1. Keep On Running
2. Tell Me Where It Hurts
3. Crazy Cane
4. When I Die
5. Body Slam feat. B-SHO ROCKIN
6. Nice 'N Easy
7. Hard As Hell
8. In My Life
9. Too Late (True Love) feat. TAMMY T.
10. The End Of Good Times
11. I'll Be Loving You
12. Big Brother
Pewnie sporo osób się zdziwiło, widząc tu tę płytę, ale... Raz, że bardzo lubiłem Milli Vanilli te dwadzieścia parę lat temu, dwa, że to przecież część tej wielkiej sceny hip hopowej - choć z obrzeży, to jednak. Po ogromnym skandalu, jakim zakończył się sukces pierwszego albumu grupy (i albumu z remiksami), podstawieni chłoptasie, Rob & Fab, wylecieli z zespołu, a prawdziwi członkowie grupy, którzy śpiewali i rymowali zamiast dwóch modeli, ujawnili się już pod swoimi prawdziwymi twarzami i nazwiskami. Była to próba przywrócenia dobrego imienia Milli Vanilli - komercyjnie słabo udana, a muzycznie?
Frank Farian, człowiek, który stał za sukcesem zespołu, dobrał sobie instrumentalistów i wspólnie spłodzili album, mający przynieść z powrotem sławę projektowi Milli Vanilli. Muzyka utrzymana jest w konwencji, łączącej popularny wówczas w krajach niemieckojęzycznych i Beneluksu oraz Włoch Euro Dance (czyli taki taneczny rap), r&b oraz hip hop. Dlatego znajdziemy tu zarówno taneczne bomby, house'owe próbki ('Keep on running'), zwolnienia z wokalami r&b ('When I Die'), popowe kawałki ('Tell me where it hurts') oraz niemal czysto hip hopowe traki ('Crazy cane'). Zatem oprócz gładko wyprodukowanych i zagranych potencjalnych radiowych hicików, mamy tu również oparte na samplach numery, nieco szorstkie i uliczne. Wszystko to się przeplata, dlatego raz mamy szybki, rapowany kawałek, aby zaraz zwolnić do spokojnej piosenki. Co jakiś czas wpada numer wypośrodkowany, zawierający i jeden typ, i drugi. Szczerze mówiąc, to taka mało wnosząca, ale bardzo przyjemna muzyka, trącąca może dziś nieco myszką, ale nadal bujająca. Dzięki tej różnorodności album się nie nudzi, można go puścić tak samo w samochodzie, jak i w trakcie obowiązków domowych, a nawet na imprezie.
Wokalnie, jest to przekrój przez gatunki. Sporo jest tu śpiewu, bo i Farian i Ray Horton, Brad Howell, Gina Mohammed, Linda Rocco i Jodie Rocco-Hafner dają tu wiele z siebie i ich głosy brzmią naprawdę fajnie. Do tego mamy rapsy od Icy Bro i Johna Davisa oraz gości. Mimo tego, że zespół pochodzi z Niemiec, wszystkie wokale są po angielsku, dzięki temu, że wykonują je Amerykanie mieszkający za naszą zachodnią granicą, nie ma tu kwadratowych akcentów i dziwacznych wrzutów. Ok, lirycznie to nie jest szał, bo tak naprawdę połowa kawałków to piosenki o życiu i miłości, będące kontynuacją pierwszej płyty Milli Vanilli (przede wszystkim 'In my life', który brzmi jakby żywcem wyjęty z 'All Or Nothing'). Druga część to te rapowe numery, w większości bragga lub traki nacechowane tanecznie, że tak to ujmę.
Ja wiem, że wybrałem sobie na dziś tę płytę, kierując się czystym sentymentem, a większość młodych słuchaczy rapu stwierdzi, że to głównie to plejlista z potańcówek dla emerytów... Ale w sumie to moja strona i mogę mieć dziwactwa, tak? Tym bardziej, że ta dla osób siedzących już w muzyce na przełomie lat '80 i '90 to czysta przyjemność i powrót do lat młodzieżowych. W 1991 roku bardzo ten album lubiłem, przyznam, że nadal znam go bez mała na pamięć i lubię go sobie odświeżać. Dlatego, z czystego sentymentu...
OCENA: 4+\6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz