RAP AROUND THE WORLD

Ta strona poświęcona jest rapowi z całego świata. W hip hopie siedzę ponad 25 lat, zbieram płyty i nie ściągam ich z netu - chyba, że są to nielegale. Moja kolekcja płyt sięga ponad 15.000 sztuk - muszę chyba kupić większe mieszkanie, aby jeden pokój przeznaczyć TYLKO na płyty CD :) Nie spodziewaj się linków z downloadem - na pewno gdzieś sobie daną płytę znajdziesz - nie tu. I nie spodziewaj się też wielu nowości - ostatnio hip hop śmierdzi. Spodziewaj się za to recenzji rapu z ponad 100 krajów, albumów takich bardziej znanych i takich, o których słyszysz po raz pierwszy - może po taką płytę sięgniesz? Zapraszam na podróż po świecie hip hopu.
## Na dole dodałem flagi, żeby łatwiej było znaleźć coś z odpowiedniego kraju :)

piątek, 14 listopada 2014

DR. DRE PRESENTS THE AFTERMATH

Aftermath 1996

1. Aftermath (The Intro) - RC, SID MC COY
2. East Coast/West Coast Killas - B-REAL, DR. DRE, KRS 1, NAS, RBX
3. Shittin on The World - D-RUFF, HANDS-ON, MEL-MAN
4. Blunt Time - RBX
5. Been There, Done That - DR. DRE
6. Choices - KIM SUMMERSON
7. As the World Keeps Turning - CASSANDRA MC COWAN, MIKE LYNN, MISCALLENAUS
8. Got Me Open - HANDS-ON
9. Str-8 Gone - KING TEE
10. Please - MAURICE WILCHER, NICOLE JOHNSON
11. Do 4 Love  - JHERYL LOCKHART
12. Sexy Dance - CASSANDRA MC COWAN, JHERYL LOCKHART, RC
13. No Second Chance - WHO'Z WHO
14. L.A.W. (Lyrical Assault Weapon) - SHARIEF
15. Nationowl  - NOWL
16. Fame - JHERYL LOCKHART, KING TEE, RC

    Czasy, kiedy Dre się usamodzielnił i odszedł od Death Row, aby założyć własny biznes, wydają się już dość odległe. Ja jednak doskonale pamiętam i The Chronic, problemy z Suge Knightem i składankę ze świeżutko otwartego labelu Dre, który zarobił miliony hajsów na Eminemie, czy 50 Cent. I choć album zdobył platynę, nie jest uważany za jakieś arcydzieło.
    Nie można uważać tego albumu za płytę Dre - to składanka, która ma promować nie tylko wykonawców z wytwórni, ale również jej producentów. Dlatego obok Dr. Dre, swoje bity prezentują tu Mel-Man, Stu-B-Doo, Maurice Wilcher, Flossy P & The Glove, Rodney Duke & Rose Grifiin oraz Bud'da. Jeśli ktoś, wiedziony sentymentem do 'The Chronic', kupił ten materiał aby pokiwać głową do g-funkowych arcydzieł, ten prawdopodobnie rzucił dyskiem o ziemię. Sam pamiętam niejakie rozczarowanie, że to nie jest już TO. Nic nie stoi w miejscu, a już na pewno nie Dre, dlatego nie ma tu g-funkowych syntezatorów. Jest za to nowocześnie zaaranżowany Westcoastowy rap i r&b, które przenikają się i uzupełniają. Tak, jest tu kilka naprawdę fajnych numerów, ale one nie działają na słuchacza tak, jak kiedyś.
    Na pewno system rozwala wschodnio-zachodnie kolabo, gdzie po jednej stronie jest Nas i KRS One, a po drugiej B-Real, Dre i RBX, który po uprzednich niesnaskach z Dre, powrócił pod jego skrzydła, podkuliwszy ogon. Tak, ten kawałek puszczałem do upadłego! Reszta? Cóż, solowy trak Dre, zresztą będący drugim singlem z płyty, nie wywołuje ciarek i jest zwyczajnie przeciętny, choć relatywnie dobry. Podobnie wypada weteran King Tee. Już prędzej kawałek RBX jest ciekawy. Jednak to ci newcomerzy, których starał się wypromować Dre, zrobili tu dobrą robotę. Według mnie, najlepsze kawałki to 'Got me open', 'Shittin on the world', As the world keeps turning' i może 'L.A.W.'. A, no i mroczny 'Fame'. I choć nie ma tu słabego traku, mało jest również takich, które ścisną za gardło.
    Ogólnie płyta może się podobać, ale szału nie ma, staniki nie latają. Poza starymi wyjadaczami, wypromowali się tu jedynie producenci Bud'da i Mel-Man, reszta po nagraniu pojedynczych piosenek, popadła w niebyt. Tylko Miscallenaus, składający się ze Stu-B-Doo i Flossy P, wydał jeden album, i to nie u Dre. Płyta w sumie całkiem niezła, ale poza Group Therapy z 'East Coast/West Coast Killas' nie ma tu wielkich rzeczy. Spokojny album, na spokojnych bitach, z mało znanymi, choć zdolnymi wykonawcami.

OCENA: 4\6        


środa, 12 listopada 2014

ISLAMIC FORCE - MESAJ

Mi.Pl 1997

1. Selamin Aleyküm
2. Mesaj
3. Yagma Sofrasi
4. Original Rap
5. Canlardir
6. Eller Havaya
7. Gurbet
8. Analari Aglatan
9. Killer Rap
10. Söyledim
11. Arabesk Rap
12. Gurbetci Cocuklari
13. Oda Bahtiyar
14. Rüzgar Gibi
15. Üc Alti Damladi   feat. RAKEEM
16. Bu Dünya
17. Para    feat. RAKEEM
18. Kreuzberg    feat. RAKEEM

    To, że w Niemczech jest bardzo duża diaspora turecka, to nikomu nie trzeba tłumaczyć. Turcy wdarli się już na stałe do krajobrazu takiego np. Berlina, a nawet działają na scenie rap i osiągają duże sukcesy. Jednak kilkanaście lat temu rap turecki wcale nie był taki oczywisty i kiedy Islamic Force, po wydaniu epki kilka lat wcześniej, wydał długogrający album, Turkowie w Niemczech, ale i w ojczyźnie poczuli, że to ważny moment. DJ Derezon, Nellie, DJ Taner i MC Boe B byli przez moment gwiazdami.
    Wprawdzie w latach '90 nie było za bardzo słychać o tureckim rapie, ale dzięki turkom mieszkającym w Niemczech, udało się przetrzeć drogę nie tylko tym, którzy mieszkają w Reichu, ale także pokazać ziomkom, pozostałym w ojczyźnie, jak należy robic rap. Grupy takie jak Islamic foce przetarły szlaki dla innych i wyznaczyły kurs, w jakim należy iść. Dlatego na złotoerowych bitach, ciężkich  basach, mamy tu zupełnie egzotyczną mieszankę. Arabskie zespoły cechuje czerpanie z muzyki etnicznej wielkimi garściami, dlatego nic dziwnego, że sporo tu muzyki tureckiej, która na hip hopowych perkusjach robi niesamowite wrażenie. Jeśli dodamy do tego funkowe sample i wyobrazimy sobie tureckie melodyjki na bazie kawałków Georga Clintona... Abstrakcja, ale brzmi to często bardzo dobrze. Za bity odpowiada tu Boe B., ale wspomaga go znany niemiecki producent, znany m.in. z późniejszej współpracy z Afrobem, DJ Derezon. Stworzyli oni tu wybuchowego etnicznego funka, który do dziś wspominany jest jako wskazówka dla innych. Turecki funk? Jakkolwiek nie brzmiałoby to dziwacznie, mamy tu taki klimat.
    Dobra, nie oczekujcie ode mnie, że będę rozumiał o czym mówią rapperzy, choć niektóre zwroty i słowa po turecku ogarniam. Choć mieszkają w Niemczech, jedynym niemieckim słowem, jakiego używają, to Krezutzberg - dzielnica Berlinu, w której osiedli. Dla Polaka turecki język brzmi równie egzotycznie, co turecki funk, więc trzeba się przygotować na dawkę niecodziennego hip hopu. Kolesie są całkiem sprawni na majku - mogę jedynie ocenić ich flow i z grubsza orientować się, że tematy, jakie poruszają to tylko trochę problemów tureckiej społeczności w Niemczech, ale w większości to i tak bragga i rymy bitewne. No i nie zapominajmy o wokalistce, będącą członkinią zespołu, która ozdabia kawałki w refrenach. Dość powiedzieć, że produkcja do dziś wywołuję łezkę w oku tureckich fanów rapu...
    Ta płyta to fajna odskocznia od zwyczajnych albumów, których mamy na rynku setki. Złota Era z turecką muzyką ludową. Płyta dziś jest już słabo dostępna - pewnie w berlińskich krejtsach da radę to gdzieś wygrzebać, ale osobiście nie widziałem nigdy wersji cd tego albumu - poza moją osobistą. Ale na pewno da się skądś ściągnąć (co nie znaczy, Że pochwalam ściąganie z netu - wszystko co mam i wyszło na cd - mam na cd).

OCENA: 4\6


poniedziałek, 10 listopada 2014

YOUNG BLACK TEENAGERS - YOUNG BLACK TEENAGERS

SOUL 1991

1. Punks, Lies, and Video Tape
2. Korner Groove 
3. Traci 
4. First Stage of a Rampage Called the Rap Rage
5. Nobody Knows Kelli
6. Daddy Called Me Nigga Cause I Liked To Rhyme
7. Chillin’ Wit Me Posse 
8. Mack Daddy Don of the Underworld
9. Loud and Hard to Hit
10. My TV Went Black and White On Me
11. Proud to Be Black 
12. To My Donna 
13. My Color TV

    Zespół, wygrzebany skądś przez Hanka Shocklee z Bomb Squad, to jeden wielki paradoks. Żadni z nich teenagers, bo każdy był już po dwudziestce. Co więcej, Kamron, First Born, Tommy Never i DJ Skribble są biali jak płatki śniegu. No i ta okładka, która nawet nie nawiązuje, ale jest zwyczajnie zerżnięta z płyty 'With The Beatles'. Co zrobić z takimi kolesiami, którzy oparli swój debiut na nieco naciąganych skojarzeniach?
    Za muzykę odpowiadają tu The Bomb Squad z pomocą DJ Skribble. Kto zna albumy choćby Public Enemy, ten będzie wiedział, że nie jest to spokojna i łagodna muzyka. Producenci opierają często swoje podkłady na kaskadowo ułożonych samplach, i choć na płytach te hałaśliwe bity wiercą dziury w mózgu, to tutaj jest sporo spokojniej. Oczywiście, w każdym traku jest co najmniej parę sampli, bardzo często sztosów klasyki soulu i funk, ale i trafiają się tu również numery, bardzo przypominające nagrania Public Enemy, zwłaszcza 'Loud and hard to hit'. Inną sprawą jest kawałek 'To my Donna', oparty o tę samą perkusję z drugiego albumu PE, co zawinęła Madonna - ale była to oczywiście celowa odpowiedź Hanka Shocklee. Znajdują się tu nawet bity oparte o jamajskie riddimy, jak w 'Chillin wit my posse'. Muzycznie jest naprawdę fajnie i złotoerowo, sporo pracy DJ Skribble i typowe dla Bomb Squad podkłady.    
    wiele osób nawet nie starało się posłuchać YBT - głównie z powodu mało szczęśliwej nazwy - wszak niektórzy poczuli się wręcz urażeni zestawieniem białych kolesi z nazwą 'Czarni Nastolatkowie' oraz muzyki rapowej z okładką The Beatles. Warto jednak dać im szansę - rapperzy mają skillsy, a poza tym znajdziemy tu... kolejne kontrowersje. Sporo jest tu odnośników do bycia Czarnym, uderza wręcz tytuł 'Tata woła na mnie czarnuch, bo lubię rymować' - to nie przysparzało fanów wśród czarnych słuchaczy, choć w zamierzeniu był to niejako trybut do dorobku Czarnych muzyków. Podobna sytuacja jest z 'Proud to be black', gdzie chłopcy wyjaśniają, że choć są 'born of the caucasian persuasion', to ich dusze są czarne, jak James Brown. Hmmm. W owych czasach było na to określenie 'whigger' - czyli biały czarnuch... Jednak dostało się tu Madonnie (tak, oni posłali diss na Madonnę!) za zawinięcie perkusji z płyty Public Enemy do 'Justify My Love' - sprowadzono gwiazdę do roli zwykłej kurwy - choć nie oszukujmy się, było wówczas coś na rzeczy, nie tylko muzycznie... Niejakim żartem jest 'Nobody Knows Kelli', opisujący postać Kelli, córki Ala Bundy'ego z popularnego serialu 'Married with children'. Oprócz tego YBT imprezują, opowiadają o pannach, ale również zajmują się, choć raczej marginalnie, tematyką społeczną.
    YBT nie stali się kolejnym Beastie Boys, ani 3rd Bass. Pokpili sprawę z nazwą grupy i poczernianiem się na siłę - zatracili w tym wszystkim swoja tożsamość i tym samym nie byli traktowani poważnie. Trochę szkoda, bo przecież każdy z rapperów ma skillsy i brzmi co najmniej dobrze na majku, a do tego mają całkiem niezłe teksty. Tylko te głupoty o tym, że są czarni...

OCENA: 4-\6


sobota, 8 listopada 2014

MONIE LOVE - DOWN TO EARTH

Cooltempo 1990

1. Monie In The Middle
2. It's A Shame (My Sister)   
3. Don't Funk Wid The Mo   
4. Ring My Bell    
5. R U Single   
6. Just Don't Give A Damn   
7. What I'm Supposed 2 B
8. Dettrimentally Stable   
9. Down 2 Earth   
10. I Do As I Please   
11. Pups Lickin' Bone
12. Read Between The Lines   
13. Race Against Reality   
14. Swiney Swiney   
15. Give It 2 U Like This   
16. I Can Do This (Uptown Mix)   
17. I'm Driving You Crazy   
18. Grandpa's Party (Love II Love Remix)

    Monie Love to persona znacząca wiele na scenie rap. To pierwsza rapperka z Anglii, która zyskała tak duży fejm w USA, że zaproszono ją do członkostwa w Native Tongue, gdzie nagrywała z De La Soul, Jungle Brothers, a także Queen Latifah - spoza macierzy, że tak powiem. Jej pierwszy album był naturalnie hitem, a dwa single były naprawdę wysoko na listach i teledyski latały na Yo! MTV Raps w każdym odcinku.
    Płyta powstała dzięki ludziom, którzy naprawdę znaczyli coś pod koniec lat '80 - nie tylko przez tych, robiących rap, ale także takich z okolic albo nawet zupełnie skądinąd. To, że część produkował Baby Africa Bambata z Jungle Brothers, to oczywiste, że po znajomości z Native Tongues. To, że pomagał DJ Pogo, znany angielski DJ, to też nic dziwnego, bo Monie współpracowała z nim lata wstecz. Ale są również Danny D, producent house'owy, znany z pracy z Chaka Khan, czy blondie. Są Andy Cox i David Steele, członkowie m.in. grupy Fine Young Cannibals, która wówczas święciła triumfy, jest Jerry Callendar, jest Richie Fermie, który z upodobaniem produkował kobiece kawałki również dla takich wykonawczyń, jak Adeva, Wee Pappa Girl Rappers, ale również dla Jungle Brothers. Oprócz nich muzykę tworzyli również Bootsy Collins (tak, ten Collins!), Soul II Soul, a na talerzach zasiadł JuJu z The Beatnuts. Ten zestaw zapewnił Monie sukces, bo bity trafiały idealnie w gusta ówczesnej publiczności. Obok szybkich, złotoerowych brzmień w 'Monie in the middle', mamy housowe 'Grandpa's Party' i 'Ring my bell', funkujące 'R U single' i  'What I'm Supposed 2 B', czy fantastyczne 'It's a shame', oparte na hicie The Spinners. Poza tym, mamy tu sporo sampli z klasyki: The Temptations, Funkadelic (oczywiste cięcia w 'Pup's lickin' bone'), czy Kool & The Gang. 
    Kiedy słucha się Monie, ona do dziś brzmi świeżo. Nie ma za wysokiego wokalu i nie drażni piszczeniem, ma nieco zadziorny głos i doskonale płynie nim po bitach, jakiekolwiek by nie były. Monie po prostu czuje rytm i nawet na szybkich, housowych podkładach czuje się doskonale. Jest dumna, jest zaczepna, jest zaangażowana społecznie. I z jednej strony potrafi odrzucić zaloty namolnego kolesia (podobno był to sam Big Daddy Kane!) i odstawić go pod ścianę 'What do you think I should do about that? \ In fact it's embarrassing, what a buffoon \ You even follow me in the ladies bathroom \ Give me a break, I can't take it, the stakes are too high \ Besides, there goes the other brother \ I'm not Keith Sweat, so don't sweat me \ The other brother's smooth approach is what gets me' - Prince of Darkness aka Kane musiał srodze odczuć ten policzek :) Z drugiej zaś strony mamy 'It's a shame', gdzie rapperka walczy o siostry, które dają się bić swoim facetom. Sporo tu zresztą odważnych wersów, które mają pomóc słabym kobietom zyskać pozycję społeczną oraz dających odpór chamskim podrywom. Nie ma tu w zasadzie gości - jedynie tacy, którzy krzyczą coś w tle jak De La Soul, lub śpiewają w refrenach. Monie dźwignęła całość i czyni to z wyczuciem i wdziękiem.
    To jedna z tych płyt, które trzeba znać, nie ma siły. Może nie jest to arcydzieło, ale materiał nadal zostaje aktualny i całkiem słuchalny, co nie zawsze się udaje. I może nie do każdego już to trafi, to jeśli jesteś prawdziwym fanem rapu, musisz to obadać. Jedna z ciekawszych rapperek, jedna z ciekawszych płyt '90.

OCENA: 4+\6


czwartek, 6 listopada 2014

JOE PUBLIC - JOE PUBLIC

Columbia 1992

1. Live and Learn
2. I've Been Watchin'
3. I Miss You
4. I Gotta Thang
5. Anything
6. This One's for You
7. I Like It
8. Touch You
9. Do You Everynite
10. When I Look in Your Eyes

    W czasach Złotej Ery, obok hip hopu, wyrósł bardzo szybko mały kuzyn: new jack swing. To dość szczególny gatunek, łączący rap i hip hop z r&b, czasem z dodatkami popu, ragga, funku i soulu. Wykonawcy po prostu często czerpali z każdego gatunku, byli to przede wszystkim nieźli wokaliści, a pomiędzy nimi trafiał się jeszcze rapper.
    Joe Public wystrzelili pewnego pięknego dnia z singlem 'Live and learn' i od razu zanotowali wysokie miejsca na listach przebojów. Lekki, oparty na samplach i żywych gitarach kawałek, nakręcający słuchacza hip hopowym bitem, z miłym dla ucha śpiewem Dwight'a Wyatt'a i pseudo rapowymi pokrzykiwaniami. Muzyka na tym albumie jest podobna do singlowego kawałka - energiczna, tętniąca żywym basem i atakująca całą masą sampli często ze znanych numerów Sly & The Family Stone, James Brown, Parliament... Tego typu rzeczy. Czasem tempo zwalnia, aby dać jakąś pościelówę ('I miss you'), ale przede wszystkim są to szybkie traki, jak przebojowy 'Live and learn', 'This one's for you', czy 'I've been watchin you' z cudowna funkową gitarką i 'Do you everynite'. Kawałki wolne i szybsze wymieszane są porządnie i wzajemnie się uzupełniają.  
    Dwight ma aksamitny, niezwykle soulowy i przyjemny głos i umie zrobić z niego użytek. Zresztą, każdy z kwartetu potrafi śpiewać i razem stanowią bardzo soulową harmonię. Rapowe wersy, choć są raczej wstawkami i nie występują w każdym numerze, ubarwiają piosenki. Oczywiście, niektóre kawałki są tylko r&b, niektóre tylko hip hopowe, ogólnie wychodzi bilans na zero. Całość tworzy niezwykle sympatyczną całość, może i lekko naiwną i popową, ale nie pretensjonalną. Owszem, teksty nie są najwyższych lotów i czasem wywołują uśmiech politowania, bo są to wersy typu 'I wake up every morning and reach to feel you close to me, there's nothing but the pillow and not your sexy body' bla bla bla. Romantyczne gówno, ale podane z wyczuciem i na tyle fajnie, że człowiek po prostu płynie razem z muzyką na albumie.
    Tyle czasu minęło, a ten album nadal wchodzi co jakiś czas do mojego plejera. Joe Public to wprawdzie 'one hit wonder', ale jeśli podoba Ci się mega hit 'Live and learn', to całość spodoba ci się na pewno, bo wszystko ma podobną atmosferę i brzmienie. Zespół wydał jeszcze jeden album - brzmiący niemal identycznie, po czym ich drogi się rozeszły i członkowie zajęli się pisaniem piosenek, zamiast śpiewaniem. Trochę szkoda, bo mają oni duże pojęcie o robieniu przebojowego miksu hip hopu z r&b. To mało wymagająca płyta, ale za to jakże przyjemna!

OCENA: 5-\6


wtorek, 4 listopada 2014

TIMBALAND - TIM'S BIO: LIFE FROM THE BASEMENT

Blackground 1998

1. Intro
2. I Get It On   feat. BASSEY
3. To My   feat. NAS, MAD SKILLZ
4. Here We Come   feat. MAGOO, MISSY ELLIOTT
5. Wit Yo Bad Self  feat. MAD SKILLZ
6. Lobster & Scrimp    feat. JAY Z
7. What Cha Know About This   feat. BABE BLUE, MOCHA
8. Can't Nobody   feat. LIL MAN, 1 LIFE 2 LIVE 1
9. What Cha Talkin Bout   feat. MAGOO, LIL MAN, STATIC
10. Put Em On   feat. STATIC, YOSHAMINE
11. Fat Rabbit   feat. LUDACRIS
12. Who Am I   feat. TWISTA
13. Talking On The Phone   feat. KELLY PRICE, MISSY ELLIOTT
14. Keep It Real   feat. GINUWINE
15. John Blaze   feat. AALIYAH, MISSY ELLIOTT
16. Birthday  feat. PLAYA
17. 3:30 In The Morning   feat. MISSY ELLIOTT
18. Outro
19. Bringin It   feat. TROY MITCHELL

    'Tim's Bio' to debiut Timby, który jeszcze w 1998 roku nie był aż tak bardzo popularny i jeszcze nie każdy pragnął jego muzyki i remiksów. Na razie Timba pokazał się z dobrej strony na płytach Missy Elliot i Aaliyah. Płyta zebrała bardzo pochlebne recenzje i zwróciła na producenta oczy znacznie większej ilości osób z branży.
    Swoją produkcją Timbaland rozwalił scenę. Okazał się nowatorski, miał wizję i poszedł za głosem serca i zaryzykował. Zrobił bity, jakich jeszcze nigdy wcześniej nikt nie zrobił. Nowoczesne, mocno syntetyczne, zarażone południowym brzmieniem, lekko połamane. Sample, których użył producent zostały przemiksowane i nałożone na pędzące, pudełkowe perkusje. Producentowi niestraszne są bity robione ani dla popularnych rapperów, ani dla topowych wokalistek r&b. Zrobił muzykę dla wszystkich, muzykę, która zwaliła z nóg konkurencję. Są tu więc kawałki, które są szybkie i energetyczne, jak 'Lobster & Shrimp', czy 'Fat rabbit', ale również bardzo spokojne traki r&b: 'Birthday' albo '3:30 In The Morning'. Na single poszły jednak te najbardziej energiczne numery i to one zwróciły uwagę wszystkich.
    Timbaland nie jest ani wokalistą, ani rapperem. Owszem, w większości kawałków daje głos, rymuje tu i ówdzie, ale to nie on gra pierwsze skrzypce na majku. Dla niego robią tę robotę rapperzy i wokaliści. A rymują tu takie sławy, jak Nas, Jay Z, Mad Skills, Ludacris i Twista - no i naturalnie Missy Elliott. Przyznam, że Nas brzmi nieco dziwnie na tym podkładzie, ale za to Mad Skillz, Luda i Twista czują się jak ryba w wodzie. Wokaliści? Kelly Price, Ginuwine, Aaliyah, Playa... wszyscy dokładnie pasujący, idealnie brzmiący. Timba wykorzystuje okazję, aby wypromować swoich ludzi, którzy dominują na tym albumie - w sumie poza Jay Z i Nasem, każdy z wykonawców należy do załogi Timba. Najmniej podoba się tu zazwyczaj Magoo, który ma nosowy wokal, imituje nieco stylem Q-Tip'a, ale wersy ma totalnie beznadziejne. Już Timba jest lepszym rapperem, nie wspominając o Ludacris'ie, którego również wypromował Timba. 
    To perfekcyjnie wykonana płyta, zawierająca czarną, miejską muzykę. Bity są nieprzewidywalne i nadal brzmią świeżo, mimo, iż minęło prawie 20 lat od czasu wydania albumu. Timba wyznaczył kurs, którym należałoby podążać. Oczywiście płyta nie zadowoli hip hopowych purystów i hardkorowców, niemniej jednak nie da się tej płyty ominąć.

OCENA: 4+\6


niedziela, 2 listopada 2014

SMIF-N-WESSUN - RELOADED

Duck Down 2005

1. Reloaded 
2. The Truth
3. My Timbz Do Work feat. HELTAH SKELTAH
4. Gunn Rap
5. Toolz Of The Trade 
6. Sick Em Son 
7. War 
8. Warriorz Heart/Gangbang   feat. DEAD PREZ
9. Here I Stand/The Streets Been Good to Me
10. City of Godz/Cuidad de Dios   feat. BUCKSHOT
11. U Undastand Me?    feat. STARANG WONDAH, TONY TOUCH
12. Get Back    feat. BOOT CAMP CLICK
13. A Hustlers Prayer
14. PNC Boyz
15. We Came Up/Crystal Stair  feat. TALIB KWELI

    W 2005 roku Duck Down wyszło z akcją Triple Threat Campaigne: wydało trzy płyty, którymi chciało wstrząsnąć hip hopową sceną. Oprócz powrotu Tek'a i Steele pod swoją oryginalną nazwą, wyszedł też Sean Price z Heltah Skeltah oraz Buckhot na bitach 9th Wondera. Co ciekawe - każdy z tych albumów osiągną prawie jednakowy poziom - miejsce 69 lub 70 na liście płyt hip hopowych w Stanach. Nie był to pewnie wynik, jakiego spodziewał się Dru Ha z załogą, ale co tam. Trzecia płyta Smif-N-Wessun pka Cocoa Brovaz stała się faktem.
    W sumie ciężko było ten album popsuć, kiedy rapperzy jechali na bitach od Da Beatminerz, Roc Raida, Coptic'a, Dru Kevorkian, Khrysis, Moss (dał iście bluesowy 'Get back' - wysublimowany, acz brudny podkład), czy Ken Ring & Rune Rotter. Choć przyznam, że nawet jeśli S-n-W jechali zwykle do podkładów Beatminerz to są tu one jakoś mało transparentne. Znacznie bardziej uderzają Roc Raida ('The truth'), czy Khrisis (zwłaszcza z niesamowitym 'Sick'em son'), choć oczywiście podkładom Beatminerz ciężko odmówić uroku. Jest to klasyczny nowojorski hip hop, przesycony brudem ulic i klimatem sampli, pobranych często nie tylko z klasyków, jak Barry White, Styx, Bobby Reed, ale i z różnych innych gatunków muzyki - bo znajdziemy tu echa Bon Jovi, czy legendarnej pieśniarki indyjskiej, Lata Mangeshkar (sample wokalne w 'City of Godz', jak i muzyka).      
    'Smif-n-Wessun is the band that I'm reppin, the brand of the weapon, the reason why u have to respect'em' - BUM, headshot. Tek i Steele to jeden z najbardziej szanowanych i oczekiwanych duetów w rapie od czasów pierwszej płyty, 'Dah Shinin'. Takiej pary, która się w ten sposób uzupełnia, można szukać ze świecą. Oni po prostu nie rymują, oni snuja opowieści, ale nie jest to taki zwykły storytelling, tylko raczej luźne spostrzeżenia na temat wszystkiego, co ich otacza, życia przesiąkniętego Bucktown aka Brooklyn. Goście, zaproszeni na album pasują tu jak ulał, zresztą w większości są to członkowie Duck Down i Boot Camp Click - co przecież mniej więcej oznacza jedno i to samo. Spoza macierzy trafili tu Dead Prez w ciężkim, militarnym wręcz traku, Talib Kweli i Tony Touch, dodający nieco tej 'hiszpańskiej muchy' do 'U undastand me?'.     
    Pomimo dość słabej sprzedaży, album spotkał się ze znakomitym przyjęciem wśród fanów. I słusznie, bo to naprawdę dobra płyta, przywracająca stare dobre BCC znowu do głośników. Słucha się tego wybornie, moje ulubione kawałki to 'Sick Em Son', 'War', 'Get back' i 'Reloaded'. Ale nie ma tu słabych kawałków. Szkoda, że 'Reloaded' zostało niedocenione i niemal zupełnie pominięte. 

OCENA: 5-\6