1. The Have Nots
2. Fed Up feat. COKNI O'DIRE
3. What's That Smell
4. Heart Full Of Sorrow feat. SADAT X
5. Earthquake
6. Shut The Door
7. Pass The Jinn
8. No Doubt
9. Choose Your Poison
10. X-Files
11. Fed Up (Remix) feat. COKNI O'DIRE, GURU
12. Killa Rhyme Klik
13. While I'm Here
To pożegnalna płyta irlandzkiego tria, które dało nam klasyczny przebój 'Jump around' i wiele innych, doskonałych momentów. W dniu wyjścia krążka Everlast ogłosił karierę (w zasadzie jej kontynuację) solową, a DJ Lethal i Danny Boy zostali sami sobie. Ok, Lethal znalazł szybko miejsce w Limp Bizkit, Danny Boy zajął się sztuką, ale to Everlast zgarnął największy fejm i kasę, zmieniając również styl. Obaj, po wielu latach, spotkali się w grupie La coka Nostra.
Ten album to zwrot w brzmieniu o jakieś 90 stopni, bo DJ Lethal i Everlast przeszli od wyjących trąbek i innych dęciaków oraz rozpieprzającej sekcji perkusyjnej, do bardziej stonowanych brzmień, co nie zawsze spotkało się z dobrym przyjęciem. Na tym albumie dostajemy, wprawdzie bardzo przyjemne, tzw. 'mellow' brzmienie, typowo nowojorskie, ale przecież nie kupowało się poprzednich płyt HoP dla brzmienia podobnego do ATCQ, DITC, czy Brand Nubian, tylko właśnie dla tych dęciaków, które rozwalały głośniki. Zamiast ciężkich trąb mamy powyciągane sample z takich wykonawców, jak Buffalo Springfield, Miles Davis, Camel, a nawet Soundgarden - tyle, że to nie podrywa tyłka do skakania, tylko kiwa głową. Przyznam jednak, że poza pewnym zdziwieniem a propos zmiany stylu, płyta spodobała mi się muzycznie, bo jest w bardzo dobrym stylu i słychać tu ten prawdziwy, nowojorski bumbap i w zasadzie nie ma co płakać nad zmianą stylu, bo zmiany są podobno zawsze na lepsze. Trzeci album jest inny, ale nie znaczy, że gorszy.
Zdarty wokal Everlasta jest bardzo łatwo rozpoznawalny. Charakterystyczny flow, proste, lecz nie prostackie wersy 'if Jesus is your Lord Then praise your God \ If Islams your thing Allah U Akbar \ And if you represent the six pointed star \ Then my Heebs back home told me to say Shalom \ I put grooves in the mix \ I make moves like the Knicks \ And take ya straight up the lane \ I block out the frame' - to stanowi nadal siłę House Of Pain. Wejścia hypemana Danny Boy'a można policzyć na palcach jednej ręki, ale wszystkie niewymienione wersy, rymowane gładkim głosem zapewnił Divine Styler, podziemny rapper, raczej rzadko udzielający się w tak znanych rzeczach, ale mający spory fejm wśród fanów rapu alternatywnego. Wersy 'Periodic measures to say my rhymes \ Too much of this dope need growth-type slow \ Off a poet's tree, let me blow my leaves \ Shake off my roots and pull up my sleeves' z 'What's that smell' są zresztą próbą przemycenia swojej prywatnej twórczości. Poza tym, rozpieprzają wstawki ragga, zwłaszcza w 'Shut the door', bo Anglik Cokni O'Dire pojawia się z okazji singlowego przeboju, którego remiks nagrano z Guru. Zresztą, nie tę jedną legendę mamy tu gościnnie, bo udziela się tu również Sadat X z Brand Nubian, co również nadaje albumowi bardziej uniwersalny wymiar, zacierając tę irlandzkość House of Pain.
Wbrew odrzuceniu swojego stylu, to nadal stare, dobre House of Pain. Ta płyta jest inna, ale równie dobra, co poprzednie. Bardzo lubię do niej wracać, a większość kawałków przez długi czas nie wychodziło z mojego odtwarzacza, od singla 'Fed up', aż po 'Shut the door' i 'Pass the jin'. Bardzo fajny album.
OCENA: 5-\6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz