RAP AROUND THE WORLD

Ta strona poświęcona jest rapowi z całego świata. W hip hopie siedzę ponad 25 lat, zbieram płyty i nie ściągam ich z netu - chyba, że są to nielegale. Moja kolekcja płyt sięga ponad 15.000 sztuk - muszę chyba kupić większe mieszkanie, aby jeden pokój przeznaczyć TYLKO na płyty CD :) Nie spodziewaj się linków z downloadem - na pewno gdzieś sobie daną płytę znajdziesz - nie tu. I nie spodziewaj się też wielu nowości - ostatnio hip hop śmierdzi. Spodziewaj się za to recenzji rapu z ponad 100 krajów, albumów takich bardziej znanych i takich, o których słyszysz po raz pierwszy - może po taką płytę sięgniesz? Zapraszam na podróż po świecie hip hopu.
## Na dole dodałem flagi, żeby łatwiej było znaleźć coś z odpowiedniego kraju :)

wtorek, 30 lipca 2013

ROAMING EMPIRE - DANTE

Havoc 2008

1. Tucker Stomp
2. 3hrs Later   feat. TIGHE PHILLY
3. Beat Goes On   feat. AZTEK, JAWS
4. Winnie Cooper   feat. LIBBY KANNAN
5. Squawk & Roll   feat. GAMBIT
6. Give Up
7. D.O.A.
8. Bouncers
9. Shine On
10. Absolute
11. Twisting Ghosts
12. My Axe Weighs A Ton    feat. AZTEK
13. Say My Name

    Dante LaSalle to dość awangardowy rapper. Jego płyta zebrała wielce pochlebne recenzje, choć, naturalnie, znaleźli się tacy, którzy marudzili, że to płyta pseudointelektualna i beznadziejnie wyprodukowana. Ale, jak to mówią, póki nie usłyszysz, to się nie dowiesz. To ściągnąłem ze Stanów ten album, mając cichą nadzieję, że nie będzie bardzo tragiczna...
    Większość produkcji na tym albumie zrobił niejaki Deck, oprócz jednego kawałka, 'Squawk & roll', wyprodukowanego przez SP. Ale nie ma tak, że Dante nie miał nic do powiedzenia, o nie! To on odpowiada za perkusje, grał na harmonijce (!) i robił aranże. To nie są Twoje zwyczajne podkłady. Żadna rewolucja, ale żywe perkusje, wtręty harmonijki ustnej, topornie pocięte sample tworzą nieco szaloną miksturę. Wrażenie zwłaszcza robią te niesforne perkusje, które wymykają się z hip hopowej szufladki.   
    Dante La Salle, ten pieprzony Białas, przejmuje mikrofon. Nie wysila się na cuda, nie próbuje Cie przekonać, że jest ultra ambitnym kotem, który wykręci taką płytę i taki kosmos na krążku, że nie zajarzysz, o co chodzi. Jednak Dante jest cholernie sprawnym emce, z fajnym flow i zaskakującymi tekstami na tematy wszelakie. Dante gada o pannach, rymowaniu i szeroko pojętym życiu. Goście, zaproszeni na płytę, odgrywają zupełnie marginalną rolę, bo i tak wszystkie uszy zwrócone są na Dante.
    Może i to nie jest rewolucja, ale ciężko odmówić płycie surowości i oryginalności. Dante, choć obecny jest na scenie Detroit od ponad 15 lat, dopiero w 2008 wydał swój debiut, który sporo namieszał w podziemiu. to ciekawa płyta, może nie dla każdego, bo to ani boom bap, ani nuskul. To raczej płyta dla fanów The Roots i tym podobnych klimatów, z wieloma żywymi instrumentami i nieszablonowym podejściem do grania. Poza tym, koleś wie co robi...

OCENA: 5-\6 


niedziela, 28 lipca 2013

BOYZ'N'BLUE - BOSS HOGG OUTLAWZ

Boss Hogg Outlawz 2004

1. Intro (Slim Thug)
2. Boyz N Blue (Sir Daily, Kyleon & Slim Thug)
3. Represent Gangsta (Kyleon, Slim Thug & Sir Daily)
4. Come Here (Kyleon, Sir Daily, Chris Ward & Slim Thug)
5. B.H.O.'z (Slim Thug, Kyleon, Daily & Chris Ward)
6. Dope Man (Kyleon & Slim Thug)
7. In Da Club (Skit) (Slim Thug & Kyleon)
8. I Need A (Kyleon, Slim Thug & Chris Ward)
9. Rainin' (Sir Daily, Slim Thug & Kyleon)
10. It's So (Kyleon, Slim Thug & Chris Ward)    feat. LIL MEL
11. Good Ole Luv (Slim Thug, Sir Daily & Kyleon)
12. It's Going Down (Kyleon, Slim Thug & Chris Ward)
13. Get Back (Kyleon, Sir Daily & Slim Thug)
14. Whatcha Know (Slim Thug, Chris Ward & Sir Daily)
15. Listen (Slim Thug, Kyleon, Chris Ward)    feat. DRE DAY
16. I'll Show Ya (Slim Thug, Kyleon & Chris Ward)

    Ta brygada z Houston, rządzaona przez Slim Thug'a skłąda się z całego kolektywu emce: są tu L.E.$., Young Von, C. Ward, J-Dawg, Killa Kyleon, Sir Daily, Lil Ray, Young Black, Dre Day i PJ - w zasadzie, poza dwoma, mało znani na rynku. I tak na pierwszej płycie występuje tylko czterech rapperów... To jest ich pierwsza płyta, dla lepszej orientacji wypisałem kto jest kto w każdym kawałku, bo przy takiej ilości rapperów, można się pogubić.
    Płyta składa się z dwóch części - normalnej i, co swego czasu było modne na zachodzie i południu, chopped and screwed, czyli z pociętymi, zwolnionymi i zjebanymi wokalami. Produkcję na całości zrobił znany z dawnych lat Mr. Lee, choć w czasach złotej ery zajmował się on raczej muzyką house i rap, zresztą to dzięki niemu karierę rozpoczął R. Kelly. Tu, ponad 10 lat później, Mr. Lee robi typowe bity południowe, choć, mimo, że cykaczy jest tu wiele, to można wyhaczyć podkłady i bangerowe, typowe dla południa, ale i także takie z gitarami i prawdziwymi, konkretnymi samplami, jak za starych dobrych czasów. Zatem mamy tu niezłą miksturę, mieszankę typowo południowych cykaczy i wiejskich klimatów, ciętych sampli i nowoczesnych, czasem nawet housowych brzmień. Daje to bardzo ciekawą wypadkową. Stroną chopped & screwed zajął się za to DJ Yellaboy i zgodnie z założeniem, wszystko jest zwolnione i pocięte...
    Wiadomo, że prym tu wiedzie Slim Thug, bo nie dość, że on tu jest szefem, to może nie ma największych skilsów ze wszystkich, ale na pewno dysponuje najbardziej wyróżniającym się głosem. Kyleon ma płynny flow i fajny głos, lubi rymy podwójne i potrójne. Sir Daily rymuje z typowo południową swadą, ale nie olśniewa techniką, ani liryką. Chris Ward to chyba najmniej zaznaczająca swoją obecność postać na tej płycie, choć potrafi również dać niezłe wersy. Lirycznie? No cóż, szału tu nie ma: gangsta representin', ciężko się żyje na dzielni, mój skład BHO, powspominajmy stare czasy... Ale, żeby być sprawiedliwym, chłopaki potrafią dać dobre wersy, które, choć poruszają prozaiczne tematy, mogą dać do myślenia. Niewiele nowego, ale słucha się tego nieźle.
    Jak dla mnie, wystarczyłaby pierwsza część płyty, bo ta chopped & screwed to zbytek łaski i nigdy tego gówna nie kupuję - tu akurat to podwójne CD, więc nie dało się inaczej. Zatem przemilczę te zwolnione wypociny. Normalny krążek jest bardzo przyjemny i słucha się go dobrze, można go spokojnie polecić nie tylko fanom południa, ale i jest tu sporo traków dla każdego fana prawdziwego rapu - w końcu Mr. Lee to klasyk...

OCENA: 4\6


piątek, 26 lipca 2013

MUSIC MAKES YOU MOVE - TONY D

Sure Shot 1989

1. Adam's nightmare
2. Smooth shit
3. Poor seagull
4. Pockets oh yeah
5. Do the sway bob
6. Back to the fat back
7. War song
8. Get off the rhythm   feat. YZ
9. Gorgeous pie
10. Music makes you move    feat. TOO KOOL POSSE
11. Special mix
12. Take some more lessons
13. Get over here and blow me
14. Tone watcha doin
15. Bonus bird track

    Tony D to jeden z pierwszych hip hopowców, który z premedytacją wydał instrumentalną płytę rapową. Nie powinno to dziwić, bo przecież Tony Depula robił muzyke dla takich osób, jak Poor Righteous Teachers, King Sun, DJ Muggs, YZ, czy Outsidaz. To jego pierwszy album spośród co najmniej 8. Niestety, Tony D umarł w 2009 w wypadku samochodowym w wieku 42 lat.
    Jak sama nazwa wskazuje, Tony D robi muzykę, która ma Cię wypchnąć na parkiet - lub też poruszyć, choć oczywiście to pierwsze tłumaczenie jest o wiele bliższe prawdzie. Ostatnie lata dekady '80 to powolne odchodzenie od syntetycznych, nowoszkolnych brzmień, które królowały w rapie przez bez mała 7 lat. Teraz do głosu dochodzą sample, loopy i cuty. Jeszcze w latach 1988-90 pokazywały się płyty takie i takie, ale popularność tych opartych na samplach powoli przesądzała sprawę. Ludzie nie chcieli już syntezatorów i bitmaszyn, chcieli powrotu do funkowych brzmień, kawałków opartych na znanych klasykach czarnej muzyki. Dlatego producenci, chcąc sprzedać swój produkt, zaczęli grzebać w starych winylach, aby znowu tchnąć w nich życie. Tony D właśnie jest jednym z tych producentów, idących z duchem czasu. Gdyby płyta wyszła parę lat później, pewnie zaprosiłby różnych emce i mielibyśmy płytę producenką, ale w tych czasach nie było jeszcze mody featuringów. Płyty nagrywało się samodzielnie, z rzadka zapraszając innych artystów - jeśli już, to w ogóle spoza rapu: vide Run DMC (Aerosmith), Public Enemy (Anthrax), Fat Boys (Chubby Checker) i wiele innych.
    Dlatego na płycie rymów nie uświadczymy w większości kawałków - poza 'Get off the rhythm' i tytułowym kawałkiem. Są głównie bity, oparte na znanych, czasem nawet bardzo, samplach. Pamiętajmy, że w 1989 roku jeszcze nie były one ograne i zdarte, jednak nieco później, każdy z motywów przewodnich z tej płyty wykorzystywany był rocznie po kilkanaście razy co najmniej. Jedyne wokale są zazwyczaj wskreczowane, bądź puszczone z samplera. Typowe, klasyczne perkusje, znane sample, ruszające rytmy. Może czasem brakuje trochę rymów i dobrego wokalu, co sprawia, że jest to płyta już nie na imprezy, ale do puszczenia sobie w tle, kiedy nie trzeba skupiać się na liryce i można robić co innego.
    Trochę wydaje mi się, że Tony D wyprzedził swoją epokę o jakieś 5 lat. Płytę na tych bitach dałoby radę zrobić nawet w '93 i dobry emce zrobiłby na niej niezłe zniszczenie. Ale po pierwsze, mamy '89, po drugie, nie mamy prawie w ogóle emce, tylko same bity. Dzięki temu mamy płytę bardzo niszową - taką, którą zechce niewiele osób, czy to w 1989, 1993, czy 2013. Abstrahując od tego, to całkiem fajna płyta, której słucha się przyjemnie i bez znudzenia. Ja osobiście lubię.

OCENA: 4+\6


środa, 24 lipca 2013

EMINEM PRESENTS THE RE-UP

Shady 2006

1. Shady Narcotics - EMINEM       
2. We're Back - EMINEM, OBIE TRICE, STAT QUO, BOBBY CREEKWATER, CA$HIS
3. Pistol Pistol (Remix) - OBIE TRICE
4. Murder - BIZARRE, KUNIVA
5. Everything Is Shady - CA$HIS 
6. The Re-Up - EMINEM, 50 CENT  
7. You Don't Know - 50 CENT, EMINEM, CA$HIS, LLOYD BANKS
8. Jimmy Crack Corn - EMINEM, 50 CENT 
9. Trapped  - PROOF      
10. Whatever You Want - MR. PORTER, SWIFTY MC VAY
11. Talkin' All That - CA$HIS    
12. By My Side - STAT QUO          
13. We Ride For Shady - OBIE TRICE, CA$HIS
14. There He Is - BOBBY CREEKWATER  
15. Tryin' Ta Win - STAT QUO        
16. Smack That (Remix) - STAT QUO, BOBBY CREEKWATER
17. Public Enemy #1 - EMINEM      
18. Get Low - STAT QUO            
19. Ski Mask Way (Remix) - EMINEM, 50 CENT
20. Shake That (Remix) - NATE DOGG, EMINEM, OBIE TRICE, BOBBY CREEKWATER
21. Cry Now (Shady Remix) - OBIE TRICE, KUNIVA, BOBBY CREEKWATER, CA$HIS, STAT QUO
22. No Apologies - EMINEM

    Płyta sygnowana jest imieniem Eminema i w zasadzie można by uznać, że to płyta pod tytułem Eminem i goście albo coś w tym stylu. A jak popatrzysz na traklistę... 'Smack that'? 'Get low'? 'Public enemy #1'? Nie znamy tego skądś? Płyta wyszła tylko jako mikstejp promujących artystów z Shady Records, ale i tak szybko pokryła się platyną.
    Większość produkcji należy oczywiście do samego Eminema, choć są tu kawałki od Dr. Dre, Alchemista i Akona a także mniej znanych Focus..., Witt & Rep, Rikanatti, Disco D i LT Moe. Podobno miał to byc tylko zwykły mikstejp, ale bity były tak dobre, że dograno do nich pełnoprawne traki. ale nie oszukujmy się, skoro większość kawałków robił Eminem, oznacza to, że są one dość podobne do siebie, bo producentem jest on sporo słabszym, niż rapperem. Nie szkodzi, bity na tym albumie rzeczywiście są niezłe i szkoda byłoby je marnować na zwykły mikstejp. Energiczne, przypominające te z albumów samego Eminema, są całkiem niezłe.
    W większości kawałków pojawia się naturalnie sam mistrz: Em. Rozprawia się z rzeczywistością i innymi ludźmi prawie w każdym wersie: You can be black, white or albino, yeah \ You can have corn rows inside your hair \ I give a fuck if I don't like your stair \ This bottle of wine goes upside your head \ A little bit psycho, but I know that \ Think we just don't say it, then I won't say it \ See if you don't brag, then I don't brag \ I know I'm bad, as long as I know I'm bad'. Znowu lirycznie wymiata. Wspierają go na majku 50 Cent, Obie Trice i załoga D12, ale także  możemy tu usłyszeć młodą gwardię Shady Records: Stat Quo, który w końcu wylądował zupełnie gdzie indziej, Ca$his i Bobby Creekwater - wschodzące gwiazdy, które, poza Stat Quo, nie wyszły nadal poza horyzont. Faktycznie, Stat wyróżnia się tutaj, choć i Ca$his daje sobie nieźle radę. Na szczęście nie ma tu syndromu D12 pod tytułem 'pierdolnę-większą-bzdurę-niż-Em-będzie-fajnie'. Lirycznie raczej wszyscy starają się wejść na wyższy poziom, dając do zrozumienia, że warto na nich zwrócić uwagę.
    No dobra, sporo kawałków premierowych, trochę remiksów światowych hitów i garść skillsów od nowych graczy u Eminema. Trochę szkoda, że Stat Quo wyparował z wytwórni, bo to tak naprawdę jedyny warty zachodu emce wśród tych mało znanych rapperów. Ok, płyta jest fajna, ale bez szału. Platyna? Rozdmuchane. Po prostu ok.

OCENA:4\6


poniedziałek, 22 lipca 2013

BLOCK SCHRIFT - AZAD

Bozz 2007

1. Zeit zu verstehen (This can't be everything)   feat. GENTLEMAN
2. Kämpfer    
3. Ich bete zu Dir    
4. Tage des Regens     feat. J-LUV 
5. Bündel für Bündel    
6. So machen wir das     feat. JONESMAN
7. Ich geh für Dich  feat. JOY DENALANE, MAX HERRE
8. 1 im Game    
9. Ghettobass    
10. Du fehlst mir 
11. Alles Lügen    
12. Tnt    
13. Monsterrap    
14. Hier / Gefangen (Lincoln Burrows) 
15. Prison break anthem (Ich Glaub An Dich)   feat. ADEL TAWIL

    Azad, przez kilka pierwszych płyt był moim niemieckim rapperem nr 1. Jego pierwsze 3 płyty to klasyki zza naszej zachodniej granicy. Mistrzostwo. Po czym Azad zrezygnował z wizerunku podziemnego emce i począł iść w kierunku 'ambitniejszym' - zrozumcie sobie to, jak chcecie. Jego piąta płyta, 'Blockschrift', to kolejny hicior, głównie dzięki kawałkowi do serialu 'Prison Break'.
    Muzyka na tym albumie aspiruje do miana tej 'ambitnej' i 'nowoczesnej'. Zrobiła się bardziej syntetyczna, połamana, czasem plastikowa. Nie brakuje tu bangerów, konkretnych jebnięć, tak jak '1 im Game', ale są też rozlazłe numery idące w stronę pop-rapu. Nie ma ciężkiego brzmienia, które rozsadzało czaszkę i przyciskało do gleby. Teraz jest 'Ghettobass'. Nie zrozumcie mnie źle, muzycznie płyta nie jest zła, ale przemawia przeze mnie żal, że to nie to, co kiedyś, coś jakby Azad zaprzedał się swoim ideałom. No, ale nic nie trwa wiecznie, wszak to lepsza płyta niż 'Der Bozz'...
    Kurdyjski rapper pozostał sobą. Nadal walczy na majku, mówi o ważnych rzeczach w zyciu, takich jak miłość, kłamstwa i złudzenia, walka i pieniądze, nie stroniąc od miażdżących, bitewnych wersów. Ok, czasem zdarza mu się pojechać LL Cool J'em ('Du fehlst mir' - klasyczny lovers rap...), ale czuć nadal ogień w jego rymach, nawet, jeśli zwalnia. Kilku gości nie wpływa na odbiór materiału, bo ich rola jest zaiste marginalna, ograniczona w większości do refrenów i dopowiedzeń. Azad wraca w trakach takich jak '1 im Game, 'Monsterrap' czy 'TNT', gdzie wyraźnie pokazuje, że 'Frankfurt Pitbull' kąsa jak dawniej, nawet jeśli niektóre bity wydają się łagodniejsze.
    No dobra, nie jest to taka zła płyta. No dobra, nawet jest całkiem niezła. Ale ja nadam mam do Azada żal, że porzucił dawne, bezkompromisowe brzmienie na rzecz cykających podkładów. Ale jego piąta płyta jest całkiem porządna, nawet, jeśli nie zdobyła aż takiego uznania, jak poprzednie - ale to pewnie pokłosie słabszej 'Der Bozz'. 

OCENA: 4+\6


sobota, 20 lipca 2013

360 DEGREES OF POWER - SISTA SOULJAH

Epic 1992

1. African Scaredy Katz In A One Exit Maze
2. 360 Degrees Of Power
3. The Hate That Hate Produced
4. State Of Accomodation,Why Aren't You Angry   feat. CHUCK D
5. Nigga's Gotta
6. Wild Buck Beer   feat. MC JUST WANT TO GET PAID
7. The Final Solution: Slavery's Back In Effect
8. Killing Me Softly: Deadly Code Of Silence   feat. ICE CUBE
9. Umbilical Cord To The Future
10. The Tom Selloutkin Show
11. Brainteasers An Doubtbusters
12. My God Is A Powerful God
13. Survival Handbook Vs Global Extinction

    We are at war!! Kto słuchał pierwszych albumów Public Enemy, zna ten okrzyk doskonale. Wykrzyczany cienkim głosikiem z wielką jednakże mocą, wrzyna się w pamięć. Jej autorką jest Sista Souljah, wojujaca aktywistka, producentka filmowa, pisarka, walcząca o prawa Czarnych w Ameryce. Album okazał się porażką komercyjną, z powodu zbyt dużych kontrowersji zakazano puszczać teledysków, bo podżegały do rewolucji.
    Rewolucyjna płyta nie może obejść się bez płomiennych podkładów. Zrobili je Street Element i znany w NY The LG Experience, współpracujący m.in. z Nasem, Big L, Naughty By Nature, czy Brand Nubian. Jako, że Sista była mocno związana z Public Enemy - nie tylko muzycznie, ale i personalnie, muzyka tu jest podobna do nagrań PE - choć znacznie słabsza. Chaotyczne, hałaśliwe podkłady, przetykane strzałami, okrzykami bólu i wrzaskami wściekłości. Zresztą, wściekłość to dobre słowo, określające całą płytę.
    Sista spotkała się z falą krytyki, nawet ze strony Billa Clintona, za podżeganie do walki rasowej, ale... Niewiele osób przejęło się tak naprawdę zawartością płyty. Po pierwsze, Sista jest słabą rapperką, ma drażniąco wysoki głos i często jej flow przechodzi we wściekłą (znowu to słowo!) melorecytację. Masz wrażenie, że dziewczyna drze się personalnie na Ciebie, wierci swoim głosikiem w mózgu dziury i po jakimś czasie masz jej dość. Po drugie, ludzie wcale nie chcą się bić, bo laska nagrała sobie płytę... Tym bardziej, że jest to tzw. 'język nienawiści' i ile tego można słuchać? 'My brain is blazing strong and uprising My mind is thinking faster than my eyes be blinking Check out the science of me, and my chemitry Aesthetic, altruistic, thoughts flow endlessly' to bardzo delikatne wersy, bo Bush okrzyknięty jest terrorystą (biedny idiota...), wszyscy są źli, Czarny ludu powstań i zrzuć kajdany niewolnictwa! Nie pomaga Chuck D, ani Ice Cube, choć to jedyne wersy godne wysłuchania na tym albumie. Wystepuje tu jeszcze pewna anonimowa rapperka, roboczo nazwana MC Just Want To Get Paid, ale nikt nie wie, kto to...
    Taki ciężar gatunkowy jest ciężki do przełknięcia, nie dziwota więc, że płyta przepadła. Można tego posłuchać jako ciekawostki, ale nie za często, bo może się odbić czkawką... Jedyny album Sista Souljah to swoisty folklor - jeśli chcesz rewolucyjnych płyt, sięgnij po Public Enemy...

OCENA: 3-\6


środa, 17 lipca 2013

YOU CAN BE A DADDY, BUT NEVER DADDY O - DADDY O

Island 1993

1. Intro Joint
2. Swung It, Blunted, Brung It
3. Brooklyn Bounce
4. DAT Vs DJ
5. Kid Capri
6. Come For Mine
7. Flowin In File
8. How To Beat A Bootleg / God Don't Like Ugly
9. Ihatefonies (The Truck Drivers Song)
10. You Can Be A Daddy, But Never Daddy-O    feat. YZ
11. Fanfare
12. Buc Buc Buk
13. East Coast Funk
14. Bass Knotts (Sunbathing On The Roof)
15. Nobody Move (Nobody Get Hurt)
16. Funky Worm Outro Joint

    Kim do cholery jest Daddy O? Litości! Nie znasz Stetsasonic? Toż to jeden z legendarnych rapperów i producentów w hip hopie! Współpracował m.in. z De La Soul, Prince Paul, Big Daddy Kane, Freestyle Fellowship, Mary J Blige, a nawet Red Hot Chilli Peppers - choć najlepiej znany jest z nagrań ze Stetsasonic. To jego jedyna solowa płyta, bo Daddy O zajmuje się przede wszystkim produkcją.
    Bity na tym albumie to kolosalna porcja nowojorskiego funku z czasów Złotej Ery. Płyte produkował nie tylko Daddy O, ale także The Inner Sanctum, Edman, znany również z kawałków Freestyle Fellowship, Fran Lover i The Unknown Ruffnex. Basy gniotą do podłogi, sample są pocięte i wybrane są wyśmienicie. Przy okazji krótkich interludów, Daddy pokazuje wyższość prawdziwego winylu nad DATem, bije piratów muzycznych i okazuje wstręt pozerom. Muzycznie, jest to czysta przyjemność.
    Ale i lirycznie, owszem, również. Choć Daddy, rymując, ma wysoki głos, którego barwa może niektórych śmieszyć lub drażnić, to rapper, nadając swojemu flow pewnej chropowatości, potrafi zrobić z trudnego wokalu zaletę. Cała płyta to niejako 'East Coast Funk', pełen bragga, pokazu umiejętności i wychwalania DJów - legendarny Kid Capri dostał tu w prezencie hymn na swoją cześć, jednak dostało się tu też sporo propsów innym DJom. Znamienny jest kawałek 'Fanfare', gdzie Daddy nie rymuje, tylko przemawia na wywołującym ciary na plecach podkładzie z funkowymi piszczałami - to fanfary dla prawdziwych członków kultury hip hop. Z całości przebija miłość do rapu i walka o tę prawdziwą, szczerą muzykę.
    Ja zawsze podkreślam, że lata '90 to najcudowniejszy okres w hip hopie, choć oczywiście i później i wcześniej wyszło sporo dobrych płyt. Daddy O, niezależnie od bycia legendą, wydał jedną z najlepszych płyt w '93, choć jedną z najbardziej niedocenianych. To czysty geniusz, esencja wschodniego rapu. Mój osobisty klasyk.

OCENA: 6\6 



poniedziałek, 15 lipca 2013

A NEW WAY OF THINKING - SKHOOL YARD

Threshold 2002

1. Sy Intro
2. Rap Moguls
3. Cigar Splittas
4. Rollin'
5. Fashion Show
6. Days Of Our Lives
7. Sit Back And Chill
8. Yard Style
9. Rap Moguls (Instrumental)
10. Cigar Splittas (Instrumental)
11. Rollin' (Instrumental)
12. Fashion Show (Instrumental)
13. Days Of Our Lives (Instrumental)
14. Sit Back And Chill (Instrumental)
15. Yard Style (Instrumental)

    Nazwa zespołu pewnie nie mówi zbyt wiele większości fanów, ale kiedy okazuje się, że w tym zespole maczał palce Planet Asia, wszystko powinno byc jasne. Wraz z nim rymuja tu Kubiq, Shake i Supa Supreme i jest to płyta, choć jedyna w tym składzie, mająca wiele szacunku na podziemnej scenie Kalifornii. 
    Powiem szczerze, że produkcja na tym krążku to niejaki majstersztyk. Wprawdzie od dawna wiadomo, że Kut Masta Kurt, Joey Chavez i Protest świni spod ogona nie wypadli, ale tutaj dali świeże, klasycznie zorientowane bity, które tworzą nie tylko tło dla emce, ale są równorzędnym partnerem dla rapperów. Dodatkowym kąskiem są owe instrumentale, dołączone jako 'strona b', choć daje nam to tylko 8 prawowitych traków. Ale lepiej mniej i dobrze, niż nawalić wypełniaczy i cieszyć się 20 kawałkami, z których nawet połowy nie da się słuchać...
    Wszyscy rapperzy współpracują zazwyczaj z Planet Asia, choć Kubiq, jako chyba jedyny, ma na swoim koncie solowe albumy. Ciężko stwierdzić, który z nich jest lepszy - wiadomo, że najwięcej fejmu ma Planet Asia i w zasadzie on wiedzie tu prym, ale ani Shake ze swoim chropowatym stylem, ani jadący ze swoim charakterystycznym, pokrzykującym lekko flow Supa Supreme, ani podziemny Kubiq nie odstają od bardziej znanego kolegi. Cała płyta to zabawa słowem, bragga i rymy bitewne, i nawet jeśli chłopaki dotykają nieco poważniejszych tematów, jak w 'Days of our lives', to i tak kończy się na jednym. Pół godziny rymów, pół godziny instrumentali wydaje się fair. Bez wielkich szaleństw technicznych, po prostu siedem kawałków z popisem skillsów.
    Fajna jest to płyta, Planet wzbogacił brzmienie rymami kolegów, wziął bity od naprawdę dobrych producentów i razem wysmażyli doskonałą, podziemną płytę. Ok, są momenty lepsze, są nieco gorsze, ale nawet te słabsze kawałki ('Sit back and chill') są po prostu niezłe. Planet Asia zawsze na propsie, Skhool Yard warte sprawdzenia przez wszystkich, którzy lubią klasykę i podziemne, kalifornijskie rymowanie.

OCENA: 5-\6


sobota, 13 lipca 2013

UNFOLDING - ARCHETYPE

Goon Trax 2008

1. You See
2. Keep I Coming
3. I Got Mine
4. Blocked Up
5. Get Down
6. Prey On The Weak
7. Anywhere
8. I'll Be Honored
9. Freakin' Out
10. When We Were Kids
11. Unfolding
12. Live It Up
13. Best Song
14. You See (DJ Juco Remix)

    Jest to dwóch kolesi: białas ID i ciemnawy Nezbeat.Chłopcy pochodzą z Lawrence, Kansas. Jest to tak podziemna grupa, że ich płyty wychodzą albo wydawane własnoręcznie albo w... Japonii, tak jak ich czwarty album, 'Unfolding'. W zasadzie jest to płyta numer trzy, ponieważ nie jest to nic innego, jak ich druga płyta, 'Bleed For Them', tylko wydana przez wytwórnię pod zmienionym tytułem. 
    Jak to w rapowym duecie, jeden rymuje, drugi produkuje. Wszystkie kawałki zrobił Nezbeat, przywracając nam ducha czasów prawdziwego rapu, esencji, sampli i kiwających głową bitów. To korzenne podkłady, specjalnie dla fanów Złotej Ery, od... fanów Złotej Ery. Ci, którzy lubią brzmienia z lat '90 będą w siódmym niebie, bo i dobór sampli, pętle perkusji, jak i cały wajb opiera się na właśnie tym brzmieniu.
    Nie ma co gadać, ID, wraz z pomocą producenta, udzielającego się czasem na majku, sieją zniszczenie. Może nie aż tak bardzo, ale flow i ich styl daja wiele do myślenia. Ok, teksty nie poruszają ważnych tematów społecznych, ale oddają znakomicie ducha najlepszych dla rapu czasów - zresztą chłopaki wcale się nie kryją z fascynacją Złotej Ery, wręcz przeciwnie, epatują zachwytem dla tych czasów i pragną sprowadzić hip hop z powrotem na właściwe tory.
    Zastanawiające, że taką płyte wydała japońska wytwórnia, prawda? Otóż nie. Poza Ameryką hiphop rozwija się znakomicie, natomiast ci, którzy pragną wrócić do korzeni, wyciągają ręce po pomoc do Europy lub Azji - bo tu się hip hop kultywuje. Płyta godna polecenia każdemu, kto lubi prawdziwy rap, bum bap.

