1. Come Around
2. Blind To You
3. Defend Your Own feat. KRAYZIE BONE
4. Tomorrow's Another Day
5. Mamacita
6. Wild Out
7. Lonely feat. YOUNG BURG
8. What A Feeling feat. PAUL WALL
9. Movin' On
10. Sensimillia feat. ROACHE
11. Let Me Know
12. My Everything
13. Love Deh
Collie Buddz to wręcz internacjonał. Białas urodzony w Nowym Orleanie, wychowywany na Bermudach i w Toronto, zyskał wiele podczas swoich podróży między wyspami, USA, a Kanadą. Dorastanie na Karaibach wyzwoliło w nim typowe dla tych terenów bicie serca - w rytmie reggae naturalnie. Dzięki studiom inżynierii dźwięku na Florydzie udało mu się zahaczyć w biznesie i dzięki występom u Shaggy'ego udało mu się uzyskać dla siebie imię i wydać debiutancki album.
Na albumie wystąpiła cała plejada producentów ragga, głównie z Jamajki, ale przecież nie tylko. Lista jest doprawdy długa: Daron Jones, Dino Delvaille, Smokey, Crown N Kah.So.Real, Supa Dups, Di Genius, Tony "CD" Kelly, Jam 2, Shea Taylor, Bang Out, B. Konders, Curtis Lynch. Ciężko wymienić ich dokonania, żeby przybliżyć, z kim mamy do czynienia, ale są to producenci m.in. Gorillaz, Ms Dynamite, Rihanna (Curtis Lynch), Ziggy Marley, Maxi Priest, Junior Reid (B. Konders), Pitbull, Akon, Beenie Man (Supa Dups) i mnóstwo innych. Nie chce mi się wszystkiego wymieniać, ale bierzesz płytę pierwszą z brzegu, gdzie ktoś ma coś wspólnego z ragga i któreś z nazwisk będzie. Czy to kawałek typowy roots rock reggae, czy nowoczesne, klubowe bangery, pełne seksu i energii. A Collie przeskakuje od uczuciowych traków, których jest tu zdecydowanie najmniej, przez klasyczne riddimy, aż po taneczne bomby, przy których już widzisz te smakowite poślady falujące do bitu. Producenci dali radę dość dobrze, nie powiem.
Collie ma naprawdę talent i choć jest biały, wcale tego nie słychać. Potrafi bardzo ładnie toastować, ale również śpiewać, co przy ragga niezwykle się przydaje - zwłaszcza w refrenach. Nie ma on zbyt szerokiego repertuaru jeśli chodzi o tematy: to przede wszystkim panienki (czy to do tańca, czy do... ruchańca), coś o jaraniu, szczyptę o sobie. 'Nuff ganja nuff spliff a build \ Only thing whe a make man feel chill \ Whe (what) me say \ Finally the herbs come around \ The high grade when me a look for \ Me get it by the pound' - to o jaraniu. A może 'It's just another broken-hearted tune fi all di lonely world \ When mi seh \ Emily she could a tell nuf sad story \ Har man abuse har and go beat her up badly \ Just a hold the rod stick rudely' - to z kolei o pannie, tylko z życiowej perspektywy. Nie ma tu nic odkrywczego, czy nowego, natomiast Collie ma jedną zaletę: słucha się go bardzo dobrze, czy toastuje, czy śpiewa. I nawet goście przechodzą niezauważeni, choć dobrani zostali świetnie.
Jak na debiut, to bardzo przyjemny album. Collie ma przyjemny wokal, bity bujają w prawdziwie karaibskim klimacie, mają ten wajb, co rusza głową albo tyłkiem. W Polsce wykonawca jest mniej znany, ale przecież w Stanach zapraszają go sami najwięksi na featuringi, Collie daje wejścia wrestlerowi Kofi Kingstonowi, gra na największych festiwalach - słowem jest rozchwytywany. Bo i materiał ma bardzo przystępny i fajny.
OCENA: 4+\6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz