1. East Spencer Is Back
2. Chillin In The Hood
3. Tea Plays To Win
4. East Side Story
5. What's Really Goin On
6. You Can't Funk With The Formula
7. I Went To Jail
8. My Momma's On Cocaine
9. Ease Up Off Me
10. Life In East Spencer
11. Are You Down With Me Nigga
12. Watch Your Step Young Brother
13. The Sermand
Nazwanie grupy aż trzema słowami oznaczającymi mniej więcej 'skład' to lekka przesada, jednak w nazwie jest też słowo Gangster, więc trzeba im wybaczyć. GCPS to zespół złożony z wielu osób, nie tylko zajmujących się muzyką, ale również orbitujących wokół grupy. Po samej okładce widać, że jest to prawdziwa banda. To jedyny ich album, wyszedł zresztą chyba tylko na kasecie - mam jedynie taśmę, a nie znalazłem w żadnym katalogu CD...
Gangster Tea to osobnik, który popełnił całość produkcji. Jest to dość tradycyjny g-funk z czasem bardzo nawet znanymi samplami z Isley Brothers, czy James Browna, ale zdarzają się kawałki idące nieco w stronę elektronicznej muzyki - bity zagrane tylko na syntezatorach, jak np. w 'Tea plays to win', wychodzące sporo poza ramki zwykłego g-funku. Jednak najczęściej w podkładach dostrzeżemy kawałki najbardziej ogranych sztosów z klasyki r&b lat '70, które samplowano tysiące razy. Owszem, Tea dodaje do tego często żywe gitary albo syntezatory, dlatego nie brzmi to zupełnie oklepanie, ale poza zagranymi kawałkami przez Gangster Tea, mamy tu pełen przekrój najpopularniejszych sampli.
O ile muzyka jest niejakim wynikiem trendów, działających na początku lat '90, to rapperzy może nie tyle nie nadążają za czasem, co są zwyczajnie dość kiepscy. Nie wiem, ile tu osób rapuje, bo na pewno ten tłum na okładce nie jest bezpośrednio zaangażowany w każdy trak - choć nawet ta pannica tuląca się do Gangster Tea ma swoją chwilę w 'My Momma's On Cocaine'. Teksty oscylują wokół ciężkiego życia gangstera w rzeczywistości amerykańskiej mieściny w centrum Stanów. Strzelaniny, narkotyki, więzienie... Trzymaj się Czarny Bracie! Prym tu wiedzie na mikrofonie sam producent, ale są obok niego również inni - zwykli rapowi wyrobnicy, bez stylu i z prostymi (prostackimi?) wersami, naszpikowanymi madafakami i biczami. Uczta liryczna to nie jest.
W zasadzie album, który wyszedł w ogóle chyba tylko na kasecie, obecnie jest propsowany na portalach poświęconych Złotej Erze i g-funkowi, ale chyba tylko z racji unikalności nośnika, którego nie da się już kupić w sklepie, a przynajmniej nowego. Dla fanów g-funku.
OCENA: 3-\6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz