RAP AROUND THE WORLD

Ta strona poświęcona jest rapowi z całego świata. W hip hopie siedzę ponad 25 lat, zbieram płyty i nie ściągam ich z netu - chyba, że są to nielegale. Moja kolekcja płyt sięga ponad 15.000 sztuk - muszę chyba kupić większe mieszkanie, aby jeden pokój przeznaczyć TYLKO na płyty CD :) Nie spodziewaj się linków z downloadem - na pewno gdzieś sobie daną płytę znajdziesz - nie tu. I nie spodziewaj się też wielu nowości - ostatnio hip hop śmierdzi. Spodziewaj się za to recenzji rapu z ponad 100 krajów, albumów takich bardziej znanych i takich, o których słyszysz po raz pierwszy - może po taką płytę sięgniesz? Zapraszam na podróż po świecie hip hopu.
## Na dole dodałem flagi, żeby łatwiej było znaleźć coś z odpowiedniego kraju :)

czwartek, 31 stycznia 2013

BUSINESS NEVER PERSONAL - EPMD

Def Jam 1992

1. Boon Dox         
2. Nobody's Safe Chump     
3. Can't Hear Nothing But The Music    
4. Chill          
5. Headbanger     feat. K-SOLO, REDMAN
6. Scratch Bring It Back (Part 2 - Mic Doc)
7. Crossover          
8. Cummin' At Cha    feat. DAS EFX    
9. Play The Next Man            
10. It's Going Down          
11. Who Killed Jane

    Ostatni, czwarty album słynnego duetu, niedługo przed rozpadnięciem się na cztery lata składu rok później. Erick Sermon i PMD to ikony nowojorskiego rapu i każda z ich płyt była bez mała kamieniem milowym w historii hip hopu - obojętne, czy nagrywali razem, czy solo.
    Obydwaj panowie są zarówno producentami, jak i rapperami, dlatego chyba oczywistym jest fakt, że razem produkują swoje albumy - tak jak i ten. Sermon miał styl bardziej delikatny, z lekko funkującymi i soulowymi samplami, za to PMD cisnął głębokie basy, siekał ciężkimi perkusjami i preferował raczej hardkorowy styl, wydobywając gęste sample z funkowego sosu. Wspomaga ich czasem Mr. Bozak. Akurat na tej płycie słychać dużo wyraźniej rękę Parrish'a, ponieważ styl 'Business Never Personal' zdecydowanie bliższy jest jego solowym dokonaniom, niż płytom Sermona. Wystarczy włączyć bity, takie jak 'Headbanger', 'Nobody's safe chump', czy 'Crossover', by posmakować owego ciężaru. Od basów trzęsą się okna. Na adapterach zasiadł DJ Scratch, który wyrósł potem na mistrza gramofonu i wziętego producenta.
    Obaj emce mają wyczilowane flow, powolny styl rymowania (call me P, the slow-flower), jednak potrafią zająć się mikrofonem jak rzadko kto. Leniwy styl PMD i nieco żywszy, ale wyluzowany flow Sermona robią wrażenie właśnie na takich bitach, jakie produkują sami zainteresowani. Głównym tematem jest tu równanie z ziemią słabych emce i niszczenie ich celnymi panczami, udowadniając wszem i wobec, że EPMD są najlepsi. Obok nich, naturalnie, stoją Redman, K-Solo i DAS EFX, stawiający dzięki chłopakom swoje pierwsze kroki - w czasie nagrywania tej płyty byli już uznanymi gwiazdami. Jedynym wyjątkiem od bragga, jest kawałek 'Who killed Jane', serial, w którym duet musi się zmierzyć z tajemniczą Jane, która od pierwszej płyty prześladuje obydwu. Jane została zabita? Nie tak szybko...
    Jeśli chodzi o te 4 pierwsze klasyczne albumy EPMD, to ten nie byłby ani pierwszy, ani ostatni. Jest tu kilka genialnych kawałków, jak 'Crossover', 'Headbanger', czy 'It's going down', ale nie wszystkie są aż tak genialne. Co nie znaczy, że to słaba płyta - jest świetna. Klasyk bez mała.

OCENA: 5+\6 


wtorek, 29 stycznia 2013

THE PIECE MAKER - TONY TOUCH

Tommy Boy 2000

1. Toca's Intro    feat. BABY TOUCH, BONZ MALONE, PEDRO ALBIZU CAMPOS
2. The Piece Maker    feat. GANG STARR
3. Set It on Fire    feat. FLIPMODE SQUAD
4. U Know the Rules (Mi Vida Loca)    feat. CYPRESS HILL
5. The Abduction      feat. WU TANG CLAN
6. Likwit Rhyming    feat. XZIBIT, TASH, DEFARI
7. Royce the 5'9'' (Interlude)    feat. ROYCE DA 5'9"
8. Return of the Diaz Bros.    feat. DOO WOP, PAIN IN DA ASS
9. No, No, No      feat. HELTAH SKELTAH, STARANG WONDAH
10. I Wonder Why (He's the Greatest DJ)    feat. TOTAL
11. Basics     feat. PRODIGY
12. Pit Fight     feat. PSYCHO LES, GREG NICE
13. What's That (Que Eso)    feat. DE LA SOUL, MOS DEF
14. The Club     feat. D.I.T.C., KID CAPRI, PARTY ARTY
15. Cormega (Interlude)    feat. CORMEGA
16. The Foundation     feat. BIG PUN, SUNKISS, RIEF-HUSTLE 
17. Get Back     feat. D-12 
18. Adolf '8-Off' Agallah (Interlude)    feat. AGALLAH 
19. Class of '87     feat. BIG DADDY KANE, KOOL G RAP, KRS 1
20. P.R. All-Stars    feat. MEXICANO 777, DON CHEZINA, REY PIRIN, WINCHESTER YANKEE, LA QUEEN
21. Borinquen Outro    feat. MAYOWAKAN DRUMS, NIXIWEI, WARIBONEX

    Tony Touch, pochodzący z Portoryko przedstawiciel czterech elementów (no, trzech, bo nie maluje), bombardował NY swoimi mikstejpami od dobrej dekady, kiedy wreszcie podpisał kontrakt płytowy. Wynikiem umowy jest ta płyta, którą Tony nagrał wręcz jako składankę. Miała ona pokazywać umiejętności Tonego jako rappera, producenta i DJ-a. Płyta zebrała bardzo skrajne noty w prasie, od niskich, że oklepana i słabo zarymowana ze strony Tony Touch'a, do peanów nad doborem gości, bitami i niewielką ilością rymów Tonego, co nie drażniło słuchającego.
    Jasne, Tony Touch jest producentem, dlaczego więc zrobił tylko 6 bitów na własną płytę? Odpowiedź jest jasna, kiedy spojrzymy na pozostałych bitmejkerów: Psycho Les z The Beatnuts, DJ Premier, DJ Shok, DJ Muggs z Cypress Hill, True Master z obozu Wu Tang, DJ Scratch, The Alchemist, Maseo z De La Soul, Showbiz, Agallah aka 8Off... Jeszcze jakieś pytania? Któż nie chciałby mieć takiego zestawu na swojej płycie? Pytanie tylko, czy taka zbieranina zapewni albumowi powodzenie... Jeśli Tony zapraszał grupę, muzę tworzył ich producent - w innych przypadkach podkłąd uzupełniał sam Touch. Wyszła bardzo różnorodna mieszanka, od Premierowych klasyków, przez brzmienie wutangowe, aż po nowoczesne szaleństwa Flipmode Squad, związanego z Busta Rhymes.Nie brakuje tu również odwołań do portorykańskich korzeni gospodarza - muzyki w stylu raggaeton oraz boriqua rap - czyli całej śmietanki portorykańskiego rapu na jednym traku 'P.R. All Stars'.
    Można by było powiedzieć, że to album producencki, ale... To przecież nie Tony Touch produkował większość utworów. Można by powiedzieć, że to album Tony Touch'a, gdyby nie to, że większość wersów na albumie... nie jest jego. To o co z tym albumem chodzi, skoro to NIE JEST de facto płyta gospodarza, podpisanego na okładce? Jak nie wiadomo, o co chodzi, to... wiadomo o co chodzi. Tony zebrał większość liczących się na przełomie wieków rapperów w USA i nagrał z nimi płytę. Żeby oddać hołd korzeniom, zaprosił też najbardziej znanych rapperów portorykańskich, choć, nie oszukujmy się, równie kasowych: Mexicano 777 to od lat uznawany nie tylko na wyspie rapper latynoski, Daddy Yankee z kolei to jedna z najjaśniejszych gwiazd raggatonu. Dolla Bill, yo, Dolla Bill, yo! W sumie dobrze, że Tony tu mało rymuje, bo nie jest lotnym emce, lepiej radzi sobie za konsoletą. Znacznie lepiej wypada tu Mos Def, członkowie Wu Tang, Heltah Skeltah, Gangstarr, D-12, Big Pun z kolegami, czy klasa '87 - zwłaszcza KRS z powalającą zwrotką. 
    Płyta sama w sobie nie jest zła, niektóre kawałki naprawdę są świetne - zresztą, czy takie osobistości mogą oznaczać lipę? Paradoksalnie, najsłabszym ogniwem całości jest sam Tony Touch, który udaje, że produkuje, udaje, że rymuje i udaje, że skreczuje. Tyle, że jego gęba widnieje na okładce. Ogólnie - fajny składak dobrego, klasycznego rapu, tyle, że bez sensu...

OCENA: 4-\6


sobota, 26 stycznia 2013

BLOOMING SOUNDS - SHARLOK POEMS

Hip hop Is Music 2007

1. Special Delivery
2. Heart Art
3. Come On
4. Love
5. See It
6. The Elements
7. Blooming Sounds
8. Forgive Me
9. Majority Rules
10. Feels Good
11. We Got It    feat. SIVION, THEORY HAZIT, SOJOURN
12. Made 4 Me
13. Be Free
14. Way Back When
15. Meditation

    Rap dookoła świata nie musi oznaczać geografii, ale może również brać pod uwagę różne ideologie. Sharlok Poems to już chyba weteran rapu chrześcijańskiego, zaczynający wraz z grupą LA Symphony, obecnie idącego samotną ścieżką w kierunku Boga. 
    Na swojej trzeciej płycie, Poems zebrał śmietankę producentów niezależnych z szeroko pojętego Zachodniego Wybrzeża: Californii, Oregonu, czy wręcz Colorado. Bity zrobili znani i szanowani w podziemiu Mr. J. Medeiros, Stro The 89th Key, Choice37, KriTiKul, Great Jason, M-Phazes (no, ten akurat z Australii), Ohmega Watts, Vintage i Tony Stone, zazwyczaj odpowiedzialni za bity dla tych bardziej ambitnych i ciekawych grup zachodnich: The Procussions, Lightheaded, Acts29 i tym podobnych. Dzięki temu dostajemy czysty hip hop, z mnóstwem soulowych i funkowych sampli, wokalnymi cutami, bluesowym feelingiem żywych gitar. Dostajemy prawdziwy hip hop.
    Nie jest tak, że chrześcijański rap musi oznaczać gadanie o Bogu w te i we wte, broń Boże - że tak powiem. Poems nie stroni od odwołań nawet do mitologii skandynawskiej, zajmuje się 4 elementami kultury hip hop, pięknem życia, sprawami życiowymi, owszem, z perspektywy zagorzałego chrześcijanina, ale nie epatującego kaznodziejstwem. tylko wjednym kawałku wspomagany jest przez trzech emce, cieszących sie podobną, o ile nie większą estymą w podziemiu, co Sharlok. Są to Sivion, Theory Hazit i Sojourn, którzy rozpalają mikrofony podziemnego rapu od dawna. Życiowe, czasem wręcz filozoficzne teksty, trochę o Bogu, ale bez przesady, sporo o rapie... Porządny produkt.
    Ok, nie wszystkie podkłady są porywające i niektóre mogą irytować, ale całościowo jest to kawał porządnego rapu, z pozytywnym przesłaniem. Poems nosi swój przydomek nie bez kozery, potrafi napisać niezłe teksty, a co ważniejsze, potrafi je również zarymować, co nie zawsze idzie w parze. Płyta raczej dla słuchaczy ambitniejszego rapu spod znaku Fat Jon, Five Deez, Ohmega Watts, The Procussions.

OCENA: 4+\6 



czwartek, 24 stycznia 2013

NEZVRATNY OSUD - MEC VRABEC

Forza 2006

1. Intro
2. Nezvratný osud
3. Metro skit
4. Cudzí, či doma   feat. LADY D
5. Spis ako attack
6. Special ilúzia svet   feat. BA2S
7. Dnešný svet ako ukážka sily
8. Dám do toho všetko   feat. FRINO
9. Pivo a kung pao skit
10. Pamätáš to
11. Nehovor mi nič   feat. FRINO
12. Len tu svoju
13. Sanitka skit
14. Kriminal vs. polícia   feat. DS
15. Neberte hudbe slobodu
16. 44. In Memoriam
17. Outro

    Znowu - łapię się na tym, że wrzucam przede wszystkim klasykę ze Stanów, a miało być dookoła świata. No to tym razem zapraszam niezbyt daleko - zaraz za naszą południową granicę, do naszych braci Słowaków. Nie wiem dlaczego zaczynam od tego albumu, ale wpadł mi jakoś w rękę... To już trzecia płyta Wróbla aka Vrabeca i pokazała, jak od szanowanego rapera, można szybko stać się pogardzanym i wyśmiewanym rymokletą.
    Muzykę popełnił sam Mec, wraz z DZK. Nie są to bity odkrywcze w żaden sposób, po prostu perkusja sobie, a dźwięki sobie. Trochę funkowych sampli, żywe gitary basowe, ale czasem poskładane to jest tak, że wydaje się pogrążone w chaosie. W założeniu płyta ma być hardkorowa i taka jest - dla najwytrwalszych zawodników... Niektóre bity brzmią lepiej, niektórych ciężko posłuchać
    Mec Vrabec, jak już wspomniałem, został wyszydzony przez słowacką scenę, po tym albumie nie zostawiono na nim suchej nitki. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że wybitnie brak mu pokory. Narzeka na słowacki rap, że ma go dość, że nie ma dobrych raperów, a sam potyka się na bicie i czasem nie potrafi sklecić poprawnego choćby rymu. Sadzi chłop kwadraty, aż przykro. Poza tym, trochę ulicznego życia, patriotyzmu, trochę rozkimnek życiowych... Goście dokładają tylko do pieca, nie prezentując nic lepszego, no może poza Friňo, który daje sobie radę bardziej niż Mec. 
    'Przeznaczenie Ostateczne' to mocne słowa, jak na tytuł - i bardzo prorocze. Ten album okazał się, jak dotąd, ostatecznym i choć Vrabec nadal nagrywa, nikt już mu płyt nie wydaje. I wracając do pytania z początku recenzji: czemu akurat ten album idzie na pierwszy ogień ze Słowacji? Nie wiem, może żeby ktoś przypadkiem, będąc na Słowacji, nie kupił sobie pamiątki z tego kraju w stylu płyty Wróbelka - najbardziej pogardzanego produktu słowackiej sceny. 

OCENA: 2\6


poniedziałek, 21 stycznia 2013

DOWN BY LAW - MC SHAN

Cold Chillin' 1987

1. Jane, Stop This Crazy Thing
2. Project 'Ho
3. The Bridge
4. Kill That Noise
5. Down By Law
6. Left Me-Lonely   feat. TJ SWAN
7. Another One To Get Jealous Of
8. M.C. Space
9. Living In The World Of Hip Hop

    MC Shan, guru i prekursor rapperów z Queensbridge, takich jak Mobb Deep, Cormega, Roxanne Shante, Marley Marl, Capone-N-Noreaga nie został legendą bez powodu. Był jedną z pierwszych, wydających tu płyty osób, a także prowadził swoją brygadę poprzez beef z drużyną KRS1 z Bronxu. Kłótnia nie została rozwiązana, większość do dziś dnia wspomina słynną wymiane kawałków, jarając się samym konfliktem, a nie szukając zwycięzcy beefu. Co nam pozostawił historyczny emce w spadku? O tym spadku ciężko mówić, kiedy Shan nadal nagrywa...
    Jego pierwszy album to kwintesencja Juice Crew: produkcje Marley Marl'a i rymy Shana to przecież klasyka gatunku! Marley Marl jest legendarnym producentem i już w 1986 i 1987 zaczynał się jego fejm. To lata '80, a więc muzyka jest jeszcze dość oszczędna, z przodującymi zstawami perkusyjnymi i kutami i loopami prosto z płyt. Marley zadbał o niezłe sample, które za kilka lat słychać było w dziesiątkach nagrań. Jak zwykle w tamtych latach, jest hardkor ('Kill that noise', 'Down by law'), kobiety ('Jane', 'Project ho'), bragga itp tematy ('The bridge', 'MC Space'), coś w stylu ragga ('Another one...') - standardowy program każdej płyty.  
    MC Shan nie porwał wszystkich swoim głosem - ma wysoki i słaby głosik, który brzmi czasem wręcz zabawnie. Jego siłą są sprawnie opowiedziane historie z sąsiedztwa, zwłaszcza o kobietach różnego autoramentu, ale także rymy bitewne - wszak od tej płyty rozpoczął się słynny beef między QB a Bronx'em - numer 'The Bridge' doczekał się kolejnych sequeli, z których ostatni miał miejsce bodaj w 2001 roku! Ale taki styl to także nie mniej znany 'Kill that noise', będący odpowiedzią na 'The bridge is over' KRS 1.    
    Nie da się przecenić wkładu MC Shan'a w rozwój hip hopu, natomiast należy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy tego da się nadal słuchać? Odpowiedź nie jest prosta, bo tak i nie. Są tu numery, wieczne hity, ale są kawałki, które dzisiejszy słuchacz przełączy bez mrugnięcia okiem. Jednak, to bardzo ważna płyta dla rapu.

OCENA: 4+\6


sobota, 19 stycznia 2013

OVERPROOF - SUBSTANCE ABUSE

Threshold 2006

1. Fake Contacts
2. Night On The Town    feat. KOOL KEITH
3. Profitless Thoughts  feat. MF DOOM
4. Mercy Killings   feat. DERANGED, MAWNSTR, NEBZ
5. No Guarantees
6. Myka Nine (Interlude)
7. Everyone's A Critic     feat. RASCO
8. The Graduate
9. Sickness
10. Check    feat. MOTION MAN
11. Withdrawals Pt. 2
12. Can't Call It    feat. P.E.A.C.E., DERANGED, MAWNSTR
13. I Don't Mean To Talk Shit (Ill Spoken Skit)
14. Collateral Damage    feat. PREGO, ZEST
15. Fractured Form   feat. ERIC SOLO
16. Sickness (Remix)   feat. SAAFIR

    Subz i Eso Tre zebrali się znowu po 8 latach od wydania swojej pierwszej epki, 'Brand New Crime'. Tym razem trafili pod skrzydła Kool Keith'a i MF Doom, czego wynikiem były wręcz ekstatyczne recenzje w prasie i internecie. Nie przełożyło się to nijak na zainteresowanie albumem jeśli chodzi o sprzedaż, ale zespół zauważono i propsowano. 
    Hanif Hobbs, Feller Quentin, DJ Medicine, Myka N9ne, Thes One, DJ Brisk One, Kut Master Kurt, Waes One, Mike Nardone - czy te imiona coś Ci mówią? Cóż, jeśli jesteś fanem hip hopu, to przynajmniej część powinieneś kojarzyć. Myka N9ne z Freestyle Fellowship, Thes One z People Under The Stairs, Kut Masta Kurt, związany i z wytwórnią i z kultowym Kool Keithem, DJ Brisk One, angielski mistrz gramofonu... Dlatego bity, nie dość, że na najwyższym poziomie, są zróżnicowane i mamy tu pełen przegląd, od produkcji oldskulowych, przez sążniste sample i klasyczne brzmienie. To powrót do Złotej Ery, przywrócenie szczerości i prawdziwego brzmienia hip hopowego. No dobra, płyta ma 8 lat i wówczas jeszcze nie zalała świata tandeta w takim stopniu, jak teraz, ale i tak 'Overproof' zabiera nas dobr 10 lat wcześniej.       
    Obydwaj panowie w rymach również stawiają na szczerość. Sporo jest tu storytellingu, sporo opowieści o starych, dobrych czasach, trochę rozkminek na temat rzeczywistości. Subz i Eso są naprawdę dobrymi emce i płyną swoim flow, wypełniając szczelnie bity. Do pełni szczęścia mamy tu występy Kool Keith'a, MF Doom, Saafir'a, członków Freestyle Fellowship, czy Rasco. Świetne kawałki z Kool Keithem, z jego współpracownikiem Motion Man, z Rasco... Można wymieniać długo i w sumie wszystkie kawałki.
    Jeden z recenzentów amerykańskich napisał, że jak coś przynosi powrót do epoki, to najpierw zachwyca, a potem blednie, tak samo jak owe minione czasy. Coś w tym jest, ale mnie przez tyle lat Substance Abuse nie zbladło i się nie znudziło. Tak samo kiwa głową, jak 8 lat temu. Świetna płyta, odnosząca się do Złotej Ery.     
   
OCENA: 5\6


czwartek, 17 stycznia 2013

LOST BOYZ FOREVER - LOST BOYZ

Contango 2005

1.Intro
2.Not a Test
3.Spit Flow
4.Shine 'Em Up   feat. SLUMLORDAZ, JASON MACKENROTH
5.Make Music
6.Hard Workin'
7.Keep Ridin'
8.Basically   feat. VAN DAM, OB THA CAT
9.Jeeps, Lex Coups, Bimas and Benz
10.Still a Winner
11.I'm Coming Home
12.Let's Go   feat. PMD, LIL RAZZ
13.Ordinary Guy
14.We Ain't Stopin'   feat. ERICK SERMON, NETTY
15.My Way   feat. JASON MACKENROTH
16.All I Know   feat. RULER DIVINE
17.Prom Night   feat. JASON MACKENROTH
18.U R My Love    feat. QUEEN JOSEPHINE
19.Renee

    Trudno o trafniejszą nazwę dla tego zespołu. Lost Boyz faktycznie pobłądzili. Album 'Forever', wydany jako czwarty na 10-lecie istnienia zespołu, doskonale podsumowuje jego dokonania i wyraźnie pokazuje, co się z chłopakami stało. Freaky Tah? Nie żyje, zastrzelony. DJ Spigg Nice? W pierdlu, mało zarobił na płytach, zaczął zatem rabować banki. Zostali Mr. Cheeks i Prettu Lou. Na rocznicę wydali więc płytę, będącą zebraniem ich dokonań - nie 'the best of', choć są tu stare hity, ale wrzucono tu przede wszystkim wcześniej nie publikowane kawałki zespołu.
    Już samo intro wprowadza nas w retrospekcyjny nastrój: to ta sama muzyka, którą rozpoczynał się pierwszy, legendarny album grupy: 'Legal Drug Money'. Wszystko, co znajdziemy na tej płycie, wyszło spod rąk takich osób, jak Erick Sermon, Easy Mo Bee, Boola, Mr. Sexxx, Sage, Ralph Lo, KG i Divine - przynajmniej trzech z nich powinno mieć pomniki w Hall Of Fame rapu. Większość z tych traków straciło swoją siłę, poza naturalnie dwoma absolutnymi hitami 'Jeeps, lex coups...' i hymn o miłości z getta, 'Renee'. Owszem, znajdzie się parę ciekawych kawałków ('Not a test', 'Still a winner', 'I'm coming home'), ale, nie oszukujmy się, to nadal odrzuty z innych sesji nagraniowych.
    Album wyszedł w czasach, kiedy Tah nie żył, a Spigg Nice siedział w więzieniu, więc ich wersy dorzucono, korzystając z tego, co kiedyś nagrali. Jedynie Cheeks i Lou byli w stanie dać nowe wersy, ale też nie zawsze. Czasem wręcz słychać, że niektóre partie wcale nie miały być nigdy wykorzystane... Dlatego jest tu tak bardzo różnie, są wzloty i upadki. Do wzlotów na pewno należy zaliczyć świetny storytelling z 'Renee', o dramatycznej miłości z getta, występy Sermona i PMD... Znalazło się tu też miejsce na zaprezentowanie młodych wilków związanych z LB: Slumlordaz, czy Ruler Divine. Upadki to przede wszystkim wspomniane wcześniej wykorzystanie wersów, które nie powinny wyjść poza szufladę, bo z 1\3 kawałków jest zwyczajnie słaba...
    Takie to są właśnie jubileuszowe płyty, nie będące składakiem typu 'greatest hits'. Zbiór przypadkowych utworów, z których większość, owszem, da radę, ale część się nie nadaje, to nie jest opcja na dziesięciolecie. Typowo komercyjne potraktowanie sprawy, pewnie chłopcom kończyły się pieniądze... Mr. Cheeks nie może narzekać, bo wydaje solowe płyty, które choć już nie błyszczą, dają się słuchać, Pretty Lou zaś może odcinać kupony, tak samo, jak zbierać kapitał na wolność może Spigg Nice - ale kiedyż on wyjdzie... Dla fanów LB.

OCENA: 3+\6


wtorek, 15 stycznia 2013

... AND JUSTUS FOR ALL - LITTLE BROTHER

Hall Of Justus 2008

1. Cant Stop Us    feat. CHAUNDON
2. Delusional    feat. ODDISEE
3. Life Of The Party (remix)   feat. SKILLZ, CARTLITTA DURAND
4. Best Kept Secret   feat. LEGACY
5. Do It To Death    feat. SUPASTITION, RHYMEFEST
6. A Word From Our Sponsors   feat. VON PEA
7. Too Late For Us   feat. TIYE PHOENIX
8. Cool As A Fan
9. Never Leave
10. The Pressure
11. Lose It     feat. JOZEEMO
12. Fan Mail    feat. JOE SCUDDA, DARIEN BROCKINGTON
13. Stylin    feat. OH NO
14. Cross That Line (remix)   feat. KARDINALL OFFISHALL
15. Back At It (Remix)   feat. CORMEGA
16. Time Of Your Life   feat. CARLITTA DURAND

    Phonte i Big Pooh w 2007, po wydaniu 3 płyt, pożegnali swojego producenta 9th Wonder'a, ale bez złości. Zresztą, na tej płycie, czwartej z kolei, 9th pojawia się w roli producenta. W sumie '...And Justus for All' wyszedł jako mikstejp dwa lata wcześniej, ale duet postanowił wydać go jako pełnoprawną płytę, dodając kilka kawałków.
    Do produkcji albumu zaproszono takie osoby, jak Young Cee, Oddisee, Nottz, RJD2, Focus, Khrysis, DJ Spinna, The Kickdrums, DJ Babu, 9th wonder i The Designated Hitters. Przynajmniej połowa z nich to tuzy niezależnego hip hopu w USA. Podziemna gwiazda Oddisee, świetni i szanowanoi dje Spinna i Babu, ekstrawagancki RJD2, były partner 9th Wonder, szanowany i związany z Justus League - Khrysis, czy Kanadyjczyk Nottz - oni wszyscy należą do czołówki producenckiej. Dlatego dostajemy tu towar z najwyższej półki, jeśli chodzi o tzw. prawdziwy hip hop. Korzenne brzmienia z dobrymi samplami, zero nowoczesnego brzęczenia - tylko smakowite kąski od cenionych producentów.
    Na takich podkładach grzech byłoby nawinąć słabe rzeczy - na szczęście i Phonte i Rapper Big Pooh są na tyle sprawnymi emce, że niszczą mikrofony swoimi skillsami. Świeża liryka, która odnosi się przede wszystkim do zachowania szczerości w swoich działaniach. Phonte rymuje 'They say, "The industry changin him", "Phonte to Phontigga, renamin him", Niggaz sleepin on the team uh, shame on 'nem, Same team from the old days, I hang with them, Won't see me in the club makin it rain on 'nemor at the bar with hoes T-Pain'n 'nem, World renoun, look at me now wit Khrysis on the boards like he rebound, Can't even stand next to us, But my hand, I extend like director's cuts, I know that chy'all prol'ly ain't expect as much, from a nigga that's twice as you, and that's a rough esti-mate'... i wszystko jasne. Nie ma jebania, że T-Pain, czy inne pedały. Prosty hip hop, kiwający głową i brzmiący tak, jak hip hop powinien brzmieć. Do tego gościnne występy takich niezależnych person, jak Oh No, Kanadyjczyk Kardinall Offishall, Cormega, Oddisee, Supastition... Sami kolesie, którzy raczej walczą o szczerość i prawdziwość, niż kasę.     
    Kolejna płyta, będąca odtrutką na zalew tandety ze strony majorsów. Wszystko tu brzmi świeżo, ale klasycznie, pokaz skillsów emce i producentów - to sprawia, że płyty słucha się z przyjemnością. Tak brzmi prawdziwy hip hop, synku.

OCENA: 5\6


niedziela, 13 stycznia 2013

BATALLA DE ESTILOS - KTR

Kool Track 2007

1. Batalla de estilos 
2. Que nos llamen   
3. Sistema corrupción  
4. Batalla de estilos (INSTRUMENTAL)
5. Que nos llamen (INSTRUMENTAL)
6. Sistema corrupción (INSTRUMENTAL)

    Złapałem się na tym, że mieliśmy podróżować z rapem dookoła świata, a ja tu zawracam dupę głównie amerykańską klasyką. Nadrabiam niniejszym zaniedbanie. Wąski i daleki kraj Chile wręcz kipi od ruchu na scenie rapowej. Tak, nikt nie zna tamtejszych gwiazd, co z tego? Tak, wiekszość wychodzi na nielegalu - prawdziwy hip hop! KTR to Patoxhea, MC Karma, Don Brujo i grupa Klaqueoz, którzy pochodzą z miasta Lineares i działają od połowy lat... '90. Tak, to nie błąd! Wydawali sporą ilość nagrań, aż zeszli się razem i wynikiem tego spotkania jest m.in. ta epka.
    Jedynym producentem grupy jest Patoxhea i robi on typowe, klasyczne podkłady, biorąc sample z różnistych produkcji amerykańskiego (przede wszystkim) soulu i funku, często bardzo znanych. Są to tylko 3 kawałki i ich instrumentale, ale zawartość jest konkretna, zwłaszcza w 'Sistema corrupcion', gdzie style się mieszają i owa tytułowa 'Batalia stylów' uwydatnia się w największym stopniu.
    Bo właśnie o tą bitwę stylów tu chodzi. Zbiór emce, którzy prezentują zupełnie inne podejścia do rymowania, to bardzo ciekawy pomysł. A w dodatku, kiedy zaczynają rymować kolesie z Klaqueoz, rozwalają mikrofony totalnie. To tylko trzy kawałki, ale jakże esencjonalne i takie dośc typowe dla Chile i w ogóle całej Ameryki Południowej. to taki latynoamerykański rap w pigułce: coś o rymowaniu, coś w stylu bragga i polityczne wywody.
    Scena chilijska jest niezwykle bogata, jednak większość wychodzi w drugim obiegu - na nielegalu. Grunt to jednak poznać na forum fanów z tamtych rejonów świata - no i znać hiszpański - bo oni 'no hablan ingles'... Ale jest to na tyle ciekawa scena, że mogę spokojnie polecić...

OCENA: 4+\6

POSŁUCHAJ SOBIE

sobota, 12 stycznia 2013

MASTERS OF ILLUSION - MASTERS OF ILLUSION

Threshold 2001

1. Figment (Intro)    
2. Masters Of Illusion         
3. We All Over
4. Magnum Be I    
5. U Want Freestyle?
6. Scared Straight    
7. Time 2 Get Right
8. Step Up
9. The Funky Redneck (Skit) 
10. East West Huslers     
11. The Bay-Bronx Bridge          
12. Call The National Guard
13. Back Up Kid         
14. Partnas Confused
15. Souped Up    
16. Urban Legends
17. Clifton's Conversation (Skit)     
18. Let Me Talk To You

    Kool Keith, lider Ultramagnetic MCs, to naczelny świr rapu, bez dwóch zdań. Jego pomysły zdecydowanie wykraczają poza ramy normalności - zresztą, leczył się facet swego czasu w psychiatryku. Po rozpadzie Ultramagnetycznych, Keith zajął się nagrywaniem projektów solowych i z różnymi, czasem zaskakującymi ludźmi. Masters Of Illusion jednak to mało zaskakujący skład. Keith dobrał sobie Motion Man, który występował z nim na różnych projektach oraz Kut Master Kurt'a, genialnego producenta. Nagrali razem tylko ten album, ale MoI wcale się nie rozpadła - Keith zresztą ma miliard pomysłów na minutę i nie zawsze daje radę kontynuować otwarte przedsięwzięcia.
    Na wstępie płyty Keith wyjaśnia, że nie ma czegoś takiego, jak trip hop. Są różne gatunki 'hopów', ale nie trip hop, więc niech się nikt nie waży nazywać tak jego muzyki. Jednak produkcje Kurta Matlin'a aka Kut Master Kurt'a, można by zaszufladkować w ten sposób - jednak byłby to bardzo duży skrót myślowy. O ile nie pomyłka. Bo muzyka Kurta, zwłaszcza tutaj, jest niepokojąca, mająca wywołać iluzje swoimi szalonymi i nieprzewidywalnymi dźwiękami. Wywołać wrażenie pobytu w wariatkowie. Nie brak tu również odnośników do dokonań Ultramagnetic MCs ('The Bay-Bronx Brigde'). Kawałki przetykane są dość abstrakcyjnymi skitami i upiększane skreczami całej śmietanki turntablistów: od Kurta, przez takich geniuszy, jak DJ Revolution, DJ Rhettmatic i DJ Babu. Fantastyczna jazda.
    Styl Keitha, u nas nazywany noskillem, ponieważ rymuje on poza bitem, jest szalony, jak on sam. Jego opowiastki z rwącą się fabułą, ciągłe odnośniki do wyuzdanego seksu lub co bardziej niemiłych organów ludzkich uzupełnia bardziej poskładany Motion Man, który choć rymuje bardziej na bicie i płynnie, nie ma tego szaleństwa w tekstach i wraz ze swoimi abstrakcyjnymi porównaniami stanowi przeciwwagę dla Keitha. Obaj to wybuchowe kolabo, zresztą słychać to już w trzech pierwszych trakach, które nastawiają Cię na to, czego masz być świadkiem przez najbliższą godzinę. 'Masters of illusion', 'We all over' i 'Magnum I Be' to klasyki brzmienia i absolutne killery. Później nie ma już lepszych kawałków, więc jeśli nie podobają się komuś te, to cała płyta dla takiej osoby będzie również niestrawna. Ale niewiele znam fanów hip hopu, którym się ta płyta nie podoba.
    Bo ta płyta to bez mała geniusz. Trochę brakuje, bo im bliżej końca płyty, tym odsłuch nieco cierpi - kończą się pomysły, robi się nieco męcząco. Tym bardziej, że bezustanne odwołania Keitha do odbytu i dziwacznych zwyczajów seksualnych lekko nużą. Ale Sporo z tej płyty jest naprawdę powalająca. To nic innego, jak 'Urban Legends Rap'!

OCENA: 5-\6


piątek, 11 stycznia 2013

THE BAR EXAM - ROYCE DA 5'9"

Traffic 2007

1. Dj Premier Intro 
2. Hit Em!        
3. Royce Is Like        
4. Gorilla Pimp    
5. A Million More Questions    
6. Who Want It?        
7. Ding!        
8. As Live As It Gets        
9. What You Cal That   feat. TERMANOLOGY
10. I'm strapped      feat. JARETTA
11. I Run Detroit    
12. Ima Let You Tell It     feat. KID VISHIS
13. Down Bottom        
14. Keep On Pushin        
15. Street Hop            
16. Kid Vishis Freestyle    
17. The Dream          feat. RELL   
18. Dj Premier Outro    
19. Sound The Alarm (Remix)    feat. BLACK MILK, GUILTY SIMPSON   
20. Kid Vishis "They Call Me"

    Mikstejpy to zazwyczaj okazja do pokazania swoich skillzów bez wydawania nowej płyty. Półlegalny produkt na zawiniętych bitach, gdzie emce może pokazać, co umie. Koleżka Eminema, Royce Da 5'9" już dawno udowodnił, że jest świetnym emce i w fristajlowych bitwach zmiata większość przeciwników z nóg. W momencie wydania 'The Bar Exam', ma już na koncie 3 albumy i współpracę z Eminemem w zespole Bad Meets Evil.
    Ten mikstejp sygnowany jest przez znanego w Stanach DJ Statik Selektah, który nie tylko hostuje mikstejpy, robi imprezy, ale i wydaje płyty producenckie. Jednak tutaj nie produkuje, ale działa ramię w ramię z legendarnym DJ Premierem, bo to w większości właśnie jego - znane lub mniej znane - produkcje wypełniają ten album. Oprócz tego, trafiają się pojedyncze traki od J.Cardim, Statik Selektah, Six July i Blkack Milk. Niektóre są freestylami na zawiniętych podkładach, niektóre są premierowe, jak np. 'Ima let you tell it' - ostry i bardzo dobry trak z Kid Vishis. Z tych zawiniętych, znajdziemy tu takie sztosy, jak 'Nas is like' od Nasa, 'Feelin it' i 'A million and one questions' od Jay Z, 'Liquid swords' GZA, ale także kawałki znane z płyt Jadakiss, Kanye West, Mims, czy... Christiny Aguillery. Jednak miks jest robiący wrażenie.
    Zwłaszcza, jeśli dodamy wersy Royce'a, bo ten to ma ogień w pysku. Nie darmo został okrzyknięty bitewnym królem, choć jego 'freestyle' na płycie mogą budzić wątpliwości, czy nie są to style wolne z kartki. Ale podobno miażdży przeciwników na żywo, więc może...? Na płycie posłuchać możemy również bliskiego kumpla Royce'a, Kid Vishus oraz propsowanych na każdym możliwym traku Black Milk i Guilty Simpsona. Swoją zwrotkę dał tu również zdolny Białas, Termanology. 
   Tak czy owak, dostaliśmy niezły mikstejp, który się nie nudzi, na nim znajdziemy kilka znanych bitów, kilka bangerów i niezłego emce z niezłymi tekstami. Fakt, jest to tylko mikstejp, ale od kilku lat tego rodzaju wydawnictwa przeżywają drugą młodość i wychodzą w ilościach dość sporych. Bar Exam wyszło w już chyba 4 częściach - ta jest pierwszą. Wartą sprawdzenia.

OCENA: 4\6


środa, 9 stycznia 2013

ESCAPE FROM THE FRIDGE - NORTHSIDE STYLAZ

Dema 1990

1. The Level Of This Game        
2. We've Got The Ammo        
3. Walkin' On A Path        
4. Wizzard Without A Stick        
5. No X-Out        
6. B.I.B. Power        
7. Just A Posse        
8. The Niggers You Ain't Foolin'        
9. Cuttin' Down Suckers

    Hip hop, poza Stanami, zaczął objawiać się na dobre dopiero pod koniec lat '80. Trudności z nagrywaniem były zwłaszcza w krajach, gdzie nie mówi się po angielsku - dlatego pierwsze albumy w poszczególnych krajach zazwyczaj nagrywane były właśnie po angielsku, bo niewielu miało śmiałość, aby wyjść z rymami w języku ojczystym. Dopiero kiedy to wszystko okrzepło, okazało się, że rymować można dosłownie wszędzie i w każdym języku. Jeśli popatrzysz na taką płytę i jej posłuchasz, nie będziesz miał pojęcia, gdzie została nagrana. Ma to swoje plusy i minusy. Po angielsku twórcy zostaną zrozumiani wszędzie, bo kto poza granicami kraju zrozumie rymy po węgiersku, polsku, czy albańsku? Z drugiej strony, zatraca się w ten sposób narodową odrębność i brzmi jak kolejny produkt międzynarodowej papki.
    I tak jest z tą płytą. Słuchasz i możesz się zastanawiać: może Stany? Ale nie znam takiego zespołu... To może Kanada? Aaa, mówisz, że Europa? Ale Anglia nie, nie ten akcent... No i zgaduj zgadula. Okazuje się jednak, że to holenderski klasyk, wydany gdzieś na początku istnienia sceny w tym małym kraju, jednak dziś uznawany jako jeden z kamieni milowych nederhopu. Oliver Nicasia i Vincent Tan-a-Kiam postarali się, żeby album brzmiał podobnie do tych wydawanych w USA, a w końcu na początku każdy się na kimś wzoruje. Podobne to może i jest, ale słychać, że albo to produkt niszowy albo... nie produkowany przez Afroamerykanów. Słychać tu nieco dziwaczne sample i mało amerykańskie połączenia dźwięków - to wszystko są podwaliny pod wspominany nederhop - dziwadło uznawane w Holandii za osobisty wynalazek, coś jak reggaeton na Karaibach - i chyba faktycznie tak jest.
    Wyraźnie słychać również, że jedną z ulubionych grup duetu jest Public Enemy, bo i maniera rymowania jest bliska tej, którą posiada Chuck D i pozorny chaos na trakach również przypomina dwie pierwsze płyty zespołu. Tak samo zresztą, jak społeczna tematyka, podejmowana przez rapperów, którzy często używają mocnych słów i ostrych argumentów. W 1990 roku w Europie było to raczej spore wydarzenie, bo w tym czasie rozwiniętą scenę posiadała jedynie Francja, Anglia i Hiszpania, w pozostałych krajach dopiero przechodzono ze słuchania na nagrywanie - zresztą, na takiej Malcie pierwsze oficjalne zespoły wydały płyty dopiero w XXI wieku...
    Status płyty klasycznej w jednym kraju nie musi stanowić przykładu dla innych - tym bardziej, że trendy, dochodzące do Europy, były lekko opóźnione i w '90 w Stanach grano już nieco inaczej, a taki klimat był raczej przebrzmiały i grany głównie w podziemiu. Tak, czy siak, jeśli interesuje nas hip hop i chcemy się orientować, co w świecie piszczy, warto się pochylić nad scenami innych narodów. Holandia ma historię ciekawą, ale często... mało zjadliwą dla obcokrajowców. I tak tez jest z NS - niby klasyk, ale nikogo teraz nie wzruszy. No, chyba, że w Holandii.

OCENA: 3-\6


wtorek, 8 stycznia 2013

THE BOATLIFT - PITBULL

TVT 2007

1. A Little Story (Intro)
2. Go Girl    feat. TRINA, YOUNG BOSS
3. Dukey Love    feat. TRICK DADDY, FABO
4. I Don't See 'Em    feat. CUBO, AIM
5. Midnight    feat. CASELY
6. Ying & The Yang
7. The Anthem  feat. LIL JON
8. The Truth (Interlude)
9. Candyman   feat. TWISTA
10. Sticky Icky   feat. JIM JONES
11. My Life  feat. JASON DERULO
12. Secret Admirer   feat. LLOYD
13. Get Up/Levantate
14. Fuego (DJ Buddha Remix)   feat. DON OMAR
15. Stripper Pole (Remix)  feat. TOBY LOVE
16. Un Poquito   feat. YUNG BERG
17. Tell Me (Remix)   feat. FRANKIE J, KEN-Y
18. Mr. 305 (Outro)

    Pitbull jest rapperem, który zasadniczo odsądzany jest od czci i wiary przez konserwatystów za tandetę i wrzuty ragatonowe. Ale z drugiej strony, pamiętać trzeba, że chłopak wydał tyle nielegali, że zawstydziłby z pewnością nasze gwiazdy, po drugie, jest Latynosem, po trzecie wreszcie, dostał się w ręce wytwórni TVT, która wydaje muzykę, będącą pochodną Miami Bass oraz wydaje crunk. Dziwne zatem, że nagrania Pitbulla brzmią jak brzmią? No sopresa, papi.
    Poza tym, jeśli popatrzymy na producentów płyty, rzecz stanie się jeszcze jaśniejsza. Otóż za konsoletą stoją w równym rządku bardzo znani producenci crunk Lil Jon i Mr. Collipark oraz reszta, mniej znana, acz równie południowa: Tru, Wrek, Soundz, Vein, Brown Thugz, Drop & Deadbeats, Play-N-Skillz, Eddie Perez i 110% Pure. Wynikiem tego otrzymujemy... taneczną bombę, miks crunku, dirty souf, latynoskich rytmów i rapu. Oczekiwaliście po hip hopowej płycie tanecznej bomby? No, ale przecież hip hopowcy tez się lubią bawić, a w klubach musi coś grać, prawda?
    Żarciki, krążące po sieci mówią, że pokrzycz Miami, podrzuć parę hiszpańskich słów, co drugie słowo wrzucaj Pitbull - i będziesz mieć gotowy kawałek rappera. Ale to żarciki, bo aż tak źle nie jest. Pamiętajmy, że nie jest to koleś znikąd, a 'The Boatlift' jest jego trzecią o f i c j a l n ą płytą. No tak, refreny polegają na powtarzaniu, teksty nie są ambitne, traktując zazwyczaj o panienkach i zabawie, ale to przecież muzyka imprezowa, nie można zamulać na parkiecie. Wszyscy goście dostosowują się do klimatu - czy to Trick Daddy, czy Twista, Lil Jon, Jim Jones, czy jakiś kubański śpiewak. Wszyscy przyszli tu na imprezę na luksusowej łodzi i życiowych filozofii nie będzie! 'If you didn't come to dance, why did you come for?' wydaje się być pitbullowym motto.
    Jeśli Pitbull jest chujowy, kto kupuje jego płyty? Kto kupił ponad 32.000 kopii w dwa tygodnie? Ok, można mówić, że to tandeta, ale to przede wszystkim muzyka na parkiet, do klubu i na imprezę. Pitbull nie ma ambicji przebić lirycznie Mos Def'a, czy Nasa i zbawić hip hopu. On przyszedł tu się bawić i koniec. Point blank. Fiesta pura.

OCENA: 4\6


poniedziałek, 7 stycznia 2013

THE INFINITE - EMINEM

Web Ent. 1996

1 Infinite
2 W.E.G.O. (Interlude)
3 It’s OK    feat. EYE-KYU
4 313    feat. EYE-KYU
5 Tonight
6 Maxine    feat. MR. PORTER, THREE
7 Open Mic     feat. THYME
8 Never 2 Far
9 Searchin’    feat. EYE-KYU
10 Backstabber
11 Jealousy Woes II

    Tak, tej postaci nie trzeba przedstawiać zupełnie. Ale ilu fanów Em'a będzie kojarzyć jego pierwszy album? Przecież Marshall wydał go będąc jeszcze pomywaczem w knajpie Gilbert's Lodge! Płyta sprzedała się w oszałamiającej ilości ok. 1000 sztuk, a sam Eminem zebrał masę krytyki, że podrabia innych nowojorskich rapperów, a zwłaszcza AZ. 
    Jak powiem, że płytę w całości zrobił Mr. Porter, to nikt nie bedzie wiedział, kto zacz. Ale jest to ta sama osoba, która na płytach Eminema i na D12 występuje pod pseudonimem Kon Artis. Wspomagał go znany z tej samej okazji Proof. Podkłady są tutaj najzupełniej zwyczajne i mało odkrywcze - typowy produkt podziemia Złotej Ery. Spokojne perkusje, głębokie basy, oszczędne sample - w połowie lat '90 był to już tak oklepany standard, że ciężko było się czymś takim zachwycić, w dodatku z wersami jakiegoś Białasa...
    A ów Białas nie miał jeszcze tego stylu, którym zachwycił się najpierw The Source, a potem cały świat. Przebłyski umiejętności widać jednak w niektórych trakach, zwłaszcza w bodaj najlepszym na płycie 'Open mic', gdzie Em wyjaśnia, kto i po co dał mu, do kurwy nędzy, majka. Na tymże majku Em wspierany jest przez podziemnego rappera Eye-Kyu, który jeszcze czasem da wersy na D-12, czy inne kawałki brygady i przez Proof'a. Ale naturalnie to wszystko to jeszcze nie jest to, w czym zakochały się miliardy fanów rapu na świecie. Na razie Em szuka stylu i kształtuje swoje popieprzone wersety.
    Dlatego ta płyta przeleciała bez echa, bo jest... zwyczajna. Takich płyt, w samym '96, było kilkaset w samych Stanach, więc czemu akurat ta miała być hitem? Pomogła dopiero promocja w rubryce Unsigned Hype w The Source, gdzie Eminem trafił jako bodaj pierwszy Biały w historii, no i Dr Dre, który wypuścił jego drugą płytę. Ten album jest przede wszystkim dla fanów podziemia i Złotej Ery, bo fani Marshalla mogą mieć z tym krążkiem kłopot

OCENA: 3+\6


wtorek, 1 stycznia 2013

DO WE CONNECT - BOY WHITE

RCA 1988

1. Meet My Beat         
2. Uh-Oh, Here We Go         
3. What U Lookin' At          
4. Leslie         
5. There Goes The Neighborhood          
6. Do We Connect         
7. Ugly         
8. Get Back      
9. Uh-Oh, Danny Dan (Reprise)

    Boy White to jedna z pierwszych prób wprowadzenia białego rappera (no, takiego śniadego, rzekłbym) na rynek rapowy. Oczywiście, byli już Beastie Boys, ale to trochę inna jazda. 'Do We Connect' zostało wydane przez majorsa na cały kraj, ale... odzew był na tyle znikomy, że pozostał on jego jedynym albumem i Boy White po prostu przepadł w czeluściach. Obecnie jego płyta to niejaki rarytas, nawet nie wiem, czy wydana została na CD - ja mam winyl, kupiony w jakimś second handzie w Berlinie za grosze. 
    Za produkcje odpowiedzialni są bracia Tunde Ra Aleem i Taharqa Aleem, znani z wielu pojedynczych produkcji na różnych płytach, a także hurtowej ilości dla duetu Too Nice. Skoro są to lata '80, to naturalnie możemy spodziewać się perkusji z beat maszyny, oszczędnych dźwięków i melodii, generowanych w większości z syntezatorów, choć zdarzą się już pierwsze numery samplowane, które oznaczają zmierzch Nowej Szkoły (bo przypomnę, że Old School to lata '79-81 -  czyli te pierwsze nagrania. To, co po nich nastało, to już Nowa Szkoła, a w 1989 weszła Złota Era, która trwała gdzieś do '97 - dla uproszczenia można przyjąć, że do końca wieku XX). Oprócz tego, standardowo, mamy jeden ostrzejszy, gitarowy trak. Czyli wszystko, jak trzeba.
    Boy White nie został okrzyknięty objawieniem Białej części hip hopowej społeczności. Trochę wzoruje się na LL Cool J, ale nie zawsze nadąża za bitem. Niektóre teksty też są płytkie, ale znajdziemy tu popisy bragga, coś o kobietach (lokalny przebój 'Leslie'), trochę opowieści z dzielnicy (There Goes The Neighborhood), trochę ostrej jazdy na tytułowym kawałku... Ogólnie nic dziwnego, że chłopak przepadł bez wieści już po debiucie - w 1988 roku wyszły, przypomnę, takie kamienie milowe jak Public Enemy (It Takes A Nation), EPMD ('Strictly Business'), NWA ('Straight Outta Compton'), Boogie Down Productions ('By All Means Necessary'), Eric B & Rakim ('Follow The Leader'), Biz Markie ('Goin Off'), Eazy E ('Eazy Duz It')... Muszę wymieniać dalej?
    'Do We Connect' to taki rzemieślniczy wyrób końca lat '80. Jest wszystko, co powinno być na tego typu płytach. Kawałek z gadaniem, kawałek romantyczny, kawałek o kobietach, trochę gitar, popisy DJa, trochę socjologii... Ale szefowie wytwórni płytowej nie zorientowali się, że te trendy wychodzą już z mody. Gdyby ten album wyszedł w 1985... Ale nie wyszedł i nie ma o czym gadać. Dla kolekcjonerów.

OCENA: 2\6