RAP AROUND THE WORLD

Ta strona poświęcona jest rapowi z całego świata. W hip hopie siedzę ponad 25 lat, zbieram płyty i nie ściągam ich z netu - chyba, że są to nielegale. Moja kolekcja płyt sięga ponad 15.000 sztuk - muszę chyba kupić większe mieszkanie, aby jeden pokój przeznaczyć TYLKO na płyty CD :) Nie spodziewaj się linków z downloadem - na pewno gdzieś sobie daną płytę znajdziesz - nie tu. I nie spodziewaj się też wielu nowości - ostatnio hip hop śmierdzi. Spodziewaj się za to recenzji rapu z ponad 100 krajów, albumów takich bardziej znanych i takich, o których słyszysz po raz pierwszy - może po taką płytę sięgniesz? Zapraszam na podróż po świecie hip hopu.
## Na dole dodałem flagi, żeby łatwiej było znaleźć coś z odpowiedniego kraju :)

wtorek, 30 kwietnia 2013

HOW LONG - LV

Relativity 2000

1. Intro
2. How Long   feat. SHARI WATSON
3. One Chance
4. Forgive Me Girl
5. Hustlers 4 Life (Interlude)
6. Everyday Hustler   feat. RAEKWON
7. Come Home With Me
8. Hold On
9. Woman's Gotta Have It
10. Thinking Of You
11. The Testimony (Interlude)
12. Rain     feat. 5 YOUNG MEN
13. Lady Sunshine
14. I Don't Know Why
15. Wherever You Are
16. Outro

    Z L.V. jest podobny kłopot, jak z Nate Dogg'iem: żaden z nich rapper, ale uparcie ich płyty lądują na półkach z napisem rap & hip hop, w różnych zestawieniach włącza się ich pod rap, w rapowych magazynach pisze recenzje... Pewnie dlatego, że obaj często są gośćmi na płytach rapowych... W przypadku L.V. dochodzi jeszcze kolosalny hit z Coolio - 'Gangsta's Paradise', dzięki któremu, nawet jeśli nie kojarzysz ksywy, znasz jego głos. Przed sobą mamy jego drugi solowy album (pomijam ten wspólny z South Central Cartel), który nieco niesiony sukcesem 'Gangstas Paradise', wylądował dość wysoko na notowaniach Billboardu.
    Płyta zapewne odniosła sukces nie tylko przez kawałek z Cooliem, wydany 5 lat wcześniej - jest po prostu dobra, bo produkcja jest zrobiona przez osoby, które znają się na r&b i rapie. Weźmy Mario Winans'a, którego lista hitów jest bardzo długa, ale jest też Billy Moss (współpraca z Adiną Howard, Mark Morrison), Darryl Young (kawałki dla Boyz II Men, Smooth, Az Yet, Case), Marc Gordon (założyciel legendarnej grupy Levert), Alex Cantrall (współpraca z Imajin, Jamelia, Pras, Dru Hill) oraz mniej znani Steven Russell, Marc Kinchen, James Broadway, The Characters, czy Myron. Jeden kawałek zrobił sam LV. Dzięki takiej produkcji, mamy tu muzę, która, choć nie jest przebojowa sama w sobie, doskonale zaś nakręca album, bo są tu kawałki szybsze i wolniejsze, nawet stricte rapowe (jak ten z Raekwonem). Do tego, sporo partii instrumentalnych granych jest na żywych instrumentach. Taki romantyczny g-funk.
    Baryton LV jest łatwy do rozpoznania i oznacza, że facet ma swoje miejsce na scenie. Zresztą, jest chętnie zapraszany do różnych rapowych kawałków, przede wszystkim na Zachodnim wybrzeżu. Wspominałem o g-funku nie bez powodu, bo przecież LV, jeśli już mówi o życiu ulicznym i hustlerce, to wie, o czym gada, bo przecież spędził dwa lata na rekonwalescencji po strzelaninie w LA... Ale głównym tematem piosenek są damsko-męskie sprawy, które zainteresują głownie kobiety, bo w sumie, dla faceta jest tu tylko jedna piosenka - 'Everyday Hustler' ze świetnym (choć nieco bezsensownym) wejściem Raekwona. Nie ma tu więc hitów na miarę 'Gangsta's Paradise', ale jest singlowy 'How long', który jest bardzo przyjemnym kawałkiem.
    Fani czystego hip hopu nie znajdą tu nic dla siebie. LV śpiewa, jest mało wejść z rapem, płyta jest nieco rozlazła, zwłaszcza może dłużyć się pod koniec, ale faktem jest, że jeśli ktoś lubi soul lub r&b, ta płyta będzie dla niego dobrą propozycją. Na kilka przesłuchań. Na pewno nie jest zła.  

OCENA: 3+\6


niedziela, 28 kwietnia 2013

FLY SCHOOL REUNION - GIANT PANDA

Tres 2005

1. Rap Attack Intro
2. One Time
3. With It
4. Super Fly
5. Just Cause
6. Diggin' In The Tapes
7. 90's
8. Sho' Improve
9. Chops
10. Grand Prix
11. Always Dope
12. 3rd Party
13. Racist     feat. THES ONE
14. T.K.O.
15. Strings
16. Classic Rock

    Słyszałeś o Giant Panda? Pewnie nie, a szkoda. Trio z podziemi Los Angeles stara się przywołać najlepsze rzeczy w hip hopie i umieszcza je na swoich albumach. Co śmieszniejsze, żaden z nich nie jest Czarny - zresztą nazwa trafnie odnosi się do ich pochodzenia. MC Maanumental, Newman i Chikaramanga są tu ze swoim pierwszym oficjalnym albumem (nie liczę nielegala 3 lata wcześniejszego) i za ten właśnie album zebrali niesamowite owacje - zarówno od fanów, jak i w gazetach i magazynach pojawiły się ekstatyczne recenzje. 
    Jak już wspomniałem, to powrót do korzeni, dlatego produkcje człownków zespołou, Chikaramangi i Newmana, tak samo jak Thes One z People Under The Stairs, Sir Kado i Ben'a Gebhardt kapią aż od złotoerowego zacięcia, wajbów i funkowo-jazzowych sampli. Producenci wykorzystują sporo motywów znanych z płyt A Tribe Called Quest - sami zresztą przyznają, że to jeden z ich najulubieńszych zespołów. Ale uważny słuchacz odnajdzie tu również cytaty z De La Soul, czy nawet Warren G. W związku z tym, że większość albumu zrobił Thes One, klimat może być miejscami podobny do nagrań People Under The Stairs, ale... jest dużo lepszy, dzięki wkładowi Newmana i Chikaramangi. Sprawdź bity do 'Chops', 'Grand Prix', czy 'Super fly'. No i naturalnie, dobrą robotę robi tu zróżnicowanie pomiędzy emce.
    Bo każdy z chłopaków rymuje świetnie. Do tego Chikaramanga, jako, że jest Japończykiem, rymuje przede wszystkim po japońsku. Powracają myślami przede wszystkim do dawnych, dobrych czasów w hip hopie, ale nie nie stronią od poważniejszych tematów, tak jak w 'Racist' albo '3rd Party', ale nie oszukujmy się, nie dość, że takich tematów jest niewiele, to jeszcze potraktowane są równie luźno, co te... luzackie kawałki. Bo czy można traktować poważnie prześmiewcze wersy Japończyka, który nabija się sam z siebie? Emce - słychać to wyraźnie - doskonale bawią się na majku, a słuchacz ma podobny ubaw.
    Luz, klasyka, zabawa. Tego się aż przyjemnie słucha! Nic dziwnego, że album zebrał tak rewelacyjne noty, bo to prawdziwa płyta, taka, której słucha się świetnie i ma się ochotę włączyć po raz kolejny. Giand Panda zrobiła ten 'fly school reunion', bez kitu,

OCENA: 5\6


piątek, 26 kwietnia 2013

SHOCK VALUE II - TIMBALAND

Blackground 2009

1. Intro 
2. Carry Out   feat. JUSTIN TIMBERLAKE
3. Lose Control   feat. JOJO
4. Meet In Tha Middle   feat. BRAN' NU
5. Say Something   feat. DRAKE
6. Tomorrow In The Bottle   feat. CHAD KROEGER, SEBASTIAN
7. We Belong To The Music   feat. MILEY CYRUS
8. Morming After Dark    feat. NELLY FURTADO, SO SHY
9. If We Ever Meet Again   feat. KATY PERRY
10. Can You Feel It   feat. ESTHERO, SEBASTIAN
11. Ease Off The Liquor
12. Undertow    feat. THE FRAY, ESTHERO
13. Timothy Where You Been    feat. JET
14. Long Way Down   feat. DAUGHTRY
15. Marchin On    feat. ONE REPUBLIC
16. The One I Love   feat. KERI HILSON, D.O.E.
17. Symphony    feat. ATTITUDE, BRAN' NU, DO.E.

    Timbaland chce sięgać gdzieś dalej, niż poletko hip hopowe, na którym osiągnął już własciwie wszystko. Poprzednie płyty wyeksploatowały materiał, można było tylko powielać schemat. Dlatego Timbo sięgnął po coś więcej. Jego trzecia płyta solowa to album w zasadzie producencki, na który zaprosił gwiazdy popu i mainstreamu. Chodziło o kasę? Przecież ma jej tyle, że może się nią podcierać. To chyba coś więcej - ambicja. Ambicja producenta rapowego, który nie chce być szufladkowany w żaden sposób.
    Tim zawsze był do przodu, zawsze jego produkcje odznaczały się progresywnością i były o krok przed innymi. Timba wyznaczał standardy. Na 'Shock Value II' wydaje się, że zjadł swój własny ogon, produkując kawałki już nie futurystyczne, ale idące w ślad za ostatnimi trendami. Są to podkłady czerpiące wiadrami z elektronicznych brzmień, jakie są od paru lat wszechobecne w popie i rapie. Nawet czasem przebojowe i fajne, ale plastikowe jak fabryka plażowych grabek. W sumie brzmi to tym razem jak jakakolwiek inna płyta popowa z tego okresu. Nawet nie hip hopowa. Pop czystej wody.
    Wprawdzie Timbo rapuje w prawie każdym kawałku, prawie każdy kawałek ma gości. Na płycie znalazł się też Drake - rozmymłany kanadyjski pseudorapper, a także rapuje tu piosenkarka r&b Brandy, jako Bran' Nu, ale to koniec związków z hip hopem. Aha, zapomniałbym o niejakim Sebastianie. Obecność Justina Timberlake i Nelly Furtado jest tu jak najbardziej usprawiedliwiona, bo przecież Timbaland z nimi blisko współpracuje, natomiast co chciał osiągnąć producent, zapraszając na album Miley Cyrus, Katy Perry i One Republic? Tego nie pojmę. Nowy target - 13-latki? Po co to chłopu? Poza nimi mamy jeszcze rockowe grupy: The Fray, australijskie Jet, zwycięzców amerykańskiego Idola Daughtry, Nickelbag i paru innych wykonawców. Z tego wszystkiego nieźle wypadli Justin, Bran'Nu, Chad Kroeger z Nickelbag, czy (o zgrozo!) One Republic. Masakrę za to popełnili Kate Perry, Miley Cyrus, Jet jak i kilku innych wykonawców, których nie bardzo da się słuchać. Najbardziej do mnie przemówił 'Symphony' - follow up do klasyka od Marley Marla. Może dlatego, że to najbardziej hip hopowy kawałek na albumie.      
    Rozczarowałem się kosmicznie. 'Shock Value' był świetna płytą mi katowałem ją ostro, ale na części drugiej Timba zmienił zupełnie recepturę. Poszedł w stronę popu, zaprosił gwiazdeczki muzyki... Lipa. To nie jest to, za co lubiłem Timbę.

OCENA: 2+\6


środa, 24 kwietnia 2013

LONG LIVE THE KANE - BIG DADDY KANE

Cold Chillin 1988

1. Long Live The Kane
2. Raw (remix)
3. Set It Off
4. Day You're Mine, The
5. On The Bugged Tip    feat. SCOOB LOVER
6. Ain't No Half Steppin'
7. I'll Take You There
8. Just Rhymin' With Biz    feat. BIZ MARKIE
9. Mister Cee's Master Plan    feat. MISTER CEE
10. Word To The Mother (Land) (extended remix)

    Jeden z najlepszych debiutów w historii, jeden z tych emce, którzy mieli kolosalny wpływ na rap, jeden z wiecznych klasyków hip hopu... Big Daddy Kane. Człowiek legenda - a ilu młodych fanów rapu o nim słyszało? Wstyd. Kane to człowiek, który kreował grę na początku Złotej Ery. Jego debiutancka płyta w zestawieniach poważnych pism muzycznych plasowana jest wciąż na samym szczycie.  
    Marley Marl już wtedy był bardzo aktywnym producentem, stawał się coraz bardziej znany. Rapowe produkcje pod koniec lat '80 charakteryzowały się raczej oszczędnym brzmieniem - szybka perkusja z bitmaszyny oraz sample z najjaśniejszych kawałków soulu i r&b. Marley Marl miał wówczas straszną jazdę na Jamesa Browna i właściwie w każdym kawałku są jakieś sample z Ojca Chrzestnego soulu. Oprócz tego znajdziemy tu The Meters, Quincy Jones'a, Jackson 5 i wiele innych. Osoba, która słucha dużo czarnej muzyki, zapewne rozpozna większość z sampli na tej płycie, zresztą, sporo z nich wykorzystanych jest do zdarcia na rapowych płytach.
    Płyta okazała się klasykiem nie z powodu bitów, ale dla samego Kane'a, który okazał się niszczyć mikrofon w praktycznie każdym kawałku. Mówi na płycie o typowych rzeczach, jakimi zajmowali się wówczas rapperzy: bragga, afrocentryzm i kobiety. Sporo cytatów z tej płyty pojawia się do dziś, wkatowane czy to w refreny, czy w zwrotki, czy na płytach turntablistycznych. Weźmy fragment z 'Rhymin with Biz': 'We gonna end it like this in the place ya'll. It's like this yall, and you don't stop. Now, the name Kane is superior to many people; It means king asiatic nobody's equal. I hate to brag, but damn I'm good! And if mics were a gun, I'd be Clint Eastwood. And if rap was a game, I'd be mvp: Most valuable poet on the m-i-c. And if rap was a school, I'd be the principal. Aw fuck it, the Kane is invincible. To be specific, I may die one day But my rhymes will remain like a heiroglyphic' - te wersy pojawiały się w tylu kawałkach innych wykonawców, że ciężko zliczyć. A to tylko połowa jednej zwrotki! Oprócz Kane'a na majku znajdziemy jego prawą rękę, tancerza obdarzonego skrzekliwym, nosowym wokalem: Scoob Lovera, szalonego Biz Markiego i poza rymowaniem znalazł się tu dj Mister Cee, który otrzymał jeden kawałek na cięcie wosku. Bez emfazy rzec można, że to biblia hip hopu.
    Naprawdę, to jeden z najważniejszych albumów w historii. Nowa jakość rymów, pancze, przy których słuchacze łapali się za głowy - Kane wspiął się na wyższy poziom. I rozwalił. Może płyta nie do końca wytrzymuje próbę czasu, ale lirycznie to nadal majstersztyk.

OCENA: 5-\6 


poniedziałek, 22 kwietnia 2013

PAO BURRO - PHAY GRANDE

Kappa Produsons 2007

1. Intro - Geralmente
2. Pao Burro (A verdade)
3. Gamela   feat. JU PATA + skit + maldito feriado
4. Timóteo
5. Cota é Cota
6. Malandras    feat. NEY PY
7. Arroz + No mo cubico
8. Vives aonde (Representa) feat. MENTE LIRICA, DR. BLACK
9. Ninjas
10. Serve o mambo
11. Responde
12. Ta a vontade   feat. VASSELF, C7, MAD-CROOK
13. Enximento

    Ostatnio przypomniałem sobie ideę bloga, że 'rap dookoła świata' - to krążymy. Ostatnio byliśmy w Azji, czas na powrót do Ojczyzny, do Afryki. Czy może dziwić, że tu też robi się hip hop? Toć to kontynent czarny do szpiku kości. I Afryka to nie tylko chaty z błota i łajna i paciorki, ale także ogromne miasta. I tu powstaje afrykański rap.
    Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, kto odpowiedzialny jest za muzykę, bo płytę dostałem ze skserowanym frontem i tyłem, bez kredytów - podobno i tak powinienem się cieszyć, że mam ksero, bo w Afryce rządzi drugi obieg i czasem płyty sprzedaje się z koca, wrzucone w papierową kopertę. Super. Nie szkodzi. Na płycie dostajemy korzenny hip hop, z wieloma odnośnikami do afrykańskiej kultury i samplami z muzyki etnicznej. Usłyszymy tu wiele zaśpiewów lokalnych, wsamplowanych pomiędzy afrykańskie bębny, gitarki - jest to bardzo ciekawe doświadczenie. I mnie się w większości podoba :)
    Phay Grande to jedna z gwiazd angolskiego rapu. Sprzedaje chyba najwięcej płyt i jest dobrze rozpoznawalny. Nie mówię najlepiej po portugalsku i sprawę utrudnia mi jeszcze sporo wrzutów z języka owimbundu, ale z tego co rozumiem, Phay to światły rapper, opowiadający o społecznych problemach stolicy Angoli, Luandy, gdzie ponad 4 miliony ludzi żyją w bardzo różnych warunkach - większość fatalnych. To jeden z otwartych umysłów, bojowników o lepsze jutro dla ludów Angoli. Słucha się go całkiem dobrze, ten szeleszczący flow wywołuje uśmiech na ustach i możesz nic nie rozumieć, to ta muzyka ma siłę, której ciężko się oprzeć. 
    Jak dla mnie to jeden z najciekawszych albumów nie tylko  z Angoli, ale w ogóle z Afryki. Bardzo lubię tę płytę za afrykańskie klimaty i ten niepowtarzalny wajb. Hardkor spalony słońcem równika. Fajna płyta.

OCENA: 5-\6


sobota, 20 kwietnia 2013

IT'S BEEN A LONG TIME COMING - DIGITAL MASTA

2000

1. It’s Been Longtime Commin Intro
2. 소년원 Freestyle Feat. Infinite Ginnwon
3. 소년원 Freestyle Feat. Infinite Ginnwon
4. 망가진 청색호랑이 Intro Feat. Ginnwon
5. 망가진 청색호랑이 Feat. Ginnwon
6. High Quality Choice Feat. 조PD
7. 그녀는 나에게 Intro
8. 그녀는 나에게
9. DM-SDT 구입
10. 폭풍전야 Feat. Ginnwon Doaka-Deux 이현도
11. Sky Is High Clouds Is Low Feat. Ginnwon, Teddy
12. Thug Of Round Table Feat. 조PD, Ray Jay, Infinite
13. 소년원 Freestyle Remix
14. 망가진 청색호랑이 Remix
15. 악동이 Remix
16. 너와 나 (Bonus Track)
17. 폭풍전야 – Instrumental (Bonus Track)
18. 망가진 청색호랑이 – Instrumental (Bonus Track)

    Wbrew pozorom i temu, co dociera do naszego kraju, Korea ma do zaprezentowania sporo więcej na scenie hiphopowej, niż tylko prześmiewczy PSY, który, mimo, że zaczynał w rapie, obecnie prezentuje K-Pop, a nie K-Hop... Pierwsze solo Digital Masta uznawane jest w Korei za coś w rodzaju klasyka i w sumie mam szczęście go posiadać, bo nakład dawno został wyczerpany...
    W stwierdzeniu, że prawdziwy hip hop w USA został raczej zepchnięty albo do podziemia, albo w ogóle wypchnięty poza granice, jest sporo prawdy. Muzyka (wybaczcie, ale naprawdę nie jestem w stanie odczytać producentów - ba, nawet nie wiem, w którym miejscu okładki ich szukać...) to nowoczesny hip hop - jak na 2000 rok naturalnie, posiadający spora dozę elektroniki, trochę koreańskiego grania ludowego, ale i trafiają się sample jazzowe ('High quality choice', którego ledwo da się słuchać, bo jest złożony chyba przez przedszkolaka...). Zatem, część płyty jest całkiem niezła i słucha się jej bardzo dobrze, ale niektóre bity mogą być nie do przejścia dla słuchacza...  
    Teksty? Dobre sobie. Jeśli ktoś zna koreański, to może posłuchać i podzielić się doznaniami - ja nie jestem w stanie. Można w tym wypadku ocenić jedynie flow i styl, w jakim brzmi rymowanie po koreańsku, co dla nas, Polaków, może wydawać się absolutnym kosmosem. Jako, że jest tu wielu gości, ciężko w sumie uchwycić, który to Digital Masta, a który chociażby Ginnwon, występujący w połowie kawałków. W zasadzie to nie ważne, bo i tak rymowanie stanowi jedną papkę i człowiek europejski nie odróżnia pojedynczych słów, poza angielskimi wstawkami. Rymuje się? Raczej tak. Flow płynie? W większości, choć słychać potknięcia i mało wprawne wersy. No to prawie git.   
    Digital Masta na scenie koreańskiej obecny jest cały czas, czy to solo, czy w duecie z Carsenem pod tytułem DNS. Nie wiem, jak jego kolejne albumy, bo nie jestem w stanie ich dostać, mój koreański łącznik się zerwał i nie ma mi kto przysyłać płyt z półwyspu. Chociaż... Akurat to nie jest najlepszy reprezentant tego kraju - wręcz dość słaby. O tych lepszych w swoim czasie :)

OCENA: 3-\6


czwartek, 18 kwietnia 2013

RESPECT - SHAQUILLE O'NEAL

T.W.Is.M 1998

1. Intro 
2. Fiend ’98 
3. The Way It’s Going Down (T.W.Is.M For Life)   feat. DJ QUIK, PETER GUNZ
4. Voices     feat. SAUCE MONEY
5. Fly Like An Eagle    feat. TRIGGA
6. The Light Of Mine (Interlude) 
7. Got To Let Me Know 
8. River (Interlude) 
9. Heat It Up   feat. LOON
10. Pool Jam 
11. Make This A Night To Remember   feat. PETER GUNZ, PUBLIC ANNOUNCEMENT
12. Blaq Supaman 
13. Psycho Rap (Interlude)
14. Deeper    feat. SONJA BLADE, K-RAW
15. The Bomb Baby    feat. DEADLY VENOMS, K-RAW
16. 3 X’s Dope    feat. SONJA BLADE
17. Like What  
18. 48 @ The Buzzer

    Po sukcesie swoich dwóch pierwszych płyt, Shaq wydał składankę 'The Best Of...' i zajął się karierą prywatną, w swojej osobistej wytwórni. Co, szczerze mówiąc, na dobre wcale mu nie wyszło. Czwarta i piąta płyta okazały się sporo słabsze od pierwszych i nie przyniosły spodziewanych sukcesów, tak samo zresztą, jak wytwórnia. Na swojej ostatniej, piątej płycie (nie liczę tej szóstej z 2001, bo nikt jej nie wydał...), Shaq pragnął zaprezentować siebie, jako bossa wytwórni, gotowej do podbicia świata. Nie wyszło.
    Muzycznie to płyta oparta na typowych dla końcówki lat '90 patentach. Producenci DJ Quik, DJ Clark Kent, Ken Bailey i Russ Prez zadbali o to, żeby było miło i sympatycznie i w hiphopowym klimacie. Dlatego mamy taką trochę party-mixture: przeróbki klasyków 'Microphone Fiend' Rakima i 'Blaq Supaman' Above The Law, są pościelówki 'Got to let me know' i 'Make this night to remember', traki rozkręcające imprezę jak 'Pool jam' i 'Heat it up' oraz ostrzejsze kawałki dla ziomów na rogach: 'Voices', czy 'Deeper'. Wszystko to brzęczy gdzieś w tle, czasem przykuwając uwagę, czasem mijając mimo uszu...
    Już kiedyś wspominałem, że Shaq do wybitnych emce nie należy, jednak świetnego głosu odmówić mu nie można. To ten typ, którego rozpoznasz zawsze i wszędzie. Do tego charakterystyczny, kulejący lekko flow i nie najciekawsze teksty. Pierwsze płyty rozchodziły się dzięki współpracy z odpowiednimi osobami (Fu-Schnickens, RZA, Phife Dawg), ale tu zabrakło takiego wsparcia. Sam DJ Quik nie pociągnął albumu jednym trakiem, tak samo, jak Clark Kent. Shaq przy okazji promuje tu swoich ludzi - jest tu Peter Gunz, wówczas na (krótkotrwałej wprawdzie, ale jednak) fali, jest Sauce Money (znany ze współpracy z Jay Z), jest Loon z Harlem World od Cam'rona, są śpiewający Public Announcement, są podziemne laski z Deadly Venoms oraz nieźle rokująca Sonja Blade (która później przepadła w tłumie), no i zupełny nołnejm, K-Raw. Aspekty liryczne można sobie tu spokojnie darować, bo płycizna jest chyba wystarczającym słowem...
    Wprawdzie album dotarł aż do 8 miejsca na liście rap & r&B Billboardu, ale krytyka nie zostawiła na płycie suchej nitki. No, The Source dał 3 mikrofony, chyba dzięki znajomościom. Nie jest to nawet taka słaba płyta, ale wygląda na to, że pomysłów starczyło na pierwszy kwadrans, bo potem papka robi się coraz większa. Takie do lecenia w tle podczas imprezy albo sprzątania, np. odkurzaczem...

OCENA: 3\6


wtorek, 16 kwietnia 2013

IT'S CALLED LIFE - ETERNIA

Urbnet 2005

1. Truth
2. Evidence
3. Hate
4. Beef
5. Family   feat. HELIXX C, DJ DOPEY
6. Time
7. Control
8. Understand (If I) feat. FREESTYLE
9. Balance
10. Death
11. Love    feat. JESSICA KAYA
12. Struggle    feat. WORDSWORTH, KENN STARR
13. Girls
14. Inspiration
15. Bang

    Kiedy zamawiałem sobie tę płytę z Kanady, w sumie nie wiedziałem o niej nic, poza podejrzaną okładką. Ale gdzieś przeczytałem ekstatyczną recenzję jej pierwszej (w sumie to drugiej, ale debiutu takiego pełnoprawnego) płyty i mnie to zaciekawiło. Eternia to dziewczyna, która w Kanadzie jest rozpoznawalną rapperką i, co lepsze, nagradzaną i szanowaną. Do Polski jej sława nie dotarła, a może szkoda? Bo co znamy z Kanady? K'Naan? To bardziej Somalia. Pewnie część pamięta Dream Warriors z 'My Definition to a bombastic jazz style', może ktoś kojarzy Classified i Swollen Members. Syfiasty Drake. A tu jest mnóstwo ciekawych wykonawców!
    Mogę trochę popieprzyć, że produkcją na płycie zajęli się Tone Mason, Similak, Rude, Collizhun i paru innych, ale komu to cokolwiek powie? Właśnie. Mnie również w sumie mało. Pewnie słyszałeś bity Tone Mason'a dla 50 Cent'a, Busta Rhymes, czy Talib Kweli - to producent nominowany parokrotnie do Grammy. Collizhun za to współpracuje z Battle Axe, stąd obecność Freestyle z Arsonists. Reszty nie znam. Nie szkodzi. Podkłady wprawdzie nie powalają, ale są wystarczająco porządne, żeby stanowić zacne tło dla Eternii. Są to bity energiczne, twarde - w sumie zupełnie nie kobiece. W zasadzie płyta lekko zwalnia tylko przy 'Balance', który jest takim refleksyjnym kawałkiem, ale to wcale nie znaczy, że to pościelówa. Tu nie ma na to miejsca. 
    Ta biała panna obdarzona jest niskim, ciepłym głosem i świetnym flow, co w połączeniu ze świetnymi, inteligentnymi tekstami sprawia, że dziewczyna niszczy mikrofon. Weź np. wersy 'And now "Jesus Walks" in the club, that's real \ And kids getting blessed by the bar; what's that, a baptism? \ It's the new religion, era of the me sinning \ I won't preach to ya, I'm from the same system'. Cała płyta to celne obserwacje społeczne oraz swoje osobiste przeżycia, przetykana bitewnymi rymami, które walą w Twój ryj bez ostrzeżenia. Dodatkowo, mamy tu Freestyle'a z Arsonists i gwiazdy podziemia: Wordsworth i Kenn Starr oraz mniej znaną nowojorską rapperkę Helixx C, którą możecie kojarzyć ze składaka Fat Beats Compilation Vol. 1.
    Świetna lirycznie i zwyczajna bitowo płyta namieszała nieco na scenie, nie tylko kanadyjskiej. Eternia została dostrzeżona przez Amerykanów, ale także przez europejskie kręgi, spragnione tego 'prawdziwego rapu'. Płyta jest naprawdę niezła i nie żałuję, że ją ściągnąłem w paczce z Kanady - wyszło na to, że niespodziewanie była jedną z lepszych pozycji w zamówieniu :) Eternia na pewno jest warta sprawdzenia.

OCENA: 4+\6


niedziela, 14 kwietnia 2013

BROTHERS ARE DROPPEN - 7 OVER 6

So Serious 1995

1. Get Up
2. We Conquered Many
3. More Than Meets The Eye
4. Brothers Are Droppen
5. Outro

    To jedna z takich płyt, które wyszły w danym czasie w określonym miejscu i słuch o nich zaginą. Dopiero po kilkunastu latach ktoś wpada na egzemplarz w antykwariacie i się zajara... Dwóch kolesi z Kansas City, Don Juan i Alfred Hamilton Jr. są właśnie taką grupą. Nagrali, wydali, zniknęli...
    Sami sobie wyprodukowali cały krążek - w zasadzie to Don Juan robił bity z pomocą Alfreda. Dostajemy tu potężne brzmienie podziemnego g-funku. Brzęczące basy, podkręcone perkusje, sample z płyt z funkiem lat '70, piszczały i ogólnie klimat skaczących lowriderów wraz z zasłoniętymi mordami z uzi w ręku wewnątrz. Krótko, ale treściwie i bujająco.
    Lirycznie to taki sam styl, jak muzyka - obie części pasują do siebie jak sedes do dupy. Chociaż, dupa może kojarzyć się pejoratywnie, a tu jest po prostu fajnie. Kryminalne opowiastki z mrocznych ulic Kansas City opowiadane są całkiem przyjemnym głosem i flow. Jasne, że ciężko tu o fajerwerki i olśniewające wersy - to po prostu g-funkowa średnia, ale zbierając wszystko do kupy (to taki follow up do porównania o dupie i sedesie), otrzymujemy niezwykle przyjemną płytę.
    Owszem, to tylko 5 kawałków, ale są to traki mocno esencjonalne, świetne do samochodu, lub szwendania się po mieście. Gęsty funk, mocne teksty, jednak nie epatujące zbędną wrogością, tylko na zimno opisujące rzeczywistość. To już 18 lat, ale lubię czasem wrócić do tego krążka...

OCENA: 5-\6


piątek, 12 kwietnia 2013

PROJECT KINGZ - MOB TOP

Supernatural 2010

1 Money In Tha Bank - RYDAH J.KLYDE feat. ROB LO
2 Hey - GHETTO STARZ    
3 We Supa - SMASH UNIT feat. DUBB 20    
4 My Niggas - MAKI  feat. DUBB 20
5 Action Packed - AP.9   
6 Fly As Fuck - DUBB 20  feat. PRINCE AMEER
7 Drug Lord - JACKA feat. FED-X, CRUMB SNATCHER, D-DRE THA GIANT, MACK HACK, DUBB 20 (Remix)
8 Honor & Will - FREAKO feat. U-Z-I
9 Top Rank - DUBB 20
10 Crazy - RYDAH J. KLYDE   
11 We Keep Thuggin - DUBB 20 feat. PRINCE AMEER, MONTANA MACKS, CRUMB SUCKER   
12 Livin Everlastin - MONTANA MACKS  feat. FREAKO
13 It's Like That - ROB LO       
14 Get The Picture - HARPER BOI

    Choć album 'Project Kingz' firmowany jest nazwą Mob Top i jedną gębą na okładce, to jest to w zasadzie składanka różnych ludzi związanych z zachodnim południem Stanów. Ciężko nawet powiedzieć cokolwiek sensownego o twórcach, poza tym, że zgromadzili trochę nowych twarzy i starych wyjadaczy.
    Okładka płyty nie obfituje w informacje, dlatego nawet nie wiem, kto wyprodukował te bity. W sumie, nie ma to większego znaczenia, bo to typowy produkt południowego zachodu (czy też odwrotnie - zachodniego południa). Trochę funkowych wkrętów, ale w większości to podkłady oparte na przyspieszonych perkusjach z obfitością hajhetów. Poza tym, wiadomo, pianinka i syntezatory, wszystko zachowane w klimacie południowej hustlerki. Kiedy ktoś lubi ten flejwor, to jest ok.
    Na majkach za to mamy cały przekrój sceny z południowo-zachodnich stanów Ameryki. Mamy tu kilka propozycji z obozu Mob Figaz (Ap.9, The Jacka,  Rydah J. Klyde, Fed-X) oraz osób związanych z grupą, takich jak np. Rob Lo. Poza Mob Figaz, drugim zespołem rządzącym na płycie, jest Ghetto Starz, z którego pojawiają się Dubb 20, U-Z-I i Freako (nie żyjący już zresztą). Lirycznie, to typowe Bay Area style - hustle and pimp. Oczywiście, fani stylu będą szczęśliwi, słuchając owych kawałków od Ap.9, czy Ghetto Starz, ale ci, którzy słyszą te nazwy po raz pierwszy, mogą poczuć się lekko skofundowani. Może dlatego warto płytę sprawdzić?
    Nie jest to hit. To zwyczajna, nowoczesna płyta z Bay Area - nie tak funkowa, jak nagrania jeszcze sprzed 5 lat - bardziej posunięta w stronę południowego grania. Ale znajdziemy tu uznane gwiazdy niezależnej sceny: Fed-X, Ap.9, Rydah J. Klyne, czy The Jacka, którzy mają na kontach wiele solowych i wspólnych płyt, są zatem doświadczeni na tym polu. Niemniej jednak, płyta jest najzupełniej zwyczajna dla swojego przedziału klimatycznego.

OCENA: 3\6 


środa, 10 kwietnia 2013

EXIT 13 - LL COOL J

Def Jam 2008 

1. It’s Time For War
2. Old School New School
3. Feel My Heart Beat   feat. 50 CENT
4. Get Over Here   feat. IT'S YA GIRL NICOLETTE, JIZ, LYRIKAL, TRICKY DIAMONDZ
5. Baby    feat. THE-DREAM
6. You Better Watch Me
7. Cry    feat. LIL' MO
8. Baby (Rock Remix)   feat. RICHIE SAMBORA
9. Rocking With The G.O.A.T.
10. This Is Ring Tone M…   feat. GRANDMASTER CAZ
11. Like A Radio   feat. RYAN LESLIE
12. I Fall In Love    feat. ELAN
13. Ur Only A Customer
14. Mr. President    feat. WYCLEF JEAN
15. American Girl
16. Speedin On Da Highway / Exit 13    feat. FUNKMASTER FLEX
17. Come And Party With Me    feat. FAT JOE, SHEEK LOUCH
18. We Rollin’
19. Dear Hip Hop

    LL Cool J to legenda hip hopu, tego nie można mu odmówić. Pierwsze pięć albumów to absolutne kamienie milowe, szósty też był klasykiem, ale każdy następny zdobywał już tylko szczyty tandety, zamiast zdobywać serca fanów hip hopu. Do 1995 roku było już tylko gorzej, pomimo różnych prób. Ostatnia płyta J'a dla Def Jam, dwunasta w jego kolekcji, miała przywrócić mu uwagę fanów prawdziwego rapu.
    Czy to właśnie dlatego LL zaprosił na płytę w większości mało znanych producentów? I jak ma się do tego powrotu koszmarny 'Baby' od Tricky Stewarta, produkującego dla takich gwiazd, jak Britney Spears, czy Rihanna? No, ok, ja wiem, że Ladies Love Cool James i zawsze musi być jakaś pościelówa na jego krążku, ale ten numer przywołuje najgorsze wspomnienia z płyty 'Phenomenon'... Z tych bardziej znanych producentów jest jeszcze DJ Scratch, Marley Marl i Dame Grease (w duecie z Music Mystro) - oni jednak mogą zapewnić o powrocie LL'a... Reszta to różne style: Suits & Ray Burghardt, Frado & Absolut, Ryan Leslie prezentują raczej bity nowoczesne, za to The Dream Team (genialne 'Feel my heartbeat'!), Raw Uncut, Cue Beats, StreetRunner, czy Ilfonics to klasycznie zorientowani producenci.
    LL jest na tyle stary (w roku wydania płyty stuknęła mu 40-stka), że nie ma tu już chyba szans na zmianę flow i stylu - nie ma jednak sensu zmieniać czegoś, co się tyle lat sprawdzało. Problem w tym, że im J jest starszy, tym bardziej mięknie. Na okładce, co warto zauważyć, po raz pierwszy od czterech płyt pojawiła się naklejka o niecenzuralnej zawartości. Czyli jednak powrót? W sumie, i tak nie ma tu nic nowego: kilka kawałków pościelowych - w tym singlowe, tandetne 'Baby' i lepszy remiks z Richiem Samborą z Bon Jovi, 'American girl', czy jazzujący 'Cry' z milutką dla ucha Lil Mo - plus kilka innych. W zasadzie procent kawałków o laskach i imprezach jest kilka razy większy, niż na klasycznych albumach. Tu mamy może pięć kawałków prezentujących skillsy na majku LL'a, jeden, z Wyclef'em, jest politycznie nacechowany, reszta jest o jego podbojach miłosnych. Kryzys wieku średniego? Cóż, może. Jasne, kilka kawałków jest naprawdę dobrych: ''Feel my heartbeat', 'Cry', 'I fall in love', 'This is a ringtone motherfucker', 'Come and party with me' i 'We rollin', ale reszta jest albo średnia albo straszna (Baby, American girl). Goście, każdy z innej parafii, również wypadają różnie: 50 Cent miał szczęście być w świetnym traku, Richie Sambora odtandetnił singiel 'Baby', Grandmaster Caz dodał trochę prawdziwości i oldschoolu, Lil Mo od dawna jest uznanym głosem soulowym, Fat Joe i Sheek jak zwykle nieźle, ale reszta przepadła - czy to przez zupełnie marginalne wykorzystanie ich wokali, czy przez to, że kawałki są bardzo słabe.
    Powrót na tron? Wątpię. Są tu traki, które przypominają najlepsze lata LL Cool J'a, ale są też takie, które odwołują się do tych najgorszych nagrań. Chyba James nie potrafił się zdecydować na drastyczne posunięcia i zostawił te 'kasowe' numery, co wcale nie wyszło płycie na dobre, a przy okazji nie zapewniło wcale świetnej sprzedaży. Było się zdecydować albo na tandetę popową, albo na całościowy powrót do rapu. Bo tak, to rzeczywiście już tylko 'exit' the game...

OCENA: 3\6


poniedziałek, 8 kwietnia 2013

CONTROVERSY - CAM-CAPONE

2011

1. Gang Raid News
2. Dj Nik Bean Intro
3. I See You Watching Me   feat. C-DOLL
4. G'd Up Ft. Troublesome
5. You Know Me    feat. G MALONE, OUT WEST 
6. All The Way To The Top    feat. C-DOLL
7. Summer Time Everyday    feat. TROUBLESOME, MR. CRAZY
8. Nasty     feat. TROUBLESOME
9. Hustler Music    feat. TROUBLESOME, BIG JUNEBUG
10. Back It Up    feat. SLY BOOGIE, KNOC-TURN'AL
11. Next On The West
12. I'm A Hustler     feat. MARLON
13. Bartender     feat. OUT WEST
14. Cruz With Me     feat. KOKANE
15. IxE Bangen
16. Gettin It All    feat. STAGE, MARLON
17. Dj Nik Bean Outro

    Chicano rap to niejako oddzielny dział hip hopu. Niewiele osób orientuje się, że taki Cypress Hill to również przedstawiciele owego chicano. Oznacza to po prostu rap latynoski, rymowany częściowo po hiszpańsku. Cam-Capone (Capone to arcy popularna ksywa w klimatach chicano) to taki nowy przedstawiciel tej sceny, pochodzący z bardzo dalekich przedmieść LA, zwanych Rialto. Slamsów wręcz. 'Controversy' to darmowa taśma, którą można sobie ściągnąć z netu.
    Wbrew tytułowi, nie ma tu żadnej kontrowersji, jeśli chodzi o muzykę. Zwyczajne, dość nawet typowe dla Latynosów bity: funkowe piszczały w 80% kawałków, które wygrywają dowolne melodie z różnym natężeniem. Trochę gitarek i pianinek, lekkie perkusje... Do tego często refreny oparte są na wokalistach, którzy śpiewają swoje kawałki. Brzmi to owszem, bardzo przyjemnie, wprowadza nieco słońca do głośników, ale żeby od razu kontrowersja? E tam. 
    Podobno Cam to prawdziwy gangster, nawet jeśli zrobił maturę. Handlował dragami, hustlował 24 na dobę, ale to rap wyrwał go z bagna. W swoich tekstach opowiada właśnie o tym życiu jako hustla - zresztą samo intro wprowadza nas w sytuację: właśnie aresztowano 15 członków gangu, wśród których znalazł się rapper Cam Capone... Sporo tu jest gości, którzy podtrzymują kryminalny temat w zasadzie w każdym traku.  W większości są to mało znani, lokalni rapperzy, ale jest tu też bezbłędny Kokane ze swoim funkowym śpiewem oraz Knoc-Turn'Al, posiadający doświadczenie w stajni Dr. Dre.No i znowu: gdzie ta tytułowa kontrowersja? Brak.Bo, jak sam mówi 'controversy is my life, not a title'.
    Zamiast kontrowersji dostajemy, przyznam, bardzo przyjemny album chicano. Może i Cam nie jest świetnym emce, ale kto słyszał wypociny większości gwiazd latynoskiego rapu, to i tak będzie wiedział, że chłop daje sobie świetnie radę. OK, może teksty są monotematyczne i mało skomplikowane, ale całość brzmi fajnie - czy do fury, czy połażenia po mieście. Dobry funk, dobra jazda.

OCENA: 4\6




sobota, 6 kwietnia 2013

PSYCHOSE - TIMIDE & SANS COMPLEXE

A Donf' 1995

1. Le 20 Heures De La Cité     
2. Hardcore    feat. METO
3. Ennemi     feat. DJ KEAD, DEBILE SAS, DODO, METO
4. Les Keufs          
5. Demoniac    feat. METO
6. J'Me Véner         
7. Kiff Sur La Musique      
8. Tcheck Ca Comme Ca          
9. Respecte L'Homme         
10. Wicked     feat. METO
11. Dreadlocks    
12. Tu Tombe Dans Le Vice          
13. Peur De La Ville          
14. La Violence         
15. Le Feu Dans Le Ghetto 2     feat. METO
16. Ruffneck         
17. Rebel     feat. BLACK BLADA, BOOGOTOP
18. Je Les Emmerde

    To już trzeci, dość znany album grupy, dzięki której duet Doudou Masta i Doc Sky stali się całkiem popularnymi rapperami we Francji. Po tej płycie ich drogi się rozdzieliły i obaj zaczęli nagrywać albumy solowe, ale na początku lat '90 święcili triumfy jako bezkompromisowa, ostra rap grupa. 
    Producenci, którzy zajęli się produkcją, to Bruno Garcia, Charles Hurbier, Daniel Florean, Laurent Jeanne. Producenci, przyznam, poza tym pierwszym, dość przypadkowi, co trochę znajduje odbicie w bitach. Wszyscy zajmowali się produkcją nie tylko hiphopową, ale i house, afrykańskiej muzyki, jazzu, ambientu i Bóg wie czego jeszcze. Jednak muzyka na płycie to typowy hardkorowy rap rodem ze slumsów Nowego Jorku. Twarde perkusje, zawinięte w kółko sample, niepokojące dźwięki w tle. W latach '90 poza Francją byli popularni raczej NTM, MC Solaar, Assassin, nie wspominając już o I Am i wszyscy oni, choć prezentowali podobny w miarę styl, byli o niebo lepsi.
    Lirycznie to też nic odkrywczego: psychiczne akcje w ulicznym i socjologicznym sosie, podlane politycznymi wstawkami. Do tego te malunki na twarzach, mające dodawać oryginalności i mocy afrykańskich szamanów... Doudou Masta potrafi i zarymować zachrypłym głosem i toastować, co czyni go emce raczej uniwersalnego, Doc Sky również ma całkiem ciężki growling. Generalnie wszystko tu warczy, charcze, rzęzi i łupie w łeb. Przy czym chłopcy czerpią sporo z dokonań amerykańskich kolegów, często kogoś cytując lub wręcz podrabiając styl. Jest kilka lepszych kawałków (np. 'Ruffneck'), ale większość płyty przelatuje, zwinięta w jedną, kolczastą i chropowatą kulkę.
    Nie jest to żadne objawienie sceny francuskiej. Tak, Doudou Masta dał radę się wybić, choć od 10 lat jest raczej aktorem, niż rapperem. Doc Sky jest kojarzony jedynie z zespołu i nie wiem nawet, czy coś jeszcze nagrywa - nie słyszałem. Zwyczajna płyta tego okresu z Francji, niczym nie zaskakuje, a może drażnić wrzaskiem. Średnie.

OCENA: 3\6


czwartek, 4 kwietnia 2013

LOST SESSIONS - MOLEMEN

Molemen 2005

1. Live Yo Life - SHABBAM SHAHDIQ
2. The Illusion - IOMOS MARAD
3. Violate - L THE HEAD TOUCHA
4. The Small Things - CAPITAL D
5. Escape Route - SLUG
6. Lambslaughter - PRIME feat. SLUG
7. Yee Haw (rmx) - MF DOOM
8. Divide & Conquer - JUS ALLAH
9. Can You Relate - VAKILL
10. Be What I Wanna Be - LONGSHOT & RHYME SCHEME
11. Eddie Ill & DL Freestyle WORDSWORTH, PUNCHLINE & INVINCIBLE
12. With Us - CAGE & COPYWRITE
13. Boston to Chicago - ESOTERIC
14. Flashes in My Dreams - ALX
15. Roaches in My Eyelids - THIGAHMAHJIGGEE
16. Va2k - VAKILL
17. 1,000 yd. Stare - VIZION & VISUAL
18. You Can Try - APATHY, 7L & ESOTERIC

    His-Panik, Memo i PNS to zespół uznanych producentów, pracujących pod szyldem Ludzie-Krety. Zajmują się produkcją nie tylko dla podziemia Chicago, ale ich kawałki znajdziemy na wielu płytach i ze wschodu, tak samo, jak z zachodu. 'Lost Sessions' to jest ich piąty album producencki, gdzie zgromadzili kawałki robione właśnie dla innych wykonawców.
    Produkcje tria, razem lub osobno, są bardzo często wykorzystywane przez niektórych wykonawców, więc nie zdziwcie się, kiedy natraficie czy to na ksywki, czy  na szyld zespołu na którejś z płyt. W podziemiu są naprawdę znani i pożądani. Nic zresztą dziwnego, bo ich produkcje, choć klasyczne, są świeże i zwyczajnie dobre. Najwięcej traków wyprodukował tu Panik, pięć z nich zrobił PNS, a tylko trzy Memo, ale za to chyba najbardziej ruszające ('Live yo life', 'Divide & conquer' i 'With us'). Mógłbym napisać, że każdy z nich ma własny styl, ale... Memo niby robi najbardziej mroczne i ciężkie podkłady, ale Panik, pomimo, że większość jego bitów jest lżejszych i opartych na szybszych samplach, potrafi również zrobić taki gniotący, mocno podziemny bit ('Can you relate' czy 'Flashes in my dream'). Wiodą loopy z pianina, czasem dęciaki - ogólnie dość typowe, acz przyjemne podziemne granie.
     Ale kwintesencją tutaj jest to, kogo mamy na majku. A są to największe, nie powiem gwiazdy, ale postaci podziemnego rapu w obie strony od Chicago. Nie tylko stylistycznie, ale i lirycznie, bo tu nikomu skillsów odmówić nie da rady. No, poza kawałkiem Thigahmahjiggee, który jest raczej żartem, niż poważnym kawałkiem i jest lekko głupawy... Reszta natomiast to same sztosy. Zbadaj numery Shabbam Shahdiq, Vakilla, Jus Allaha, Esoterica, Slug'a i... reszty. Jasne, że najwięcej będzie tu traków od Mc, z którymi Krety współpracują na stałe, ale są również kawałki pojedyncze, równie dobre, co reszta. W zasadzie każdy kawałek można porozkminiać i każdym się zajarać. No, poza tym dziwolągiem 'Roaches in my eyelids'...
    Bardzo dobra płyta, która niewątpliwie zachwyci większość fanów klasycznego, podziemnego rapu. Bo nie dość, że produkcja na wysokim poziomie, to jeszcze rapperzy dają spory popis swoich umiejętności. Więcej takich płyt wypadałoby sobie życzyć...

OCENA: 5-\6


wtorek, 2 kwietnia 2013

VOL. 3... LIFE AND TIMES OF S. CARTER - JAY-Z

Roc-A-Fella 1999

1. Hova Song (Intro)
2. So Ghetto
3. Do It Again (Put Ya Hands Up)   feat. BEANIE SIGEL, AMIL
4. Dope Man    feat. SERENA ALTSCHUL
5. Things That U Do   feat. MARIAH CAREY
6. It's Hot (Some Like It Hot)
7. Snoopy Track   feat. JUVENILE
8. S. Carter   feat. AMIL
9. Pop 4 Roc   feat. BEANIE SIGEL, MEMPHIS BLEEK, AMIL
10. Hova Interlude
11. Big Pimpin'   feat. UGK
12. Is That Yo Bitch  feat. TWISTA, MISSY ELLIOTT
13. Come And Get Me
14. NYMP
15. Hova Song (Outro)

    Po dwóch, przebojowych, acz nieco słabszych niż debiut, albumach, Jay-Z powrócił ze swoją czwartą płytą. Publiczność zachłysnęła się singlowym kawałkiem z UGK, 'Big pimpin' i pierwsze miejsca list przebojów i sprzedaży zawładnął 'Vol. 3'.
    Mając taką kasę, jak Jay-Z, można zatrudniać najlepszych i najbardziej przebojowych producentów, prawda? Dlatego bity robili tu DJ Premier, Swizz Beatz, Timbaland (Big Pimpin!), DJ Clue, Irv Gotti, Rockwilder, Sam Snees, Ken Ifill, ale także K-Rob, Russell Howard, Sean Francis, Chauncey Mahan, czy Lance Rivera. Dlatego odpalając krążek, mamy nieodparte wrażenie, że Jay wrócił do klimatu niesamowitego  'Reasnonable Doubt'. Intro nawiązuje do skitów zawartych na debiucie, a pierwszy trak zrobiony przez Premiera brzmi jak żywcem wyjęty z tamtego krążka. Jednak zaraz potem Jay rozwiewa złudzenia, bo następują bardzo nowoczesne, plastikowe bity i klimat biorą diabli. Ale wydaje się, że część 4 Żywota Pana Cartera to swego rodzaju pomost między pierwszą płytą, a końcem wieku, bo klimat traków zmienia się co chwila, od zupełnej klasyki, po wykręcone, syntetyczne bity. Ale przyznam, że brzmi to dużo lepiej, niż na części 2...
    Skillsów Jay'a na majku nie trzeba przedstawiać, bo facet ma łatwo rozpoznawalny głos i styl, a do tego potrafi siekać panczami na lewo i prawo. Jego wersy nie są przeintelektualizowane i nie epatują filozofią dla ubogich. Jay po prostu opowiada historie, w które jesteśmy mu w stanie uwierzyć - nawet w jego imprezy na prywatnym jachcie - w końcu to milioner, tak? Zatem nawet jak pierdoli, jak to pimpuje i ile ma dziwek - nadal jest prawdziwy, bo wiemy, że go na to stać. Jasne, nie unika wpadek (trywialne i oklepane 'I'm a Roc-A-Fella soldier, I thought I told ya'), ale być może to specjalne zabiegi. Jako dobry biznesmen, Jay oczywiście zaprosił na płytę rapperów spod swoich skrzydeł, aby ich wypromować. Mamy tu obdarzonego świetnym głosem Beanie Sigel'a, panienkę Amil i krzykliwego Memphis Bleek'a. Spoza rodziny znalazły się śpiewające Mariah Carey i Serena Altschul, a także Juvenile na refrenie, przeszybki Twista i jak zwykle mistrzowska Missy Elliott oraz świetni UGK w hitowym 'Big Pimpin' (Pimp C - R.I.P.). Najlepsze traki, to naturalnie 'Big Pimpin', ale także 'It's Hot', 'So ghetto', czy 'Pop 4 Roc', ale są też słabsze, jak 'Dope man', czy 'Things that U do'.
    Jednakże, bilans wychodzi zdecydowanie na plus, choć oczywiście pierwszej płycie do pięt nawet nie sięga. Przynajmniej miałem ochotę do trójki wracać, w przeciwieństwie do części numer 2... Jay udowodnił, że nadal potrafi rapować i zrobić porządną, nowocześnie brzmiącą, a zarazem szanującą korzenie płytę. I bardzo fajnie.

OCENA: 4+\6