OCENA: 5\6


środa, 10 lipca 2013

GET THAT PAPER - DO OR DIE

Rap-A-Lot 2006

1. 24-36-24
2. Grown Folk Biz
3. Get Yo Gunz
4. Hey Ma!    feat. BUN B
5. Holla   feat. JOHNNY P
6. It Ain't Hard
7. On My Own
8. Get This Paper
9. Somethin' Like a Playa
10. Street Shit
11. Up That Scratch

    Belo Zero, N.A.R.D. i AK-47 to trio, które na scenie jest bardzo długo, ale nie znajduja jakoś uznania szerzej w świecie. Wprawdzie są rozpoznawalni, ale jakoś im ciężko wyjść na szerokie wody. Ich siódmy album, 'Get That Paper' niestety nie przybliżył ich zupełnie do sukcesu. Co gorsza, był ich albumem, który odniósł najmniejszy sukces.
    W sumie nie bardzo wiadomo czemu. Wszystkie kawałki produkował The Legendary Traxter, współpracujący z Scarface'm i jego Rap-A-Lot Records, odpowiedzialnym za brzmienie wielu przebojowych lub wręcz klasycznych płyt z Houston. Mamy tu w zasadzie podobne podkłady do tych z płyt poprzednich, m.in. z legendarnego już debiutu Do Or Die, 'Picture This', ale... czegoś tu brakuje. podkłAdy są bardziej plastikowe i płytkie, coraz bardziej cykające. Nie ma tylu wokaliz Johnny'ego P, nie ma tych melodyjnych wkrętów, które kiwają głowami. Po prostu brakowało wyraźnie pomysłu.
    Tytuł wydaje się niezwykle adekwatny do zawartości - potrzebowali wyraźnie kasy. Nie ma tu żadnych konkretnych treści - ok, na poprzednich płytach też nie było., ale chociaż aranże i teksty były na nieco wyższym poziomie. Tu od razu słychać, że wszedł Bun B, bo kawałek nabrał rumieńców. Przez większość z tych 40 minut jednak leci takie pitu pitu o kasie i życiu 'playa'. Jeden kawałek raptem robi wrażenie - zapuszczony na deser 'Up that scratch', który przypomina dawne nagrania Do Or Die. Poza tym, jest płasko.
    Niestety, ten krążek nie dość, że osiągnął najgorszą sprzedaż, faktycznie jest najsłabszy w karierze zespołu. Osobiście bardzo lubię Do Or Die i szkoda mi było tej płyty, zwłaszcza, że ściągałem ją ze Stanów za niezłą kasę. No cóż, nie wszystko zawsze wychodzi...

OCENA: 3\6


poniedziałek, 8 lipca 2013

GLOBAL TAKEOVER - THE BEGINNING - EL DA SENSEI & THE RETURNERS

Asfalt 2008

1. Global Takeover Intro: The Beginning 
2. Introducin'
3. Hard to Find 
4. Aight Then! 
5. Super-Fly Jazzy-J (Interlude) 
6. Got Fire feat. DOUJAH RAZE
7. Life It Is 
8. Money     feat. REEF THE LOST CAUSE, ROC MARCIANO
9. And You Know... (Interlude)
10. It's Not That Way 
11. Global Takeover Outro ... It's Only the Beginning

    Takie międzynarodowe kolaboracje są coraz bardziej popularne. Już nikogo nie dzieli kolor skóry, oceany, czy język. Hip hop jest globalny w swoim wymiarze. Dzięki temu nawet polscy producenci mogą zrobić płytę samemu El Da Sensei, z legendarnej grupy Artifacts.
    Już kiedyś wspominałem, że to nie amerykanie uratują hip hop. Okazuje się, że dwóch białasów z Polski, gdzie ludzie mają drewniane samochody i na ulicach foki kłaniają się polarnym misiom, jest w stanie wyprodukować płytę, która powróci (The Returners w końcu, tak?) klimatem do Golden Era. DJ Chwiał i Little z Włocławka zrobili dla Senseia jego czwartą solówkę i spotkała się ona z wręcz entuzjastycznym przyjęciem nie tylko w USA, ale i w różnych zakątkach świata. Mówili: boom bap powrócił. Mówili: Returners przwywodzą na myśl klimat płyt Artifacts, powinien do tego dograć Tame One. Tak, nasi producenci zrobili kawał dobrej roboty.
    Na takich podkładach grzech byłoby źle zarymować. Sensei faktycznie powrócił jak za dawnych lat, kiedy nagrywał same klasyki. Po tych bitach płynie świetne flow, czasem wspomagane przez równie dobrze dysponowanych asów podziemia - Doujah Raze, Reef i Roc Marciano. To przede wszystkim rymy bitewne, bragga, osadzona w najlepszych czasach dla rapu. El pokazuje skillsy i słychać wyraźnie, że ta trójka nieźle się rozumie.
    Oby więcej takich projektów, które rozwalają system i wprowadzają świeże powietrze w te plastikowe pitolenie obecnych gwiazd. Świetna produkcja, świetny rapper i jego goście, dobre skrecze... Bodaj najlepsza solówka Senseia...

OCENA: 5\6 


sobota, 6 lipca 2013

SHIFTING GEARS - Z-TRIP

Hollywood 2005

1. Intro
2. Listen To The DJ    feat. SOUP
3. All About The Music feat. WHIPPER WHIP
4. The Get Down     feat. LYRICS BORN
5. About Face
6. Furious
7. Take Two Copies     feat. BUSDRIVER
8. For My People     feat. SUPERNATURAL
9. Bury Me Standing    feat. LUCKY SICK
10. Breakfast Club    feat. MURS, SUPERNATURAL
11. 3rd Gear
12. Everything Changes     feat. ACEYALONE, MYSTIC
13. Walking Dead    feat. CHESTER BENNINGTON
14. Shock And Awe     feat. CHUCK D
15. Revolution (STR Parts 1 + 2)
16. The Grandmaster    feat. GRANDMASTER CAZ

    Ten DJ o włoskich korzeniach współpracował i produkował dla tylu znanych osób, że ciężko wymienić chociaż połowę. Są to zarówno gwiazdy scen światowych (Linkin Park, LL Cool J, czy Public Enemy), jak i podziemni wymiatacze, tacy jak Busdriver, Lateef, czy Murs. Może i o nim nie słyszałeś, ale to jeden z najlepszych DJów na świecie, na co ma stosowne papiery...
    Na tym turntablistycznym albumie, poza skreczami, Z-Trip wykonał całą pracę producencką, jako że również robi bity. To muza prawdziwie turntablistyczna, o połamanych perkusjach i z breakbeatami, ale nie brak również klasycznych kawałków - wszak sporo osób zaproszonych jest tu na mikrofony. Szczerze mówiąc, jak na album djski, stanowczo za mało jest tu popisów gospodarza, bardziej jest to płyta producencka. Nie jest to ani źle, ani dobrze - choć przyznam, że widząc imię autora, spodziewałem się tornada skreczy, wylatujących z głośników. Cóż, choć jesli nawet Z-Trip potrafi zrobić z muzą hip hopową wszystko - od kawałków dla b-boyów, po ostre rockowe kawałki - nadal za mało tu skreczingu.
    Drapanie zastepują rymy. Mamy tu zarówno legendy old schoolu, pamiętających początki rapu: Whipper Whip i Grandmaster Caz, jak i gwiazdy niezależnego rapu: Soup z Jurassic 5, Lurics Born, Aceyalone z Freestyle Fellowship, czy Murs. Do tego żywy pomnik rapu, Chuck D z Public Enemy w iście ciężkim, klasycznym dla siebiue traku oraz nierapowy dla odmiany frontman Linkin Park. Od takiego zestawu ciężko oczekiwać wtopy i owszem, słucha się ich bardzo dobrze, bo wszyscy prezentują niezłe rymy, czy to wygłupiając się na traku, jak w 'Breakfast Club', czy traktując rzecz śmiertelnie poważnie, jak Chuck D, czy dając luźne, imprezowe rymy - jak większość tutaj. 
    Płyta w sumie jest bardzo spoko, ponad 70 minut prawdziwego hip hopu, bez pierdolenia. Jedyne, co nie jest tu zgodne z moimi oczekiwaniami, to ilość popisów Z-Tripa - ale o tym juz mówiłem. A tak poza tym, szczery hip hop na każdą okazję. Dobra płyta.

OCENA: 5-\6 


środa, 3 lipca 2013

SULLYSEFILISTIC - SULLY SEFIL

V2 2001

1. Intro
2. Premier Sur Le Rap
3. Ca Fait Bizarre
4. Putain De Journee
5. La Morale
6. J'voulais
7. Reprezent (This Is How We Do)   feat. PERVERTED MONKS, AFU RA
8. Hip Hop De Dingue
9. Interluna
10. Luna
11. Pour Mes Ladies Et Mes Lauss    feat. BUSTA FLEX
12. Pour Ne Pas Regretter
13. Guerre Musicale    feat. O.S.F.A.
14. Avant Qu'il Ne Soit Trop Tard
15. Outro

    Paryski emce, znany ze składów Royal Squad i Koalition, wydał w 2001 roku swój solowy debiut. Koleś swego czasu był całkiem znany - zresztą dowodem na to są jego kolaboracje ze znanymi personami ze sceny rap.
    Wystarczy popatrzeć na listę producentów: 20Syl z Hocus Pocus, Sulee B Wax, DJ Shean - robiący bity dla Disiz La Peste, czy Busta Flex, Drixxxe, Joey Starr z Supreme NTM, Kpone, Chimiste z La Cliqua, czy wreszcie sam Sully. To śmietanka francuskiej sceny sprzed 10 lat, zatem Sully obracał się wśród najlepszych. Co dało to na płycie? Mamy klasyczne, bujające podkłady, typowy bumbap francuski: mocne perkusje, ciągnące się sample ze smyczków i tym podobnych instrumentów, choć zdarzają się również (i to wcale nie rzadko) oszczędne bity, takie do nawijania braggów.
    A Sully potrafi rymować o wszystkim. Z jednej strony mamy wiele rymów bitewnych i bragga (jak np. 'Pour mes ladies...' z Busta Flex, czy 'Reprezent' z Perverted Monks), przez pojedyncze kawałki o życiu (singlowy 'J'voulais'), czy miłości. Sully ma przyjemny flow i słucha się go dobrze, zresztą, nie od dziś wiadomo, że język francuski jest do rapu niemal stworzony i płynie sam z siebie... Do tego goście, jakich można pozazdrościć: gwiazda francuskiego rapu Busta Flex i grupa O.S.F.A, wraz z którą Sully rozpoczyna 'muzyczną wojnę' na rymy w jednym z najlepszych traków na płycie. Wisienką na torcie jest występ Afu Ra i jego kolesi z Perverted Monks w równie bitewnym kawałku.
    Nie jestem pewien, czy Sefil coś jeszcze wydał, choć wiem, że nadal jest aktywny na scenie, produkując dla wielu francuskich i amerykańskich wykonawców. Poza tym, jest właścicielem linii ciuchów Royal Wear.  Jego debiut to całkiem niezła płyta, taki typowy francuski krążek z przełomu XX i XXI w. Kiwa głową, emce płyną po bitach, klimat jest. Bardzo fajne, warte sprawdzenia, szczególnie przez fanów francuskiego rapu.

OCENA: 4+\6