RAP AROUND THE WORLD

Ta strona poświęcona jest rapowi z całego świata. W hip hopie siedzę ponad 25 lat, zbieram płyty i nie ściągam ich z netu - chyba, że są to nielegale. Moja kolekcja płyt sięga ponad 15.000 sztuk - muszę chyba kupić większe mieszkanie, aby jeden pokój przeznaczyć TYLKO na płyty CD :) Nie spodziewaj się linków z downloadem - na pewno gdzieś sobie daną płytę znajdziesz - nie tu. I nie spodziewaj się też wielu nowości - ostatnio hip hop śmierdzi. Spodziewaj się za to recenzji rapu z ponad 100 krajów, albumów takich bardziej znanych i takich, o których słyszysz po raz pierwszy - może po taką płytę sięgniesz? Zapraszam na podróż po świecie hip hopu.
## Na dole dodałem flagi, żeby łatwiej było znaleźć coś z odpowiedniego kraju :)

niedziela, 30 grudnia 2012

EVERY NEGATIVE ENVIROMENT MANIPULATES YOUR MIND - E.N.E.M.Y. MINDZ

Lyons Gate 1997

1. Lyons Gate Intro
2. Speedy’s Speaks
3. Roll My Sleeves Up
4. Boriquia Girls
5. Emcee Of The Year
6. Speedy
7. Mind On My Money   feat. BUDDHA MONK
8. Speedy
9. Shoot Tha Gift
10. Fuckin’ With Those Skinz
11. Hip-Hop R.I.P. 1997?
12. Speedy
13. Make Money
14. Speedy
15. Mind Of A Enemy (Enemy Mindz)
16. On And On
17. 98.6 And Rising
18. Speedy
19. Fuckin’ Wit Those Skinz (Remix)
20. Speedy & Ezd Outro

    Jeśli będziesz szukać informacji o tym zespole, to wiele nie znajdziesz. Kalifornijska grupa, częściowo związana z obocznościami Wu Tang (ale bez przesady), w 1997 wydała swój debiutancki album, który... przeszedł praktycznie bez echa. Następna była epka i crew zeszło już zupełnie do podziemia.
    Jay Dixon i DJ Black stawiają, jak się łatwo domyśleć, raczej na hardkor, niż cukierkowe granie. Mocne, bumbapowe perkusje, oszczędne sample, dość standardowo pocięte: wiadomo: pianinka i trąbki, trochę cutów i mamy obraz podziemnego grania z lat '90. W zasadzie każdy podkład można podciągnąć pod ten sam schemat, bo producenci nie są bynajmniej osobami odkrywczymi Pomimo, że grupa jest z Kaliforni, brzmi jak żywcem wyjęta z bloków Bronx'u. Na pewno znajdzie się wielu fanów rapu, którym ten styl: surowy i twardy - będzie się podobał.
     Dwóch młodych emce: jeden o głosie szczawika, trochę kojarzy się z Shyheim'em, drugi zaś to jeden z licznych przedstawicieli latynoamerykańskiej emigracji w Słonecznym Stanie. Żadnemu z nich wiele nie można zarzucić, bo płyną po bicie całkiem nieźle, a ich teksty do płytkich również nie należą. Oprócz ulicznego życia, tematyką jest również bragga i wściekłe pancze - zresztą obie kwestie bardzo się tu przenikają i w zasadzie jedno z drugim jest bez mała tożsame. Członkowie odwołują się tym samym do korzeni, krzycząc, że hip hop umiera (już w 1997 roku!) i że wszystko to pedalstwo. Prorocy normalnie. Poza tym, płyta poprzetykana jest mnóstwem króciutkich skitów, więc z 20 traków, robi nam się zaledwie 11 pełnoprawnych kawałków. Jedynym gościem na płycie jest Buddha Monk, który nie odmawia featuringów chyba nikomu, nawet za darmo, więc może to był jedyny członek Wu (drugiej ligi), który się zgodził... Nie wiem, zresztą, nie ważne.
    Płyta jest bardzo równa, ciężko pokazać jakieś szczególnie świetne kawałki, ciężko wskazać również te słabiutkie - wszystko w granicach, które określiłbym jako 'średnia podziemna' - czyli całkiem porządny album, bez fajerwerków. Na pewno spodoba się fanom brzmienia Złotej Ery, brzmienia spod znaku Wu i okoliczności oraz fanom hardkoru.

OCENA: 4-\6


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz