gładkich, melodyjnych podkładów, które jednak nie są rozmymłane, ale lekko lecą w przestrzeni. Do tego mamy równie delikatną robotę DJ Styx'a, który wspomaga od zawsze Funky DL na wosku. Krótko mówiąc, to bardzo przyjemna muza, sięgająca korzeni hip hopu, ale oparta na latynowskich rytmach.
    Funky ma bardzo ciepłą barwę głosu i naprawdę fajny flow. Używa tego flow i swoich produkcji w niezwykle przemyslany sposób, bo zdaje sobie doskonale sprawę z tego, że gdyby chciał pozować na gangstera albo zająć się grajmem, to ludzie postukaliby się tylko w głowę. Dlatego DL dostosował swoją muzykę i flow do przekazu. Snuje on pełne ciepła historie o emocjach i uczuciach, o szczerym, prawdziwym hip hopie i życiu - takim zwyczajnym, bez ciśnienia, bez narzekania. Wszystko jest w pastelowych barwach i jasne - nawet jeśli coś nie idzie, zawsze przecież kiedyś będzie lepiej. To płyta dla ludzi kochających świat i prawdziwe, acz lekkie brzmienie hip hopu. Nie ma żadnych gości, bo DL jest wystarczająco funky, żeby sobie dać radę. Najlepsze traki wg mnie to 'Soul Silhouette' i 'Special', ale tak naprawdę nie ma tu słabych numerów. To prawie godzina w naprawdę miłym towarzystwie.
    Ciężko tę płytę nazwać inaczej, niż miła, sympatyczna, czy przyjemna. Latynoskie wersje starych kawałków nadały im nową moc i nowy wajb, są one nie tyle lepsze, czy gorsze, ale po prostu inne. To płyta dla tych, którzy nie wierzą, że Anglicy robią coś poza grajmem i tymi syntetycznymi dźwiękami. Prawdziwy, korzenny rap z Londynu.

OCENA: 5-\6 


niedziela, 26 stycznia 2014

BIRTH OF A PRINCE - RZA

Sanctuary 2003

1. We Pop     feat. OL DIRTY BASTARD, CCF DIVISION
2. You'll Never Know    feat. CILVARINGZ
3. Fast Cars    feat. GHOSTFACE KILLAH, ERICA BRYANT
4. Chi Kung   feat. CILVARINGZ, FEATHERZ
5. The Birth   feat. DADDY O
6. Cherry Range    feat. XAVIER NAIDOO
7. Drink, Smoke and Fukc
8. The Drop Off
9. Bob N' I
10. The Grunge   feat. BERETTA 9
11. Koto Chotan   feat. MASTA KILLA, TASH MAHOGANY
12. The Whistle    feat. PRODIGAL SUNN, MASTA KILLA
13. A Day To God Is 1000 Years
14. Grits    feat. ALLAH REAL, MASTA KILLA
15. Wherever I Go    feat. ALLAH REAL, CCF DIVISION
16. See The Joy

    To już trzecia solówka legendy rapu, ojca chrzestnego Wu Tang - człowieka, który zmienił rap grę. RZA to człowiek instytucja. Co ciekawe, na płycie nie ma nic na temat alter ego RZy, Bobby Digital'a, chociaż, niekonsekwentnie, słychać jego ślady na albumie. 'Birth OF A Prince' był przyjęty całkiem dobrze przez recenzentów i fanów, ale wielkich pieniędzy nie zarobił.
    RZA jest producentem, wszak jednym z najlepszych hip hopowych na świecie, dlatego większość albumu została zrobiona właśnie przez niego. Tylko po jednym traku dali Bronze Nazareth ('A Day To God Is 1000 Years'), True Master ('Fast Cars', który muzycznie sięga do początków Wu Tang, jednak refren i wersy wynoszą go na wyższy poziom), Megahertz (hitowy 'We Pop'), Barracuda (obezwładniający, hipnotyczny 'Chi Kung'), Choco ('Bob N' I' oraz 'You'll never know'). Tym razem sam RZA nie zrobił podkładów typowo wutangowych, jakie znamy z pierwszych płyt. Zgadza się, maja one bardzo prosta formułę: perkusja, pętla zwinięta z The Beatles, Tom Jones, Isaac Hayes, Gladys Knight, czy Billy Holiday oraz niewielkie ubarwiacze. Żadnych wirtuozerii, tym bardziej, że właśnie RZArecta odszedł od tych szalonych bitów z Bobby Digitala, operując tym razem spokojnymi, czasem wręcz delikatnymi samplami. To nieco inna płyta od poprzednich solówek, głównie dlatego, że Bobby Digital był tłamszony, choć zdarzyło mu się wrzucić swoje trzy grosze.
    I choć RZA zakładał, że Bobby'ego do głosu nie dopuści, nie zawsze to się udawało. Przez większość czasu trwania płyty to się udaje - może dlatego, że Bobby nie przepada za tak oszczędnymi podkładami? Ale kiedy tylko wejdzie mocniejsza rzecz, pojawia się Digi. RZA jedzie swoim zawodzącym, offbeatowym flow, dając teksty, jak zwykle, czasem przerysowane, wręcz komiksowe, pełne narkotyków, lasek i samochodów:'Gats burst off, thugs take their shirts off \ Five niggas drop off, before I got the verse off \ Pop go the Glock, wipe the fuckin' smirf off \ Your face, my bitch pulled up in a lime green and turquoise \ SL5, five AMG, while you shoppin' for a deal like it's A&P' oraz 'My girl's been limin' it biz, ya'll niggas sniff lines in the stairs \ German beers, Heiniken, Beck's, Bud for you rednecks (yee-hah!) \ Milwaukee's best, for those who only got two dollars and a bag of cess' jasno stawiają tematykę. Z jednej strony mamy tu mistykę wschodnich nauk i symboli, z drugiej regularną najebkę w imię duchowej przemiany. I choć nie zawsze brzmi to na tyle poważnie, jak może powinno, pamiętajmy, że RZA ma wielką wyobraźnię, która, choć mocno zjarana (lub dzięki temu), działa fantastycznie. Do tego wspomagany przez całą rzeszę z rodziny Wu, po prostu kontynuuje swój marsz do katharsis, tylko może zmienił nieco kurs. Ze wspomnianych gości, najlepiej wypada Ghostface Killah, który czuje się jak ryba w wodzie w temacie szybkich samochodów. Najlepsze traki według mnie to 'Fast cars', 'We pop', 'Chi kung' i 'Cherry range', ale reszta wcale nie jest słaba, co najwyżej średnia.
     To nie jest najlepsza płyta RZA, prawdę powiedziawszy, chyba najgorsza z jego solówek. Nie zmienia to faktu, że i tak to bardzo dobry krążek - wszak RZA nie daje lipy. To album sporo spokojniejszy, gdzie Bobby Digital toczy walkę z Prince Rakimem, i choć najczęściej przegrywa, to nie wiem, czy nie wolę właśnie jego... Fajna płyta, przede wszystkim dla fanów Wu.  

OCENA: 4\6


piątek, 24 stycznia 2014

I PHANTOM - MR. LIF

Def Jux 2002

1. Bad Card         
2. A Glimpse at the Struggle            
3. Return of the B-Boy            
4. Live From the Plantation             
5. New Man Theme          
6. Handouts        
7. Status   feat. INSIGHT    
8. Success   feat. AESOP ROCK      
9. Daddy Dearest      
10. The Now           
11. Friends and Neighbors      
12. Iron Helix    feat. INSIGHT          
13. Earthcrusher            
14. Post Mortem    feat. EL-P, JEAN GRAE    

    Po wydaniu dwóch niezależnych epek, Mr. Lif stał się jednym z najbardziej poważanych i pożądanych rapperów w podziemiu NY. Wreszcie dostał się do wytwórni El-P, dla której wyszedł jego trzeci album i okazał się on sukcesem - nie komercyjnym, ale kulturalnym.
    Większość płyty, jak to w Definitive Jux, zrobił El-P i to słychać bardzo wyraźnie. To futurystyczne bity, miażdżące agresją i hałasem, pozornie nie poskładane zupełnie, ale jednak organizujące się w totalny chaos. El-P to wirtuoz, pieprzony Penderecki rapu. Nie wszyscy dają rady jego bitom, bo są dalekie od popowych melodyjek i komercji radiowej. Poza nim, tylko kilka bitów należy do Edan'a, DJ Fakts One, NASA i Insight'a. W sumie najbardziej w stronę El-P idzie NASA ze swoim 'Bad Card'. 'New man theme' do Fakts One jest również ciężki, ale w zupełnie inną stronę, opatrzony dodatkowo wściekłymi skreczami producenta - jeden z lepszych traków. Edan dał jeden, mocno funkowy bit do 'Live from the plantation'. Insight za to ma brudne, uwalane chodnikiem podkłady, czasem lżejsze, czasem obciążone sporym ładunkiem gatunkowym. Odpowiedzialny jest on za dwa skrajne podkłady - najgorszy 'Status' i jeden z najlepszych, czyli niesamowity 'Earthcrusher'. Pozostałe genialne podkłady to 'Post motrem' od El-P i wspomniany 'New man theme'.
    Cały album to jeden koncept. To opowieść o czarnym Amerykaninie, zmuszonym szukać swojego amerykańskiego snu. To śmierć, zmartwychwstanie, przeżycia - czasem smutne, czasem zabawne historie z ciekawymi osobami, spotykanymi na drodze. Opowieść kończy się nuklearną zagładą w dwóch ostatnich trakach. Hmmm... Mr. Lif zawsze był charyzmatycznym rapperem, który z poczuciem humoru, czasem wręcz zjadliwą satyrą kąsał słabych emce, polityków i innych ludzi nie na miejscu. Lif krytykuje życie korporacyjne, zauważając, że niczym się nie różni od czasów niewolnictwa: 'Excuse me brother, can you please stop making that noise \ So I can talk? Thank you. Now the boss says he wants you to come up \ With more copies of these checks, and the last thing he wants is you to \ Move the desk to the basement, and can I have this stapler?'. Wreszcie wywala to wszystko w powietrze: 'I shoulda been at more demonstrations \ Planted bombs in corporations \ Murdered CEO's and cancelled TV shows \ Burned billboards and torn posters \ I coulda read more \ Finally I get to meet this god they left us dead for \ And its ill, its power to the form of a bill \ To which people killed by manipulated free will'. Do tego obdarzonego niezłym magnesem emce may tu jeszcze El-P, Aesop Rock'a, jedną z najgenialniejszych rapperek na świecie, Jean Grae i Insight'a. Wyborny zestaw tekściarzy.
    Dlatego, choć produkcja może być dla niektórych nieznośnym ciężarem, płyty słucha się doskonale, głównie z uwagi na treść, jaką niesie. To świetna, podziemna płyta, przede wszystkim dla fanów brzmienia Company Flow i tego typu hardkorów. Nie jest to album na miarę klasyki, bo jest parę słabszych momentów, ale jest i kilka świetnych. Wszystko to się całkiem równoważy. Niezła płyta.

OCENA: 4+\6


środa, 22 stycznia 2014

AMERIKAZ NIGHTMARE - MOBB DEEP

Infamous 2004

1. Amerikaz Nightmare
2. Win Or Lose
3. Flood The Block
4. Dump    feat. NATE DOGG
5. Got It Twisted
6. When U Hear The
7. Real Niggaz
8. Shorty Wop
9. Real Gangstaz   feat. LIL JON
10. One Of Ours Part 2   feat. JADAKISS
11. On The Run
12. Throw Your Hands (In The Air)
13. Get Me    feat. BIG NOYD, LITTLES
14. We Up
15. Neva Change
16. Got It Twisted (Remix)    feat. TWISTA

    Mobb Deep siedzą w tej grze od dziecka. I zanim się wszyscy obejrzeli, to już szósty album tej dwójki z Queensbridge. Przez ten czas zmężnieli, zarobili kupę kasy i stali się gwiazdami. Album został wydany przez ich własną wytwórnię, przez co miał mniejszą promocję - nie dostał nawet złota i był przyjęty dość słabo, choć zadebiutował na 4 miejscu Billboardu. Czy faktycznie jest to jedna ze słabszych płyt grupy?
    Większość, tradycyjnie, wyprodukował sam Havoc, ale do zrobienia materiału zatrudniono również takie osoby, jak Alchemist, Kanye West, Lil Jon i Red Spyda - współpracujący z 50 Cent'em, LOX i innymi topowymi wykonawcami. I bardzo łatwo rozróżnić podkłady Havoca - te z perkusją, jakbyś walił w tekturowe pudła, z ciężkim klimatem zawiesistych, niosących mrok sampli i dźwięków. Alchemist jest odpowiedzialny za cztery podkłady, ale jakże zróżnicowane: od hitowego 'Win or lose', przez mroczne, dostosowane do klimatu 'When u hear the', do zdecydowanie syntetycznego 'Got it twisted' z ciężkim samplem z Thomasa Dolby. Red Spyda zaś dał podkład do 'Real niggaz', oparty na bumbapowej perkusji cyfrowy trak. Lil Jon to typowy, elektroniczny i energetyczny kawałek. Kanye West natomiast dał bit złożony muzycznie, ale również ciemny. Muzyka ogólnie jest mroczna i ciężka, prawdziwy amerykański koszmar.
    Havoc i Prod' nie zmieniają stylu od wielu już lat - do tego stopnia, że każda kolejna płyta jest dokładnie taka sama. Obaj są charakterystyczni, ich flow i technika są wyśrubowane i przećwiczone przez 5 wcześniejszych płyt, więc z ich strony nie znajdziemy tu nic nowego. Lirycznie to znowu to samo, co zawsze: niggasy szczelajo na ulicach, wożo się w klubach, czas ich zabić \ zastrzelić \ okraść \ wykopać itp, itd. No, a dziwki baunsują dupskami. Havoc: 'I'm push that melon, what the fuck's that smellin? (pussy) \ Thugs not thugs no more, they tellin (yeah) \ You did that time, but you not that felon (nah) \ Nigga kill the noise, your hammer not yellin'. Prodziż dla odmiany: 'Nigga I'll smack that smirk right off your face \ You listen to jerk music, this is Mobb Deep
You ain't never seen or heard no shit like this \ Until you purchase our CD, it's very worth it \ Don't confuse our album with that mixtape shit \ Those our scratch, basically our throwaway shit'. No jeśli shit doskonale rymuje się z shit, to zajebiście głębokie. Z każdą płytą jest coraz mierniej, coraz płyciej - zwiększa się tylko liczba shitów, niggasów, fucków i podobnych wtrętów. Goście wcale nie pomagają, tylko tradycyjnie Nate Dogg dodaje swoim głosem klimatu. No, wejścia Big Noyd'a i Twisty są jednak zdecydowanie zauważalne na plus.
    Nie jest to najlepsza płyta Mobb Deep - co więcej, jedna ze słabszych, zresztą, jak wszystkie nowsze... O ile muzyka często przejdzie, choć też nie ma tu nic odkrywczego, można jej przynajmniej posłuchać. Ale bez zwracania uwagi na teksty, bo te są zbyt często żenujące.

OCENA: 3+\6


poniedziałek, 20 stycznia 2014

MATERIA PARA EXPERTOS - SARKAEZ MC

nielegal 2009

1. Exordio
2. Materia para Expertos
3. Frases en un cofre
4. Interludio ’Tay jijopiando’
5. Domador de Palabras
6. Teoría del error
7. Ya no podrán
8. Interludio √4
9. Rimas
10. Un paso más (Eutanasia Verbal Crew)
11. Materia con sentido  feat. NATURALES ESTYLO
12. Despecho   feat. BAJOASFALTO
13. Cognición
14. Epílogo

    Chilijska scena rap to przede wszystkim drugi obieg. Nie jestem w stanie stwierdzić, ile rzeczy wychodzi na legalu, ale szacuję, że może 20%. Większość albumów wychodzi na nielegalu, dostępne są w sieci albo na przegrywanych cdkach. Taki jest też Sarkaez MC, młody, bo niespełna 20-letni rapper z miasta Osorno, zajmujący się nie tylko rapem, ale i graffiti.
    Nie mogę zorientować się, kto robił muzykę, ale mam wrażenie, że to sam Sarkaez w połączeniu z kolegą Felipe (łorewa) produkują swoje bity. To takie typowo chilijskie podkłady - podziemny hardkor, bazujący na mocnych perkusjach i samplach. Ale o ile Amerykanie, czy inne teoretycznie zaawansowane sceny rapowe, bazują na soulu i funku, to tutaj mamy pętle ściągnięte z muzyki ludowej, czy też poważnej - wszystkiego, co się uda znaleźć w Andach. dlatego nie mogą dziwić dziwaczne dla nas instrumenty lub melodie, ale pamiętajmy, że to totalnie druga strona globu. Wystarczy, że te bity są raczej niepowtarzalne i brzmią klasycznie i hardkorowo, coś w stylu underground NY'95. Perkusja, pętla, rapper.
    A rapper jest naprawdę niezły. Ma fajne patenty, dobry głos, flow płynący sprawnie wraz z pętlą i dość ciekawe teksty. To przede wszystkim rozkminki na temat życia i jego aspektów. Ciężko czasem wejść w niuanse, bo chilijska wersja hiszpańskiego, do tego z dodatkami slangowymi, czasem potrafi zamieszać w głowie i nie wszędzie dobrze wiedziałem, o co chodzi. Jednakże to materiał rzeczywiście dla ekspertów, bo Sarkaez, to słychać, zna się na rzeczy i sam, mimo młodego wieku, jest ekspertem w tym co robi. Dobry kawał rapu.
    Dzięki temu, że chilijska scena nie jest zmanierowana przez biznes, mamy tu multum prawdziwego, szczerego rapu, bez pudru i rzucania kasą. To prawdziwy rap, bo robiony jest z potrzeby serca, a nie dla kasy, bo i tak wychodzi na nielegalu i każdy może sobie te nagrania ściągnąć. Osobiście bardzo lubię scenę południowoamerykańską, bo nie dość, że podkłady są klasyczne, to jeszcze oparte na niespotykanej nigdzie indziej muzyce. Sarkaez do tego jest bardzo sprawnym emce i wykonał naprawdę kawał dobrej roboty.

OCENA: 4+\6


sobota, 18 stycznia 2014

DIGGIN IN DAH VAULTS - BLACK MOON

Nervous 1996

1. How Many Emcees – DJ Evil Dee Remix 
2. Act Like U Want It – DJ Evil Dee Remix 
3. Shit Iz Real – New Vocals By Buckshot
4. Son Get Wrec – DJ Evil Dee Remix
5. U Da Man – DJ Evil Dee Remix   feat. DRU HA, HAVOC, SMIF & WESSUN
6. Buckshots Freestyle Joint 
7. Fuck It Up
8. I Got Cha Opin (Remix)
9. Buck Em Down (Remix)
10. Murder MC’s
11. Headz Ain’t Redee   feat. OGC, TOP DOG, HELTAH SKELTAH, SMIF & WESSUN
12. Six Feet Deep

    Zdarza się co jakiś czas, że płyty popularnych wykonawców wychodzą zupełnie bez wiedzy i zgody samych zainteresowanych. Tu się tak złożyło, że drugi album Black Moon został zwyczajnie wydany przez Nervous Records bez jakichkolwiek ustaleń z zespołem. Ot, zebrali siedem remiksów, kilka stron B z singli i kawałek z soundtracku do 'New Jersey Drive', wrzucono na płytę i wypuszczono. Obliczone pewnie to było na zysk, ale jedyne, co zyskała wytwórnia to... proces w sądzie i zerwanie kontraktu. Ups.  
        Całość zremiksowana lub wyprodukowana została przez członków grupy: DJ Evil Dee i Mr. Walt'a. Wcale nie jestem pewien, czy remiksy są lepsze, niż oryginały - z zasadzie powinienem powiedzieć odwrotnie: jestem pewien, że oryginały są lepsze. Ale gdybym nie słyszał wcześniej 'Enta Da Stage', to kto wie? Bo tu mamy nieco surowsze brzmienie, niż na pierwszej płycie, choć Sample są z dość podobnych rzeczy: James Brown, Tyrone Washington, Barry White, Donald Byrd i moja ulubiona Vicky Anderson z totalnego hitu '"The Message from the Soul Sisters", który uwielbiam pasjami. Tu został wykorzystany w nowej wersji 'Son get wrec'. Ale jak weźmiemy taką wersję 'Shit iz real', to okaże się, że oparta jest o ten sam sampel trąbki, co kawałek oryginalny. W zasadzie można by powiedzieć, że te kawałki są wcale niezłe, ale pamiętajmy, że to tylko głównie strony B singli... 
    Jeśli ktoś słyszał debiut Black Moon, ten zna doskonale głosy i flow Buckshot'a i 5footera. Co więcej, większość kawałków z tej płyty fani rapu w latach '90 znali na pamięć, bo hity takie jak 'How many emcees', 'Shit iz real', 'Son get wrec, 'I got cha opin' i 'Buck'em down' leciały na heavy rotation we wszystkich stacjach muzycznych. Poza tymi sztosami mamy trze strony B singli (kawałki 7, 10 i 12) oraz kawałek ze ścieŻki dźwiękowej do New Jersey Drive, czyli 'Heads ain't redee'. Czyli, poza muzyką, nie ma tu nic nowego, bo wokale w zasadzie są niezmienione i dobrze znane: to potężne bragga, lecące przez cały album z tradycyjnym dla członków Duck Down melancholijnym zakończeniem ze wspominkami zmarłych towarzyszy. W dwóch numerach mamy prezentację całego przekroju Duck Down, bo za mikrofonem stają prawie wszyscy dostępni Żołnierze Boot Camp.      
    Black Moon mógł się zgadzać lub nie, ale fani bardzo polubili tę płytę. Jednak dla mnie, choć jest to krążek w porządku, znacznie bardziej podoba się 'Enta Da Stage'. Wersje zremiksowane nie bujają tak dobrze i pod koniec robi się wręcz nudnawo. Remiksy są niezłe, ale daleko im do oryginałów, nie mają tego ognia i siły. Dlatego płyta jest ok, ale nie wracam do niej tak często, jak do debiutu.

OCENA: 4\6


czwartek, 16 stycznia 2014

THE ULTIMATE CREATION - RAPPINSTINE

Qwest 1991

1. Ultimate Intro / The Good Life           
2. Creepin'           
3. Good Love           
4. Mary Jane           
5. Hey!           
6. Set The Mood           
7. Get Up Off Your Love           
8. Funk You Up           
9. Go Ahead And Cry           
10. Shout Outs!           
11. Ultimate Creation           
12. Excuses           
13. Can I Have You?           
14. Bang the Drum Slowly           
15. She's So Fly           
16. Start Dancin'           
17. Gonna K. B. Tonight           
18. I Don't Sleep           
19. I Feel Like Gettin' Nasty           
20. Way You Do the Things You Do

    Rappinstine to dwóch braci, którzy zaczynali jako DJe dla World Class Wreckin Cru Dr. Dre. Dzięki tej pracy nawiązali współpracę z wytwórniami, czego wynikiem jest ten album - jeden jedyny pod tym szyldem. Popularne wówczas było połączenie r&b z rapem, zwane New Jack Swing i w ten klimat wpasowali się bracia Thomas.
    Obaj, i Sean i Xavier, tworzyli dla siebie muzykę, ale mogli dysponować dość dużą ilością muzyków sesyjnych (sami zresztą również grają na instrumentach) i djem The Boy Wonder. Bracia tworzą totalnie funkowe podkłady, choć przecież w głównej mierze oparte o sample, czy wręcz są to przeróbki, jak np. 'Mary Jane' Ricka James'a, czy 'The Good life' Thelonius Monk'a. Ale oprócz tego bardzo tu dużo kawałków pozbieranych z takich sztosów, jak Funkadelic, Sly & The Family Stone, James Brown, czy Funk Inc. Chociaż pomiędzy tymi gorącymi, funkowymi numerami, zdarzają się zwolnienia tempa z iście soulowym romantyzmem, jak np. 'Set the mood', 'Go Ahead And Cry'. Oprócz tego są tu również traki oparte na typowych, rapowych kanonach, z mocną perkusją i masą skreczy.
    Obaj bracia, dla dobra płyty, potrafią i rymować i śpiewać, dzięki czemu otrzymujemy płytę New Jack Swing, gdzie rap i r&b są zrównoważone przystępnie dla fanów obu i satysfakcjonujące dla lubiących czarną muzykę. Tematycznie wszystko obraca się wokół typowych tematów, choć z lekkim odbiciem. Bo obok spraw damsko-męskich - nie tylko podjętych romantycznie, ale i nieco niegrzecznie, jak w ' I Feel Like Gettin' Nasty', bragga, dobrej zabawy i jarania, mamy też próbki horrocore'u (Creepin, The ulimate creation), do którego nawiązuje również okładka, jak i sam nazwa - połączenie rapu z Frankensteinem. Taka fuzja - eksperyment prosto z laboratorium muzycznego, choć płyta nie jest wcale nowatorska, nawet jak na '91.          
    Jak wspomniałem, to tylko jedna płyta Rappinstine. Co potem? Sean Thomas został standuperem i śpiewa w zespole Impromp2, zaś Xavier, jako Mr. X wydał jedną solówkę, a znaleźć go można również na albumie szwedzkich g-funkowców, Infinite Mass. To trochę typowa płyta z tamtego okresu, choć przyznam, że słucha jej się nieźle - połączenie jest do brze wyważone: sporo rapu, ale i soulowe chórki i niektóre zwrotki, a także sporo dobrych, funkowych sampli. Spoko album, choć nie zachwyca mnie tak, jak Bell Biv DeVoe, czy inni klasycy gatunku.

OCENA: 4-\6


wtorek, 14 stycznia 2014

THE HUNGER FOR MORE - LLOYD BANKS

G Unit 2004

1. Ain't No Click   feat. TONY YAYO          
2. Playboy   feat. DJ WHOO KID     
3. Warrior          
4. On Fire   feat. 50 CENT        
5. I Get High  feat. 50 CENT, SNOOP DOGG    
6. I'm So Fly            
7. Work Magic   feat. YOUNG BUCK          
8. If You So Gangsta      
9. Warrior Part 2  feat. EMINEM, 50 CENT, NATE DOGG  
10. Karma   feat. AVANT         
11. When the Chips Are Down   feat. THE GAME      
12. Til the End    feat. NATE DOGG          
13. Die One Day            
14. South Side Story   
15. Just Another Day
16. Take A Good Look   

    G Unit to grupa wykreowana przez 50 Cent'a, a jednym z jej członków, chyba najbardziej charakterystycznym, jest Lloyd Banks. Rok po wydaniu pierwszej płyty grupy, Lloyd wyszedł ze swoim materiałem, który promował hit 'On fire' i płyta dostała naprawdę dobre recenzje. Pomijając poczwórną platynę. Sukces pełną gębą.
    Podobno Lloyd nagrywał płytę w autobusie podczas tournee, zrobił 50 kawałków, a najlepsze wybrał Półdolar. Szef zebrał całą plejadę producentów, żeby powstał hit. Ci najbardziej znani to Havoc z Mobb Deep, Eminem i Hi-Tek, ale przecież jest tu Scram Jones (bity dla Terror Squad, Tragedy Khadafi), K1 Mil (produkcja dla Mary J. Blige, LL Cool J, Pussycat Dolls), Thayod Austin (znany z płyt Xzibita - jego największych hitów, czy King Tee), legendarny Tone Capone (ten to obrobił większość płyt WestCoast), Diaz Brothers (hity Pitbull'a to ich zasługa), Ron Bowz (bity dla Nas'a, DMXa, Snoop'a, Ludacris'a i Big L), Baby Grand (Jadakiss, MOP), legendarny Tone Capone oraz J-Hen, aż wreszcie ci najmniej utytułowani: Black Jeruz, Sha Money XL i Jinx. Mozna się spocić, czytając tę listę - i z tego miała wyjść słaba płyta? No cóż, same nazwiska nie grają, jak to się mówi. Ale na szczęście Banks miał okazję wybrać co najlepsze i skorzystał z tej okazji. Muzycznie jest to bardzo równa płyta i nie zauważyłem tu wpadek z tandetnymi podkładami. Czy to Hi Tek ze swoim płynącym bitem w 'I get high', czy Scram Jones z bangerowym i ciężkim 'Work magic', czy Eminem i K1 Mil w przebojowym 'On fire' albo sam Em w typowym dla siebie 'Warrior part 2', a nawet Ginx w soulowym 'Karma' - wszystko jest na wysokim poziomie i słucha się tego albumu z prawdziwą przyjemnością.  
    Banks jest charakterystyczny. Ma takie wyluzowane slowflow i ciekawy, lekko chropowaty głos, co z dobrą techniką i na dobrych bitach daje świetny wynik. 'Banks is fresh out the gutta  \ To smooth to stutta \ His cig will melt a riva like 2 scoups of butta' i ciężko się z tym nie zgodzić. Lloyd kontynuuje tradycje nowojorskich niegrzecznych chłopaków, mieszając bragga z ulicznymi historiami: 'Nobody dead knew they would die before they woke \ It probably started off a beautiful day with weed smoke \ Out of last night’s pussy the murder that she wrote \ Cold sweatin from a nightmare mind on a c-note'. To takie nieco mroczne opowiastki, złożone w dość dziwny gramatycznie i logicznie sposób, ale dzięki temu jego wersy są bardzo charakterystyczne. Na płytę zaproszeni zostali goście związani z G Unit w jakiś sposób - w dwóch kawałkach śpiewa niezapomniany Nate Dogg, są tu naturalnie koledzy z grupy 50 Cent i Tony Yayo, jest Snoop w ujaranym 'I get high', The Game (jeszcze nie skonfliktowany z Półdolarówką) oraz Young Buck, który dał chyba najlepsze wejście na albumie.
    Nie wypada się nie zgodzić z opinią mas - to cholernie dobry materiał. Lloyd we współpracy z 50-tką zrobili jeden z ciekawszych albumów '04. Świetna warstwa muzyczna, naprawdę dobry emce i mamy album, którego chce się słuchać. Wcale się nie dziwię tej poczwórnej platynie w USA i platynie w kilku innych krajach. Bardzo lubię ten krążek.

OCENA: 5\6


niedziela, 12 stycznia 2014

MP THE LAST DON - MASTER P

No Limit 1998

CD 1
1. Da Last Don
2. Till We Dead And Gone    feat. BONE THUGS & HARMONY
3. Thinkin' Bout U    feat. MIA X, MO B. DICK
4. Soldiers, Riders, And G's   MYSTIKAL, SILKK THE SHOCKER, SNOOP DOGG
5. The Ghetto's Got Me Trapped   feat. SILKK THE SHOCKER, SONS OF FUNK
6. Get Your Paper    feat. E-40
7. Ride
8. Thug Girl      feat. SILKK THE SHOCKER, SNOOP DOGG
9. These Streets Keep Me Rollin'   feat. FIEND
10. Black And White    feat. FIEND, SILKK THE SHOCKER
11. War Wounds    feat. FIEND, MYSTIKAL, SILKK THE SHOCKER, SNOOP DOGG
12. Dear Mr. President   feat. MAC
13. Mama Raised Me    feat. SNOOP DOGG, SOULJA SLIM
14. Let My 9 Get Em'

CD 2
1. More 2 Life
2. Ghetto Life   feat. UGK
3. Gangsta Bitch   feat. STEADY MOBBIN
4. So Many Souls Deceased   feat. THE COMMISSION
5. Rock-A-Bye Haters
6. Snitches    feat. SNOOP DOGG
7. Family Business  
8. Let's Get Em'   feat. C-MURDER, MAGIC
9. Goodbye To My Homies   feat. MO B. DICK, SILKK THE SHOCKER, SONS OF FUNK
10. Welcome To My City   feat. MAC
11. Ghetto Love    feat. MIA X, MO B. DICK
12. Make Em Say Uhh #2    feat. FIEND, MIA X, SILKK THE SHOCKER, SNOOP DOGG
13. Hot Boys And Girls  feat. KANE & ABEL, MIA X, MYSTIKAL, SILKK THE SHOCKER
14. Reverse The Game
15. Eternity   feat. C-MURDER, MR. SERV-ON

    Fenomen No Limit Records był dla mnie zawsze nieodgadniony. Kilku zdolnych rapperów, większość marnych wyróbników, beznadziejne okładki, plastikowe brzmienie, a jednak. Popatrzy na 'MP The Last Don', siódmy album człowieka, który rządził tym czołgiem. Z miejsca numer 1 na liście Billboard, prawie 500 tysięcy kopii w jeden tydzień, wreszcie poczwórna platyna. To płyta Mastera, która się sprzedała najlepiej, ale czy jakościowo była najlepsza? I o jakiej jakości mówimy?
      Na płytę Master P zatrudnił większość swoich producentów, którzy znani są z dziesiątek innych płyt sygnowanych diamentowym czołgiem. Carlos Stephens, KLC, Craig B (ale nie ten z NY, tylko taki z Beats By The Pound), DJ Darryl, Mo B. dick, O'Dell, Sons Of Funk i naturalnie, sam Mistrz P. Jaka to muzyka? Jeśli słyszałeś już jakąś płytę od No Limit, to wiesz doskonale. Cykające perkusje, syntetyczne melodyjki, wszystko brzmi tak, jakby robiono to na syntezatorze Casio, kupionym w latach '80. Owszem, znajdziemy tu również jakieś sample, jak np. z Average White Band, Michael'a Jackson'a 'Smooth criminal' Jaco Pastorius, ale już 'Thug girl' to nic innego jak remake starego hitu Run DMC, 'Snitches' oparte jest o znany doskonale sampel z 'Gz & hustlas' Snoopa i jego występ tutaj to zdecydowanie odgrzewany kotlet, 'Dumb girl', 'Goodbye To My Homiesą to ordynarna zrzyna z Boyz II Men, zaś 'Thinkin bout u' to przeróbka starego hitu "Thinkin' About Ya" od Timex Social Club - tylko plastikowe. W większości te podkłady są dość oszczędne, niektóre rozlazłe i powolne (zwłaszcza te robione przez Mo B.Dick i Sons Of Funk), ale niektóre mają rzeczywistą siłę, są szybkie i agresywne, choć nie pozbawione tej tandetnej plastikowości.  
    Master P w zasadzie nie ma skillsów, ma tylko charakterystyczny zakrzyk 'uuugh!!', który ładuje wszędzie, gdzie się da, co czasem brzmi wręcz groteskowo i wkurwiająco, jak w kawałku z Bone Thugs & Harmony, gdzie co 10 sekund P drze japę 'Nigga, nigga, be a bone, nigga! Till we dead & gone nigga! Uuugh!!' Do tego jego wersy są tak wtórne i miałkie, że ciężko o gorsze pierdoły. Jak ten człowiek osiągnął taki sukces? To jest możliwe tylko w Stanach. Stylistyka militarna przeplata się z łzawymi historyjkami z getta i kryminalnymi opowiastkami. Do tego mamy tu otwarty list do prezydenta i naturalnie wersy ku czci mamy ('papa wasn't home so mama raised me! I'm a thug, but still mama's baby'). Jako, że P zazwyczaj nie potrafi udźwignąć całego albumu, dlatego zaprasza całe dziesiątki wykonawców, oczywiście głównie z własnej wytwórni, ale i spoza łona mamy BTNH, E-40 i UGK, bo przecież pamiętajmy, że w tamtym czasie Snoop Dogg miał podpisany kontrakt z No Limit i był jednym z ich żołnierzy. A ci żołnierze... przynajmniej każdy z nich ma swój styl i łatwo odróżnić jednego od drugiego. Wściekłe flow Mystikala, warczący i szczekający Fiend, zdolny Silkk, będący ulepszoną wersją swojego brata, Mastera P, i ten mniej zdolny z braci, C-Murder. Poza nimi jest wspomniany gwiazdor Snoop, jedna z lepszych w tym stadzie Mia X, mniej szczególni Mac i Steady Mobbin oraz grupa, która robi najlepsze wrażenie swoimi harmonicznymi wokalizami, The Commission. Dzięki temu zróżnicowaniu najlepsze są właśnie te posse traki, jak hitowy 'Make'em say uhh 2', czy 'Eternity', choć moim faworytem tu jest 'So Many Souls Deceased'.
    Oj, nie jest to płyta zapadająca w pamięć. W Polsce kult Master P jest zupełnie obcy, zresztą w Stanach już też, bo przecież ile można zachwycać się kolesiem, któremu brak własnych patentów, dlatego wykorzystuje pomysły innych ludzi... Nie wiem, jakim cudem album zdobył tyle platyny, ale ludzie naprawdę zwariowali po singlowym 'Make'em say uhh'. Płyta czerstwa i wtórna, do tego plastikowa. Niektórych kawałków nawet da się posłuchać, ale Master P to marniutki rapper.

OCENA: 3-\6


piątek, 10 stycznia 2014

NU-MIXX KLAZZICS - 2PAC

Death Row 2003

1. 2 of Amerikaz Most Wanted   feat. CROOKED I
2. How Do You Want It   feat. K-CI & JOJO
3. Hail Mary     feat. OUTLAWZ    
4. Life Goes On
5. All Eyez on Me    feat. BIG SYKE
6. Heartz of Men
7. Toss It Up    feat. DANNY BOY, K-CI & JOJO, AARON HALL
8. Hit 'Em Up   feat. OUTLAWZ
9. Never Had a Friend Like Me
10. Ambitionz Az a Ridah 

    Jaki cel może przyświecać wydawcy, aby wypuścić na rynek płytę z remiksami kawałków artysty, który nie żyje od siedmiu lat? Kasa, kasa, kasa. Suge Knight widocznie potrzebował na nowe Ferrari, czy czym tam jeździ - fani i krytycy nie pozostawili na płycie suchej nitki, ale krążek, bez żadnej promocji i tak sprzedał się w ilości ponad 700 tysięcy kopii.
    Suge Knight, własciciel Death Row, zatrudnił swoich producentów: Darreen'a Vegas'a i Kash'a oraz sztab muzyków, do tego, aby stworzyli nową jakość dla kawałków, pochodzących głównie z albumów 'All Eyez On Me' i 'The Don Killuminati: The 7 Day Theory'. Owszem, np. 'How do you want it' jest oparte na tym samym motywie przewodnim, jednak cała reszta jest zmieniona. W większości wypadków niestety nie wyszło to lepiej od oryginału, choć przyznam, że 'Toss it up' w nowej wersji jest całkiem całkiem. Jednak większość z oryginalnych funkowych  bitów została zastąpiona płaskimi, syntetycznymi podkładami, którym daleko do wersji pierwotnych. Najbardziej zajechany jest ciężki diss na scenę nowojorską 'Hit'em up', który tutaj traci ogień i jest zupełnie bezbarwny.   
    To są (były?) kawałki, które każdy fan rapu zna - bo ciężko odmówić 2Pac'owi statusu legendy i w sumie chyba niewiele osób, które słuchają hip hopu, nie zna tych kawałków - choć znam osoby, które nawet 'All Eyez On Me' nie słuchały, bo nie trafiał on w ich gust. Nie istotne. Lirycznie własiwie wszystko jest to samo, poza jednym wyjątkiem: zamiast Snoop Dogg'a do '2 of Amerikaz Most Wanted' wszedł Crooked I, choć nie zachwyca wcale. Żadnych nowych gościnnych wersów, żadnych niepublikowanych zwrotek, po prostu podano nowe bity do starych wersów. Zatem kto zna właściwe kawałki, ten właściwie nie znajdzie tu kompletnie niczego nowego.
    A więc, wracając do pytania z początku recenzji, po co? Dla kasy, dziwko! No dobra, słucha się tego przyjemnie, ale tylko wtedy, kiedy zapomnisz o oryginałach, bo mając w pamięci przedśmiertne albumy 2Paca, mam wrażenie, że nie zatrudniłby żadnego z tych bitorobów z własnej woli. Przeciętne.

OCENA: 3\6


środa, 8 stycznia 2014

GRIM REALITY - INSANE POETRY

Nastymix 1992

1. Welcome To The Grim Side    
2. Angel Of Death    
3. How Ya Gonna Reason With A Psycho    
4. The House That Dripped Blood    
5. Choppin Up A Body    
6. If Rhymes Could Kill    
7. Bring Ya Daughter To The Slaughter 
8. Stalkin With The Nitebreed   feat. DEATH BLO, JOE COOLEY, KAOTIC MINDS CORRUPTIN', SHAKSPEARE THE ONE MAN RIOT
9. The Horror Facts    
10. Grim Reality    
11. Six In The Chamber 
12. Till Death Do Us Part    
13. One Careless Moment    
14. Raise The Devil    
15. Manic Depressive 
16. Exit Reality Side    
17. How Ya Gonna Reason With A Psycho (Psycho Mix) (Bonus Track)

    Insane Poetry to grupa założona pod koniec lat '80 w Los Angeles. Psycho, EmDee i D.J. Streak uważani są za prekursorów nurtu nazwanego później horrorcore. Już sama okładka ich debiutu, wydanego 4 lata po założeniu grupy, wprowadza nas w klimat albumu - Szalonej Poezji, psychopatycznych wizji - bez żadnej promocji udało się grupie sprzedać ponad 35 tysięcy krążków.
    CZłonkowie grupy sami sobie produkują podkłady, aby zapewnić słuchaczowi taką porcję emocji, jaką sami chcą. Tylko 'If Rhymes Could Kill' (bardziej w stylu g-funk) i 'Manic Depressive' wyprodukował dla zespołu Joe Cooley, znany z duetu Rodney O & Joe Cooley. Ciężko powiedzieć, że to przerażające podkłady - to po prostu hardkor hip hop, oparty na ciężkich perkusjach i ciągle zmieniających się samplach z funkowych i soulowych sztosów z lat 70-80. Bo znajdziemy tu motywy znane z kawałków takich osób, jak James Brown, Funkadelic, The JB's, Average White Band, Sly & The Family Stone, Zapp, czy Isaac Hayes - a nawet 'I shot the sheriff' w wersji Erica Claptona. Pełen przekrój. Bity są agresywne, ostre i dobrze wpasowują się w klimat opowieści rapperów.
    Bo te opowieści są naprawdę rodem z horroru. Cyco aka Psycho i EmDee snują swoje opowieści w tonie nieco komiksowym i groteskowym, z dozą czarnego, wisielczego humoru. Opowiadają o zagrożeniach cywilizacyjnych, czy przemocy domowej, gdzie w 'Maniac depressive' Cyco opowiada o zabiciu swojego ojca-pijaka, bijącego matkę: 'I pulled the trigga, His body just felt I know was dead \ I dropped the gun and then I kissed him on the forehead \ My mother started to screamin' and goin' mad'. W tekstach przewijają się seryjni zabójcy, żywe trupy, napady szału i brutalne morderstwa: 'bring your daughter to the slaughter, I'll cut her throat'... Cyco opowiada o ćwiartowaniu świeżutkich, dopiero co skradzionych ciał toporem, czy o kobiecie, uprawiającej seks bez zabezpieczeń z wieloma mężczyznami, zostawiając im rano na lustrze napis 'witamy w świecie aids'... Te wszystkie straszne historyjki maja jednak nie tylko bawić, ale i zwracać uwagę na poważne tematy, problemy, z jakimi boryka się nowoczesna Ameryka. Tyle, że ten gulasz podany jest w misce krwii.
    Bardzo mocna płyta, a jeśli pamiętamy, że Insane Poetry pojawili się na kilka lat PRZED Gravediggaz, Flatlinerz, Insane Clown Posse, czy Necro, mamy tu klasyk. Ale abstrahując od legendarności płyty - jest ona po prostu niezła i warto ją sprawdzić, zwłaszcza osoby, które lubią horrorcore.

OCENA: 4\6  


poniedziałek, 6 stycznia 2014

TRUE & LIVIN' - ZION I

LiveUp 2005

1. True
2. Doin' My Thang
3. Bird's Eye View
4. The Bay    feat. T REAL, BIG CLEEZY
5. Luv
6. Soo Tall    feat. OMEA RAE
7. I Need Mo
8. Rockin'
9. Temperature    feat. TALIB KWELI
10. One Chance
11. America
12. Poems 4 Post Modern Decay   feat. AESOP ROCK
13. Heads Up
14. Next To U
15. What U Hear   feat. DEL THE FUNKY HOMOSAPIEN
16. Stranger In My Home   feat. GIFT OF GAB
17. Oh Land Blues
18. Livin
19. The Bay (Remix)   feat. CASUAL, CLYDE CARSON, SAN QUINN, TURF TALK

    To trzeci album spółki Amp Live i MC Zumbi. No dobra, czwarty. To zespół z którym liczą się wszyscy fani hip hopu, nie tylko fani podziemia Kalifornii, ale w ogóle. Poprzednimi płytami chłopcy zaskarbili sobie wiele sympatii, a ta również zebrała bardzo dobre opinie, nie tylko wśród słuchaczy, ale i krytyków.
    To właśnie Amp Live jest odpowiedzialny za całokształt brzmienia zespołu. Podkłady które robi są raczej eksperymentalne, bo Amp miesza sample i instrumenty w sposób, na jaki nigdy byś nie wpadł. Facet łączy tak różnorodne brzmienia i opiera się o tak kreatywne techniki, że nie da się koło tej muzyki przejść obojętnie. Niech taką rekomendacją będzie użycie przez producenta nie tylko syntezatorów, czy gitar, ale nawet indyjskiego strunowca sitar. Nie jest to wcale jakieś dziwactwo, to klimatyczne, korzenne podkłady, które jednak są oryginalne. Perkusje wcale niekoniecznie muszą robić bum-klap-bubumbum-klap, instrumenty wcale nie muszą grać pętli, a hip hopem może być nawet blues albo gitarki rodem z country music. Nic tu nie jest oczywiste i klimaty zmieniają się z kawałka na kawałek, za każdym razem jednak pozostając ściśle w ramach ciepłego, organicznego hip hopu.
    MC Zumbi ma świetny, miękki i ciepły głos, którym wypełnia dość szczelnie podkłady i którego słucha się doskonale. Do takiego głosu idealnie pasują mądre, pozytywne teksty na temat otaczającego świata. Bo Zumbi skupia się  na wielu rzeczach, które dotykają jego społeczeństwo: przestępczość w Bay Area, która w ostatnich latach zmieniła swój przekrój społeczny na dużo niższy (Now we're known for \ Murders, pimps, and three-sixty’s \ Side shows high speed chases too \ And a crack epidemic that will turn you blue \ And an AIDS epidemic that can end you too \ It’s the yay baby brother and I thought you knew'), zgnilizna moralna nowoczesnego świata i dzisiejszej Ameryki (Microwave the brain, the babies get trained \ To be good worker bees, you can work for me \ $2.50 a week and you can sleep on the street \ Economoic malfuction, consume corruption \ Somethin's wrong with this picture'), o samotności w tłumie, a także próbuje spojrzeć na rap grę z 'lotu ptaka' (She's the one I always count on, one that wouldn't leave me \ One that's in the city always written in graffiti \ One that keeps me company, when I'm all alone \ She's my heart, my mind, my spirit and my bones \ She's the only one I know that would go across the globe'). Do tego jego spostrzerzenia są bardzo trafne, a sposób pisania wersów przypominają wiersze. Do tego mamy genialne występy Aesop Rock, Talib Kweli, Gift Of Gab z Blackalicious oraz Del Tha Funkee Homosapien oraz remix 'The Bay' z podziemnymi rapperami właśnie z tego okręgu, którzy wygłaszają również swoje kwestie na temat ostatnich zmian w życiu w Zatoce.
    Świetna, bardzo ciepła i klimatyczna płyta. W sumie jest zupełnie inna, niż poprzednie, ale przez to ciekawa i dająca do myślenia, bo przecież Zion I to nie tylko doskonały producent, ale i błyskotliwy emce. Bardzo ją lubię. 

OCENA: 5\6


sobota, 4 stycznia 2014

TILL DEATH DO US PART - GETO BOYS

Rap-A-Lot 1993

1. Intro
2. G.E.T.O.
3. It Ain't
4. Crooked Officer
5. No Nuts No Glory
6. Six Feet Deep
7. Murder Avenue
8. Raise Up
9. Murder After Midnight
10. Straight Gangstaism   feat. MR. 3-2
11. Cereal Killer
12. This Dick's For You
13. Street Life
14. Bring It On   feat. 2-LOW, SEAGRAM, TOO MUCH TROUBLE, 5TH WARD BOYZ, ODD SQUAD, GANGSTA NIP, DMG, MR. 3-2, BIG MELLO
15. Outro

    Rok wcześniej zespół opuścił Willie D, aby zająć się właśną karierą solową i wytwórnią, więc na potrzeby piątego albumu grupy zaproszono na jego miejsce Big Mike'a. Geto Boys mieli już ukształtowaną pozycje na rynku, wszyscy znali ich kontrowersyjne treści - wytwórnia i członkowie grupy podgrzewali na tyle atmosferę, że szybko album stał się numerem jeden na rapowej liście Billboardu.
    Znakomitą większość albumu wyprodukował N.O. Joe, poza kilkoma podkładami od John'a Bido. Producentom towarzyszy cały zestaw instrumentalistów, doskonale zresztą znanych z innych płyt Rap-A-Lot, ale i nie tylko. Dzięki temu, mamy całkiem zróżnicowane podkłady - od takich agresywnych i hałaśliwych, opartych na samplach z klasyki ('G.E.T.O.', 'Raise up', 'Cereal Killer'), do ciężkich, dudniących basem, ale melodyjnych traków ('No nuts no glory', 'Six feet deep', czy 'Murder After Midnight'). Wspomniałem o klasyce - mamy tu przecież sample z Marvina Gaye'a, Kool & The Gang, Curtisa Mayfield'a, Parliament, czy ze słynnego hitu 'Easy' Commodores. Patefony obsługuje DJ Domination, ale nie słychać go tu zbyt często.  
    Trudno znaleźć tak dosadnych i brutalnych, a jednak zdolnych poruszyć serca ludzi, rapperów. Scarface to ten zrównoważony, ale łupie słowami jak młotem dziesięciokilowym. Bushwick Bill to zwyczajny szaleniec, choć ciężko odmówić mu często racji. Jednak jego wizje często szokują i wywołują odrazę. Big Mike to ten na doczepkę, ale wcale nie odstaje od kolegów i sprawdził się na tej płycie na tyle, że pozwolono mu nagrać teledysk do kawałka solo z Mr. 3-2, 'Straight gangstaizm'. Geto boys, jak to chłopcy z getta opowiadają o życiu nie tylko w swoim Houston, ale i poruszają problemy ogólne, jak głód, wojny, czy korupcja w policji. To chyba był najbardziej kontrowersyjny kawałek na albumie, gdzie refren idzie 'Mr. Officer, crooked officer \ I wanna put your ass in a coffin, sir \ Cause you done fucked with niggas like myself for too long \ It's time to grab my motherfucking nine and get it on' - ten kawałek również powstał dzięki Big Mike'owi, nic więc dziwnego, że dostał angaż. Nie brakuje też czystej, gangsterskiej jazdy z getta, ale w takich opowieściach celuje Bushwick: '11:45 I pull up on the set \ With some down-ass niggas and a van full of gats \ Jumped out, fired up my Phillie, went to bustin shots \ Had to let 'em know Bushwick Bill was on the fuckin block'. Nic dziwnego, że płyta wywoływała kontrowersje. Ciekawa jest końcówka, gdzie w jednym, ośmiominutowym traku zgromadziła się cała śmietanka Rap-A-Lot.
    To kolejna płyta, która uznawana jest za klasyk, choć ja osobiście wolę solowe albumy Scarface'a. Nie zmienia to jednak faktu, że to niezła płyta, pulsująca funkiem i wstrząsająca obrazoburczymi opisami śmierci, szaleństwa i codziennego życia w getcie. Brakuje mi tu trochę charakterystycznego Willi'ego D, ale Big Mike jest tu lepszy, niż na swoich solówkach, więc ok. Moje ulubione traki to 'Crooked officer', 'No Nuts No Glory' i 'Murder After Midnight'.

OCENA: 4\6 


czwartek, 2 stycznia 2014

187 HE WROTE - SPICE 1

Jive 1993

1. I’m The Fuckin Murderer
2. Dumpin Em In Ditches
3. Gas Chamber
4. 187 He Wrote
5. Don’t Ring The Alarm   feat. BOSS, G-NUT
6. Clip & Tha Trigga   feat. ANT BANKS
7. Smoke Em Like A Blunt
8. The Murda Show    feat. MC EIHT
9. 38 On That Ass     feat. SOUTH CENTRAL CARTEL
10. Mo Mail     feat. E-40
11. Runnin Out Da Crackhouse
12. Trigga Gots No Heart
13. Trigga Happy
14. RIP
15. All He Wrote

    Spice 1 to jedna z legend gangsta rapu na Zachodnim Wybrzeżu. Niektórzy nabijają się, że to kolejna Spajsetka, ale przecież zaczynał on dużo wcześniej, niż Spice Girls, a jego ksywa rozwija się w Sex, Pistols, Indo, Cash, and Entertainment. To jego trzeci album, który po sukcesie dwóch pierwszych od razu wylądował w top10 Billboardu.
    Podkłady na tym albumie to czysty funk, pełną gębą. Zależy tylko od producenta, czy ten funk wywołuje gęsią skórkę, czy każe rozwalić tyłek na sofie. CZłowiek, który odkrył Spice 1 dla świata, Too $hort, niestety nie produkuje tych groźnych g-funków, tylko pimpowe, laidbackowe kawałki, gdzie muzycy i ich instrumenty mają sporo do powiedzenia. Niestety, dlatego, że ten laidback nijak nie pasuje do ociekających krwią wersów Spice'a. No, regałowy 'Smok'em like a blunt' ma w sobie tę gangsterską nutę, ale 'Gas chamber' słabo pasuje do tekstu. Za to podkłady od Prodeje z South Central Cartel, Mentally Blunted, MC Eiht, Ant Banks, Johnny Z, DJ Xtra Large, a w szczególności od E-A-Ski, są agresywne i mocne, świetnie pasujące jako soundtrack do filmu o zabijaniu. Ciężkie basy i perkusje, piszczały, wywołujące dreszcze, dźwięki wystrzałów, a wszystko na samplach od George Duke'a, Isaac Hayes'a, czy Love Unlimited Orchestra. To buja i album jest jednym z kamieni milowych gangsta rapu.   
    To naprawdę jedna z najmocniejszych płyt w historii. Mimo, że Spice ma lekki i dość wysoki głos, to jego teksty są pełne przemocy, trup ściele się gęsto: 'And I duck when they fly by \ Cause Killa Cali' is the state for the drive-by \ Caps peel from the gangstas in my hood \ Ya better use that nina \ Cause that deuce-deuce ain't no good \ And umm I'm taking up a hobby \ Maniac murderin' doin' massacre robbery' albo 'Kick down the door and started spraying \ My nigga on the ground eyes wide open dead layin' \ Busted a nigga in the back rat-a-tat-tat \ His blood hit the floor first \ I heard his back crack \ Sounds of a muthafuckin murder, the ghetto got me insane \ To my damn brain'. To opowieści rodem z filmów sensacyjnych, nie sądzę, żeby były prawdziwe, bo przecież ktoś mordujący tylu ludzi siedziałby w więzieniu, a nie kończył szkołę średnią, prawda? Jednak te krwawe wizje mają szokować, choć podchodzić do nich należy właśnie jak do filmu kryminalnego. Goście dobrani są równie morderczo: gangsta bitch Boss (prawdziwa studio gangsta po prywatnej szkole :P), G-Nut z 187 Fac - zespołu wypromowanego przez Spice'a, Havoc i Prode'je z South Central Cartel, E-40 oraz MC Eiht, czyli sama śmietanka gangsta rapu.
    Tak, to był przełom w g-funku. Nikt do tej pory nie był aż tak brutalny, a żaden rapper nie posunął się aż tak daleko w przemoc w tekstach. Do tego w większości świetna muzyka, pełna żywych instrumentów i funkowych sampli - wszystko od najlepszych producentów z Bay Area. W zasadzie, należy powiedzieć, że to klasyk. Ja osobiście lubię, ale nie do przesady.

OCENA: 4+\6