1. Veteranz Day
2. We Ain't Playin' feat. TRAFEK, SAWB-1
3. Never Hide feat. SANTOTZIN, MALDITO VILLA
4. Bring The Gunz
5. Peace Time Vets
6. A Dedication to La Raza
7. Sounds From The Cohete
8. The Ventriloquest
9. Fifth Sun Eclipse
10. Lyrical Heavyweights feat. TRAFEK
11. Numbers
12. Kill The Rage
13. Adopted By The streets
14. In Prison and War
15. Fifth Sun Eclipse II feat. TRUTH
16. Enemies Mourn You feat. BAD NEWS
17. Amerika
18. Se Acabo feat. KRAZY RACE, MIC MC
Sicario to prawdziwy twardziel, nie ma tu jebania. Syn nastoletniej matki, od dziecka tkwił w środowisku, które narkotyki, alkohol i ostre rżnięcie miało za całe życie. Można by powiedzieć, że strzały wygrywały mu kołysankę - wiecie, to ten wydziarany, łysy i wąsaty Latynos w kraciastej koszuli, którego nie chciałbyś spotkać na swej drodze w czasie wycieczki po USA. Sicario jest w grze jednak już od prawie 20 lat, to wprawdzie jest jego solowy debiut, ale nagrywał sporo przed, ale do tej pory ma również na koncie jeszcze dwie kolejne płyty.
Wszystko tutaj miesza się we własnym sosie, bo producenci pochodzą ze ścisłego kręgu koleżków rappera, a także udzialają się na albumie lirycznie. Najwięcej podkładów zrobił tu Trafek, ale są tu również bity od takich ludzi, jak Maldito Villa, Shadow of Mankind, Somnolence oraz Elespecialista, z którym Thief tworzy grupę Ninth Degree. Mało tu typowych latynoskich bitów w typie 'moja mandolina gra tak pięknie', ani oldies, opartych na starych hitach, choć owszem, te jakże oczywiste tutaj meksykańskie trąbki pojawiają się tu i ówdzie. Jednak to przede wszystkim ciężkie podkłady, zazwyczaj grane osobiście na klawiaturze, zgrane w komputerze. W thrillerowych podkładach celuje zwłaszcza Maldito Villa, którego podkład może śmiało byc ścieżką dźwiękową do horroru klasy B. Przechodzimy tu przez wspomniane meksykańskie trąby, melancholijne pianina, aż po monumentalne sample z opery. Płyta zmasterowana jest dość nieudolnie, bo kawałki są nagrane na różnych poziomach, jednak to jest taki album, który zachwyci fanów podziemia - tego głębokiego.
Za ciężarem gatunkowym podkładów śmiało podążają teksty. Latynoscy podziemni rapperzy rzadko kiedy są nieźli na majku, tak również jest z Thief Sicario. Jego styl to Spanglish - wściekła mieszanka hiszpańskiego z angielskim z garścią lokalnych wyrażeń slangowych. W sumie jego flow jest całkiem fajny - agresywny i płynny, z nieco zdartym wokalem i biorąc pod uwagę treści, to pasuje tu idealnie. A treści? No cóż, Sicario to typ pełen przemocy, wyrosły w klimatach kryminalnych - zresztą sam siedział w więzieniu, jednak nie za przestępstwa na kimś, a za podżeganie na swoich płytach do rebelii - jego kawałki, puszczane w radiach lokalnych wywoływały zamieszki w okolicznych sąsiedztwach! A Thief Sicario opowiada o życiu poza prawem, a że są to opowieści z pierwszej ręki, czasem mogą przerażać realizmem i brutalnością, choć tak naprawdę nie ma tu nic podanego na tacy. ale przecież oprócz tego mamy tu trochę bragga (a co!) i nieco politycznych wycieczek w stronę amerykańskiego rządu. Sicario jest tu chyba najlepszym rapperem, który nie dość, że umie rymować, to jeszcze opanował angielski w stopniu pozwalającym mu płynnie jechać z angielskimi wersami. To stricte hardkorowa jazda, w większości kawałki nie mają refrenów, tylko nawijkę na ciężkie tematy.
Szczerze mówiąc, podoba mi się ten album. Różni się od innych płyt z szyldem chicano rap, bo nie jest przesiąknięty tym meksykańskim feelingiem. To po prostu podziemny klimat, pełen dragów, pistoletów i dziwek, gdzie zewsząd czai się zagrożenie. Jest to zdecydowanie płyta dla fanów ciężkiego grania.
OCENA: 4-\6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz