RAP AROUND THE WORLD

Ta strona poświęcona jest rapowi z całego świata. W hip hopie siedzę ponad 25 lat, zbieram płyty i nie ściągam ich z netu - chyba, że są to nielegale. Moja kolekcja płyt sięga ponad 15.000 sztuk - muszę chyba kupić większe mieszkanie, aby jeden pokój przeznaczyć TYLKO na płyty CD :) Nie spodziewaj się linków z downloadem - na pewno gdzieś sobie daną płytę znajdziesz - nie tu. I nie spodziewaj się też wielu nowości - ostatnio hip hop śmierdzi. Spodziewaj się za to recenzji rapu z ponad 100 krajów, albumów takich bardziej znanych i takich, o których słyszysz po raz pierwszy - może po taką płytę sięgniesz? Zapraszam na podróż po świecie hip hopu.
## Na dole dodałem flagi, żeby łatwiej było znaleźć coś z odpowiedniego kraju :)

środa, 30 października 2013

BANGIN' SCREW PART 2 - WOSS NESS

Woss Ness 2007

1. Know What I'm Sayin    feat. Z-RO
2. Ima Come Down
3. Flip Down Da Ave.   feat. POONE, LIL FLIP
4. Wood Grain   feat. POONE
5. 3's & 4's   feat. MAC, POONE, LIL JAMES
6. Skit 1
7. Freestyle    feat. LIL JAMES
8. North Star Freestyle
9. 26's    feat. PAUL WALL, BUN B
10. Interlude
11. I Will    feat. MACK, BOOME
12. Niggas in Da Ness   feat. BOOME
13. Fuckin Wit Me
14. Reason for Rhyme   feat. BOOME, MACK
15. It's Too Late    feat. BOOME, PAUL WALL
16. It Aint No Thang   feat. MACK, BOOME
17. Alcohol Nutts    feat. Z-RO, LIL JAMES, SLIM THUG
18. Stick to Da Code  
19. Say Mayne
20. Skit 2
21. Lil James Snipit 1
22. Lil James Snipit 2

    Woss Ness to cała banda rapperów z Houston, tworząca zarówno ekipę, jak i wytwórnię Woss Ness Entertainment. W czasie nagrywania ich szóstej płyty, do składu należeli Big Bee, Mack Biggers, Boom Dillinger i Mistah Luv. Ten album to follow-up do ich drugiego albumu z 2000 roku, 'Bangin' Screw'.
      Żadną niespodzianką nie będzie brzmienie tego albumu. To typowe, południowe podziemie z Houston - w skrócie wiele hajhetów, plastikowe perkusje, brzęczące sample i syntezatory. Owszem, są sample, czemu nie - producenci brali stare, funkowe i soulowe klasyki, pętląc je na typowych dla siebie perkusjach, z czego wychodzi niejako nowa jakość. W ogóle płyta jest dość zróżnicowana, bo i tempo traków jest bardzo różne, od szybkich i agresywnych bangerów ('Know what I'm sayin'), przez nieco oldschoolowe kawałki z nowym twistem ('Freestyle'), do spokojnych i bujających czilautów ('Niggas in da mess', czy 'It's too late'). I wcale niekoniecznie te hajhety rządzą, bo sprawdźcie np. podkład do 'Say Mayne' - świetny, funkowy trak - a takich jest tu więcej. Jest fajnie. 
    Rapperzy z Woss Ness to tacy dość typowi południowi emce, obdarzeni charakterystycznym zaśpiewem i bezkompromisowym podejściem do życia. Wcale nie znaczy, że są słabi, bo na południu, wbrew pozorom, wcale nie ma dużo marnych rapperów. Jasne, że nie przebierają w słowach, sporo jest tu gangsterki - takiej szeroko pojętej i bardziej filmowej i znanej z opowiadań, bo nikt nie chwali się lataniem po dzielni i zabijaniem Czarnuchów. Co najwyżej niszczą ich swoimi, czasem bardzo celnymi, przyznam, panczami: 'I'll be like Bruce Lee, I kick a nigga ass without movin my feet'. Chociaż czasami zbyt często słowo 'nigga' musi się rymować z 'nigga'... Goście na albumie przede wszystkim pochodzą z Screwed Up Click, wielkiego kolektywu z Houston i  okolic, do którego należą również Woss Ness. Jednym z najlepszych traków tu jest 'Alcohol Nutts' z udziałem własnie tych najjaśniejszych gwiazd S.U.C.: miażdżącym Z-Ro i Slim Thug'iem. 
    Obok Rap-A-Lot, Screwed Up Click to najlepsza drużyna z Texasu. Może akurat ten album nie jest najlepszy w ich dyskografii, ale jest wystarczająco dobry, żeby posłuchać go z przyjemnością. Jasne, w Polsce grono fanów etykiety southern rap jest sporo mniej, niż Złotej Ery, czy trapów, ale tu jest naprawdę sporo wartościowych wykonawców. Tak jak Woss Ness. Lubię.

OCENA: 4\6


poniedziałek, 28 października 2013

LIVING PROOF - LIFERS GROUP

Hollywood 1993

1. One Life To Live
2. Let Me Out
3. Rise And Fall
4. Prison Break 1
5. Cuff 'Em Up
6. Emotional Violence
7. Freestyle 1
8. Out Of Sight, Out Of Mind
9. Living Proof
10. Short Life Of A Gangsta   feat. ORGANIZED KONFUSION
11. Prison Break 2
12. Prison Is The Death Of A Poor Man
13. Back In The Days
14. Jack U. Back (So U Wanna Be A Gangsta)
15. Short Life Of A Gangsta (Organized Konfusion Mix)

    Nieczęsto spotyka się takie inicjatywy. Grupa rapowa, złożona z samych więźniów East Jersey State Prison: Amazing G, Original, Aleem, Almighty L, Knowlegde Born Allah, B-Wise i Rocky D stanowili trzon składu, reszta przewijała się sporadycznie poprzez nagrania i chyba nawet nie ma ich we wkładce płyty. To ich druga - i ostatnia płyta.
    Kiedy Lifers Group dostali się do silnej wytwórni, do produkcji albumu zatrudnieni zostali najlepsi zachodni producenci: Doctor Jam, Madness 4 Real i Phase 5, którzy wyprodukowali mnóstwo hitów dla największych sław Zachodniego Wybrzeża. Dzięki temu otrzymujemy mocne bity, pulsujące basem i funkowymi samplami. Pomimo, że to producenci z WestCoast'u, to nie ma tu g-funku, tylko jest raczej klimat pierwszych nagrań NWA i oboczności. Trafiają się do tego na poły instrumentalne traki, jak np. 'Emotional violence', nagrane z żywymi sekcjami dętymi i basem, co dodaje swoistego jazzowego feelingu płycie; są też zupełnie old schoolowe bity pod freestyle - wszystko to łagodzi siłę i czasem wręcz agresję pozostałych podkładów. Przyznać trzeba, że muza tu to rzecz bardzo dobra.
    Po więźniach odsiadujących długaśne wyroki nie można się spodziewać werbalnych ekwilibrystyk, ale nie jest tak źle. Owszem, jest to płyta gangstersko-kryminalna, ale raczej z takim przesłaniem antyprzestępczym. To opowieści skazańców o 'prawdziwym życiu' w getcie, o tym, jak trafili za kraty oraz o życiu w odosobnieniu. To płyta mająca odstraszać potencjalnych przestępców od ścieżki zbrodni - jak mówi wstęp do tytułowego kawałka - 'powinieneś uczyć się od głupców, aby sam nie stać się głupcem', bo przecież życie gangstera jest krótkie, jak udowadniają w świetnym 'Short Life Of A Gangsta'. Sami rapperzy dają sobie radę lepiej lub gorzej, lecz nie są źli, płyta jest dopracowana - wszak mają długie wyroki...
    W sumie to jeden z klasyków rapu gangsterskiego. Jest tu kilka świetnych momentów, jak 'Cuff 'Em Up', 'Living Proof', czy 'Short Life Of A Gangsta', jest kilka zwyczajnych, ale na szczęście nie ma tu słabych i odrzucających numerów. Wszystko dudni wściekłością i żalem do siebie i świata, ale są ambitniejsze momenty zwolnienia - tak muzycznie, jak werbalnie. Fajna płyta, do której lubię powracać, zwłaszcza do tych kilku wymienionych traków.

OCENA: 4\6


niedziela, 27 października 2013

PIERWSZE URODZINY

No i poszło. Kiedy w październiku zeszłego roku prowadziłem jeszcze tylko bloga o polskim rapie, stwierdziłem, że przecież dużo lepiej znam się na tym, co się dzieje na świecie, wszak siedzę w tej muzyce od niemal połowy lat '80 i od tego czasu zbieram wszystko, co mi wpadnie w ręce. Amerykańskie rzeczy albo kupuje u nas albo zamawiam przez internet, a z pozostałych krajów... Korzystam z tego, że często wyjeżdżam służbowo do państw na całym świecie, ale i z uprzejmości znajomych, rozsianych po kontynentach. Dzięki temu posiadam ponad 20.000 albumów z ponad 120 krajów - wynik 25 lat zbierania.
Ten blog nie jest aż tak popularny jak ten o polskim rapie - miesięcznie wchodzi tu 400 - 700 osób, czyli średnio.
Najpopularniejsze posty to:
1. Exit 13 - LL COOL J
2. The Big Bang - BUSTA RHYMES
3. Immortal - TIM DOG
4. The Infinite - EMINEM
5. Nowyj Dień - DAMAT
6. Escapismo - JEFE DE LA M
7. Hot Girls 4 Life - H.O.T.
8. The Best Of Shaquille O'Neal - SHAQUILLE O'NEAL
9. Good Game: The Transition - SAAFIR
10. Dance Before The Police Come - SHUT UP & DANCE

sobota, 26 października 2013

GEORGIA DURT - BOHAGON & PLAYBOY TRE

Thirty Tigers 2005

1. Intro
2. 24/7    feat. CHOPPA FRESH
3. Every playa   feat. LOONEY TOONZ
4. Young nigga (interlude)
5. Game we in    feat. POE LO, C-ROCK
6. In stride    feat. MR. WARD
7. Telling you  feat. SONNY BONOHO
8. Shite   feat. UNKUT HUSTLERS
9. Baby    feat. FREAKY T
10. Old school   feat. FREAKY T
11. To da flo’    feat. DURTYVILLE
12. Hay hoe   feat. GOODFELLA, SHORTEE
13. Million dollar plan
14. Believe   feat. DURRTY 8 CAL
15. Drunk loner    feat. RALLO G
16. Walk a mile
17. Bout you    feat. ADAY
18. I double dare you     feat. HOMEBWOI, MR. WARD, ROOSTA
19. Really want that  feat. ROOSTA
20. Auntie
21. Sale   feat. MR. WARD

    To bardzo intrygujący duet. Bohagon to poeta na majku, Playboy Tre to członek grupy Attic Crew wraz z Jim Crow i Youngbloodz - obaj zjednoczyli siły, aby mógł powstać z założenia ambitny południowy rap, połączony z bluesem. To taki wsiowy rap z zapadłej mieściny w stanie Georgia - a takie bywają bardzo ciekawe...
    No dobra, z bluesem to nie ma wiele wspólnego, ale mamy tu swoisty, korzenny rap południowy, oparty nie tylko na samplach, ale również często grany żywymi gitarami, głównie akustycznymi. No i naturalnie połamane perkusje z mnogością hajhetów. Ale to bardzo przyjemna muzyka, zupełnie inna, niż to, co prezentuje Wschód i Zachód, a jednocześnie jest to ciekawe i w większości przypadków bujające i przyjemne. Znajdziemy tu kawałki i szybsze i takie bardziej refleksyjne, czasem z wokalami na refrenach. Pełen przekrój brzmień z tamtego rejonu USA: od klubowych traków nieco w stylu Lil Jona, przez soulowe wkręty, do pachnących sianem, skocznych traków.
    Jest tu tylu gości, że czasem ciężko się zorientować, kto w ogóle rymuje i rozpoznać Bohagona od Tre i reszty. Zatem mamy tu absolutny przegląd flow i stylów z południa Stanów, najczęściej prezentowanych z tą typową, południową swadą i zaśpiewem z jednej strony, a z drugiej z kosmicznymi zmianami tempa i czasem oszałamiającą szybkością rymowania. Istny festiwal, bo goście są w prawie każdym traku i choć nie jest to nikt znany, to okazuje się, że większość brzmi naprawdę dobrze. Zgadza się, południe Stanów obfituje w zdolnych emce, obdarzonych sporymi umiejętnościami wokalnymi. Mamy tu kawałki w większości o życiu, trafia się jeden klubowy banger 'To da flo' i 'Bout you', ale jest także coś o wsiowych pannach w 'Hay hoe' - zważ grę słów: zamiast 'hey ho', czyli 'cześć, cipo' (tłumaczenie autorskie :P), mamy tu 'motykę do siana', co brzmi niemal identycznie, a jakże przewrotnie i dowcipnie. W ogóle wart się wkręcić w teksty, bo są całkiem niezłe...   
    Myślę, że 'Georgia Durt' to album nie tylko dla fanów grania z Atlanty, ale sprawdzić może to każdy, kto ma ochotę na coś ambitniejszego. U nas Południe zazwyczaj kojarzy się z No Limit albo syntetycznymi kawałkami do klubów, ale to nie Master P, ani Lil Jon. To to wspomniane 'wsiowe granie', wiejski rap, który jest ambitny, dużo ciekawszy, tak muzycznie, jak i lirycznie. Na pewno nie wszyscy polubią, ale na przykład do mnie to trafia. Prawdziwy 'Brud Georgii'.   

OCENA: 4\6


czwartek, 24 października 2013

THA KING OF B.R. - C-LOC

Camp Life 2006

1. B.R. King (Intro) 
2. You Don't Want It
3. My Block
4. If Ya Solid
5. I'm Good 
6. Boobie Traps 
7. Shit Got Damn 
8. My World 
9. Be A Real Nigga   feat. BIG HEAD
10. Got Em In A Headlock (Max Minelli Solo) 
11. Game Ain't Playin 
12. In My Lifetime    feat. RENO DA GUTTA
13. Solid Nigga    feat. E VICIOUS
14. Loc And Lex    feat. LEX
15. Who The Realest
16. Outro (Max Minelli Solo)

    C-Loc to jeden z legendarnych prekursorów południowego rapu, pochodzący z Louisiany. Wydał już ponad 15 albumów, takich oficjalnych i w drugim obiegu - takich jak ten. Okładka wprawdzie mówi, ze to 'Greatest Hits', ale to niekoniecznie prawda. To, owszem, składanka, ale wcale nie największych hitów, tylko swego rodzaju zbiór kawałków promujących rappera przed nadchodzącymi płytami. To album numer 10, chyba najlepszy pomysł na zapoznanie się z dorobkiem mniej znanego u nas rappera.
    Ten album to bootleg, wydany w drugim obiegu, więc okładka jest co najmniej skromna i nie ma tu wypisanych kredytów - ale mniemam, że C-Loc, skoro produkuje większość swoich płyt, również tutaj jest głównym producentem, odpowiedzialnym za brzmienie krążka. To typowa, południowa muzyka, z mnogością hajhetów, pudełkowatymi, często połamanymi perkusjami i samplami pomieszanymi z syntezatorowym graniem. To taki klimat w większości mający energetyzować, z szybkim tempem i napędzającymi go perkusjami, choć zdarzają się wolniejsze kawałki, jak 'If ya solid'. Nie jest to produkt, który wyróżniałby się na tle innych, ale nie można mu odmówić mocy - to taki porządny południowy album, który nie wykracza poza jakiekolwiek ramy i nie burzy ustalonego porządku rzeczy. Choć nie jest zły.
    C-Loc ma dobry głos, choć jego flow nie zawsze jest poukładany na tyle, żeby obyło się bez wpadek. Próbuje on jechać płynnie, ale ta południowa maniera, swego rodzaju zaśpiew oraz silne akcentowanie końcówek, dochodzą tu do głosu i często przerywają wartki nurt słów - nie wiem, czy to zamierzony chwyt, czy tak mu po prostu wychodzi, ale jest to dość charakterystyczne. Tematyka kawałków zaś, jest nieco bardziej rozbudowana, niż na pierwszej lepszej płycie z południa. Oczywiście, będą tu traki opowiadające o własnej miejscówce i miliardzie problemów, z jakimi Czarny człowiek tam się boryka. Ale sporo miejsca jest tu zostawione na damsko-męskie rozgrywki, trochę życiowych filozofii, a nawet bragga, dzięki czemu albumy C-Loc'a zawsze nieco wyróżniały się spośród gangstersko-ulicznego zalewu ze stanów południowych. Naturalnie, jest tu kilku gości, ale są to ludzie przede wszystkim z własnego podwórka - promowany Max Minelli ma tu swoje dwa własne kawałki. Jest grubaśny Big Head, są znani w Louisianie E Vicious i Reno Da Gutta ze swoim głosikiem, jest również niejaki Lex w kawałku melancholijno-gangsterskim.
    Tak, to całkiem porządna płyta, wypełniona dość typowym brzmieniem, ale porządnie wyprodukowanym, z różnorodnymi kawałkami, trafiającymi się fajnymi samplami i, co najciekawsze, samym Loc'iem. Fanom Southern rap album się spodoba na pewno, reszta może mieć pewne problemy, ale może warto spróbować? W końcu to album od samego King of Baton Rouge!

OCENA: 4-\6

wtorek, 22 października 2013

HOOGSEIZOEN - CLIMAX

Lucky Star 2004

1. Intro (DJ DNS)
2. Dissnieland
3. Alles Is voor Lucky    feat. DJ DNS
4. 25 Jaar    feat. LIZZ
5. Meer Dope Shit
6. Kain Slim Intermezzo
7. Het Komt Neer (Neerslachtig)
8. Zwalkers
9. Hoogseizoen   feat. ANAMILVA
10. Heb Jij Dat Wellis   feat. MAN!E
11. Zaplin Intermezzo
12. Ik Ben Het Niet
13. Dorstige Liefde
14. Ashi Intermezzo
15. Wie Ik Ben
16. De Aanslag    feat. LANGE FRANS, BAAS B
17. Het Hoogste Punt    feat. KAIN SLIM

    Climax to przede wszystkim rapper Lucky, który jednak nie ma szczęścia, wbrew ksywce. Choć udaje mu się wyjść z materiałem na legal, to recenzje, jakie zbiera w prasie są mało zadowalające, choć również nie brakowało pozytywnego przyjęcia - zwłaszcza wśród słuchaczy, co chyba najważniejsze. Na tej płycie zgromadziło się sporo osobistości, sław sceny Neder Hop - dziwnego tworu, o którym już kiedyś wspominałem.   
    Po przejściu w wiek XXI holenderski rap znormalniał. Co więcej, zaczął się robić coraz ciekawszy! Kto robił podkłady? I tak pewnie nie znacie, ale przynajmniej dwóch z tych producentów to czołówka holenderskiej sceny. Producenci, odpowiedzialni za brzmienie to Man!ak, Steamin' Demon, Ashi, Mr.Wows, Zaplin, DJ DNS i DJ Snelle Jelle. To klasyczne brzmienie, wzbogacone często a to gitarowym riffem, a to samplem wokalnym... Podkłady są świeże i doskonale wytrzymują próbę 10 lat i naprawdę do dziś przyjemnie posłuchać tego albumu. Zwłaszcza bity Man!ak'a, który dał ich najwięcej, są niezwykle bujające i fajnie wchodzą w uszy. Poza tym doskonale bawi dobór niecodziennych sampli, których nie znajdziemy na amerykańskich albumach.
    Luckstar potrafi rymować i ma te skillsy, które wystarczają, aby zrobić fajną płytę, zwłaszcza na tych bitach. Owszem, jego teksty czasem są proste, choć nie pozbawione ostrości i pikanterii. Jest sporo rymów bitewnych i bragga, ale i są równiez kawałki o miłości (Dorstige Liefde - Spragniony miłości), czy poruszający Wie Ik Ben (Kim jestem?) o szukaniu swojej tożsamości i drogi przez świat. Luckstar'owi towarzyszą śpiewające panienki Lizz i Anamilva, sam producent Man!e, który jest niestety lepszym producentem, niż rapperem oraz mamy tu gwiazdy Neder Hopu, Lange Frans i Baas B. Ok, język holenderski dla normalnych ludzi brzmi jak chrobotanie klucza w zamku, ale jeśli już ktoś się orientuje, to czasem warto się wsłuchać...      To jedna z takich płyt, które krytyka przyjęła chłodno, a jakby na przekór, fanom bardzo się spodobała. Owszem, jest tu wiele fajnych bitów, świeżych sampli i pomysłów: czasem jazzowych, czasem wręcz rockowych. I ok, emce jest zaledwie dobry, ale nie zmienia to nic. To bardzo dobra płyta - w moim mniemaniu jedna z ciekawszych z Holandii. Polecam sprawdzić.

OCENA: 5-\6


niedziela, 20 października 2013

HARD TO WET EASY TO DRY - MAD COBRA

Columbia 1992

1. Mi Sorry
2. Flex
3. If Looks Could Kill
4. Hard To Wet, Easy To Dry
5. Good Body Gal
6. Legacy
7. Run Him
8. Release
9. Wet Dream
10. Dead End Street   feat. GETO BOYS
11. Mate A Talk
12. Minute To Pray
13. Really Do It
14. Glue
15. Elbow

    Pora na nieco jamajskiego raggamuffin - wszak to też hip hip, tak? Mad Cobra to legenda, któremu ciężko odmówić czegokolwiek. To jego piąty album, który znacznie podniósł jego uliczny szacunek, a kawałek z Geto Boys dość często gościł na atenie MTV, a płyta utorowała mu drogę do Hall Of Fame i do sporej sprzedaży. 
    Płytę zrobili w całości dwaj legendarni wręcz już producenci z Kingston: Cliffton Dillon i Sly Dunbar. Mieć ich na albumie, to jak wygrać internet na Jamajce. Wraz z nimi współpracowali Tony Kelly, Clevie Browne i Wycliffe Johnson. Podkłady są tu bardzo zróżnicowane, oczywiście cały czas tkwiąc mocno w regałowej stylistyce. Ale są tu takie typowe raggamuffinowe riddimy, surowe i agresywne (Mi sorry, Good Body Gal), są laid backowe lovers ragga ('Flex' z samplami z The Temptations, czy 'Legacy'), są również hardkorowe gangsta traki (Dead end street). Muzycznie jest to totalny przekrój przez muzykę popularną na Jamajce w czasach Złotej Ery, a z którą Mad Cobra, po sukcesie na Wyspach Brytyjskich, wyszedł do ludzi w Stanach i udało się. Płyta do dziś jest uznawana za klasyk. 
    Jak większość ragga toasterów, Mad Cobra ma wersy pełne przemocy i seksu, zresztą sam flow Kobry jest agresywny, z charakterystyczną chrypką na końcu wersu. Wszystko tutaj sprowadza się albo do seksu albo do zabijania. 'Before she reach I could smell her perfume I could not wait to get her inna di room Before she reach I could smell her perfume I could not wait to get her inna... Feel like a surgeon Prepare di surgery But I hope di likkle girl no charge me fi perjury Action wit di injection Worky, worky girl, according to plan' - w kawałku o wszystko mówiącym tytule 'Flex' (w refrenie 'flex girl it's time to have sex). Absolutną bombą i kawałkiem, który mnie położył na łopatki te 20 lat temu był trak nagrany z Geto Boys. To pełen przemocy i ociekający krwią obrazek z najgorszych zaułków Kingston i Houston, wsparty sugestywnym teledyskiem. Reszta traków ocieka raczej seksem, choć znajdzie się tu nawet 'Minute To Pray'.
    To bodaj najlepszy album Cobry, spośród jego około 20 płyt. Takie typowe ragga ze Złotej Ery, przy okazji to przełomowa płyta dla jego kariery. Jest tu parę hitów (Dead end street, Legacy, Flex), kilka zwyczajnych numerów - typowy porządny ragga album.

OCENA: 4\6


piątek, 18 października 2013

THIS IS NOT AN EXCERSISE - NON-PHIXION

bootleg 2000

1. 14 years of rap   feat. ARSONISTS
2. Legacy
3. Black Helicoptors 
4. I Shot Reagan 
5. Promo WKCR
6. This Is Not An Excersise
7. 5 Boros (Remix) feat. DV ALIAS KHRIST 
8. Refuse to Lose 
9. No Tomorrow 
10. Thug Tunin 
11. 4 Ws 
12. End of the World
13. Sleepwalkers
14. They got... 
15. 5 Boros    feat. DV ALIAS KHRIST 
16. 2004   feat. OBSCURE DISORDER

    Non-Phixion to hardkorowa grupa, złożona z legend prawdziwego rapu z NY: Ill Bill, MC Serch'a, Goretex, Sabac Red oraz DJ Eclipse. To jedna z nielicznych białych grup rapowych, które mają olbrzymi szacunek na scenie. Ten nielegal to zebrane single i nagrania grupy z lat '90, którymi debiutowali dla szerszej publiki, zanim jeszcze wyszedł ich pełnoprawny debiut.
    Non-Phixion związani są mocno z całym tym białym, nowojorskim horrorcore'owym 'podziemiem', dlatego nic dziwnego, że producentami, którzy robili dla nich te bity są Necro, Ce Style, 10K, Goretex i Uncle Howie. Większość stworzyła potem Psychological Records, wydającą do dziś ich płyty. Ale póki co, te kawałki to zbieranina traków z lat '90 i nie ma tu jeszcze wykształconego konkretnego stylu, znanego z późniejszych płyt. Teraz to konkretne bity, typowe dla Złotej Ery - owszem, z tych cięższych, bo nie znajdziemy tu żadnych produkcji z panienkami na refrenie, ani żadnych lovers rap. Tylko twarde podkłady, oparte na samplach - czasem oszczędne, czasem atakujące uszy kaskadami dźwięków, ale tkwiące jak najsilniej w tradycji dekady. Słychać tu już jednak fascynację klimatem rodem z thrillerów i horrorów, bo bity do najlżejszych nie należą.
    Tak samo, zresztą, jak teksty. Pełne przemocy wersy, zarówno te bragga, jak i społecznie zaangażowane i te horrorowe opowiastki, są wyznacznikiem każdego z emce. Odgrażają się, że zamordują Reagana: 'We burn the fuckin flag \ I shot the Devil down like we in Baghdad \ His wife's the hostage \ Her bodyparts up in a grab bag \ Now watch the gun blast, holdin your chest, marked for death \ The President's been shot, somebody notify the press'. Rozprawiają się z rządem: 'We know about the plan to fill the projects with contraband \ Drop bombs on Brazil so you can kill and conquer land \ You drug trafficking your new creation for disease \ To control the population in the States and overseas \ To put poison in the weed and the milk we feed our seeds'. Ale także gniotą tę badziewną scenę sprzedawczyków i opowiadają o swoim mieście w '5 boros', gdzie refren daje DV Alias Khrist, koleś o niezapomnianym i charakterystycznym głosie. Oprócz niego, mamy jeszcze Arsonists w otwierającym album '14 years of rap' oraz kanadyjski zespół DJ Eclipse, Obscure Disorder. Cała płyta to nieustający atak werbalny, ciągła agresja i walka, jednak jest to ubrane w słowa, które dają wiele do myślenia - chociaż czasem projekcje, jakie wywołują, są niezwykle obrazoburcze.
    Wprawdzie ta płyta nie wyszła nigdy oficjalnie i jest to tylko kompilacja, dostępna do ściągnięcia z wielu portali, ale warto ją mieć, bo jest to zbiór niedostępnych nigdzie więcej (poza singlami i poszczególnymi płytami) kawałków, w tym tak znanych, jak 'Blacj Helicopter', 'I shot Raegan', czy '5 boros'. Świetny zbiór niekomercyjnych i bezkompromisowych traków, które powinien znać każdy fan prawdziwego rapu. 

OCENA: 5-\6


środa, 16 października 2013

Μην κάνεις πως - Νέβμα

Def Jam 2008

1. 5ος
2. Μείνε εκεί που είσαι   feat. PRO SINNERZ
3. Ξεφτιλιστείτε
4. Στο καλό
5. (Μην κάνεις πως) Δε θυμάσαι    feat. MISTIQUE
6. Σε παρακαλώ    feat. NIVO
7. Απ' το μπαλκόνι σου
8. Για μια στιγμή   feat. Δήμος Μπέκε
9. Όλοι λένε    feat. NIVO, και Ταραξίας
10. Χτυπάω με στίχους
11. Μέχρι το τέρμα
12. Και το ήθελε πολύ (x-rated version)
13. Πλήρωσε το τίμημα    feat. NIVO
14. Πως την έχετε δει    feat. Μύρων
15. Καλοκαίρι
16. Ο κύβος ερρίφθη
17. Τα παιχνίδια είμαστε εμείς
18. Τι να γράψ

    Nevma (NEBMA lub Νέβμα) to wręcz chodząca historia greckiej sceny, nagrywająca od prawie 20 lat(!). 'Ixos Anoxis' to już piąty album Alchemisti'ego, DJ Rico i Isorropistis'a, którzy każdym kolejnym albumem wstrząsają grecką sceną. Co może zespół z Grecji zaoferować polskiemu odbiorcy?
     Produkcję oczywiście na płycie robił przede wszystkim DJ Rico, ale są tu również Alexis D, Isorropistis i B. Sheriff. Wyprodukowana przez nich muzyka należy do tej części z naklejką 'raczej nowoczesna', bo sporo tu syntetycznych dźwięków, połamanych bitów i modnych aranży. Owszem, są tu sample, aczkolwiek w większości albo bardzo oszczędne albo jedynie z wokali na up-to-speed. Znajdą się tu nawet pewne odnośniki do spuścizny po Euro Dance, bo '(Μην κάνεις πως) Δε θυμάσαι' z ładnie śpiewającymi dziewczynami z Mistique bardzo przypomina nagrania Ice MC i jego przebojowy singiel 'Easy' z 1989 roku. Jednakże, muzyka tutaj jest całkiem zróżnicowana, od wspomnianego euro dance'u sprzed dwóch dekad, przez nowoczesne podkłady - nie tylko bangerowe, ale i w stylu trap muzik, aż do zwyczajnych kawałków, czasem wykorzystujących grecką muzykę ludową, ale bardzo oszczędnie i zakamuflowanie. W rezultacie otrzymujemy całkiem nowocześnie wyprodukowany album z kilkoma odnośnikami do starszych rzeczy. Jednak jest to muzyka, która niekoniecznie porywa i nie robi większego wrażenia. 
    Po grecku porozumiewam się tylko w podstawowych sprawach i nie jestem w stanie wniknąć w zawiłości liryczne tekstów. Jednak z tego, co udało mi się zorientować, to często dość agresywne liryki i emce nie przebierają w słowach. Słuchając ich, łatwo zauważyć, że są całkiem niezłymi rapperami, bo trzymają flow i nawet jeśli grecki rap brzmi obco dla naszych uszu, to ciężko odmówić emce umiejętności. Teksty poruszają nie tylko bragga i pancze w kierunku słabych rapperów, ale i życiowe sprawy, takie jak choćby miłość, czy grecka rzeczywistość. I robią to z wdziękiem, bo i czasem zaśpiewają w refrenach, potrafią nawinąć zwrotkę szeptem, a czasem pojechać twardo i hardkorowo. Jedyny problem, to bariera językowa...
    Wprawdzie płyta w Grecji ma status świetnej, jednak dla słuchacza spoza granic, zwłaszcza nie posługującego się greckim, nie jest szczególnie atrakcyjna. Pomijam brak zrozumienia treści, po prostu ani klimat, ani muza nie są przyciągające, jest to zbyt zwyczajne i mało wyjątkowe. Owszem, można posłuchać jako ciekawostki, rapperzy nie są słabi, ale ja nie będę się zachwycał.

OCENA: 3\6 


poniedziałek, 14 października 2013

ELECTRO GHETTO - BUSHIDO


Erstejunge 2004

1. Intro   
2. Electro Ghetto    
3. Kopf Hoch  
4. KORS is One  (Skit)
5. Ersguterjunge     feat. BABA SAAD    
6. Schmetterling     feat. D-BO 
7. Typisch Ich     
8. Ewige Nacht    feat. AZAD, CHACKER, BOSSBITCH BERLIN 
9. Teufelskreis      feat. SENTINO   
10. Gangbang   feat. BABA SAAD, BASS SULTAN HENGZT
11. Deutschland gib' mir ein Mic      feat. SENTINO 
12. Gemein wie 100     feat. KING ALI    
13. Knast oder Ruhm     
14. Kors  (Skit)    feat. SE LEFT CROWD    
15. Wenn wir kommen      feat. BABA SAAD 
16. Feuersturm      feat. AZAD, BOSSBITCH BERLIN    
17. Hoffnung stirbt zuletzt      feat. CASSANDRA STEEN  
18. Watch Me Now  (Skit) 
19. Ihr wartet drauf     
20. Electro Ghetto  (Skit) 
21. Nie wieder 
22. Outro 

    Bushido wpadł na niemiecką scenę rap, robiąc sporo szumu swoim pierwszym albumem, głównie ze względu na swój niewyparzony język. Ten pół Tunezyjczyk, pół Niemiec szybko zaskarbił sobie sympatę fanów rapu i sporo osób czekało na jego drugi (w sumie czwarty, ale pod obecną nazwą drugi) album. I oto jest: 'Elektro Ghetto' od Drogi Samuraja.
    Elektryczne Getto to faktycznie, na poły elektroniczna porcja rapu. Tylko w połowie, bo oprócz dźwięków generowanych z syntezatorów i przez komputer zdarzają się sample - choć rzadziej. To bangerowa muzyka wyprodukowana w większości przez legendarnego już w Niemczech DJ Desue oraz DJ Ilan. Resztę zrobili Beathoavenz, sam Bushido i jeden trak pochodzi od Rizbo. Taki klimat popularny był w tym okresie w NY przez krótki czas, bo ewoluował w te trapy i inne drejkopodobne wymioty, ale na dłużej zakorzenił się w Niemczech, gdzie sporo wykonawców poszło w kierunku syntetycznych brzmień na teoretycznie klasycznych perkusjach, z miniumum sampli, zaś z partiami granymi na klawiszach. Tu akurat znajdzie się kilka sampli, m.in. z Bjork, czy Supertramp. Osobiście nie jestem fanem tego typu muzyki, ale za naszą zachodnią granicą album szybko pokrył się złotem, poza tym, kilka niezłych traków się znajdzie.
    Jak już wspomniałem, Bushido nie przebiera w słowach i prezentuje raczej twardą stronę rapu, jak sam mówi 'Ich mach den Sound für den Hof im Knast \ ich bin der Grund warum du nie deine Millionen machst \ ich hab den Sound für die Dealer im Park \ denn ohne mich wird wird Deutscher Rap schon wieder nicht hart' (dla nie znających niemieckiego: Robię rap dla więzień, jestem powodem, dla którego nie zarobisz swoich milionów, mam brzmienie dla dilerów w parku, beze mnie niemiecki rap nie byłby tak twardy) - i już wiesz, o co chodzi. Bushido łupie swoje, czasem bardzo kontrowersyjne wersy, ze świetnym wyczuciem flow i bardzo płynnie. Kontrowersjom nie ma co się dziwić, jeśli rapper podejrzany jest o mocne związki z mafią, oskarżany przez media o rasizm i nacjonalizm, nazwie Twoją matkę kurwą... Czasem lepiej nie znać języka ;) Z gości mamy tu dawnego współpracownika, Baba Saad, genialnego Azada, obdarzonego grubaśnym głosem King Ali i Sentino, poza śpiewającymi panienkami i chłopcami.
    Ta płyta to agresja, muzyczna i werbalna, nawet jeśli mamy tu tak spokojne momenty jak 'Schmetterling' (Motyl), czy 'Hoffnung stirbt zuletzt' (Nadzieja umiera ostatnia). Najlepsze traki wg mnie to 'Deutschland gib' mir ein Mic' i 'Wenn wir kommen', ale jest tu nierówno i traki są bardzo różne. Płyta może ogólnie być, lubię ją sobie czasem odświeżyć, ale tak naprawdę do klasyki niemieckiego rapu dość daleko. Może być.

OCENA: 4-\6


sobota, 12 października 2013

LIFE'S WORK - ST-MIC

Yanase 2008

1. Life's Intro
2. Fly
3. Dedicate to Elevate   feat. DJ RAGZ
4. Love Was Complicated Yesterday feat. DUTCHMASSIVE, JAZZ ADDIXX
5. BeatBoxBoogie 1
6. Fresh 2 Def
7. Life    feat. JAZZ ADDIXX, PRIMO THE CINEMATIC, FLACO
8. Never Faded
9. BeatBoxBoogie 2
10. War Of Art
11. Verbal Mastery    feat. THE UNKNOWN
12. Gallery Interlude
13. Truth Lies     feat. DISTRUCK, TAMU
14. Love Is Complicated Tomorrow   feat. DUTCHMASSIVE, THE UNKNOWN, DJ RAGZ
15. Closing Scene
16. Verbal Mastery Orgem Remix   feat. THE UNKNOWN
17. Dedicate to Elevate Orgem Remix   feat. DJ RAGZ

    Kim do cholery jest St\Mic? Hmmm... Jakby tu w paru słowach... Biały rapper i producent, inżynier dźwięku z Charlottesville, zadupia w stanie Virginia, niedaleko od... niczego. To jego pierwsza płyta, wydana zresztą przez japońską wytwórnię - jak zdradza sam tytuł - praca jego życia. 
    Koleś sam produkuje, więc większość produkcji jest jego. Tylko The Unknown zrobił kawałek ze swoim gościnnym udziałem, Orgem dał dwa remiksy, a Mudd z Jazz Addixx wykonał trzy podkłady. Ktokolwiek by tych podkładów nie robił, są to czilautowe, jazzujące podkłady, z mnogością smakowitych sampli i sporą ilością skreczy wykonanych wprawną ręką przez DJ Ragz'a z Jazz Addixx. Każdy podkład ma coś w sobie, płytę ubarwiają bitboksowe i skreczowane wstawki i w ogóle nie ma czasu się nudzić. Czasem zostajemy zaskoczeni połamaną perkusję na samplu organowym, czasem najbardziej klasyczne bębny z klasycznym samplem, które pozwolą nam pomachać głową podczas słuchania.  
    St-Mic to taki zwykły, ale porządny biały rapper. Słychać to wyraźnie, choć naturalnie nie jest to wadą - tylko Biali mają nieco inny sposób rymowania, taką szczególną manierę składania wersów, która różni ich od Czarnych i Żółtych. W Europie to się zaciera, jednak w Stanach łatwo odróżnić kolor rappera po głosie. Nie ważne, to tylko taka dygresja. Ważne jest to, że St-Mic, pomimo swej zwyczajności, najlepsze, co ma, to teksty. Opowiada o życiu przez pryzmat muzyki, bo jego życie to muzyka. Choć, naturalnie, są tu numery o życiu samym w sobie, czy o miłości - ale nie jest to rap uliczny, broń Boże. To tylko dywagacje na temat tego, co się w życiu St-Mic'a wydarzyło. Dodatkowo, na albumie mamy zaprzyjaźnionych z Mic'iem znajomych ze studia nagraniowego: Dutchmassive i Jazz Addixx, a także The Unknown. To wszystko jest jedna paczka, nagrywająca kawałki we własnym sosie - z tą różnicą, że Dutchmassive i JA są nieco bardziej rozpoznawalni na scenie podziemnej.
    Bardzo sympatyczna płyta. Słucha się tego ze sporą przyjemnością, choć album wcale nie należy do szczególnie odkrywczych, czy nowatorskich. To po prostu porządny, rzemieślniczy hip hop, którego można posłuchać z zadowoleniem, ale nie zapętlisz tego w nieskończoność. Lubię sobie czasem odświeżyć tę płytę, bo jest fajna, ale to tyle.

OCENA: 4\6


czwartek, 10 października 2013

FULL CIRCLE - HIEROGLYPHICS

Hiero Imperium 2003

1. Prelude
2. Fantasy Island
3. Powers That Be
4. Make Your Move    feat. GOAPELE
5. Shift Shape
6. Classic
7. Chicago
8. Heatish
9. Halo
10. Love Flowin'
11. One Hundred Thousand Indi   feat. ABSTRACT RUDE
12. Let It Roll
13. Maggie May
14. Jingle Jangle
15. Full Circle   feat. GOAPELE
16. 7 Sixes

    Hieroglyphics to duża firma, mieszcząca się w podziemiach Kaliforni, założona przez Del Tha Funkee Homosapien. Wraz z nim zespół tworzą Tajaj, Opio, A-Plus i Phesto z Souls Of Mischief, Casual, Pep Love, Domino i DJ Toure. Po sukcesie ich pierwszej płyty, '3rd Eye Vision', pięć lat później nadszedł kolejny album - historia zatoczyła pełne koło - 'full circle'.
    Grupa, mając tyle osób w składzie, jest samowystarczalna, bo kawałki na płytę wyprodukowali A-Plus, Domino i Opio, z dwoma wyjątkami: są tu jeszcze bit od Casuala i jeden od Space Boy Boogie X. To dość specyficzny rodzaj muzyki, bo instrumenty są owinięte wokół mocnych perkusji i jest tu czysto i przejrzyście, ale podkłady nie są pozbawione mocy, wręcz przeciwnie. Sample czy instrumenta są poukładane w idealnym porządku, idealnie przycięte, bez wpadek. Jest perfekcyjnie, ale okazuje się, że nie potrzeba brudu winylowej płyty, bo nawet takie sterylne podkłady mogą być świetne. To taki charakterystyczny styl Hiero: perfekcyjne podkłady do idealnego słuchania. Najlepsze wprawdzie dla mnie to 'Make your move', 'Shift shape' i 'Heatish', ale inne wcale nie są słabe, no może 'Jingle jangle', czy 'Full circle'. 
    Cała ta brygada zapewnia zróżnicowane doznania, jeśli chodzi o lirykę i technikę. Zróżnicowane, oznacza tyle, że każdy ma swój styl, a nie że jeden jest słaby, a drugi dobry.  Opio ze swoim stylem, jakby tłumaczył coś komuś zawzięcie. Pep Love ma flow pocięty, jakby zacinający się co kilka słow. casual płynie tak, jakby kończyły się baterie w magnetofonie, zwalniając lekko przy końcu wersów. Del jest tak charakterystyczny ze swoją modulacją głosu i techniką rymowania i wstawiania potysięcznych rymów, że rozpoznać go można zawsze i wszędzie, choć pojawia się, niestety, rzadziej. A-Plus rymuje dość zwyczajnie, nieco zaciągając w stylu West Coastu. Tajaj ma wysoki głos i rymuje z dużą ekspresją. Phesto zaś ma głos głębszy i wyraźnie i dosadnie artykuuje każde słowo. Ciężko za to wskazać najlepszego tekściarza, bo ich wersy są pełne odnośników, abstraktów, związanych przede wszystkim z bragga i panczami w kierunku słabowitych emce, pokonując ich niczym Oz tchórzliwe postaci z orszaku Dorotki albo Tajaj grozi, że choć jest veganem i nie je mięsa, na majku jest nadal kanibalem  i zje każdego wacka. Tu nie ma głębokich tekstów o życiu i filozofii - to wybuchowa mieszanka sprawności lirycznej i skillsów na majkach. Łatwo ich porównać, kiedy wszyscy po kolei rymują w ostatnim kawałku: '7 sixes': siedmiu emce dających po sześć wersów. 
    Wprawdzie ku końcowi, tak od 13 kawałka, zaczyna nieco brakować pomysłów, ale i tak to bardzo dobra płyta, do której lubię wracać. Nie jest tak dobra, jak 'The 3rd Eye Vision', czy solówki Dela i Souls of Mischief, ale nadal świeci. Do sprawdzenia koniecznie przez fanów prawdziwego rapu.

OCENA: 4+\6


wtorek, 8 października 2013

SILLIUM - 5 STERNE DELUXE

Yo Mama 1998

1. Intro     
2. Dein Herz schlägt schneller     
3. Willst du mit mir geh'n?        
4. Besser als der Erste        
5. Dördichkeit     
6. Abgezuckert        
7. 17+4        
8. Livin 303        
9. 5 Sterne Deluxe     
10. Ich liebe dieses Lied        
11. Sowieso      feat. FERRIS MC         
12. Sprachkurs Deluxe        
13. Hip Hop Clowns & Party Rapper        
14. Ansprache Frau Herzog        
15. My Life     
16. Die Di und der Dodi        
17. Deluxe im Kopf        
18. Brainsen Overkill        
19. Discotizer        
20. Larsen orgelt sich duhn     
21. Schund        
22. Der Eierdieb        
23. DJ Cooman vs. DJ Toni        
24. Sillium        
25. Sillium vs. Helium        
26. Penthouse     feat. SAMY DELUXE
27. Marc an Else        
28. Will Smith, Meer Gayne?   feat. BIZ MARKIE
29. Konische Fluggeräte        
30. Nirvana

    Pod koniec lat '90 osoby znane na scenie niemieckiej, Der Tobi, Das Bo, DJ Coolman i Marcnesium i kiedy w telewizji Viva pojawił się ich pierwszy teledysk na łodzi motorowej, ludziom opadła szczęka. Bardzo nowatorska, wypełniona elektroniką muzyka, znani i lubiani rapperzy na majkach - to była nowa jakość prosto zza naszej zachodniej granicy.
    Za owo nowatorstwo odpowiedzialny jest człowiek, który wyprodukował całą w zasadzie płytę Tobi Tobsen, znany jako Der Tobi. W połowie kawałków pomógł mu Marcnesium, a w jednym niejaki Luthchini, znany z produkcji dla Fettes Brot. Tobi potrafi zrobić bardzo różnorodne podkłady, od soczystych, bujających traków, opartych na funkowych samplach, przez dudniące elektronicznym basem bangery, aż po miks progresywnego dicho z Bee Gees. Niektóre bity zwalniają, stanowiąc tło do melodeklamacji, niektóre urywają Ci łeb energią. Trochę do powiedzenia ma tu DJ Cooman, który nieźle wpasowuje się ze swoim drapaniem w klimat, dając nam w 70% klimat hip hopowego klasyka z NY, w 30% innowacyjną muzykę rapową z Hamburga. Nie powiem, żeby było to nieprzyjemne, wręcz przeciwnie, słucha się tego bardzo przyjemnie. To nowatorstwo, po ponad 15 latach nie robi juz takiego wrażenia, ale wówczas byłem mocno zaskoczony brzmieniem niektórych kawałków.  
    Głównymi rapperami są tu Tobi i Bo, choć sam Marcnesium - generalnie fotograf i scenograf, też pojawia się czasem na majku, jednak prym wiodą Der Tobi & Das Bo, będący już od dawna uznaną marką w Niemczech. I słusznie, bo obaj mają niezłe flow i, jakkolwiek by dla nas nie brzmiał niemiecki język, potrafią płynąć i ich rymowanie się nie nudzi, choć może czasem drażnić, kiedy się wydurniają. Na szczęście na płycie nie ma wygłupów zbyt często. To czysta hiphopowa jazda, wypełniona bragga i rymami bitewnymi. Choć byli to jedni z najlepiej sprzedających się rapperów w Niemczech, potrafili jednak nawijać zjadliwe pancze na temat 'clown rappers' i 'party rappers':' Ich bin wieder da und Nils ist fertig \ Hier ich hab Marlboro und Astra \ Dein Geschmack ehrt mich und die Flasche leert sich \ Das ist Tiptop wir geben und heute abend happy Hip Hop \ Es ist schon viertel vor Acht Zeit loszugehen \ Ich möchte das Konzert aus der ersten Reihe sehen \ Das stimmt Nils, erste Reihe, dass ist ein Muß \ Schnapp dir deine Jacke, auf gehts zum Bus'. W sumie, to teksty może nie oszałamiają, ale sporo w nich humoru (takiego niemieckiego) i drwiny, więc jesli ktoś zna niemiecki oraz scenę tamtych lat, znajdzie tu sporo uciechy. Co ciekawe, gościnnie mamy tu inne asy: szalony wówczas Ferris MC oraz zaczynający poważną karierę Samy Deluxe z Dynamite Deluxe. Natomiast sporym zaskoczeniem był udział Biz Markie'go, bo wtedy jeszcze kolaboracje amerykańsko-europejskie nie były zbyt powszechne i rapperzy z USA nie kwapili się do nagrywania z Europejczykami, bo gdzie w sumie leży ta Europa?         
    Ja wiem, że niektórzy nie mogą znieść brzmienia języka niemieckiego, ale mnie to nie przeszkadza, może dlatego, że się nim posługuję. I wiem, że jest to jedna z ciekawszych propozycji, może nawet w całej dekadzie lat '90, w tym kraju. Warto sobie obadać ten krążek, a zwłaszcza single: '5 Strene Deluxe', 'Dein Herz schlägt schneller', czy 'Willst du mit mir geh'n?'

OCENA: 4+\5


niedziela, 6 października 2013

DOOMTREE - DOOMTREE

Doomtree 2008

1. Close Your Ears (intro)
2. Drumsticks
3. Gander Back
4. The Wren 
5. Gameshow Host 
6. Dots & Dashes
7. Game Over
8. Real Class (interlude)
9. Last Call
10. Accident
11. Sadie Hawkins
12. The Walrus (interlude)
13. Twentyfourseven 
14. Let Me Tell You, Baby
15. Down the Line
16. Kid Gloves
17. Pop Gun War
18. Reintroduction
19. Liver Let Die
20. I'm Talking
21. Jaded


    Ten kolektyw rapperów z Minnesoty, którzy łączą bardzo różne gatunki muzyki i wplatają ją w hip hop, umieszczając ten tygiel na jednym albumie. 'Doomtree' to ich druga płyta, choć pierwsza oficjalnie, bo wydane wcześniej serie 'False Hopes' poszły do darmowego ściągnięcia z netu. Płyta zebrała świetne recenzje, choć nie sprzedała się w znaczących ilościach.
    W zespole jest dwóch producentów: Lazerbeak i Paper Tiger, ale nie tylko oni produkowali tę płytę - ich dziełem jest może połowa kawałków. Resztę zawdzięczamy takim osobom jak MK Larada, Turbo Nemesis, P.O.S i Maker, przy czym Turbo Nemesis wykonał również wszystkie skrecze na krążku. Muzyka tutaj to prawdziwa uczta. Klasyczne traki są popełnione z taką ambicją, jakby na konkurs szopenowski. Z dużą dbałością o szczegóły, dzięki czemu każdy dźwięk ma tu swoje miejsce i jest przemyślany. Dobór sampli może przyprawić o zawrót głowy, bo przecież mamy tu taki rozrzut gatunkowy - od jazzowych trąb, po disco lat '70 i różne dziwadła, ciężkie do zidentyfikowania. Nie wspominałem kiedyś, że to Biali ratują hip hop? Każdy z producentów jest tu biały jak pierogi z serem, ale każdy dźwiga hip hop na swoich ramionach z dużym talentem i poświęceniem.     
    Na majku mamy całą plejadę gwiazd podziemia z Minnesoty. Największe 'gwiazdy' (wiem, to złe słowo, ale oni są najbardziej znani) to P.O.S wydający albumy solowe dla Rhymesayers oraz grający na gitarze w punkowym Wharf Rats i Cecil Otter, który niebawem wyda swoją trzecią solówkę. Jest też rapperka Dessa, śpiewająca też w zespole a capella i ucząca w muzycznych instytutach. Sims to współzałożyciel grupy, który ma na koncie już cztery solówki, no i Mike Mictlan, drugi pomysłodawca zespołu, okrzyknięty dziesiątym najlepszym rapperem Minnesoty. Cecil ma niezłe teksty, choć rymuje jak typowy biały emce. Mictlan kojarzy mi się nieco ze stylem Freestyle Fellowship ze swoim głębokim głosem i poszatkowanym flow. Dessę łatwo rozpoznać, jako że jest kobietą, po jej niskim, seksownym głosie. Najciekawsze flow, z takimi zaśpiewami, ma Sims, ale najpełniejszy jest bodaj P.O.S. Warto zagłębić się w teksty, na szczęście wkładka płyty zaopatrzona jest w słowa piosenek. No bo sprawdźcie te rymy: 'I splinter these wood teeth on a silver tongue / Sing hymns to sinners and sit in when the dinner’s done / Dirt on the collar / butcher / blood on the cuffs / My good foot’s in a grave / the other one’s a leg-up / No lady o’ luck / I ain’t stuck in her “lap of luxury” / No fast tracks or slow ones either / detached from suffering'. Pełno tu takich kwiatków i to od każdego z rapperów, zatem znający angielski mogą nastawić się na wyborną ucztę liryczną.
    Kolejny podziemny album, który pewnie pominiesz na półce, bo ani okładka nic Ci nie powie, ani nazwy pewnie nie kojarzysz. I znów błąd. Świetny album, pełen świetnych wersów i korzennych podkładów. To taka jazda na zmianę przez wąskie uliczki pomiędzy drapaczami chmur Minneapolis, a pięknymi, miejskimi parkami i terenami podmiejskimi. Jazda do szpiku kości miejska, jednak nagrana z dużym wyczuciem i balansem. Koniecznie do sprawdzenia.

OCENA: 5-\6


piątek, 4 października 2013

Шагаем в ногу - Южный Централ 54

CD Land 2002

1. Intro
2. Шагаем в ногу feat. Белый Парень
3. Южный Централ    feat. BANITA, SENIORITA
4. X Girlfriend    feat. BANITA
5. Сума-Серёга    feat. BANITA
6. Технологии И-нета    feat. CYBER
7. Вы гоните... (skit)
8. Шоу Biz
9. Мусорская совесть feat. Надюша
10. Только к ней feat. ARSEN (skit)
11. Дорога к ней
12. Черёмушки
13. Памяти B.Marley    feat. SENIORITA, Белый Парень, PASE (Live)
14. 17.09.2001 г. (Real)
15. Мама    feat. Настенька

    Jużnyj Central 54 działa w ukraińskiej i rosyjskiej rap grze już od 2000 roku, kiedy to wygrali rapowy konkurs w Moskwie. To trzech kolesi: Czernyj Princ, Arsen i Joat Mier, których jest to czwarty album, a co ciekawe, trzeci w 2002 roku. 
    Grupa jest zupełnie samowystarczalna, dlatego produkcje również robią sami sobie, choć sporo wniosła tu pomoc Master Szeffa z Bad B.Alance, który nieco wypromował grupę i pozwolił się im rozwinąć. Dzięki tej współpracy mamy tu hip hop, który, przynajmniej muzycznie, cofnie nas do Złotej Ery, do funkowych sampli, jazzowych wajbów, czasem nawet nieco g-funkujących syntezatorów. Sample potrafią nas czasem zaskoczyć rosyjską poezją śpiewaną, czy podobnymi klimatami. Ale mamy tu nie tylko sample, chłopcy potrafią dać partie żywego pianina, czy wręcz solówki na rozmaitych klawiszach, jak np. w Черёмушки ('Czeriomuszki' - dzielnica Moskwy). Brzmi to całkiem nieźle i jest urozmaicone, bo mamy tu spójny przekrój przez czysty hip hop - od klasycznego, przez nieco ambientowy, do jazzowo-funkowego i regałującego w kawałku poświęconym Marley'owi, Памяти B.Marley.
    Cziornyj Prins mikrofona ma nieco zdarty głos i ekspresyjny flow. Joat Miet jest równie emocjonalny, ale z nieco gładszym głosem. Nieco inaczej słucha się rapu po rosyjsku, bo nie jest to język tak płynny, jak angielski, czy nawet francuski, ale nie znaczy to wcale, że to kiepska akcja. Rosyjski ma swoją specyfikę i też nadaje się do rapu i Czarny Książę oraz Joat wykorzystują ją bardzo dobrze. Wraz z ich głosami ładnie współdziałają żeńskie głosy w refrenach, nie przeszkadzają goście rymujący. A tematy na płycie są bardzo różne: od kobiet - czy to dziewczyn, czy mamy, przez lokalne hymny (Южный Централ), internet, czy muzyka i szeroko pojęta scena w tytułowym Шагаем в ногу (Szagajem w nogu - Dotrzymujemy kroku) albo Шоу Biz (Show Biz). Znalazł się tu nawet trak opiewający legendę muzyki, Boba Marleya. Jest ciekawie i nieźle stylistycznie.
    Jakoś bardzo sobie wziąłem do serca ową obietnicę prezentacji sceny rosyjskojęzycznej - na jakiś czas może dość. Ale myślę, że wyraźnie widać, że Rosjanie, Ukraińcy i Białorusini mają niezły potencjał na majkach. Dowodem na kreatywność i prawdziwą pasję do hip hopu widać na tym albumie. Pionierzy ukraińskiej sceny otworzyli granice i są równie popularni w Rosji (może nawet bardziej), niż u siebie w kraju. Może dlatego, że nie rymują po ukraińsku. Tak, czy owak, warto sprawdzić ten album. Fajny.

OCENA: 4+\6  


środa, 2 października 2013

YOU GOTTA BELIEVE - MARKY MARK & THE FUNKY BUNCH

Interscope 1992

1. Intro: The Crisis
2. You Gotta Believe
3. Gonna Have a Good Time
4. Loungin'    feat. DONNIE WAHLBERG
5. Don't Ya Sleep
6. I Want You
7. The American Dream
8. The M
9. Get up (The Funky Bunch Theme)
10. Super Cool Mack Daddy
11. I Run Rhymes
12. Ain't No Stoppin' the Funky Bunch
13. Last Song on Side B Part II: Go On
14. The Solution

    Mark Wahlberg jest dziś lubianym aktorem, jednak niewiele osób pamięta o jego muzycznej karierze rappera. Umięśniony, lecz traktowany nieco jak ubogi krewny New Kids On The Block, gdzie grał jego brat, wydał swoją płytę, która szybko pokryła się platyną. 'You Gotta Believe' to taki krok za ciosem, którym była pierwsza płyta i choć nie osiągnął on takiego sukcesu, jak poprzedni, i tak został nieźle przyjęty - oczywiście pomijając fanów prawdziwego rapu, którzy raczej nabijali się z białego chłopczyka, który raczył zająć się rapem.
    Muzykę w całości robili tu bracia Wahlberg, jednak wspomagał ich członek The Funky Bunch, DJ-T. Jak w przypadkach płyt gwiazd z innej bajki, muzyka to totalny przekrój tego, co było wówczas popularne w hip hopie. Housowe bity w 'You gotta believe' i 'Gonna have a good time', lovers rap w 'I want you', łapiące za gardło 'American dream' z gitarą akustyczną na oszczędnej perkusji, nieco hardkoru w kilku innych, czy wreszcie trochę didżjejki od DJ T. Oczywiście, że podkłady opierają się głównie na samplach - np. z Art of Noise, czy James'a Browna, ale kilka z nich oparto na żywych instrumentach. W zasadzie muzycznie nawet nie jest źle, wyjąwszy kilka tandetnych traków, zrobionych ku podniesieniu sprzedaży - co nie pomogło tak czy siak.
    Czy Mark jest dobrym rapperem? Raczej nie, jest przeciętny, zarówno jako tekściarz, jak i technik. Z flow i głosem daje sobie radę, choć nie brzmi to oszałamiająco. Zaś teksty ma dość oklepane, przede wszystkim, jeśli chodzi o bragga i tego typu klimaty: 'I know your feeling me \ Mic's getting hot with heat \ your insincerity? makes you fall incomplete \ And I'm not discrete \ See I'll tell you how it is, \ Your whole damn fleet should be banned from the biz \ Now there it is \ I'll tell you blatantly \ Coz I've been waiting for y'all to leave patiently \ No hatin' me but y'all gots to go'. Lepiej jest, kiedy rymuje przejmujące teksty o dzieciakach wplecionych w 'American Dream', lub snuje jakieś opowieści - jednak takich wersów jest tu zdecydowanie mniej. Marky głównie chwali się swoją sprawnością jako emce, która jednak nie jest zbyt wygórowana. Grupa The Funky Bunch: Scottie Gee, Hector the Booty Inspector i Ashey Ace nie wnoszą wiele, ponieważ to głównie tancerze i hajpmeni - swoje przeciętne umiejętności pokazali tylko w 'Ain't No Stoppin' the Funky Bunch'. Gości brak, bo któż chciałby nagrywać z Marky Markiem?
    No dobra, ta płyta nie jest nawet taka zła, jeśli się lubi brzmienia z lat '90, jednak  wiadomo, że była to produkcja na poły komercyjna, a w połowie stanowiła kaprys białego dzieciaka, którego bratu przydarzyło się byc sławnym, dzięki New Kids On The Block. Takich płyt jak ta wyszło wówczas multum, a ten hip hop brzmi nieco po europejsku, bo słychać wyraźnie delikatne wpływy euro dance. Tym bardziej Marky Mark był traktowany z pogardliwym milczeniem przez scenę rap. Jednak nie da się kompletnie odrzucić tej płyty, z paru powodów: obecność DJ T na adapterach, kilku naprawdę hiphopowych kawałków, no i jest to przecież słynny aktor, który porzucił rap dla ekranu! Chociaż, z rymujących aktorów znacznie bardziej wolę Fresh Prince'a...

OCENA: 3\6