RAP AROUND THE WORLD

Ta strona poświęcona jest rapowi z całego świata. W hip hopie siedzę ponad 25 lat, zbieram płyty i nie ściągam ich z netu - chyba, że są to nielegale. Moja kolekcja płyt sięga ponad 15.000 sztuk - muszę chyba kupić większe mieszkanie, aby jeden pokój przeznaczyć TYLKO na płyty CD :) Nie spodziewaj się linków z downloadem - na pewno gdzieś sobie daną płytę znajdziesz - nie tu. I nie spodziewaj się też wielu nowości - ostatnio hip hop śmierdzi. Spodziewaj się za to recenzji rapu z ponad 100 krajów, albumów takich bardziej znanych i takich, o których słyszysz po raz pierwszy - może po taką płytę sięgniesz? Zapraszam na podróż po świecie hip hopu.
## Na dole dodałem flagi, żeby łatwiej było znaleźć coś z odpowiedniego kraju :)

czwartek, 27 lutego 2014

DEEP 4 LIFE - 4DEEP

Albatross 1996

1. Revelation           
2. It's On           
3. Remember           
4. How We Do           
5. Nuttinyce See All 2           
6. Don't It Blow Your Ya Mind           
7. Playas Rondavu           
8. Homie Wuza Ho           
9. Deep 4 Life           
10. Can't Handle The Madness

    4Deep to już klasyk z Houston. Big Boss, Koo-Rod i Klas-1 wydają w 1996 roku swój trzeci album. Nazwa w slangu oznacza cztery osoby zajmujące się gangsterką w jakimś miejscu. To, że jest ich trzech jakoś tu nie przeszkadza...
    Big Boss jest naczelnym producentem grupy i to on wprowadził to brzmienie na albumy. Pomaga mu tutaj Darin Gates (znany z paru teksańskich wydawnictw gangsterskich) oraz liczni studyjni muzycy. To nieco plastikowy g-funk, pełen syntezatorowych melodyjek i basów, które toczą się z wolna przez perkusje, tworząc z pozoru laid backowy klimat, ale producenci postarali się o wplecenie tu niepokojących brzmień, potępieńczych jęków i horrorowych klimatów. Do tego mamy tu trochę damskich wokali, nie tylko w refrenach, ale i w zwrotkach (czy też raczej pod nimi). Wychodzi to różnie, ale jest tu parę fajnych traków, z jednej strony wyluzowanych, ale naładowanych bólem i strachem dzięki morderczym wersom Koo Rod'a i Klas-1. Taki ciężki gangsta funk, sączący się prosto z drewnianego domku, jakich pełno na przedmieściach Houston.   
    Rapperzy z 4Deep znani są z brutalnych tekstów, opisujących rzeczywistość w najpodlejszych zakątkach Houston. To nieco zaskakujące zestawienie - ich powolne flow, wyluzowane głosy, którymi opowiadają ze szczegółami o morderstwach, handlu narkotykami i wszelkich nielegalnych formach egzystencji. Żaden z rapperów nie owija w bawełnę (to z bawełną to taki hasztag do Czarnych w Stanach, wieszoczymmówię), żaden nie boi się opowiedzieć z detalami o ciemnej stronie (to z ciemnym to znowu taki hasztag do Czarnych, wieszoczymmówię) egzystencji w Texasie. I Koo Rod i Klas-1 mają niskie wokale i rzadko kiedy pozwalają sobie na jakiekolwiek emocje w czasie rymowania. Wzmacnia to wrażenie, bo ociekające krwią zmieszaną z koką teksty, rymowane dość beznamiętnymi głosami tworzą dość straszny klimat. 'It's kill or be killed to survive' wydaje się być mottem rapperów, którzy faktycznie brzmią, jakby świeżo wyjęci z getta. Nie ma gości, zresztą album trwa 37 minut, więc nie ma takiej potrzeby. Moje ulubione traki tu  to tytułowy 'Deep 4 Life', ale również 'Homie Wuza Ho'.
    To płyta zdecydowanie dla fanów gangsta funku z czasów Złotej Ery. Czasem melodyjki są zbyt tanie, czasem trąca plastikiem, ale wraz z rapperami, Big Boss zbudował muzyczny thriller, którego słucha się bardzo dobrze. Ale na pewno fani trapu i hardkoru nie będą usatysfakcjonowani. Ale płyta ma klimat, choć nie należy do najlepszych materiałów 4Deep.

OCENA: 3+\6 


wtorek, 25 lutego 2014

THE COMPLEX CATALOG - MR. COMPLEX

Core 2000

1. Intro
2. Radio Beginning
3. Against the Grain
4. Feel Me
5. Break Skit
6. I'm Rhymin'
7. Break Skit
8. Relax
9. Visualize
10. Why Don't Cha    feat. PHAROAHE MONCH
11. Don't You Agree
12. Break Skit
13. Take You Away
14. I'ma Kill It
15. Big Fronter
16. I Think I Wanna Sing
17. Divine Intervention
18. Visualize Remix
19. Break Skit
20. Stabbin' You
21. Stabbin You Remix
22. C.O.R.E. Mix

    Pierwsza płyta Mr. Complexa to po prostu zbieranina jego starych numerów, dzięki którym został zauważony i jego płyty zaczęły wydostawać się na światło dzienne. To zebrane traki z lat 1994-1999, które składają się w 'Kompleksowy Katalog' nagrań rappera. Nagrań, dodać trzeba solowych, bo przecież Complex jest jednym z czterech emce składu Polyrhythm Addicts. 
    Te wszystkie single, pojedyncze traki, składankowe i mikstejpowe utwory i Bóg wie, co jeszcze, wyprodukowane zostały przez całą masę osób, i to wcale nie słabą. Mamy tu podkłady od Prince Po i od Pharoahe Monch z Organized Konfusion , jest DJ Spinna (genialny 'Relax'), są również mniej znani Lee Stone, Casper, czy Beyond There i C. Jarvis. Mniej znani, nie musi oznaczać wcale słabości, bo taki Lee Stone robi bity dla De La Soul, Screwball, Pharoahe Monch, Method man, czy Scarface. To rzeczywista, podziemna jazda, z surowymi bitami i pętlami z sampli. Perkusje robią bum-klap-bubumbum-klap, sample z różności funkowo-soulowych powodują kiwanie głową i jest to bardzo konkretny podziemny, nowojorski rap, często wspierany przez skrecze takich drapaczy, jak DJ KO, DJ Crossphada, DJ Kam i Tony Vegas ze Scratch Perverts. Jasne, nie wszystkie podkłady bujają w równiej mierze, bo trafiają się tu marniejsze momenty, jak choćby podkład Moncha do 'I'm rhymin', ale ogólnie to killer.
    Complex jest tak złożony, jak jego ksywka. Nie dość, że zajmuje się tysiącem rzeczy w tak zwanym szoł byznesie, to jeszcze jest naprawdę dobrym rapperem. Ma niezły głos i flow, które rzeczywiście płynie po tych bumbapach. Kto siedzi w rapie jakiś czas, na pewno kojarzy 'Visualise', wyborny 'Why don't cha', czy bragga killer 'I'ma kill it', wchodzący w rapgrę jak nóż w masełko. w ogóle teksty Complexa oscylują wciąż wokół pracy na majku i byciu szczerym, prawdziwym i zajebistym - ale Complex może sobie pozwalać, bo ma te skillsy i pisze niezłe wersy. Sprawdź kolesia: 'Ask Moulder and Skully from the X-Files \ Those wild-asses broke into my crib, lookin for clues \ Went through my rhyme books, I thought they were crooks \ So I beat 'em like they stole somethin \ I'm tired of shit - I told 'em for the umpteenth time \ You can't battle me with my own rhyme \ He said "Yo ya rhymes just so phat!". I tak jest cały czas - teorie spiskowe, dialogi z wyimaginowanymi adwersarzami, nadprzyrodzone moce - to wszystko to nie jest pierwsze lepsze bragga, bo Complex wynosi sztukę składania rymów na wyższy poziom. A nawet wiele poziomów. Prawie żadni goście - tylko w tle i refrenach - i to też nie przeszkadza. Złożona historia.
    Debiut Complex'a zachwycił słuchaczy podziemnego, niezależnego rapu. Jest tu czego posłuchać, kilka sporych hitów, obecnych na mixtejpach najlepszych djów, trochę powerplay'ów z nowojorskich rozgłośni... Doskonała porcja rapu, świetny odświeżacz.

OCENA: 5\6 


niedziela, 23 lutego 2014

ROLL WITH THA FLAVOR - FLAVOR UNIT MCS

Epic 1993

1. Bring Tha Flava, La'   feat. QUEEN LATIFAH
2. Roll Wit Tha Flava
3. Uuh   feat D-NICE
4. Sounds Of Fattness   feat. BIGGA SISTAS
5. Badd Boyz   feat. THA ALMIGHTY RSO CREW
6. Gimme Head   feat. LESHAUN, CEE UV DA BLACK MARKET
7. On The Bone Again   feat. BROOKLYN ASSAULT TEAM
8. Rough Enough    feat. FREDDIE FOXXX
9. Let Yourself Go   feat. LATEE
10. Freak Out   feat. NIKKI D
11. Enough Is Enough   feat. ROTTIN RASKALZ
12. Keep It Real    feat. APACHE
13. Since You Asked   feat. GROOVE GARDEN
14. Bring It On   feat. NAUGHTY BY NATURE
15. Roll Wit Tha Flava (Extended Version)
16. Hey Mr. DJ   feat. ZHANE

    Można by się zastanawiać, co to za zespół, ale część z wykonawców na albumie jest doskonale znana. Na drugim albumie sygnowanym szyldem Flava Unit, inicjator przedsięwzięcia, DJ Mark the 45 King zgromadził wokół siebie najpopularniejszych rapperów i wokalistów z Nowego Yorku i New Jersey, którzy na początku lat '90 święcili triumfy. Szefowie, którzy przejęli schedę po Marku, Queen Latifah i Sha-Kim, zaprosili tu wszystkich swoich klientów, którzy dzięki tej dwójce i Flava Unit wydawali płyty.
    Flavor Unit to przecież cała organizacja, dlatego ilość bitmejkerów jest również dość długa. Część bitów robili sobie sami wykonawcy: D-Nice, Almighty RSO, NBN, Groove Garden, czy Freddie Foxxx, jednak w końcu nie wszyscy rapperzy sami sobie robią muzykę. Dlatego znajdziemy tu również takie nazwiska, jak Tony Dofat, Algebra & Bosco, E. Menal, Eric Black, C. Bacon i S.I.D. Reynolds. To muzyka typowa dla Złotej Ery - mocne perkusje, wiele sampli z przeróżnych kawałków soul, r&b, funk i disco z lat 60-80, okraszone lawinowymi skreczami. Nie ma tu czasu na powolne tempo, tu wszystko kipi energią, to szybkie i ciężkie podkłady, w większości wręcz hardkorowe - surowe, oszczędne i łupiące werblami po mózgu. Dla fanów nowojorskiego brzmienia początku lat 90. Taki prawdziwy rap z NY.     
    Na płycie jest cała masa artystów, którzy współpracowali z Flava Unit i zgodzili się zaistnieć na tym albumie. Otwiera go sama szefowa, Queen Latifah, która nie zdążyła jeszcze zmienić stylu na bardziej rozlazły i wyjący i posiada wciąż ten ogień, przynosząc ten flejwor. Dobre otwarcie. Drugi kawałek to już zupełna bomba, gdzie pod szyldem Flavor Unit MCs usłyszymy takich emce, jak Treach z Naughty By Nature, Chip Fu z Fu-Shnickens, Freddie Foxxx, Latifah, Heavy D, D-Nice i Dres z Black Sheep - genialny posse track. Dalej wchodzą typowe traki dla Złotej Ery, gdzie klasycy mieszają się z mało znanymi, pobocznymi wykonawcami organizacji. Dlatego obok D-Nice, Almighty RSO, Freddie Foxxx, Nikki D, Rottin Raskalz, Apache, Naughty By Nature i soulowych Zhane, mamy tu tak mało znanych osobników, jak Brooklyn Assault Team, Latee, Bigga Sistas, czy Groove Garden. Dlatego poziom tu jest trochę zróżnicowany, bo o ile D-Nice, czy nawet Bigga Sistas dali całkiem niezłe traki, to w zamyśle zabawny 'On the bone again' jest zwyczajnie słaby. Zresztą, dominują tu dwa tematy: bragga i rymy bitewne oraz sprawy seksu, co sprawia, że album zaczyna nieco nużyć w pewnym momencie, zwłaszcza jeśli chodzi o kawałki damsko-męskie, bo te są mało wyszukane. Pośród tych płciowych potyczek zdecydowanie wygrywa popularna w tamtych czasach (choć tylko przez moment) Nikki D ze swoim 'Freak out', nie najgorzej wypadła Leshaun, przekomarzająca się z Cee (z grupy Uv Da Black Market) i... tyle. Z grupy panczującej konkurencję, na pewno rządzi tytułowy posse trak, ale również D-Nice, Apache ze swoim byciem prawdziwym, świetni Naughty By Nature, no i naturalnie hitem od dziewczyn z Zhane - 'Hey Mr. DJ'.
    To taka płyta, której daleko do klasyki rapu, jednak przyjemnie się jej słucha, bo mamy tu wielu znanych i lubianych wykonawców, kilka bardzo dobrych traków i... kilka przeciętnych, które zawsze można przeskipować. Ja lubię do niej czasem powrócić, bo przenosi mnie ona do starych, dobrych czasów. No i nie ma tu odgrzewanych kotletów, bo od każdego dostajemy tylko premierowe kawałki, niepublikowane nigdzie indziej - no, poza Zhane i ich 'Hey Mr. DJ'.      

OCENA: 4\6


piątek, 21 lutego 2014

HARLEM DIARY OF A SUMMER - JIM JONES

Diplomat 2005

1. My Diary    feat. DENISE WEEKS
2. Gees Up  feat. CAM'RON, MAX B
3. J.I.M.M.Y.
4. What Is This
5. Honey Dip   feat. JUELZ SANTANA, CAM'RON, LATIF
6. Ride Wit It   feat. JUELZ SANTANA
7. Penetentiary Chance   feat. HELL RELL
8. We Just Ballin'   feat. T.K.
9. Drunk Hoe   feat. JHA JHA, P.DIDDY, PAUL WALL
10. We Gone Get So High   feat. MAX B
11. Harlem
12. Confront Ya Babe   feat. MAX B, CARDAN
13. Summer With Miami (In Between The Streets)   feat. TREY SONGS
14. In Love Wit A Thug   feat. DENISE WEEKS, 40 CAL
15. Tupac Joint   feat. FATAL HUSSEIN, 40 CAL
16. Baby Girl   feat. MAX B
17. My Calling

    Jim Jones to jeden z najbardziej znanych członków The Diplomats, zespołu, którym dowodzi Cam'Ron. To drugi solowy album Jonesa, przynajmniej oficjalnie. Płyta się sprzedała w liczbie ok. 100.000 sztuk, Billboard odnotował miejsce w pierwszej piątce - sukces. Płyta została dobrze przyjęta, choć miała różne recenzje.
    Album ma dość typowe dla Dipset brzmienie - taki nowojorski klasyk, jednak posunięty o te 10 lat do przodu. Dlatego, owszem, znajdziemy tu sample (nawet dość sporo), między innymi z Dionne Warwick, Isley Brothers, czy Alan Silvestri, to często traki są lekko podkręcone bangerowo, że tak to ujmę. Lista producentów jest całkiem długa i w sumie prawie każdy numer zrobiony został przez kogoś innego. Amadeus, Pete Rock, Treblemakers, Zukhan, Develop, Duke, Beat Firm, Hannon Lane, Sheist Bub, Tuneheadz, Knoxville... To nie zapewnia spójnego materiału i słusznie odnosi się takie wrażenie, bo zaraz po klasycznie peterockowym 'Gs up' wchodzą Treblemakers z syntetycznym 'J.I.M.M.Y.', by za kilkanaście minut zmrozić krew w żyłach w 'Penitentiary chances' od Duke Productions i przelecieć przez uszy klubowym syntetykiem 'Drunk hoe' od Hannon Lane. Wychodzi nam z tego lekki miszmasz, ale nie oznacza to, że jest to porcja muzyki mało zjadliwa. Nie będzie to naturalnie bumbap ze Złotej Ery, ale grają tu nowojorskie, nowoczesne brzmienia, często wzbogacone przyspieszonymi hi-hatami, czy złamaną perkusją i dźwiękami z syntezatorów. Ale nie wygląda to źle, może poza beznadziejną zrzynką - trybutem do 2Paca z miernym wejściem Fatal Hussaina.
    Jim Jones jest jednym z ciekawszych rapperów w Dipset, przynajmniej jeśli chodzi o teksty, bo głos i technika są dość przeciętne: lekko wyluzowane flow, i niski wokal. Zresztą sam Jim mówi, że nie jest rapperem, a jedynie ogarnia Dipset i jest tutaj przede wszystkim managerem. Tekstowo mamy tu opowieści z ulic Harlemu: 'Now, we ran wreckless, no grown-ups to guide us \ So it's the man what you expect, I've grown-up to violence \ I had my eye up on the pushers, the ones that stay fly \ Fiends got high off the suga, you know that ain't riiight'. Oprócz miejskich opowieści, jest tu trochę o zabawie i panienkach, które Jimmy wyraźnie lubi. Pukać. 'I'm whippin thru the town like we ballin up a key load \ Huh, I'm tryna dip up in the tele \ Dip up in the room, then dip up in her belly \ Dip off on Pirelli's, Dip-Sets Fonzarelli \ My white t-shirt, lookin dip up in my Pelle'. Z gości wyróżniają się koledzy z Dipset: Hell Rell i Juelz - co do reszty, to jest bardzo różnie, ale na pewno nie lepiej, niż sam gospodarz, co nieco obniża poprzeczkę...
    Ok, Jimmy nie jest najlepszym rapperem - jest poprawny i zwyczajny, choć trafiają mu się lepsze wersy. W ogóle Dipset nie ma się kim za bardzo chwalić (no, może Juelz i Hell Rell) i ja osobiście średnio przepadam za tym składem. Lubię kilka kawałków, płyty to przeciętniaki, więc jak dla mnie...

OCENA: 3\6


środa, 19 lutego 2014

SKILLITARY - THIRSTIN HOWL III

Skillionaire 2004

1. Skillitary (INTRO)
2. Gods & Generals
3. Gun Laws
4. Mo' Ghetto
5. Welfare Pussy
6. O.G.STRIPES (Chapter One)
7. Lla Tu Sabe
8. My Valentine
9. Party for Free    feat. SADAT X
10. Love & Loyalty Pt 2   feat. BIG BOO
11. O.G.STRIPES (Chapter Two)    feat. DANA DANE
12. Interlude
13. Brooklyn Bullet Goldcard Membership
14. Beat It Up
15. O.G.STRIPES (Chapter Three)
16. Decieved Me   feat. AG
17. Thirsty Man   feat. UNIQUE LONDON
18. Interlude
19. They Boostin
20. Have Mines
21. Supa Bubble
22. Skillitary (OUTRO)

    Ten latynoski rapper z NY siedzi już w grze ponad 15 lat. 'Skillitary' to jego szósty album, który, jak wszystkie zresztą (poza tymi z hiszpańskimi tytułami) zawiera w sobie słowo 'skill'. Ten Portorykańczyk należał w przeszłości do gangu Lo Lifes, jednak okazało się, że chłopak ma sporo niezłych rzeczy dopowiedzenia, dlatego zmienił front i zajął się rapem, a drzwi otworzył mu magazyn The Source, umieszczając go w rubryce Unsigned Hype - dla najbardziej obiecujących, podziemnych rapperów.
    Znakomita większość albumu została zrobiona przez współpracującego często z Howlem producenta Anger Bangers - to aż 16 jego traków i to jego brzmienie: chropowate, nieco głośne, zdominowało brzmienie albumu i pozostałym nie wypadało wypaść z klimatu. Po jednym więc kawałku wyprodukowali DJ Rondevu, Domingo, Will Tell. Tylko P.F. Cuttin' z kultowego już Blahzay Blahzay dał dwa podkłady - genialny 'Decieved me' i oparty na tym samym samplu, co znany trak od Nasa: 'They boostin'. Zresztą, końcówka płyty (numery 19 i 20) oparte są na instrumentalach z płyt Nasa oraz Ice T i Three 6 Mafia (w tym samym nrze 21). W wiekszości są to klasyczne, acz głośne i pełne werwy kawałki, z hałaśliwymi pętlami sampli, aczkolwiek zdarzają się latynowskie rytmy (jak w 'Lla tu sabe'), gdzie słychać tę portorykańską duszę rappera. Zresztą, latynoska krew gorąca kipi tu przez całą płytę, bo Thirstin jest z tych typów, którzy mają dużo energii i nie lubią zamulać na trakach. Bomba.
    Thirstin ma bardzo charakterystyczny głos i flow, angielskie wersy często przetyka hiszpańskimi wrzutami, rymując w tzw 'spanglish', czyli swoistej mieszance obu języków, popularnej w Ameryce Środkowej. Howl brzmi nieco tak, jakby był lekko spóźniony na werblu, ale jest to nadzwyczaj przemyślany zabieg. Thirstin opowiada dykteryjki ze swojego życia, choć ubarwione są one często dowcipnymi albo wręcz szalonymi historiami. Wszystko to, plus jego umiejętność konstruowania opowiadania sprawia, że słuchanie go to prawdziwa rozrywka. I choć nie stroni on od poważnych kwestii, jak  np. : 'For all y'all niggas \ My pops died at 23 \ I wish I could say nobody ever died in front of me \ Cut school, young age, knife recess gun play \ Shack mac recipes, come home from upstate \ Chickens like computers, you should always upgrade \ With internet access to her fuck face' albo w 'Love and loyalty', gdzie wraca wspomnieniami do swoich czasów gangowych, kiedy znany był jako Vick-Lo, to przecież mamy tu świetny i rozrywkowy 'Party for free' z udanym wejściem Sadat X. Genialnym bangerem jest 'Decieved me' z AG, z refrenem opartym na operetkowym wokalu.
    Świetny album - w sumie jak każdy od Thirstina. Zachowany jest specyficzny styl, za który fani lubią rappera, muzyka w sumie nie ewoluuje, tylko się przekształca... Bangerowy, acz klasyczny, nowojorski krążek z charyzmatycznym rapperem na majku i kilkoma legendarnymi wyjadaczami w gościnie.  Dla mnie sztos.

OCENA: 5\6


poniedziałek, 17 lutego 2014

WARD TIME - DJ ALLADIN

Unfadable 1998

1. Everythang Cool
2. Show Me The Money   feat. SOUTH SIDE SOLDIERS
3. Caught Slippin
4. Ghetto Life  feat. SEVEN FIGURES
5. Ward Time   feat. SOUTH SIDE SOLDIERS
6. Mirror Mirror    feat. SURVIVIN' HUSTLAS
7. Bring It On
8. I Told Ya    feat. SOUTH SIDE SOLDIERS
9. Nationwide Eastside    feat. WEST COAST RYDAZ
10. Smokas Pleasure
11. Hit 'Em Up    feat. WEST COAST RYDAZ
12. Can't Stop   feat. WEST COAST RYDAZ
13. The Hands Of Time    feat. WEST COAST RYDAZ
14. What Really Goes On?    feat. WEST COAST RYDAZ, ICE T

    Choć DJ Aladdin nie jest bardzo rozpoznawalnym djem, to przecież był mistrzem DMC '89, produkował płyty Ice T, King Tee, czy WC z którym tworzył grupę Low Profile, pracował w MTV wraz z Dr Dre & Ed Lover'em... To wielce zasłużony producent i DJ dla Zachodniego Wybrzeża, a album, który mamy przed sobą, jest jego drugim krążkiem, niejako solowym.
    Produkcje Aladdina to taka mieszanka południowego rapu o szybkich perkusjach (jeszcze bez porządnie cykających hajhetów), z zachodnim funkiem, z przewagą tego pierwszego, co niestety odbywa się z niekorzyścią dla ogólnego brzmienia. I - znowu niestety - tandetne, syntezatorowe brzmienia mają tu spora przewagę nad głębokimi basami funku spod znaku Parliament. Nawet nie bardzo jest tu o czym pisać, bo muzyka jest nijaka zupełnie i totalnie wtórna, zresztą w roku 1998 nie wypadało już wydawać czegoś takiego... 
    Jako DJ i producent, Aladdin nie udziela się na majku. Ma do tego zastępu głodnych, podziemnych emce, którzy wyrośli głównie dzięki labelowi Ice T, który przecież tez pojawia się na płycie. W większości są to poprawni, by nie rzec porządni rapperzy, wyjęci prosto z ulic Los Angeles (West Coast Ridaz), Nowego Orleanu (South Side Hustlas) i okolic, którzy mają niezłe flow, a niektórzy nawet niezłe teksty. Niestety, nie jestem w stanie rozpoznać pojedynczych kolesi, bo nawet jeśli nie brzmią tak samo, to i tak nikt nie kojarzy ich ksywek, włącznie ze mną. O czym mogą mówić ci ludzie? Odpowiedź nie jest skomplikowana: to życie w getcie, jaranie, reprezentowanie swojej miejscówki i kasa. Typowo gangstersko-uliczna gadka, blablabla, nienawiść mnie otacza, blablabla, nikomu nie ufaj, blablabla. W zasadzie nie ma się tu nad czym rozwodzić, płaszczyzna zupełna i masówka.  
    Aladdin, choć jest uznany i ma ten fejm, nagrał płytę spóźnioną o jakieś 5 lat. Nie dość, że muzycznie producent zatrzymał się w '93, to rapperzy również nie poszli dużo dalej. Można to sobie czasem puścić, aby przypomnieć sobie ten gangsta funk, ale znajdę sporo więcej albumów, które będą mnie bardziej jarać, niż ten nijaki album od Aladdina.

OCENA: 2+\6



sobota, 15 lutego 2014

SHYNE - SHYNE

Bad Boy 2000

1. Dear America (Intro) 
2. What'cha Gonna Do?
3. Bang
4. Bad Boyz    feat. BARRINGTON LEVY
5. Let Me See Your Hands
6. Gangsta Prayer (Interlude) 
7. The Life
8. It's OK
9. Niggas Gonna Die
10. Everyday (Interlude) 
11. Bonnie and Shyne   feat. BARRINGTON LEVY
12. The Hit
13. That's Gangsta
14. Spend Some Cheese
15. Get Out   feat. SLIM of 112
16. Commission

    Kiedy Puff Daddy wylansował Shyne'a, wiele osób wróżyło mu objęcie spuścizny po zastrzelonym niedawno Biggim. Niestety, ten charakterystyczny i niewątpliwie utalentowany rapper został uznany winnym próby zabójstwa podczas strzelaniny w klubie i osadzony w więzieniu na 10 lat. Jego ojciec, premier niewielkiego kraju Belize, musiał się mocno spocić, choć to nie wpłynęło na jego karierę polityczną. Rodzina Shyne mieszka nadal w stolicy Belize, skąd chłopak wyjechał w weiku lat 13, aby podbić Brooklyn.
    To przecież Sean "P. Diddy" Combs jest głównym producentem, ale nie brzmi to zbyt komercyjnie. Puff Daddy zapragnął robić też coś dla ulic, a Shyne wydawał się idealnym kandydatem na idola dzieciaków na rogu ulicy. Combs zatrudnił (a miał za co!) takie gwiazdy, jak Mario Winans, Yogi (to ten z CRU), DJ S&S, Nashiem Myrick, Chucky Thompson, Prestige, The Neptunes, EZ Elpee... To w większości bardzo klasyczne podkłady, z samplami z takich wykonawców, jak Luther Ingram, Grace Jones i Eddie Kendricks. Niektóre są nieco lżejsze (choćby pozornie, jak 'Bang' od Yogi'ego) i bardziej radiowe, np. 'Let me see your hands' od DJ S&S albo nieco tandetne 'It's OK' Mario Winansa. Jednak największe wrażenie robią te podkłady, które wprowadzają klimat zagrożenia, są niebezpieczne i bangerowe. Absolutne killery to 'What'cha gonna do?' od Dee Trotmana, obezwładniający 'Bad Boyz' EZ Elpee, czy 'That's gangsta' Winansa, opartego na tym samym motywie, co klasyk DOC, 'Funky enough'. Muzyka nie zawsze spełnia swoją rolę, niestety wpadło tu kilka kawałków obliczonych na radio play, ale i tak to porządny kawał muzy.  
    Głęboki i charakterystyczny głos Shyne przykuł uwagę producenta Clark Kent'a, kiedy chłopak popisywał się freetylami, siedząc u fryzjera. Z miejsca obsypano go złotem i zaproponowano 5 kolejnych albumów, na co Shyne naturalnie przystał. Jego głos, dość podobny do głosu Biggiego, teksty pełne ulicznych historii z NY, niewątpliwie inspirowanych nieco życiem w Belize, utorowały mu drogę do platyny. 'Who's the best emcee? Biggie, Jay Z and Shyne' - to wersy z pierwszego traka płyty, ale potem jest tylko bardziej twardo i hardo: 'Bullets heat-seekin, streep sweepin, with an evil grin \ Watch you die, one love, one life, one Shyne \ Y'all niggas ain't sayin nothin, like a mime \ Every line, I live it, I write it with a pencil so niggas die'. Shyne ma wystarczająco dużo skillsów i charyzmy, żeby zrobić cały album, a niewielkie występy gościnne dodają tylko pieprzu nagraniom. Doskonały Barrington Levy rozwalił system w wybitnym kawałku 'Bad Boyz', ale i w 'Bonnie & Shyne' brzmi świetnie. Drugim gościem jest piosenkarz Slim z grupy 112, wyjący refreny.
    Shyne wystrzelił tą płytą, narobił szumu, zdobył platynę i... trafił do więzienia. Po wyjściu jest zupełnie innym człowiekiem, chodzi ubrany jak rabin, ale ten album to klasyka, według mnie to jeden z najlepszych krążków w 2000 roku. Kilka kawałków może nie powinno się tu znaleźć, ale nic to. Świetny emce, to świetna płyta.

OCENA: 5-\6 


czwartek, 13 lutego 2014

COLLIE BUDZ - COLLIE BUDZ

Columbia 2007

1. Come Around    
2. Blind To You    
3. Defend Your Own     feat. KRAYZIE BONE   
4. Tomorrow's Another Day    
5. Mamacita    
6. Wild Out    
7. Lonely     feat. YOUNG BURG
8. What A Feeling    feat. PAUL WALL   
9. Movin' On    
10. Sensimillia    feat. ROACHE   
11. Let Me Know    
12. My Everything    
13. Love Deh

    Collie Buddz to wręcz internacjonał. Białas urodzony w Nowym Orleanie, wychowywany na Bermudach i w Toronto, zyskał wiele podczas swoich podróży między wyspami, USA, a Kanadą. Dorastanie na Karaibach wyzwoliło w nim typowe dla tych terenów bicie serca - w rytmie reggae naturalnie. Dzięki studiom inżynierii dźwięku na Florydzie udało mu się zahaczyć w biznesie i dzięki występom u Shaggy'ego udało mu się uzyskać dla siebie imię i wydać debiutancki album.
    Na albumie wystąpiła cała plejada producentów ragga, głównie z Jamajki, ale przecież nie tylko. Lista jest doprawdy długa: Daron Jones, Dino Delvaille, Smokey, Crown N Kah.So.Real, Supa Dups, Di Genius, Tony "CD" Kelly, Jam 2, Shea Taylor, Bang Out, B. Konders, Curtis Lynch. Ciężko wymienić ich dokonania, żeby przybliżyć, z kim mamy do czynienia, ale są to producenci m.in. Gorillaz, Ms Dynamite, Rihanna (Curtis Lynch), Ziggy Marley, Maxi Priest, Junior Reid (B. Konders), Pitbull, Akon, Beenie Man (Supa Dups) i mnóstwo innych. Nie chce mi się wszystkiego wymieniać, ale bierzesz płytę pierwszą z brzegu, gdzie ktoś ma coś wspólnego z ragga i któreś z nazwisk będzie. Czy to kawałek typowy roots rock reggae, czy nowoczesne, klubowe bangery, pełne seksu  i energii. A Collie przeskakuje od uczuciowych traków, których jest tu zdecydowanie najmniej, przez klasyczne riddimy, aż po taneczne bomby, przy których już widzisz te smakowite poślady falujące do bitu. Producenci dali radę dość dobrze, nie powiem. 
    Collie ma naprawdę talent i choć jest biały, wcale tego nie słychać. Potrafi bardzo ładnie toastować, ale również śpiewać, co przy ragga niezwykle się przydaje - zwłaszcza w refrenach. Nie ma on zbyt szerokiego repertuaru jeśli chodzi o tematy: to przede wszystkim panienki (czy to do tańca, czy do... ruchańca), coś o jaraniu, szczyptę o sobie. 'Nuff ganja nuff spliff a build \ Only thing whe a make man feel chill \ Whe (what) me say \ Finally the herbs come around \ The high grade when me a look for \ Me get it by the pound' - to o jaraniu. A może 'It's just another broken-hearted tune fi all di lonely world \ When mi seh \ Emily she could a tell nuf sad story \ Har man abuse har and go beat her up badly \ Just a hold the rod stick rudely' - to z kolei o pannie, tylko z życiowej perspektywy. Nie ma tu nic odkrywczego, czy nowego, natomiast Collie ma jedną zaletę: słucha się go bardzo dobrze, czy toastuje, czy śpiewa. I nawet goście przechodzą niezauważeni, choć dobrani zostali świetnie.
    Jak na debiut, to bardzo przyjemny album. Collie ma przyjemny wokal, bity bujają w prawdziwie karaibskim klimacie, mają ten wajb, co rusza głową albo tyłkiem. W Polsce wykonawca jest mniej znany, ale przecież w Stanach zapraszają go sami najwięksi na featuringi, Collie daje wejścia wrestlerowi Kofi Kingstonowi, gra na największych festiwalach - słowem jest rozchwytywany. Bo i materiał ma bardzo przystępny i fajny.

OCENA: 4+\6


wtorek, 11 lutego 2014

OMBRE EST LUMIERE (VOLUME UNIQUE) - IAM

Delabel 1995

1. Ombre Est Lumiere    
2. Le Feu (Prodigal Edit)    
3. Cosmos    
4. Le Dernier Empereur    
5. Contrat De Conscience    
6. Une Femme Seule (Remix)    
7. L'Aimant    
8. Le Repos C'Est La Santé    
9. Sachet Blanc (Remix)    
10. Le Shit Squad    
11. Le Soldat    
12. Reste Underground    
13. Je Ne Veux Plus Voir Personne En Harley Davidson    
14. J'Aurais Pu Croire    
15. Je Danse Le Mia (Le Terrible Funk Remix Radio Edit)

    Czy prawdziwemu fanowi rapu trzeba przedstawiać grupę I AM? Klasyka francuskiego hip hopu, zespół, który wywarł podobny wpływ na scenę europejską, co Wu Tang na amerykańską. Shurik'n, Akhenaton, Imhotep, Kephren i DJ Kheops stworzyli nową jakość. Przed sobą mamy ich drugi album - reedeycję w zasadzie, bo pierwszy 'Ombre Est Lumiere' wyszedł jako podwójny, jednak rok później skrócono go do jednego krążka, zostawiając to, co najlepsze. Sprzedano ponad pół miliona egzemplarzy i zaczęła się oszałamiająca kariera I AM - razem i osobno.
    Muzycznie zespół nie stworzył jeszcze niczego wyjątkowego na swoim drugim albumie. To typowo klasyczny hip hop, oparty na samplach z soulu, funku i disco z lat '70 i '80. W sumie nic dziwnego, kiedy w produkcji wspomagał zespół Nick Sansano, który maczał palce w płytach Public Enemy, K-9 Posse, czy Disposable Heroes Of Hiphoprisy - że wymienię tylko tych w klimacie, bo przecież Sansano współtworzył również m.in. dla Sonic youth, Ofra Haza, Manic Street Preachers, czy nawet Queen. W samym zespole za produkcje odpowiedzialni są Imhotep, Kheops i Kephren i razem cała czwórce udało się stworzyć wybuchową mieszankę, która okazała się prawdziwą bombą. Mamy tu uliczne bity z głębokimi basami, odczuwalnymi w trzewiach, sporo sampli z funkowych rzeczy, ale również twórcy zaczęli eksperymentować z muzyka poważną, symfoniczną i innymi gatunkami, rzadziej do tej pory wykorzystywanymi w rapie. Nie stronili jednak wcale od klasyki disco z lat '70, bo przecież singiel, który utorował im drogę do sukcesu, to był 'Je danse le mia', oparty na kawałkach George Bensona i Eddie Kendricksa. To dość twarda, hardkorowa jazda, nowojorski bumbap przepuszczony przez francuską mentalność i geniusz członków I AM.
    Akhenaton, Shurik'n i Freeman to mocno zaangażowani społecznie emce. Wszyscy trzej mają świetne flow, doskonałe głosy i odpowiedni ogień w głosach ('Le feu'). W ich tekstach, bardzo często mówią o polityce, rasizmie i religii - przecież nawet singlowy 'Je danse le mia' wcale nie jest zaproszeniem do tańca tak dosłownie. Wszystko zawoalowane jest w przeróżne historie ze starożytnego Egiptu, czy wręcz Afryki, zresztą, sami członkowie zespołu przyjęli imiona wprost z Egiptu - no, poza Shurik'nem, zafascynowanym z kolei Japonią. Tu pełno jest odniesień do islamu, który okazuje się być niezwykle ważnym askpektem życia dla członków I Am, mającymi w żyłach bardzo różną krew: Akhenaton włosko-muzułmańsko-francuską, Shurik'n z Madagaskaru i okolicznych wysp, Kheops fancusko-hiszpańską, Imhotep algierską. I ten cały tygiel łączy się na Marsie - czyli po prostu w Marsylii, ale tak, czy siak, to bardzo złożony kosmos.
    Ta płyta otworzyła rynek francuski na hip hop. Szlaki przecierali NTM, czy MC Solaar, ale uderzenie I Am dopiero wywaliło wszelakie drzwi i zapoczątkowało boom na rap. Uliczny hymn 'Le shit squad', piętnujący policję, 'Cosmos', czy singlowy hit 'Je danse le mia' znali wszyscy. To jedna z legendarnych płyt, nie tylko francuskich, ale w ogóle ważna dla światowego rapu.

OCENA: 5-\6


niedziela, 9 lutego 2014

BROAD DAYLIGHT - THE JACKA

Town 2009

1. Intro 
2. We Mafia feat. YUNG LOTT
3. Coulda Did Better   feat. T-WAYNE
4. Have You No Fear   feat. JOE BLOW
5. All In The Game  feat. B-TOWN MAC, FLEETWOOD LOW, K-DUBB
6. The Block   feat. LEE MAJORS, B-TOWN MAC
7. Crazy Here   feat. JOE BLOW
8. Ballervard feat. KEAK DA SNEAK, AGERMAN, EXTREME
9. Interlude
10. Fly High feat. SHADY NATE, B-TOWN MAC, PIMP TONE
11. Ham Sammich feat. JOE BLOW, T-WAYNE
12. Try To Let Go  feat. KAFANI, NETTA B, B-TOWN MAC
13. Don't Wanna Hear About It feat. CHINO NING, B-TOWN MAC, D-DOSIA
14. Outro 

    Szósta płyta członka Mob Figaz może nie stała się sukcesem komercyjnym, ale zebrała bardzo pozytywne recenzje od fanów. Może i albumy od Mob Figaz nie osiągają zawrotnej sprzedaży, ale mają ogromny szacunek fanów - w przypadku The Jacka, głównie poza Bay Area, czyli akurat nie tam gdzie mieszka... 
    Przyznać trzeba, że muzycznie płyta jest niezwykle przyjemna. Za większość podkładów odpowiada Cozmo, cztery podkłady dał D-Dosia, a jeden One Drop Scott (lekko soulujący 'Try To Let Go'). To dość spokojna jazda, całkiem typowa dla Bay Area: nieco laidbackowa, ale w dobrym tempie. Tak naprawdę, to do mnie trafiają tu przede wszystkim kawałki od D-Dosia - szczególnie fantastyczny 'All in the game', nieco groźny 'The block', nowoczesny, wręcz trapowy 'Fly high' i jedyny, który mi się nie podoba - popowy 'Don't Wanna Hear About It'. Bo Cozmo z kolei to zdecydowanie luźne i spokojne traki, które wprowadzają w stan lekkiego bujania, tożsamego z palmami muskanymi oceaniczną bryzą. Niestety, ku końcowi albumu zaczyna się robić coraz bardziej nowocześnie i ciśnienie nieco skacze - nie z powodu przyspieszenia tempa, ale dlatego, że ów wyluzowany klimat pryska wraz z zawodzeniem syntezatorów, zwłaszcza we wkurwiającym 'Ham Sammich'.   
    Nie powiem, że The Jacka rzuci na kolana swoim stylem. Ma dość kiepski i słaby głos, a flow jest bardzo wyluzowany i czasem wręcz zlewa się w jedną linię. Owszem, dzięki temu Jacka się jakoś wyróżnia i da się go rozpoznać pomiędzy członkami Mob Figaz, ale to nie jest rapper zachwycający techniką, czy stylem. Nie oszukujmy się zresztą, ten taki slow-flow jest charakterystyczny dla tego zakątka Stanów i ci gracze ze średniej półki brzmią raczej podobnie. Patrząc również na gości, większość z nich różni się przede wszystkim głosem, bo techniką tylko w detalach... Joe Blow jest słaby, Lee Majors ma fajny, zdarty głos, K-Dubb daje radę, legendarny wręcz Keak Da Sneak leci jak zazwyczaj - do niego trzeba przywyknąć, bo albo się go lubi albo nie znosi. Na pozostałych gości można spokojnie spuścić zasłonę milczenia. O czym jest płyta? Głównie o życiu on 'the block' w słonecznej Kaliforni. To co zwykle, haslowanie, jesteśmy jedna mafią i wszystko zostaje w grze, bawimy się, jaramy i jesteśmy groźni... Zresztą, po co się wysilam, spójrzcie na tytuły, one powiedzą wszystko. Jeśli wsłuchamy się jednak głębiej, dowiemy się o przemianie duchowej Jacka, który został muzułmaninem i zmienił nazwisko, a także nieco o jego ambicjach i życiu. Taki możliwy, rzemieślniczy rap.
    'Broad Daylight to całkiem przyjemna płyta - powiedziałbym, że w 75% bardzo dobra. Głównie muzycznie, jednak Jacka daje radę udźwignąć mikrofon i wcale nie chcesz go wyłączyć. Jest tu kilka bardzo fajnych numerów, w tym mój ulubiony 'All in the game', ale z drugiej strony, jest tu jeden kawałek, którego tytuł doskonale podsumowuje płytę: 'Coulda did better'... I tyle w temacie. Płyta dla fanów melodyjnego Westu i Bay Area. Ja osobiście całkiem lubię.

OCENA: 4-\6


piątek, 7 lutego 2014

MY OWN - YOUNG BLEED

Priority 1999

1. Bless Em' All    
2. I Couldn't C' It    
3. Trecherous    
4. Time And Money     feat. TOO $HORT
5. All They Lef' Me Wuz' Da' Streets     feat. GRAM
6. A Husla'      feat. DAZ DILLINGER, LAY LO
7. No Disrespect    
8. A Minute Ta' Breathe    
9. Give And Take    
10. Bounce, Mob, Skate       feat. J-VON, LUCKY KNUCKLES
11. To Be A Soldier    
12. My Own   feat. GRAM

    Pierwszy album Young Bleeda nie wywołał generalnie szału, bo płyta wyszła jako jedna z dziesiątek podobnych w No Limit Records. Nie istotne, że się różniła znacznie od innych. Dlatego, mający większe aspiracje rapper opuścił Mastera P i zajął się karierą poza platynowym czołgiem. I poniekąd słusznie uczynił - zresztą nigdy nie podpisał umowy z NL i nigdy nie był żołnierzem Mastera. 
    Płyty już nie produkowali plastikowi bitmejkerzy z No Limit, za płytę wzięli się  Happy Perez (ze wspólnego projektu obu - The Concetration Camp), Steven Below, którzy produkują dla największych sław i legend środkowych stanów USA oraz mało znani Carlos Wilkinson, KC Easterwood i sam Bleed. Muzyka na tym albumie leży tak daleko od nolimitowych brzdąkań, że nie ma w ogóle porównania. To soczysty funk, pełen głębokich basów, gitarek i syntezatorów. I choć w perkusjach jest sporo hi hatów, to nie są one na tyle nachalne, żeby wywoływać nerwowość w słuchaczu. Wręcz czasem są dość laidbackowe, ale nie pozbawione tempa - na pewno nie są nudne. To bardzo fajna, klimatyczna muza, bujająca i mocno osadzona w tym brzmieniu zsamplowanym prosto z całego bukietu albumów z lat '70. Jest sążniście, bas drąży bębenki, funk kipi.
    Bleed ma specyficzne flow, nieco zwolnione, jakby od niechcenia, wersy rymuje nieco zdartym głosem, tworząc bardzo specyficzny klimat południowego rapu. Do tego Bleed ma całkiem ciekawe i nietuzinkowe teksty, poświęcone w wiekszości historiom z sąsiedztwa, bo rapper dorastał w jednym z najniebezpieczniejszych kawałków Stanów: Baton Rouge. Jego doświadczenia i przeżycia owocują nieco gorzkimi i melancholijnymi tekstami, niepozbawionymi jednak siły przekazu. 'Ghetto lifestyle with killer crime records \ I make it a point to understand this ain't wonderland \ It's either kill or be killed, law of the land \ Just to see that my mind expand \ Rapidly I can't lose sleep, I stay on my feet \ And flip enough to eat, yo \ Ain't nothing sweet when milk money ain't enough to feed the tummy \ We mummified in this land of milk and honey'. O statusie Bleed'a niech świadczą gościnne występy Too Short'a, czy Daza z Dogg Pound w niezłym traku 'A Husla', gdzie pojawia się również obdarzony nosowym flow Lay Lo. To dobry przekaz przez całe 50 parę minut, z porządnymi tekstami - może nie zawsze wybitnymi, ale na pewno takimi, których nie trzeba się wstydzić. Fajnie jest, a najlepsze kawałki, to zdecydowanie 'Give and take', 'Bounce, Mob, Skate', czy 'All They Lef' Me Wuz' Da' Streets'. Ale słabych numerów tu nie ma. No, może jeden nieco odstaje in minus, ale nie aż tak.
    Young Bleed to ewenement. Koleś, który nagrał pięć albumów solo i każdy z nich był świetnie przyjęty, klepie biedę, odcinając kupony od starych rzeczy, a co najgorsze, zbiera zazwyczaj niesamowite propsy od fanów rapu. Coś tu nie gra. Tym bardziej, że choćby 'My Own', album o wszystko mówiącym tytule, jest bardzo dobry i powracam do niego z dużą przyjemnością.

OCENA: 5-\6


środa, 5 lutego 2014

ANIMAL HOUSE - ANGIE MARTINEZ

Elektra 2002

1. Animal House  feat. SACARIO
2. A New Day 
3. TRL 
4. If I Could Go!  feat. SACARIO, LIL MO
5. Never  
6. Take You Home   feat. KELIS
7. Been Around The World
8. We Can Get It On    feat. N.O.R.E.
9. What's That Sound   feat. MISSY ELLIOTT
10. Fucked Up Situation    feat. TONY SUNSHINE
11. Waitin' On    feat. PETEY PABLO
12. Lifestyles Of The Big And Famous 
13. Live Big Remix    feat. FAT JOE, SACARIO
14. So Good   feat. KEON BRYCE

    Nie ma to jak radiowa dziennikarka zabiera się za rymowanie, co? Wypromowana przez Funkmaster Flexa, stała się jedna z gwiazd Hot97, co utorowało jej drogę do nagrania płyty. 'Animal House' to już jej drugi album, który okazał się sporym hitem, głównie dzięki singlowi z Lil Mo, ale też i przez współpracę z gorącymi wówczas artystami.
    Jako dziennikarka i podopieczna Flexa Martinez miała do dyspozycji całą armię producentów, głównie z NY, ale i nie tylko. Są tu tak uznani bitmejkerzy ze Wschodniego Wybrzeża, jak Buckwild, Scott Storch, Ski, Ant Boogie (produkcje również dla Onyx), czy Salaam Remi, ale mamy tu również producentów z Miami, ze środka, czy nawet zachodu Stanów. To Rick Rock, Dirty Swift (znany z płyt 50 Cent, Choclair, Nelly, Young Buck), Cool & Dre (odpowiedzialni za hity Ja Rule, Trick Daddy, Trina, Fat Joe). Czy z takimi podkładami może album byĆ słaby? Może. To znaczy, może nie tyle słaby, co zwyczajny i dość przewidywalny. Mamy typowe nowojorskie bity od Buckwilda, Ski i Scott Storcha, latynoskie rytmy Cool & Dre dla kawałków z Kelis i Nore oraz bardziej nowoczesny dla Missy, tak samo jak podkład od Ant Boogie, za to Salaam Remi dał nieco bardziej soulowy trak. Wszystko zaś jest dość płytkie i zwyczajne, łatwo przystępne dla radia: latynoskie rytmy, trochę soulowych sampli, znane mordy na majkach.
    Angie ma bardzo fajny głos, nie można jej odmówić - słucha się go z przyjemnością, bo nie piszczy, ani nie sili się na dziwne stylistyki. Bardzo dobrze płynie po bicie, choć teksty nie przysparzają powodów do zachwytów... 'Angela... Better known as Angie \ We are animals... Animal House... wut we are... animals \ Uh yeah uh yeah uh uh uh yeah uh uh \ All I could do is give you me if you choose to believe it's on you \ I live in peace I could sleep but I don't choose I'mma animal the promos \ The station, the movies rap Rebecca Lobo \ I run elbows with people you couldn't a "Hello" from \ With a mask and a gun you don't gotta ask how come or where I'm at \ I work! I wanna make that clear to cats'... To na początek, ale dalej wcale nie jest dużo lepiej: ' I deal wit people from far \ very few I keep close, that's how you keep from the scars \ You gotta move like a ghost, cause some people are starsAnnotate
And all of a sudden' \ they forgot who they are'. Z gości mamy tu Sacario, który niestety występuje najczęściej, a zdecydowanie brakuje mu umiejętności - no, ale jest producentem wykonawczym, więc może Angie nie wypadało mu odmówić? Zbędna persona, rymująca jak tajwańska podróba Cam'Rona. Świetnie trafiają za to Keon Bryce, Lil Mo i Kelis, dodając w refrenach ognia trakom. Tony Sunshine za to zwalnia mocno. Z rapperów zdecydowanie najlepiej wypada Missy Elliott, bo Nore pierniczy farmazony o niczym, udając latynoskiego bossa, Petey Pablo ryczy jak zarzynany łoś, a Fat Joe nie wyróżnia się niczym wielkim - jak cały album zresztą.  
    Taki to album, jakich pełno. Nie pomagają znane nazwiska, świetni producenci, miła Angie - wszystko jest zwyczajne i przeciętne. To ostatni album Angie, zajęła się ona potem swoją normalną robotą i do tej pory nie wróciła za mikrofon.

OCENA: 3\6 


poniedziałek, 3 lutego 2014

ONE BAR LEFT - ILLOGIC

Weightless 2008

1. Intro
2. One Bar Left
3. Change
4. Half-Man Half-Vicious    feat. ILL POETIC
5. Soundtrack Theme
6. Cold November Day

    Ta epka to już szóste wydawnictwo tego alternatywnego rappera z Ohio. Z początku nie była na niego mocnych w jego rodzinnym mieście podczas bitew freestylowych, a następnie skumał się ze śmietanką podziemia i zaczął nagrywać kolejne albumy, przyjmowane z lubością przez fanów świadomego rapu.
    Chociaż Ill Poetic wcale nie jest osobą, z którą Illogic współpracuje najchętniej, to właśnie on, a nie Blueprint wyprodukował ten krótki album. To dość złożone podkłady, osadzone w klimacie klasycznego rapu, ale przecież ani perkusje, ani sposób składania sampli nie są takie oczywiste. Jest tu mnóstwo sampli z dęciaków i różnych orkiestrowych rzeczy, bębny nie dają zwykłego bumklap, bubumbumklap, ale Ill Poetic kombinuje tak, aby nie było nudno. Może być energicznie i szybko, może być 'mellow' i 'jazzy' dla relaksu. Na trąbkach będą grały organy Hammonda, plumkał głęboki bas - jest naprawdę... 'pięknie'. 
    Illogic ma to flow i te teksty. Jego gładki głos sprawnie płynie poprzez podkłady, nawet jeśli są to tak wyszukane rzeczy, jak produkcje Ill Poetic'a. 'Used to paint pictuers, now I paint scriptures, half man, half vicious' - i to jest prawda, bo Illogic ma zadziwiająca umiejętność malowania słowami obrazów - jeśli znasz angielski wystarczająco dobrze, zabierze cię na wycieczkę przez swoją wyobraźnię i życie. Wprawdzie epka trwa niecałe 20 minut, ale to wystarczy, żeby stwierdzić, że ten koleś potrafi wiele. Aż się chce sprawdzać dalej. Jedynym gościem na majku jest tu sam producent, który robi znacznie lepsze podkłady niż składa wersy, ale nie jest aż tak straszny, żeby nie dało się go słuchać - tyle, że Illogic przerasta go o głowę.
    Świetna płyta, szkoda, że taka krótka. Dorosła, dojrzała i złożona, oparta o bity, dające wrażenie dużej przestrzeni i fantazji... To wszystko ma tak poukładane szczegóły, że wydaje się skończonym, choć małym kawałkiem puzzli. Fantastyczny mini album od Illogic, który daje wiele do myślenia...

OCENA: 5+\6


sobota, 1 lutego 2014

A WHOLE LOT OF SOUL PARTNER VOL.1 - BLU

bootleg 2008

1. Soul Provider
2. Sun In My Face     feat. JONTEL, J DILLA
3. Fly (Song of Liberation)   feat. EXILE
4. The Only Way
5. My World Is Still
6. Another Day
7. Git It Now    feat. TREK LIFE
8. Bout It, Bout It
9. Party of Two
10. Collect, Respect Anna Check
11. Tell You    feat. ALOE BLACC
12. Life's A Gamble    feat. DONEL SMOKES, TREK LIFE, CASHIUS KING
13. Mr.Big Fizz
14. Maintain    feat. DONEL SMOKES, CO$$, JONTEL
15. Hold On John

    Blu to rapper z Zachodniego Wybrzeża, któremu w zasadzie daleko i do gangsterów, tak samo jak do tamtejszych podziemnych graczy. Ta płyta jest w ogóle ewenementem, bo wyszło to poza jakimkolwiek obiegiem, kupić się tego nie da, ledwo można ściągnąć. Skąd to mam? Nie pamiętam, pewnie skądś kiedyś pobrałem... Dość, że płyta jest, Blu się do niej przyznaje, ale próżno jej szukać w oficjalnych dyskografiach, bo jej nie autoryzował, a okładka funcjonuje taka, a nie inna, czyli przerobiona z singla 'The narrow path'...
    Płyta jest opisana bardzo miernie - by nie rzec, że w ogóle, dlatego o produkcji mogę tylko domniemywać. Na pewno są tu podkłady dane przez Exile, zapewne część zrobił sam Blu, znalazło się tu też coś od J Dilla (obezwładniająco piękny 'Sun  in my face'). To są bardzo ciepłe i pełne duszy (soulu?) podkłady, osadzone głęboko w korzeniach hip hopu, bez zbędnych udziwniań, z cudownymi samplami i perkusjami, które wprawdzie nie są bumbapowe, ale stanowią również o sile kawałków, bo nie zamulają identycznymi zestawami bebnów, ani nie irytują miliardem hajhetów. To po prostu piękna muzyka hip hopowa, jeśli w ten sposób można się wyrazić o tym gatunku. Każdy kolejny kawałek to balsam dla duszy i emocji. Fantastyczna podróż po ścieżkach bitów. Część z kawałków to strony B singli, część pochodzi z różnych płyt, a częśc w ogóle nie była publikowana.
    W dodatku Blu jest taki jej jego ksywka - nieco melancholijny, ale nie smętny. Ma bardzo ciepłą i ładną barwę głosu, nienaganną technikę i inteligentne teksty. Klimatycznie ląduje pomiędzy A Tribe Called Quest, a The Roots nie ustępując obu grupom w żadnej kwestii. Blu ma całe garście opowieści o życiu w mieście, o wolności i sprawach damsko-męskich i przedstawia wszelkie aspekty przemyślanymi rymami: She said she was sick of the city life \ A sweet girl but the world made her the shitty type \ When she was young she just wanted to be pretty like \ A model or an actress but, she had to work for her two kids \ Father in jail serving time for two bids \ Kids hungry asking mama where the food is \ And she can see their hearts beating through their two ribs \ Now she crying watching cribs \ Cause the rent's due soon, in the one bedroom'. Czasem pozwala sobie na kawałki w temacie, że tak powiem twórczym: 'Ayo what up though, I never fantasizes to the upmost \ So you can feel the vibes when we touch close \ You make me wanna rush yo beautiful mixed ass and crush yo \ Appendix when I'm wishin' I'm in it I just get stuck, yo'. Do tego każdy z gości spełnia swoje zadanie, począwszy od Aloe Blacc i J Dilla, skończywszy na tych mniej znanych wykonawcach.
    Świetna płyta. Nieoficjalna, poskładana i pozlepiana z różnych kawałków, ale robi bardzo dobre wrażenie. To pozycja obowiązkowa dla wszystkich, którzy sądzą, że hip hop nie żyje. To świeży tlen dla zatrutych trapem i innymi syntetykami.

OCENA: 5\6