1. Intro
2. Little Big Man
3. Stop Lying
4. Call Me Crazy
5. Chuckwick feat. GANKSTA N-I-P
6. Don't Come To Big
7. Ever So Clear
8. Copper To Cash
9. Dollars And Sense
10. Letter From KKK
11. Take 'Em Off feat. SLEEPY
12. Skitso
Ten kurdupel jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych rapperów na świecie. Jedna trzecia legendarnych Geto Boys, karzeł z długimi dredami, który stracił oko, bo kazał swojej pannie się zastrzelić - koleś jest pieprznięty. Ale w tym szaleństwie tkwi geniusz - Mały Wielki Człowiek. Jego debiut okazał się świetnie przyjętą płytą i do dziś uznawany jest za klasyk.
W sumie każdy z wykonawców labelu Rap-A-Lot korzysta z tych samych producentów. Zatem nie może się tu obejść bez samego szefa wytwórni, J Prince'a, legendarnego Mike Dean'a, ale i tych drugoplanowych producentów: Goldfinger, Roland i Crazy C. To agresywny funk, na świetnie ciętych samplach, z pulsującym basem. Niewiele się to różni od płyt Geto Boys z tamtego okresu - jest tu tylko więcej przemocy. Mamy tu zatem wycinki z takich grup, jak The O'Jays (naturalnie!), Brenda & the Tabulations, ale i od Curtisa Mayfield'a, Billa Withersa, czy wręcz z... Fryderyka Szopena w 'ChuckWick'. Buja głową, robi wystarczający hałas, żeby Cię poruszyć, ale nie morduje chaosem, jak Public Enemy.
Jeśli nie jesteś ostrożny, z Bushwickiem jest jak z Boogeymanem. Przerazi Cię. Zaszczuje, nie da spać. Będziesz cierpiał. Bill ma charakterystyczny wokal, ale bardziej znaczące są jego teksty - pełne przemocy opowieści o życiu karła, urodzonego w biednej rodzinie na Jamajce, mieszkającego potem na Brooklynie i w Houston. Ilość Czarnuchów martwych na płycie jest wprost proporcjonalna do ilości użycia słowa 'fuck' albo 'bitch'. Przykład? 'I got a letter from the muthafuckin Ku Klux Klan, man\ They say they wanna give us a helping hand \ With pulling that goddamn trigger \ And killin off 4'000 other niggers \ Since 1975 \ Yeah, that's how many of us died' albo 'My boy Kevin was a brother known for fuckin a bitch \ Used to leave with my rubbers, and come back with a itch \ Even Kevin started lyin when the girls got low \ When we asked if he fucked, he ain't never said no' albo 'It's Bushwick Bill, I be that motherfuckin nigga \ Four foot two, a couple of inches and I'm steady gettin bigger \ Straight from the motherfuckin G to the E to the T to the O, you know the spellin ho \ I had to come up strong to get where I'm at'. Te kilka cytatów wystarczy, aby uświadomić, jakiego rodzaju ciężar mamy na krążku, zresztą, wszystko wyjaśnione jest w 'Intro' - Bill odpiera ataki anonimowej osoby 'z sąsiedztwa', krytykującej go za wulgaryzmy i przemoc, hejtującej go za bycie kurduplem. Z gości mamy tylko dwie osoby - znany już wówczas podziemny gangsta hardkor rapper Ganxta NIP, którego rola kończy się na trzech zdaniach w środku kawałka i niejaki Sleepy, którego również ciężko znaleźć.
Nie da się ukryć, że solowy debiut Bushwicka kopie hardkorem po mózgu. To nie jest lekka płyta. Tu kapie pot, krew i łzy, a ten mały skurwysyn (nie urażając jego szanownej mamy!) ciśnie coraz bardziej. To płyta dla fanów ciężkiego rapu, na sytych funkowych samplach, pozycja obowiązkowa dla wszystkich lubiących klimaty Geto Boys i twardy rap ze Złotej Ery. Owszem, płyta jest wulgarna i pełna przemocy, ale Bill tak jest. Nie kurwi bez powodu, w sumie każde przekleństwo tutaj mogłoby być usprawiedliwione, o ile ktokolwiek potrzebuje takiego uzasadnienia. Jebać to. To nie album dla grzecznych dziewojek i glutów we fioletowych (ups, sorry, wrzosowych!) rurkach i żółtych najkach. Śmierć kurwom!
OCENA: 4+\6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz