RAP AROUND THE WORLD

Ta strona poświęcona jest rapowi z całego świata. W hip hopie siedzę ponad 25 lat, zbieram płyty i nie ściągam ich z netu - chyba, że są to nielegale. Moja kolekcja płyt sięga ponad 15.000 sztuk - muszę chyba kupić większe mieszkanie, aby jeden pokój przeznaczyć TYLKO na płyty CD :) Nie spodziewaj się linków z downloadem - na pewno gdzieś sobie daną płytę znajdziesz - nie tu. I nie spodziewaj się też wielu nowości - ostatnio hip hop śmierdzi. Spodziewaj się za to recenzji rapu z ponad 100 krajów, albumów takich bardziej znanych i takich, o których słyszysz po raz pierwszy - może po taką płytę sięgniesz? Zapraszam na podróż po świecie hip hopu.
## Na dole dodałem flagi, żeby łatwiej było znaleźć coś z odpowiedniego kraju :)

piątek, 29 listopada 2013

COMING TO YOU LIVE - P-LIVE

Protekted 2009

1. Reach on 'Em
2. I Wanna Win
3. Get Money   feat. THE CHAKFATHER
4. Like Me
5. Get Low   feat. THE CHAKFATHER
6. Dak Dak Dak
7. Good 2 You
8. My Nigg'
9. Doin' My Thang    feat. JUAN, SWAMP DOGG
10. Animal
11. Fresh 2 Def
12. My Strength    feat. ANSON DAWKINS
13. Go Home

    Kim jest P-Live? Hmmm, to dość niecodzienna persona, bo iluż rapperów - kucharzy mamy na scenie, nawet tej światowej? Poza tym działa na rzecz młodzieży z Detroit i w ogóle jest dość zapracowanym człowiekiem. Obecnie zajmuje się swoją restauracją, my jednak skupimy się na jego debiucie sprzed kilku lat, 'Coming To You Live'.
    Nie wiem, czy komuś powiedzą cokolwiek producenci, dający podkłady na płytę. Są to Steven Simpson, DeWitt Moore, The ChakFather i Tian i dają oni muzę wprawdzie nowoczesną, ale nie zmanierowaną trapami i dubstepem, tylko po prostu jest to hip hop z XXI wieku. Przy czym należy zaznaczyć, że muzyka jest zróżnicowana, bo mamy tu spory przekrój, od funkowo-soulowych  'Get money', przez bangery 'Reach on'em', agresywne, południowe traki jak 'Doin' My Thang', do spokojnych 'Dak dak dak'. Kolejnym atutem jest wykorzystywanie przez producentów wielu żywych instrumentów, co znacznie wzbogaca materiał i czyni słuchanie bardziej interesującym.
    P-Live to dość dobry rapper, choć nie jest pozbawiony swego rodzaju zepsucia i maniery 'blingowej'. Jego styl to wypadkowa między Memphis Bleek'iem, a Jay-Z, co nie jest aż takie złe, bo chłopak ogarnia majka wystarczająco dobrze, żeby nie wnikając w teksty, dobrze się bawić. Jednak gorzej, kiedy zagłębimy się w to, co mówi. Bo tutaj dominuje pustynia w większości kawałków, bo ileż można nawijać o kasie i dążeniu do sukcesu? Wyjątkiem są całkiem sprytnie pociągnięte storytellingi (np. 'Animal'), czy bragga ('Fresh 2 def') i może parę innych wejść. Nie jest to tak fatalne, jakby mogło się wydawać, ale z drugiej strony P-Live nie mówi o niczym nowym, i w sposób zupełnie nie odmienny od reszty. Z trzeciej strony z kolei, koleś jest i tak o niebo lepszy od całej rzeszy rapperów. W końcu szkoła rapu z Detroit, tak?
    Dzięki temu wszystkiemu, otrzymujemy całkiem przyjemną płytę środka. Taką typową dla końca poprzedniej dekady, zorientowaną gdzieś pomiędzy NY, a Atlantą. Słucha się tego dobrze, zwłaszcza, że producenci lubią używać fajnych, własnych brzmień, a rapper ma spore aspiracje. No i te soulowe wejścia Dawkinsa (świetny 'My strength'!) i ChakFathera :) Naprawdę sympatyczny krążek.

OCENA: 4\6


środa, 27 listopada 2013

TILL DEATH DO US PART - D.S.G.B.


Khaotic Generation 2003

1. D.S.G.B. (Intro)    
2. Sittin' On Thangs    feat. DELILAH    
3. King Of The Hill    feat. WICKET   
4. The Devils Trying    
5. I'm Outside (Skit)    
6. I'm Outside Ho    
7. My Pockets    
8. The Wrappa   feat. WICKET    
9. Who Down 2 Ride    
10. D.S.G.B.    
11. On My Block    
12. In My City    feat. THE KLONES    
13. Make Em Get That Money Right    
14. Off In Dis Game    
15. Bust Ya Head    
16. Hit Em Wit The Pump    
17. Till Death Do Us Part    
18. Phone Call (Skit) 
19. Sam Diss

    DSGB to Down South Georgia Boyz, kolektyw złożony z takich rapperów, jak Pastor Troy, Lil Pete, Pin Head The Hellraiser i Black Out. 'Till Death Do Us Part' to ich drugi album, nagrany przy pomocy przede wszystkim samego Pastor Troy'a, bo to przecież on ma największy fejm i najwięcej możliwości spośród całej czwórki. To w zasadzie Pin i Black Out są na dokładkę, bo nawet Lil Pete jest samodzielnym rapperem.
    Pastor Troy, jako legenda sceny z Atlanty, sam wyprodukował część podkładów oraz czuwać osobiście nad brzmieniem krążka. Dał natomiast pole do popisu dla innych, często równie utytułowanych producentów. Mamy tu podkłady od DJ Toomp (legenda południa, zaczynający w latach '80 z The 2 Live Crew i MC Shy D), Taj Mahal i Da Masta to protegowani Troy'a, Slim z grupy r&b 112, Cooley C (znany z płyt Ghetto Mafia, Youngbloodz i samego PAstora), DJ Threat, Drumma Boy, David Banner (znany rapper i producent) i Midnight Black, którego można usłyszeć na tylu płytach, że nawet ciężko policzyć, od Lil Jon'a, przez 8Ball & MJG do Playaz Circle. Mamy tu zatem typowe, południowe podkłady z XXI wieku - cykające, o plastikowych werblach i stopach, połamanych bitach, wraz z syntetycznymi melodyjkami, przeplatanymi co jakiś czas żywą gitarą, czy basem. Całość produkcji jest hałaśliwa i plastikowa - produkt wybitnie dla fanów South Side.
    Na majkach dominuje tu wrzask Pastor Troy'a, zrównoważony nieco przez spokojniejszą resztę. Lil Pete ma wysoki głos i rymuje szybko, akcentując mocno każde słowo. Black Out to nieco bardziej zrównoważona wersja Pastora - taki miks z Fiend'em: zdarty głos i spokojniejsze flow, bez darcia japy. Pin zaś ma chyba najbardziej normalny styl, zawijający jednakże końcówki wersów z typowo południową swadą. O czym zaś wyją rapperzy? Niczym konkretnym. Pieprzą bzdety na temat swojego miasta i jak zajebiście reprezentują, czasem wspomną coś o ciężkim żywocie w tej grze, pochwalą się, że mają broń (toys\straps\gunz), ale w gruncie rzeczy to bełkot. To takie lokalne hymny z refrenami, do których wszyscy mogą drzeć sobie mordy i nie będzie słychać różnicy. Treści tu nie ma praktycznie żadnej.
    Ot i mamy kolejną, południową produkcję. Sprzedaż podniosła niewątpliwie obecność P. Troy'a, choć album zebrał świetne oceny wśród fanów południowego rapu. Jednak nie oszukujmy się, zwykły fan rapu, nienawykły do tego cykania, wyrzuci album byle dalej za okno. No i tak to jest. Baaardzo przeciętne, by nie rzec słabe.

OCENA: 2+\6


poniedziałek, 25 listopada 2013

THE DYNOSPECTRUM - THE DYNOSPECTRUM

Rhymesayers 1998

1. You Can Lose Your Mind     
2. Introspectrum          
3. Headphone Static         
4. Permanent On Surfaces    
5. Breath Of Fresh     
6. The Wintermoon     
7. Brief Interlude    
8. Appearing Live          
9. Southside Myth     
10. Traction    
11. Decompression Chamber     
12. Evidence Of Things Not Seen    
13. Superior Friends 
14. I Wouldn't Want You To Die Uninformed         
15. Tenfold     
16. Anything Is Everything          
17. Armor

    Dynospectrum to wyjątkowy twór. Złożony z osobistości podziemia wynurza się z piwnicy 'murdering kids, who wanna step on the surface'. Sept Sev Sev Two, Pat Juba, General Woundwart i Mr. Gene Poole to może nie są imiona powszechnie znane, ale... za nimi kryją się Slug z Atmosphere, I Self Divine z The Micranots, Musab i Swift the 90 z Phull Surkle. Co najmniej dwóch pierwszych powinno być znane wszystkim fanom rapu podziemnego i ambitnego.
    Producent również ukrył się pod wymyślnym pseudonimem Solomon Grundy, ale to nikt inny, jak A.N.T. z Atmosphere. Kto słuchał płyt macierzystych grup wykonawców, ten szybko zorientuje się, jaki mamy tu klimat. Ant bowiem robi mistyczne podkłady z mocnymi perkusjami i wyciągniętymi tajemniczymi samplami z takich mniej oklepanych rzeczy, jak Farrell Quartet, Les McCann, ale i z Herbie Hancock'a, Ramsey Lewisa, czy Moody Blues. Jednak to nie są w żadnym wypadku pętle, które słyszałeś na połowie płyt ze Złotej Ery - Ant tak wyciąga loopy, że prawdopodobnie nie poznałby tego sam autor... Bity są surowe, intrygujące i niecodzienne.
    Cztery osobistości tego typu, co Slug i I Self Divine na jednym majku, to liryczna uczta. To czterech superbohaterów, łączących moce, aby ochronić hip hop przed najazdem gównianych rapperów, sprzedających muzykę za drobne. Wystarczy wziąć wersy Sluga: 'Oh, I'll break it down \ The ingredients of this recipe \ It's two cups of "step the fuck back" \ And a teaspoon of "don't mess with me" \ Unless you be like three times the MC that you assume you is \ Best believe that doom exist', aby stwierdzić, że to nie jest coś dla słabiaków. To nieustanna bitwa na rymy z kiepskimi emce, tysiące panczy i wersów, które są obliczone na to, aby Cię zadziwić, a słabym mają wytrącić z ręki mikrofon. Ponad 70 minut jebania sprzedawczyków, ze świetnymi pomysłami na teksty.
    Dynospectrum to wyboista trasa po bezdrożach rapu. Nie wszyscy przełkną ciężkie, oszczędne podkłady i rapperów, których style nie nadają się do radia, czy telewizji. To taki nieuczesany, wręcz rozczochrany rap, broniący swoich ideałów do ostatniej kropli krwi. Mamy tu genialne teksty, świetnych emce, choć nie zawsze łatwych w odbiorze, no i te wspomniane podkłady. To album dla fanów nietuzinkowego, podziemnego grania.

OCENA: 4\6


sobota, 23 listopada 2013

MBUGOUT CITY - BLESTENATION

Suburban Noize 2010

1. We'll Die
2. 730 Strong
3. Beat Em Up
4. Witness
5. Blackout
6. Never See Em Crack
7. Just Walking By
8. Simmer Down
9. Ghosts
10. They're Coming for You
11. Make Way
12. Sally
13. Never Let Your Guard Down
14. Like It or Not
15. In a Hurry
16. Permanent Scar

    Kiedy popatrzysz na tę trójkę, zobaczysz trzech białych kolesi, którzy średnio wyglądają na rapperów, za to chyba są nieźle wykręceni. Dwóch emce Werdplay i Various i ich dj i producent Fafu robią hałas i słusznie, że wyglądają inaczej - są inni, niż reszta sceny. Swoim trzecim albumem zwracają uwagę nie tylko wyglądem, nie tylko świetną okładką, ale także brzmieniem.
    Bo to brzmienie wcale nie jest takie oczywiste. Nie ma sampli, nie ma funkowych piszczał ani syntezatorów, nie ma trapu ani innych wynalazków. Co jest zatem? Żywe perkusje, ostre gitary elektryczne, sporadyczne klawisze. To zagrana z jajem energiczna muza na żywo, z ciekawie rozegranymi refrenami. Przyznam, że to nie jest taki zwyczajny hip hop i choć wszystkie elementy pasują, to jednak czuć wyraźnie, że to zupełnie alternatywna wersja. Muzyka swoją drogą, wszak mało jest rapów opartych na gitarowym graniu, ale sam klimat, rozkład numerów typu zwrotka-refren trochę w stylu numetal-zwrotka-refren plus nieco przejść wokalnych i drapania Fafu i mamy wystarczająco ciekawy materiał, żeby się nad nim pochylić. I choć od gitar wolę trąbkę, czy saksofon, to wyznam po kryjomu, że ta muzyka buja i robi niezłe tło dla rapperów.
    Bo Werdplay i Varoius sroce spod ogona nie wypadli i potrafią czynić swoją powinność. Obaj mają skillsy, a także coś do powiedzenia. Jak sami mówią, traktują muzykę jako możliwość wyrzucenia swoich frustracji, dlatego nie należy oczekiwać po nich wesołych party-tracków, tylko pełen wagon gorzkich, często smutnych przemyśleń i konkluzji. Opowieści z mBugout City mogą być umiejscowione w każdym innym mieście - to szalone historie, które wywołują łzy - czasem ze śmiechu, czasem rozpaczy. Wyraźnie słychać, że kolesie są na tyle wykręceni, że obcowanie z nimi to albo niezły ubaw albo odraza. Ja mam tu raczej zabawę - i o to w tej płycie chodzi. Zero stresu, czysta zabawa konwencją.
    Fajna, zupełnie inna płyta. Żywe instrumenty dają poweru, emce są zupełnie w innym świecie, co dodaje pikanterii albumowi. Blestenation to taki hip hop, wymykający się z szufladki, wyłażący bezczelnie poza ramki. To coś dla ludzi pragnących usłyszeć coś nowego w tej skostniałej i spedalonej ostatnimi czasy muzyce.

OCENA: 4\6 


czwartek, 21 listopada 2013

AFBLAFFERS - ONDERHONDEN

Ramp 2004

1. Afblaffers 
2. WieWatWaar 
3. Taalhusselaars 
4. Verslonden 
5. Ze Willen Weten
6. Wack en Waardeloos
7. Op de Vlucht 
8. Grote Boodschap 
9. Lekker Bah   feat. MACH & JESSE
10. Nieuwe Onderhonden
11. Vrijstijltjes 3 
12. Confuus 
13. Onderhondwikkeld 
14. Geen Probleem 
15. Geen Refrein    feat. MCU

    Onderhonden, czyli Underdogs - Podziemne Psy, to projekt, pozwalający holenderskim undergroundowym talentom na pokazanie swoich skillsów. Akcję nakręciła legendarna holenderska grupa, Osdorp Posse, a skład różni się od czasu do czasu. Generalnie, w skład wchodzili przy nagrywaniu płyty Oscar X, Quinten z ABN, Das De Rijmmaniak, Def P, Naboo, Seda i Deegmeester Daan. 'Afblaffers' to już druga płyta 'młodych wilków'... ups, psów podziemia.
    Tylu ludzi, więc i producenci znajdą się wśród nich. Tutaj akurat jest dwóch: Naboo i Seda - główny producent albumu. To wspominany już przeze mnie typowy nederhop - specyficzny hip hop z Beneluksu. Mamy tu więc sporo sampli, pociętych i zawiniętych na dziwnych perkusjach - od razu słychać, że to Holandia. A jako, że jest to wytwórnia zespołu Osdorp Posse, mamy tu również ostre gitary rodem z hc NY, np. w 'Wack en Waardeloos'. Klimatu dodają tu lawinowe skrecze Deegmeester Daana i przypominają, że słuchamy nadal hip hopu. Bo doprawdy można się tu zgubić. Choć jest to rok 2004, mamy syreny rodem z pierwszych płyt Public Enemy, wkręty typu wczesne Beastie Boys, hardkorowe gitary od Biohazard i tysiące innych wkrętów. Rozmach inspiracji może naprawdę przytłoczyć.
    Jako, że rapperzy top głodne sukcesu wilki z podziemia, możemy się tu spodziewać niezłych flow i równie ciekawych rozwiązań lirycznych, co w sferze muzyki. No dobrze, wiem, że holenderski brzmi bardzo szorstko i mało przyjemnie, ale ja osobiście, po kilku latach spędzonych w Holandii na placówce, przyzwyczaiłem się do tego drapiącego brzmienia. Każdy z pięciu emce pojawia się mniej więcej w podobnej ilości kawałków, więc równowagę mamy zachowaną. To głównie rymy bitewne, smagające słabych rapperów po ryjach. Owszem, niektórzy emce są naprawdę nieźli, niektórzy średni... Ale nadal to jest to, co holenderskie podziemie ma do zaoferowania.
    Dla przeciętnego słuchacza, zdaję sobie sprawę, może to być nie do przejścia. Mnóstwo holenderskiego dowcipu, specyficzna muzyka, język holenderski, który dla zwykłego Polaka stanowi barierę nie do przejścia... Ogólnie, choć jest to projekt wschodzących gwiazd, płyta nie powala - a nawet jest mocno średnia. Takie tam holenderskie pitu pitu.

OCENA: 3\6


wtorek, 19 listopada 2013

MY SOUL - COOLIO

Tommy Boy 1997

1. Intro
2. 2 Minutes & 21 Seconds Of Funk
3. One Mo    feat. 40THIEVZ
4. The Devil Is Dope    feat. THE DRAMATICS
5. Hit 'Em    feat. RAS KASS
6. Knight Fall
7. Ooh La La
8. Can U Dig It
9. Nature Of Business
10. Homeboy
11. Throwtown 2000
12. Can I Get Down 1X
13. Interlude
14. My Soul    feat. RAS KASS
15. Let's Do It
16. C U When U Get There   feat. 40THIEVZ

    Trzeci album Coolio, znanego ze swoich sterczących warkoczyków i totalnego hitu 'Gangstas paradise' z filmu Dangerous Minds, na fali sławy wydaje swój trzeci album. I co? Znowu BANG, wielki hit 'C U when U get there' i choć płyta nie sprzedała się w tak wielkich ilościach, jak poprzednie, i tak odniosła sukces - jako ostatnia płyta Coolia w karierze, która osiągnęła cokolwiek.
    W sumie dziwię się, że album nie był hitem. Mamy tu sporo szanowanych na Zachodzie producentów: Wino (traki dla Montell'a Jordana, Kaliphz, Kam, czy Spice 1), De Romeo - który w zasadzie nadał brzmienie albumowi, I-Roc, Oji Pierce (odpowiedzialny raczej za kawałki dla grup r&b), Vic C (produkcja dla King Tee, 2Deep, K-Dee), Suede (rany, on przecież robił podkłady dla Masta Ace, Threat, Nefertiti), Blue... Jak widać, to w sumie śmietanka producentów z LA, która zrobiła dla Coolio świetną, bujającą płytę, której brzmienie jets przesiąknięte funkiem na wskroś. Poza żywymi instrumentami mamy tu sample z Grace Jones, James'a Brown'a, czy The SOS Band i wszystko jest bardzo melodyjne i kiwające głową.
    Coolio jest dość rozpoznawalnym emce, głównie z powodu swojej barwy głosu i moralizatorskich tekstów. Swoją drogą to ciekawe, że na płytach potrafi doradzać i bawić się w kaznodzieję, a tyle przecież wpadek zaliczył w swoim życiu - tylko z powodu własnej głupoty. I nieco niefrasobliwie, kawałki mające naprawić świat przeplatane są trakami imprezowymi - co niekoniecznie ma sens. Tak więc z jednej strony Coolio wspomina swoich homeboys (czyż nie robił tego na pierwszej płycie???), ukazuje brudną stronę biznesu, mówi o tym, Żeby nie dać się diabłu, pokazuje wręcz swą duszę na dłoni i daje respekt zmarłym krewnym i przyjaciołom. Ale zaraz obok mamy zabawowe kawałki, zupełnie luźne, traktujące o zabawie bardziej, niż brane na poważnie - wedle zasady, że jest czas na naukę i czas na zabawę. Czujesz się nieco jak dzieciak, pouczany przez ojca. Gościnne występy tylko dodają nieco smaku płycie - jest świetny Ras Kass, są klimatyczni The Dramatics i wypromowani przy okazji kumple Coolio, 40 Thievz.
    To aspirująca płyta do bycia hitem. Melodyjna i bujająca, pełna soczystego funku, wpadających w ucho refrenów i pozytywnego przekazu. Zarazem to płyta wieńcząca karierę Coolio - każdy kolejny album to nisza - im dalej tym gorzej, tani funk z Biedry. Jednak jeszcze tu jest na czym zawiesić ucho, bo płyta jest zwyczajnie przyjemna.

OCENA: 4\6


niedziela, 17 listopada 2013

MASSIVE - MAGUMA MC'S

Large 2003

1. Intro
2. Nextage
3. Flow
4. Passer
5. Summertime Blues Remix
6. Put Your Fist Up
7. Shinhimubo(心疲夢暮)
8. MGM
9. Keep
10. Young gunz 3
11. 大博打
12. リアルBドキュメント
13. Grow
14. Massive
15. Fuck the world
16. True Life
17. 六本ic
18. Ray
19. Outro

    Maguma MC's to dwóch kolesi: Nob i Ryuzo. To ich w sumie drugi krążek, po epce 'MGM'. Ich płyta zajęły sie prawdziwe tuzy japońskiego hip hopu. Grupa z Kyoto założona została w 1995, dostrzeżona w jednym z konkursów i od tamtej pory grają z najlepszymi - można ich chyba uznać za klasyków?
    Jak już wspomniałem, płytę robiły dla Maguma MC's największe gwiazdy sceny japońskiej - bo trzeba Wam wiedzieć, że w Kraju Kwitnącej Wiśni rap jest bardzo popularny, a scena szeroka i zróżnicowana. Zatem mamy tu na produkcji Vid Fab, Hiroshi z grupy M.O.S.A.D, DG, Gas Crackerz, legendarnego Zeebra, Subzero i Numata. Kto choć trochę liznął japońskiego rapu na pewno będzie znał co najmniej połowę tych ksywek. To nowoczesny, jak na początek XXI wieku, rap, bez zbędnej elektroniki, nadal zwrócony w kierunku klasyki, ale już z odpowiednim podkręceniem klimatu. Są sample, ale zdarzają się połamane bity, żywe gitary elektroniczne, sporo funku i ostrzejszego grania. Taki prawdziwy, nowoczesny rap, nieco bangerowy, ale nadal mocno osadzony pomiędzy korzeniami gatunku. Ta stylistyka różni się od produkcji amerykańskich, ale ma swój urok.
    Japoński jest średnio stworzony do rapu, rymowanie w tym języku sprawia wrażenie ciągłego offbeatu albo wręcz braku jakichkolwiek skillsów. To złudne, bo po prostu struktura języka jest kompletnie różną od tego, do czego przywykliśmy. Dlatego japońskich emce trzeba słuchać nieco ze świadomością ich odmienności werbalnej, że tak to ujmę. Nie będę się mądrzył na temat tekstów, bo moja znajomość japońskiego nie wykracza poza kilka podstawowych zwrotów, zdecydowanie nie wystarczających do zrozumienia całości tekstu - a nawet kawałka. Mogę odnieść się tylko do całości wrażenia, jakie zostawiają po sobie Ryuzo, Nob i goście, między którymi są Dabo z Nitro Michrophone Underground i Tokona-X z M.O.S.A.D. Otóż dla Polaków, rymowanie po japońsku to zupełny kosmos i słusznie - brzmi to, jak już wspomniałem, dość nieporadnie, ale całkiem intrygująco, zwłaszcza, kiedy wreszcie usłyszysz, że oni się naprawdę wyrabiają na bitach i kończą tam, gdzie powinni. Sporo tu odnośników do kultury hip hop, djów i sampli, słucha się tego nieźle.
    No wiem, biorę na warsztat japońskie sztosy - ale nie jestem pewien, czy posiadam jakąś japońską lipę, bo moi znajomi Japończycy, kiedy jadą do ojczyzny, mają całkiem niezły przegląd sceny i badziewia mi nie zwożą - zresztą płyty nie są tanie (co ja pierdolę, są kurewsko drogie!!) i nie stać mnie na zakup hurtowych ilości. Ale, wracając do Maguma MC's - dość porządny kawał rapu z wiśniowych wysp. 

OCENA: 4-\6


piątek, 15 listopada 2013

KANNONEVLEES - ABN

Djax 2003

1. Fijne vleeswaren  
2. Back up!
3. Moe van jou   feat. LUC DE VOS
4. Vuilbak van m'n ziel
5. Tweezaamheid  feat. PIETER EMBRECHTS
6. Laat los!
7. Nie vandoag...   feat. MARK VOSTE
8. Panker   feat. VITALSKI
9. Tongsong
10. Vierdewereldmuziek
11. Kanonnevlees   feat. MARCEL VANTILT
12. Toxx

     O nederhopie juz pisałem parę razy - to unikat zupełny. Jednak styl nie był zamknięty tylko dla Holendrów. Oto ABN - Algemeen Beskaafd Nederlanz, prekursorzy nederhopu w Belgii. Grupa została założona przez graficiarza Quinte i producenta Pita. 'Mięso Armatnie' to ich czwarty album i choć nie odnieśli wielkiego sukcesu komercyjnego w krajach Beneluksu, są jednak uznawani za klasyków stylu.
    To już pierwsze lata wieku XXI, zatem muzyka została nieco unormowana i producenci nederhopowi przestali się wydurniać i wydziwiać. Money P, Quinte i Rene Lopez zrobili muzę opartą na samplach funkowych, ale i sami dogrywają różniste melodyjki i linie basowe. Inspiracji zaś szukają wszędzie - od dźwięków rodem z muzyki country, przez elektroniczne wtręty, do typowych, hip hopowych klimatów. No bo jak potraktować np. taki 'Vierdewereldmuziek' (Muzyka Czwartego Świata)? Kosmos. Zawsze mówię, że nederhop to twór wyjątkowy i łatwo tu to dostrzec. Niby muza jest na wskroś hip hopowa, ale jednak słychać, że to co innego...
    Quinte jest lepszy i bardziej przekonujący niż Pita, choć obaj mają niezgorszy styl i całkiem dobre teksty - jeśli oczywiście ktoś ogarnia holenderski. Sporo jest tu tekstów zaangażowanych społecznie, trochę o życiu i niespełnionych ambicjach i miłościach... Sporo tu gorzkich słów i sarkazmu, choć są tu całkiem niezłe kawałki, które poruszą Twoją głową. Jest na płycie trochę gości, ale w większości to występy śpiewające w refrenach - choć wnosi to sporo świeżości w brzmienie albumu.
    No ok, scena w Belgii nie jest aż tak rozwinięta, żeby było w czym wybrzydzać, ale znam lepsze produkcje. Na poletku zwanym nederhop również. Nie zmienia to jednak faktu, że to całkiem fajny i ciekawy album, na pewno niecodzienny, zwłaszcza dla słuchacza z Polski. Inne brzmienia, zwariowany język, szalone pomysły... Tak, oto nederhop, w dodatku z Belgii.

OCENA: 3+\6


środa, 13 listopada 2013

MO THUGS III. THE MOTHERSHIP

Mo Thugs 2000

1. Who Forgot About It - DESPERIDOS
2. Seldom Seen - SELDOM SEEN, LAYZIE BONE, TN TEE
3. Last Laugh - FREAKY G, EMMORTAL THUGS
4. The Backyard - JEREMY, LAYZIE BONE
5. Gunline - DESPERIDOS, BLACK HOLE
6. Wanna Be Ballers - POTION
7. It Don't Stop - KEN DAWG
8. U Don't Want None - EMMORTAL THUGS, FREAKY G, CAPONE
9. This Ain't Livin' - LAYZIE BONE, FELECIA
10. Did He Really Wanna - DESPERIDOS
11. Total Kaos - DESPERIDOS
12. Tighten Up Your Operation - DESPERIDOS
13. Down From The Start - BLACK HOLE
14. 2 The Playaz - SKANT, FELECIA
15. If I Can Go Back - FLESH-N-BONE
16. Everything Green - LAYZIE BONE

    Trzecia część składanek sygnowanych Mo Thugs pokazała, że w BTNH nie dzieje się dobrze. Na pokładzie pozostał tylko Layzie Bone, bo drugi współzałożyciel wytwórni, Krayzie Bone, nie chciał brać udziału w przedsięwzięciu. I choć album nie odniósł już takiego sukcesu, jak dwa pierwsze, to i tak stanowił niezłą okazję do wypromowania nowych (i starych) artystów z Cleveland.
    Na produkcji mamy osoby znane już z poprzednich płyt, jak i nowe w projekcie. Są to Mike Smoov (znany z hitów r&b K-Ci & JoJo), Darren Vegas (współpracujący z Crooked I), Rich E, Thin C i Damond Elliott. W zasadzie, jeśli ktoś ogarnia nagrania Bone Thugs & Harmony, to jest dokładnie ten właśnie klimat. Szybkie perkusje z połamanym tempem, na syntetycznych dźwiękach z elektronicznych klawiszy. Nawet kawałki r&b są szybkie, a rapowane potrafią być wolne, ale to nie perkusja nadaje tu tempo, tylko muzyka, bo bity są tak, czy owak szybkie lub bardzo szybkie. Nieco funkowych klimatów, nieco typowego dla Cleveland brzmienia agresywnego, czasami opartego na motywach, mających wywoływać dreszcze strachu.
    BTNH wyszkoliła całą rzeszę wokalistów i rapperów i teraz mamy dziesiątki emce, którzy rymują dokładnie tak samo, jak mentorzy. Czyli w każdym kawałku, obojętne, czy jest tam Layzie, czy Ken Dawg, czy Skant, czy Desperidos - każdy z nich jedzie bardzo podobnym flow: przyspiesza, zwalnia, podśpiewuje, zmienia wciąż tempo. W zasadzie ciężko znaleźć odstępstwa od tej zasady w którym kolwiek z kawałków. W dodatku każdy z traków dedykowany jest życiu gangstera na ulicach Cleveland i o ile czasem brzmi to naprawdę dobrze, niczym z thrillera sensacyjnego, to np. w wypadku Jeremy'ego, małego synka Layzie'go (no, z 10 lat pewnie miał, może nieco więcej), rymowanie o jaraniu i zabijaniu czarnuchów brzmi po prostu koszmarnie. Znalazło się tu kilka hitów, jak 'Tighten Up Your Operation', czy 'Who Forgot About It', kilka niezgorszych traków, ale w zasadzie wszystko jest takie samo. Może inaczej - w tym samym stylu, co przy składance niekoniecznie musi oznaczać zaletę.
    Taka typowa zbieranina kawałków od wykonawców tego samego stylu - przeznaczona w zasadzie dla fanów. O ile część pierwsza była sukcesem, bo szła na fali zachłystnięcia się samym BTNH, to każde kolejne składanki Mo Thugs odnosiły mniejsze sukcesy. Jest parę fajnych kawałków, większość zwyczajnych. Może być, dupy nie urywa.

OCENA: 3\6


poniedziałek, 11 listopada 2013

PAINTBRUSH TONGUE - TRIBESMEN

wydanie własne 2002

1. Intro        
2. The Gallery        
3. Cherry Rap     feat. KAOTNY       
4. That's Nasty        
5. Unworthy Competition        
6. 100 Lashes        
7. Boiling Water        
8. Being Green      feat. KAOTNY   
9. Judas        
10. Raw Loop With Static        
11. Drop A Line        
12. Lead        
13. Seeds        
14. New Day

    The Tribesmen to czterech rapperów z Kanady: Abdul The Butcher, Yatil Hassan, Atrocity El Bilal, Bahkrah. Tyle wiem, bo tyle jest o nich na okładce. Ta płyta, chyba jedyna w ich dyskografii, została wydana ich własnymi środkami. To swoista podróż w głębię podziemi Kanady.
    To zespół producencki The Arkeologists jest odpowiedzialny za brzmienie płyty. A brzmienie owo jest bumbapowe, z ciężkimi perkusjami i głębokimi basami. Klimat płyty cofa nas dobre 7 lat wcześniej, przed wydaniem tego krążka. W zasadzie słuchając płyty masz przemożne wrażenie, że to jedna z płyt z kręgu Wu, bo brzmienie jest wysoce inspirowane atmosferą wczesnych i podziemnych wydawnictw spod znaku Wu. Są to ciężkie podkłady, w większości agresywne i szybko toczące się przez uszy, ale mające moc i oparte na fajnych, jazzowych i soulowych samplach. Niezły, podziemny rap. 
    Każdy z emce jest wprawdzie inny i ma wyróżniający się styl, ale każdy wyraźnie inspiruje się gwardią podziemnego Wu Tang. Jeden z rapperów jest wręcz mieszanką Ol' Dirty Bastarda z Biz Markie'm (w sumie to ODB nigdy nie ukrywał fascynacji Bizem, więc wychodzi na to, że to kopia ODB)! Kanadyjscy rapperzy są zdecydowanie pod silnym wpływem Wu, nie tylko stylistycznie, ale i tekstowo i stylowo. To ciągła wojna, nie tylko w okopach, ale i między murami miasta, a także z majkiem w ręku, zamiast karabinu. Wojna z systemem, z kiepskimi emce, z niesprawiedliwością, z gównem życia...
    Wszystko tu jest fajne, trzask winyla, ciężkie sample, klimat Złotej Ery, ale... Stylistyka jest żywcem zerżnięta z Wu Tangu, co nie wychodzi na plus, bo płyta jest wtórna i mało oryginalna, zwłaszcza, że wyszła w 2002 roku - nawet jeśli była nagrana te 2-3 lata wcześniej. Album, sprzedawany raczej na ulicy, niż w sklepach, i tak się rozszedł i choć nie kojarzę innych projektów Tribesmen'ów, to w Kanadzie nadal wspominają tę płytę raczej ciepło. Ale to już było...

OCENA: 4-\6


sobota, 9 listopada 2013

SUPER BARRIO BROS - SUPER BARRIO BROS

Thirsty Fish Music 2007

1. Intro        
2. Mash And Smash        
3. Bosses    feat. ALPHA MC, OPEN-MIKE EAGLE
4. Bad Villain        
5. Three Pipes   feat. PSYCHOSIZ
6. Song Of Time Instrumental        
7. Strategy Guide    feat. NOCANDO, PSYDEWAZE, SAHTYRE
8. System    feat. DJ DSTRUKT
9. Snoochie Instrumental        
10. Game Over        
11. Outro Instrumental        
12. Next Level   feat. EMS, LYRAFLIP, N/A  
13. Shit Talkers   feat. THIRSTY FISH
14. Glitch Ghost    feat. ABSTRACT RUDE

    Super Barrio Bros to dwóch kolesi: producent 8-Bit Bandit i rapper Dumbfoundead. Ta płyta wyszła rozprowadzana przez samych wykonawców na przegrywanych płytach w slim kejsie. Dzięki tej produkcji wiele osób zwróciło na nich uwagę - ja też :) 
     Początek tego albumu, to 11 kawałków wyprodukowanych przez 8-Bit Bandit i są to naprawdę idące daleko w przód podkłady. Chociaż, jeżeli spojrzymy na to inaczej, może się okazać, że to muzyka z przeszłości... Bo, jak sama nazwa producenta wskazuje, opiera on swoje podkłady o muzykę 8-bitową, taką, jaka królowała 30 lat temu na komputerach typu Atari i Commodore, jednak na breakbitowych perkusjach brzmi ten chiptune niezwykle świeżo. Gdybym był b-boyem, zacząłbym natychmiast kręcić się na głowie i wyginać powerki! Może nie wszystkie podkłady są przyjemne i strawne, bo te środkowe bity mogą męczyć, ale jest ciekawie. Resztę podkładów zrobili Dibiase (13), Maestroe (14) i N/A (12) - ci producenci z kolei nie celują w chiptunie, ale mamy tu ich próby dostosowania się do specyficznego brzmienia albumu.
    Dumbfounded jest niezłym emce, sprawnym na majku, choć obdarzony jest typowo białym, wysokim głosem. Nie szkodzi, jest wystarczająco świeży, aby przyciągnąć słuchacza swoimi tekstami, jak i flow. Mamy tu nieco bragga i panczy, sporo zabawy słowem, trochę obserwacji społecznych. Ale i tak najlepiej jest, jak Dumbfounded wspomagany jest przez rapperów związanych z Project Blowed: Open-Mike Eagle i Abstract Rude, czy alternatywnego Alpha MC, choć gości jest tu i tak sporo.
    To bardzo wyjątkowa płyta na scenie hip hopowej, bo ile osób śmie wydawać rap na 8 bitach? Na pewno warto to sprawdzić, brzmi oldskulowo, ale z drugiej stronie nieco kosmicznie, taki trochę Test Pilota Pirxa. Bardzo ciekawa pozycja, choć nie każdemu przypadnie do gustu.

OCENA: 4\6


czwartek, 7 listopada 2013

RETURN OF THE B-IZER - JT MONEY

Crunk City 2002

1. Intro  feat. BOBBY BROWN, MALIK         
2. Come Clean         
3. You My Ho      feat. KYMISTRY   
4. Why Cross 'Em    feat. NUTT    
5. Good Side Of The Game     
6. Run Da Yard          
7. Sure Shot Baby   feat. KENNY BROWN         
8. Chevy Game       feat. NUTT   
9. Booty Phone     
10. What Y'All Want         
11. Who's Fuckin' Yo Ho          
12. Get Ya Own Money          
13. Cutt You     feat. NUTT    
14. Boy Hush     feat. REDD        
15. Pimp Shit   feat. KYMISTRY       
16. Shake Somethin'         
17. Hood Thangs          
18. Mama Dearest    feat. WAYNE        
19. What You See    feat. MR. NILES        
20. Outro

    Po roku nieobecności na scenie, JT Money powraca ze swoim trzecim albumem. Na jego nieszczęście, album wydany został przez niewielka wytwórnię i w zasadzie przepadł na rynku, nie osiągając nigdy sukcesu grupy JT, Poison Clan, ani jego pierwszej solowej płyty.     
    To nie jest to samo, co na pierwszej płycie, ale tym razem producenci Lawrence King, Danny Elfman, Cleveland Bell i Natural dali również całkiem niezły bass funk z dużą ilością hajhetów i sporą dawką funkowych brzmień. Bitmejkerzy trzymają się kanonów z Florydy, łącząc je z southern bass, dzięki czemu otrzymujemy fajne, bujające podkłady, z których większość nadaje się do fury albo wręcz do klubu. Często wykorzystywane są chwytliwe refreny, poparte damskim śpiewem i to wszystko bardzo wpada w ucho i kołysze głową. Nie jest to żaden geniusz muzyczny, ale bity brzmią po prostu fajnie, zwłaszcza, kiedy wzięty jest na warsztat klasyk Bootsie Collinsa 'I'd rather be with you' w kawałku 'Cutt you'.
    JT Money ma niezły głos i taki wyluzowany flow, ale daje swe rymy zdecydowanie i ten jego niski, chropowaty wokal ma sporo charyzmy. Za to o czym mówi jest... frywolne, że tak to ujmę. Większość numerów oscyluje wokół dupy, od świetnego, wejściowego 'Come clean', przez absolutny banger klubowy 'Boy hush', aż do wspomnianego już 'Cutt you'. Weźmy te wersy 'I hope you choose happiness 'cause I like to have fun \ I live this life to the fullest plus I only got one \ and I would hate for you not to be apart of it \ you look and smell so good, I'm sure that I'll love it \ that's why you got what I want, and baby I want it \ I'm trying to own it and get my name tatooed on it \ see I don't settle for less, and you look like the best
you got dat chronic Miss Thang, them other chickens will stress' - JT jest prawdziwym pimpem i stara się to udowodnić na każdym kroku, bajerując panny i opowiadając o przyjemnościach związanych z seksem w jego wykonaniu. Poza jego alfonsiarskimi zapędami, mamy tu trochę tekstów w stylu 'żyć i przetrwać na dzielni', ale tego jest doprawdy niewiele. Wszystko za to podane jest w nieco filozoficznym sosie, co czyni teksty o dziwkach dość... intrygującymi. Goście, zaproszeni na płytę głównie śpiewają, zresztą, nie są oni zbyt znani.
    Ja wiem, że 'Pimpin On Wax' to płyta uważana za klasyka zupełnego, ale i temu albumowi nic nie brakuje. Fajowe, funkujące podkłady na typowych dla Miami bitach, dobry JT Money na majku i mamy dobrą płytę z Florydy. JT to godny uczeń swego mistrza, Luke Skyywalkera z The 2 Live Crew i potrafi gadać o cipkach w bardzo ujmujący sposób. Lubię.

OCENA: 4+\6



wtorek, 5 listopada 2013

THE NEW WORLD ORDER - POOR RIGHTEOUS TEACHERS

Profile 1996

1. Who Shot The President
2. Miss Ghetto
3. Word Iz Life
4. Allies   feat. FUGEES
5. New World News (INterlude)
6. Gods, Earths And 85ers    feat. NINE
7. My Three Wives   feat. MISSJONES
8. Wicked Everytime
9. N.A.T.O. (Global Cops)
10. Concious Style    feat. KRS 1
11. Culture Freestyles (Interlude)
12. They Turned Gangsta   feat. BROTHER J, SLUGGY RANKS
13. We Dat Nice
14. Hear Me Out
15. Fo Da Love Of This
16. Dreadful Day    feat. JUNIOR REID
17. Sistuh
18. Outro

    To już czwarty album żywych legend nowojorskiego rapu. Wise Intelligent, Father Shaheed i Culture Freedom to trio, które położyło kilka kamieni milowych na drodze hip hopu i są do tej pory wymieniani jako pionierska grupa, która tworzyła świadomy hip hop, bardzo polityczny, ale w sposób taki, że ich płyty okazywały się sukcesem. 
    Naczelnym producentem grupy jest Father Shaheed, a wtóruje mu Culture Freedom. Oprócz nich podkłady na album dali Ezo Brown, Krs 1 i Clark Kent i to już powinno sugerować, że będziemy mieć przed sobą porcję prawdziwego hip hopu. Czego mamy sie spodziewać? Jak to czego? Najprawdziwszego hip hopu na świecie! Porządne perkusje, dobry dobór sampli, fantastyczny klimat Wschodniego Wybrzeża z najlepszych lat hip hopu. Sample z Edwina Starr'a, Lonnie'go Smith'a, Sade, Lee Dorsey, czy The Animals dodają smaczku i choć odnajdziemy tu sporo znanych klasyków soulu, to tym lepiej. Sporo cut'ów z klasyków rapu od Father Shaheed'a i mamy pełen obraz muzyki na albumie. 
    Główna rolę na majku odgrywa Wise Intelligent i w sumie jego ksywka zdradza jego podejście do swojego zadania. Dodatkowe wersy zapewnia Culture Freedom, którego imię również wiele świadczy o zainteresowaniach. Dlatego mamy tu bardzo świadomy rap, wypełniony sprawami głównie Czarnego społeczeństwa w Stanach oraz polityką. Mało już miejsca zostaje na jakieś bragga, czy rymy dla samych rymów - tu liczy się przekaz. Wprawdzie Wise jest dużo lepszy, niż Culture, potrafi i rymować i toastować ragga wersy, ale i tak ten drugi występuje na tyle rzadko (zwrotki ma raptem w dwóch kawałkach - z czego jeden, 'Sistuh' jest w całości jego), że to nie przeszkadza. Gościnnie na majkach występuje cała śmietanka nowojorskiego rapu. Olsniewający jest feat. od Fugees - zwłaszcza Lauryn Hill na refrenach i w zwrotce. Nine ze swoim głosem zrobił, niestety, tylko refren - tak samo zresztą, jak MissJones, ale tego akurat można było się spodziewać. KRS 1 na własnym bicie dał wyborny popis 'świadomego stylu', a legendarny Brother J z X-Clanu rozwalił trak, wspomagany przez jamajskiego toastera, Sluggy Ranksa. Fascynację Wise Intelligenta jamajskimi rymami widać nie tylko w jego toastowaniu co jakiś czas, ale i w gościach, bo jest tu również Junior Reid w niezwykle bujającym traku.   
    Nie ma tu może takich hitów, jak na poprzednich krążkach i album nie sprzedał się jakoś świetnie, ale jest to naprawdę świetny materiał, wyładowany ważnymi słowami i doskonałymi rymami. Zdaję sobie sprawę, że w 1996 wyszło mnóstwo dobrych płyt i pewnie sporo lepszych od PRT, ale nie można odmówić temu albumowi siły - bo jest to świetny materiał.

OCENA: 5-\6


niedziela, 3 listopada 2013

FIRE ESCAPE ARTISTS - MELLOW DRUM ADDICT & SHORTOP

End Of Earth 2008

1. Setting The Mood
2. Science Down To A Method
3. Jealous Mistress      feat. COUNT BASS D, SQUASHY NICE
4. Fire Escape Artists
5. Peace Sign Language
6. Writer’s Block     feat. SIVION, LUKE GERATY
7. Name Dropping (Flyoneers)
8. Pavementality
9. City Moves
10. The Perfect Day    feat. TEEKAY, AFAAR
11. Come From Within
12. Works In Progress    feat. PHYNITE, RYAN OFFICER
13. Love Thy Neighborhood
14. Could Have     feat. JASPER BROWN, LORD ZEN
15. Props, Where Props Due
16. Decisions, Decisions
17. Creative OutLETS
18. Dream Catcher
19. By Example    feat. VEX DA VORTEX, SAME OLD JAKE
20. What We Want
21. Another Perfect Day   feat. MICHAEL MANASSEH, SHORTOP, JUST J., SPENCER HARMON, PARADOX

    Mellow Drum Addict to biały koleś z totalnego zadupia Pennsylvanii, który na potrzeby tego albumu skumał się z DJ'em Shortop i nagrali wspaniale przyjęty album w podziemiu jako Fire Escape Artists. Ich wspólny album to szalona mieszanka stylów, która urzekła słuchaczy ambitnego hip hopu. 
    Lista producentów jest dość długa: D.a.n.e.j.a., DJ Frantic, Jewbacca, Mattman, Nickels, Paconaut, Reflex The Architect, SameOldJake, Sojourn, William O... Wbrew spodziewaniom, muzyka jest bardzo spójna i jednolita, ale broń Boże, nie nudna. To jazzujące albo soulowe podkłady, ze starannie dobranymi samplami, które pięknie bujają głową, a do tego wszystkiego wzbogacone są o częste podrapywania od Shortop'a. Powiedziałem, że płyta jest jednolita, ale nie na jedno kopyto, o nie. Są takie ambitne traki, nieco w stylu The Roots i ostatnich Common'ów, ale nie brak prawdziwego, korzennego rapu, jak np. w 'Love thy neighborhood' i totalny killer: 'Peace Sign Language'. Świetna porcja szczerego hip hopu, pełnego duszy.    
    Mellow Drum Addict to nie jest Twój pierwszy lepszy rapperzyna z jakiejś wiochy. To wokalista pełną gębą - nie tylko potrafi świetnie rymować, ale i udowadnia, że całkiem nieźle śpiewa (choćby 'Decisions, decisions' i 'What we want') i te dwie umiejętności przeplatają się całkiem sprawnie. Są kawałki, gdzie sam MDA ogarnia wszystkie partie rymowane i wokalne - weźmy np. tytułowy trak - i brzmi to naprawdę świetnie, bo okraszone jest nie tylko dobrym bitem, ale i skreczami, czy nawet czasem bitboksem. Trochę to może przypominać Everlast'a, ale MDA ma inną barwę głosu i nie gustuje w blues'ie, tylko w soulu. Aby dorzucić jeszcze kilka zalet albumu, znajdziemy tu gościnne wersy od takich tuzów jak Count Bass D, Sivion, Lord Zen z Visionaries, czy Vex da Vortex z dawno niesłyszanego duetu Boogiemonsters. Oprócz nich, mamy paru podziemnych graczy, z których żaden nie musi się wstydzić swojego występu.
    To płyta dla spragnionych powrotu pięknych lat dla hip hopu. Znajdziemy tu wszystko, czego brak w obecnym rapie: pasję, szczerość, przekaz i duszę. Sample i skrecze. Utalentowanego emce i wianuszek świetnych bitmejkerów. Czego chcieć więcej? Jak dla mnie, to było objawienie. Fantastyczna płyta prosto z Rohrerstown, PA. Kto by pomyślał?

OCENA: 5+\6

piątek, 1 listopada 2013

VERTELT HET LEVEN VAN DE STRAAT - ALI B


Spec 2004

1. Leven van de straat
2. Wie is Ali B
3. Praatjes voor iedereen   feat. BRAINPOWER
4. Ze vinden je dope
5. Leipe morco dope
6. Players
7. Ik ben je zat    feat. BRACE
8. Ali Baba komt
9. Geweigerd.nl
10. Sjakie
11. Shotgun
12. Waar gaat dit heen
13. Chaos   feat. CASABLANCA CONNECT, CILVARINGZ, SALAH EDIN
14. Allemaal criminelen
15. Wees op je hoede
16. Helemaal leip    feat. MI-JAZZ
17. Ik los alles op
18. Klaar om te strijden    feat. MC SRANANG, YES-R
19. Leipe Mocro flavour (remix)
20. Wat zou je doen  feat. MARCO BORSATO

    Ali B to postać bardzo znana w Holandii - jest nie tylko rapperem, ale również popularnym komediantem. Ten pół Marokańczyk założył swoją wytwórnię płytową oraz objeżdża kraj z własnym comedy show. Przed sobą mamy jego pierwszy album, którym podbił rynek holenderski.
    Przyznać trzeba, że muza na płycie jest naprawdę najwyższych lotów. Producenci to przede wszystkim Kayaman i Willem Bloem, ale są tu też pojedyncze kawałki od Soulsearchin (no, dwa) i Beatkidz. To prawdziwy rap, oparty na świetnych samplach. Brzmienie jest naprawdę świeże, którego bardziej można by się spodziewać po rapie francuskim albo po podziemiu nowojorskim, wręcz zbliżonym do kręgów Wu Tang. Nic dziwnego, że płyta była hitem, bo są to podkłady nie dość, że wpadające w ucho dzięki chwytliwym refrenom, to jeszcze nie mają w sobie nic z komercyjnej papki. Producenci czerpią z wielokulturowości Holandii, często opierając muzę o orientalne sample - zwłaszcza arabskie, pewnie z uwagi na pochodzenie Ali'ego.
    Ali B jest świetnym rapperem i udowadnia to w każdym kawałku. Ma doskonałe flow i potrafi się donaleźć na tych bitach. Do tego, że ma styl, dokłada swój dowcip i polot, drwiąc z polityków, gonitwą za pieniądzem, a nawet miłością ('Ali Baba komt') i karierą - wszystko to przedstawione jest w krzywym zwierciadle. A zwłaszcza kawałki 'uliczne' - bierzcie to przez palce! Jednak nie jest to zwykły kabaret, ale zrobiona z jajem dowcipna płyta, wypełniona rapem najwyższych lotów. Do samego Alego mamy tu gwiazdy sceny holenderskiej: Brainpower oraz członka Wu Tang Family - Cilvaringz, a także kilku mniej znanych zawodników. Największe hity z płyty to 'Leven van de straat' i 'Wat zou je doen', ale znajdzie się tu sporo lepszych.
    Co tu dużo gadać, 'Vertelt Het Leven Van De Straat' to jedna z najlepszych płyt na scenie holenderskiej w ogóle, jak i w Europie stawiałbym ją również dość wysoko. Fantastyczny album, pełen doskonałych bitów i wybornych, sarkastycznych i drwiących rymów. Klasyk.

OCENA: 6-\6