RAP AROUND THE WORLD

Ta strona poświęcona jest rapowi z całego świata. W hip hopie siedzę ponad 25 lat, zbieram płyty i nie ściągam ich z netu - chyba, że są to nielegale. Moja kolekcja płyt sięga ponad 15.000 sztuk - muszę chyba kupić większe mieszkanie, aby jeden pokój przeznaczyć TYLKO na płyty CD :) Nie spodziewaj się linków z downloadem - na pewno gdzieś sobie daną płytę znajdziesz - nie tu. I nie spodziewaj się też wielu nowości - ostatnio hip hop śmierdzi. Spodziewaj się za to recenzji rapu z ponad 100 krajów, albumów takich bardziej znanych i takich, o których słyszysz po raz pierwszy - może po taką płytę sięgniesz? Zapraszam na podróż po świecie hip hopu.
## Na dole dodałem flagi, żeby łatwiej było znaleźć coś z odpowiedniego kraju :)

wtorek, 19 marca 2013

EVIL SIDE GANGSTAS - SNOOPY & VILLAIN

2002

1. Intro (805 Live) 
2. Evil Side Assasins
3. Welcome
4. We're Back 
5. Around Here    feat. MADOGG, HAVIK
6. This Is How We Do It 
7. When A Soldier Dies (That's Life) 
8. Born and Raised
9. I want to go home 
10. Chronic Break
11. Always Gettin' High 
12. Mission 
13. Evil Side 
14. We're The Ones 
15. So Much Pain

    Chicano rap, czyli rap latynoski w USA, to doprawdy ewenement. Oczywiście, mamy tu i Cypress Hill, czy Delinquent Habits, ale z drugiej strony wydało płyt tyle beztalencia i bezguścia, że wypada tylko złapać się za głowę. Snoopy i Villain to dwóch ogromnych Latynosów prosto z ulic Santa Barbara, którzy jakimś sposobem dostali się do gry i wydali ten album...
    Ok, muzycznie nie ma się zupełnie do czego przyczepić. Prawdziwy hardkorowy g-funk: mocne perkusje, ciężki bas przy samej ziemi, funkowe sample, vocodery i moogi na wokalach - takie ciężkie pierdolnięcie pomiędzy rozwiane palmy plaż St. Barbara. W zasadzie muzyka jest tutaj najlepszą rzeczą, jaką znajdziemy na albumie - sprawdź bit do np. 'Around here', 'We're the ones' czy 'Mission'.
    Za to wrażenie psują Snoopy i Villain. Kurważ mać, jak do tego stopnia można nie umieć rymować? I jakim cudem ktoś to wydał? Grozili wydawcy pistoletami, czy jak? O ile jeszcze rymują po hiszpańsku, da radę jako tako, ale kiedy wkracza angielski... Madre Mio! Języki się plączą, nie trafiają w werble, ciężko zrozumieć w ogóle, o czym seplenią... Zresztą, po chuj tu coś rozumieć, kiedy jebią takie pierdoły, że przedszkolak byłby zażenowany poziomem poezji ulicznej. Szkoda się tym zajmować.
    Żeby na tych bitach zarymował ktoś, kto umie i nie zawiązuje mu się język na angielszczyźnie, to byłby porządny album westcoastowy. A tak, w ogóle ciężko to przebrnąć do końca, bo kolesie się tak męczą na majkach, że masz ochotę skrócić ich cierpienia i wyłączyć jak najszybciej. Osobiście nie znajduję usprawiedliwienia dla wydania takiego albumu. Najlepszą reklamą jest to, że duet nie wydał już nic więcej - niestety, wyszło parę solówek... Choć nie powinni wydać nawet tego jednego... No dobra, te następne albumy są nieco lepsze...

OCENA: 1\6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz