RAP AROUND THE WORLD

Ta strona poświęcona jest rapowi z całego świata. W hip hopie siedzę ponad 25 lat, zbieram płyty i nie ściągam ich z netu - chyba, że są to nielegale. Moja kolekcja płyt sięga ponad 15.000 sztuk - muszę chyba kupić większe mieszkanie, aby jeden pokój przeznaczyć TYLKO na płyty CD :) Nie spodziewaj się linków z downloadem - na pewno gdzieś sobie daną płytę znajdziesz - nie tu. I nie spodziewaj się też wielu nowości - ostatnio hip hop śmierdzi. Spodziewaj się za to recenzji rapu z ponad 100 krajów, albumów takich bardziej znanych i takich, o których słyszysz po raz pierwszy - może po taką płytę sięgniesz? Zapraszam na podróż po świecie hip hopu.
## Na dole dodałem flagi, żeby łatwiej było znaleźć coś z odpowiedniego kraju :)

czwartek, 31 stycznia 2013

BUSINESS NEVER PERSONAL - EPMD

Def Jam 1992

1. Boon Dox         
2. Nobody's Safe Chump     
3. Can't Hear Nothing But The Music    
4. Chill          
5. Headbanger     feat. K-SOLO, REDMAN
6. Scratch Bring It Back (Part 2 - Mic Doc)
7. Crossover          
8. Cummin' At Cha    feat. DAS EFX    
9. Play The Next Man            
10. It's Going Down          
11. Who Killed Jane

    Ostatni, czwarty album słynnego duetu, niedługo przed rozpadnięciem się na cztery lata składu rok później. Erick Sermon i PMD to ikony nowojorskiego rapu i każda z ich płyt była bez mała kamieniem milowym w historii hip hopu - obojętne, czy nagrywali razem, czy solo.
    Obydwaj panowie są zarówno producentami, jak i rapperami, dlatego chyba oczywistym jest fakt, że razem produkują swoje albumy - tak jak i ten. Sermon miał styl bardziej delikatny, z lekko funkującymi i soulowymi samplami, za to PMD cisnął głębokie basy, siekał ciężkimi perkusjami i preferował raczej hardkorowy styl, wydobywając gęste sample z funkowego sosu. Wspomaga ich czasem Mr. Bozak. Akurat na tej płycie słychać dużo wyraźniej rękę Parrish'a, ponieważ styl 'Business Never Personal' zdecydowanie bliższy jest jego solowym dokonaniom, niż płytom Sermona. Wystarczy włączyć bity, takie jak 'Headbanger', 'Nobody's safe chump', czy 'Crossover', by posmakować owego ciężaru. Od basów trzęsą się okna. Na adapterach zasiadł DJ Scratch, który wyrósł potem na mistrza gramofonu i wziętego producenta.
    Obaj emce mają wyczilowane flow, powolny styl rymowania (call me P, the slow-flower), jednak potrafią zająć się mikrofonem jak rzadko kto. Leniwy styl PMD i nieco żywszy, ale wyluzowany flow Sermona robią wrażenie właśnie na takich bitach, jakie produkują sami zainteresowani. Głównym tematem jest tu równanie z ziemią słabych emce i niszczenie ich celnymi panczami, udowadniając wszem i wobec, że EPMD są najlepsi. Obok nich, naturalnie, stoją Redman, K-Solo i DAS EFX, stawiający dzięki chłopakom swoje pierwsze kroki - w czasie nagrywania tej płyty byli już uznanymi gwiazdami. Jedynym wyjątkiem od bragga, jest kawałek 'Who killed Jane', serial, w którym duet musi się zmierzyć z tajemniczą Jane, która od pierwszej płyty prześladuje obydwu. Jane została zabita? Nie tak szybko...
    Jeśli chodzi o te 4 pierwsze klasyczne albumy EPMD, to ten nie byłby ani pierwszy, ani ostatni. Jest tu kilka genialnych kawałków, jak 'Crossover', 'Headbanger', czy 'It's going down', ale nie wszystkie są aż tak genialne. Co nie znaczy, że to słaba płyta - jest świetna. Klasyk bez mała.

OCENA: 5+\6 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz