1. Irons Theme
2. Nutmeg feat. RZA
3. One
4. Saturday Nite
5. Ghost Deini feat. SUPERB
6. Apollo Kids feat. RAEKWON
7. The Grain feat. RZA
8. Buck 50 feat. CAPPADONNA, METHOD MAN, MASTA KILLA, REDMAN
9. Mighty Healthy
10. Woodrow The Basehead
11. Stay True feat. 60 SECOND ASSASSIN
12. We Made It feat. SUPERB
13. Stroke Of Death
14. Irons Theme - Intermission
15. Malcolm
16. Who Would You Ghost
17. Childs Play
18. Cher Chez La Ghost feat. U-GOD
19. Wu Banga 101
20. Clyde Smith (Skit)
21. Iron's Theme - Conclusion.
Po sukcesie pierwszej płyty Wu jasnym się stało, że rozpocznie się Wu inwazja na hip hopowy świat i każdy solowy zawodnik klanu będzie wydawał swoje solówki. Słowo ciałem się stało i obecnie nie ma członka Wu Tang Clan, który nie ma na koncie choćby jednej własnej płyty. Najwięcej chyba wydał własnie Ghostface, którego drugą płytę właśnie mamy przed sobą. Po genialnym 'Iron Man' rzuciłem się na 'Supreme Clientele' jak na falujące cyce miseczka d. I mnie zastopowało...
Spodziewałem się świetnych, łupiących po łbie pozornym nieuporządkowaniem bitów RZA, ale on popełnił tu tylko 4 podkłady i to niektóre wręcz słabe ('The grain' i 'Stroke of death'). Resztą zajęła się zbieranina z obozu Wu i nie tylko: Mathematics, Inspektah Deck, Black Moes-Art, JuJu z The Beatnuts, 6 July, The Blaquesmiths, Hassan z The UMC's, Choo The Specializt i Carlos Bess, co znacznie wpłynęło na moje rozczarowanie. Po 13 latach od premiery jednak widzę, że wtedy nie bardzo dorosłem do tego krążka - dopiero dziś wydaje mi się głęboki i poskładany. Moje uprzednie rozczarowanie wynikało z odrzucenia przez Ghostface'a tak lubianego przeze mnie stylu RZA i przejęcie typowego dla NY klasycznego brzmienia. Wychodziłem z założenia, że jeśli chcę posłuchać JuJu, to sobie włączę The Beatnuts, a Tony Starks powinien brzmieć na totalnych podkładach od RZA i spółki. A tutaj? Cóż, dziś widzę, że te podkłady były po prostu nieco zbyt ekstrawaganckie, jak na tamte czasy. Dziś ani nie dziwią, ani nie wprawiają w zachwyt, ale brzmi to o wiele lepiej, niż w 2000, kiedy to na wiele lat ten album po prostu odrzuciłem. Dziś przyciągają mnie świetne sample z Baby Huey, The Sweet Inspirations, Isaaka Hayes'a, Johna Coltrane, czy Gladys Knight. I faktycznie, podkłady są niezłe, niektóre nawet bardzo dobre, choć oczywiście jest kilka mniej trafionych (Cher chez la ghost - masakra)... Ale 'Supreme Clientele' jest jak wino - im starsza, tym lepsza.
Ghostface za to, wcale się nie zmienił jako emce. Szalony tekściarz, za którego tokiem myślenia ciężko nadążyć, zmieniający tematy w dowolnym momencie i pytany potem, o co chodziło, z rozbrajającym uśmiechem mówi, że nie pamięta... Trudno tu w ogóle mówić o jakiejkolwiek tematyce, bo zwrotki zaczynają się w Kambodży, a kończą na wsi w górach Peru... Ale taki jest Ghost i za to trzeba go albo kochać albo nienawidzić, innej możliwości nie ma. Ironmanowi wtórują goście z obozu Wu, poza jednym, jedynym Redman'em, który znalazł się tu z okazji przyjaźni z Method Man'em. Album jest równy - utrzymuje się w widełkach pomiędzy niezłe, a może być, z rzadka opadając w kierunku tragedii lub wznosząc do bardzo dobre.
Bilans płyty wychodzi więc mniej więcej na zero. Lubię Ghosta, ale do tego albumu nie mam sentymentu takiego, jak choćby do 'Iron Man', czy 'Bulletproof Wallets'. Średnia płyta, która zyskuje dopiero przy kolejnych przesłuchaniach, ale raczej nie zachwyca. Choć z drugiej strony, może jeśli ktoś zacznie od tej płyty, to pozostałe wydadzą mu się gorsze? Hmmm...
OCENA: 4-\6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz